sobota, 14 grudnia 2013

XXI. Ikarowe loty

    Beatrice

       Jako mała dziewczynka, nieświadoma niebezpieczeństw, które czekały na mnie w prawdziwym życiu, uwielbiałam oglądać filmy akcji. Zasiadałam przed starym telewizorem z uśmiechem na ustach i pilotem w ręku, podgłaśniając dźwięk za każdym razem, gdy działo się coś ciekawego. Doprowadzałam tym moją matkę do szału i jednocześnie bardzo ją niepokoiłam. Nikt, a szczególnie małe dziecko, nie powinno zachwycać się widokiem zrujnowanych domów i płonących pasów zieleni. Gdy zaczęłam chodzić do szkoły, a moja obsesja zaczęła się jedynie pogłębiać, mama podjęła drastyczną decyzję o wyrzuceniu telewizora. Choć wtedy jej za to nienawidziłam, teraz wiedziałam, że podjęła słuszną decyzję. 
      Kilkaset metrów pod moimi stopami paliły się domy i lasy, a mi zajęło dziesięć lat, bym stwierdziła, że nie był to widok, który ktokolwiek powinien widzieć, a tym bardziej się nim zachwycać.
- Atakują Siedzibę! - głos Hermesa dobiegał z bardzo daleka. Potrzebowałam dłuższej chwili, by w pełni zrozumieć i przyswoić jego słowa. Przykleiłam nos do małej szyby samolotu, a krzyk rozpaczy uwiązł mi w gardle. Znajdowaliśmy się tak wysoko, iż pożar wyglądał jak pomarańczowa kropka w oddali, jednak bez trudu mogłam sobie wyobrazić, jak wyglądał z bliska. Miejsce, które stało się dla mnie domem, jakiego nigdy nie miałam, właśnie zostawało pożarte przez złowrogie płomienie. Ktoś zaczął krzyczeć z rozpaczą rozdzierającą serce. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że byłam to ja. 
      Ale zacznijmy od początku. Osiem godzin temu po raz drugi w życiu wsiadłam do samolotu, zostawiając za sobą Ateny i wszystkie wspomnienia, które wiązałam z tym miastem. "To, co się wydarzyło w Atenach, zostaje w Atenach", przypominałam sobie w duchu za każdym razem, gdy moje myśli uporczywie powracały do naszych skradzionych wieczności chwilom, jakie spędziłam z Hermesem. Mężczyzna ani razu na mnie nie spojrzał, ani razu nie dał znać, że pamięta o tym, co się wydarzyło. Chciał dać temu odejść, więc i ja powinnam to uczynić. Coraz częściej przyłapywałam się na rozmyślaniu o tych kilku ostatnich dniach i próbie przywołania nieistotnych szczegółów. Chciałam się upewnić, że to, co się wydarzyło, nie było jedynie wytworem mojej wyobraźni. Z każdym następnym niepowodzeniem coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że zaczynałam wariować.
      W noc poprzedzającą nasz wyjazd z Grecji, nie mogłam zasnąć. Kilka godzin przewracałam się z boku na bok, aż w końcu pogodziłam się z myślą, że spędzę pierwszą w życiu bezsenną noc. Wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do małego niepozornego regału, na który nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi. Przejechałam palcem po brzegach książek, szukając jakiejś niezwiązanej z filozofią, co w Akademii Platońskiej było niemałym wyzwaniem. Jakby wiedziony instynktem, mój palec spoczął na oprawionej w skórę księdze, której okładka głosiła: "Anne Boleyn. Winna czy zdradzona?". Wróciwszy do łóżka, zapaliłam lampkę i wciągnęłam się w lekturę. 
     Historia Tudorów od zawsze mnie fascynowała. Gdy Anne poznała Henryka VIII była jedynie średniego stanu szlachcianką. Nikt by nie pomyślał, że rozkocha w sobie króla tak bardzo, iż porzuci on dla niej swoją wieloletnią żonę, tym samym rozpoczynając rewolucję w Anglii. Anne została pierwszą w historii królową angielską, która nie wywodziła się z żadnej arystokratycznej rodziny, a drogę na tron zapewniła jej tylko i wyłącznie wielka miłość, którą darzył ją król. Szczęście małżonków jednak nie trwało długo. Już kilka lat później Henryk, którego miłość do Anne zaczęła się kruszyć, oskarżył swą żonę o zdradę stanu i kazał ją ściąć. Czasami zastanawiałam się, czy podzielę jej los. Wątpiłam, by Hermes chciał mnie zabić, ale miałam nieodparte wrażenie, że czeka mnie młoda śmierć.
    Podczas czytania dwudziestej strony, gdy moje oczy zaczynały się zamykać wbrew woli, poczułam woń spalenizny. Rozejrzałam się zdezorientowana, jednakże nie zauważyłam niczego podejrzanego. Po chwili przeniosłam spojrzenie na książkę. Objął ją płomień ognia, zmieniając litery w popiół, jednocześnie parząc moje ręce. Przerażona rzuciłam księgę na podłogę i zaczęłam okładać poduszką, chcąc ugasić płomienie. Na nic się to nie zdało. Drewnianej podłodze wystarczyła chwila, by zajęła się ogniem. Odkręciłam kran i przywołałam na pomoc wodę, ale nie zareagowała. Zaklęłam. Widocznie była pod panowaniem Posejdona, nie Okeanosa. Rzuciłam się do drzwi wyjściowych, a gdy oddzielały mnie od nich jedynie centymetry, przede mną buchnął ogień, zmuszając do cofnięcia. Płomienie objęły również okolicę jedynego okna w moim przeklętym domku. Byłam uwięziona. I miałam niedługo zostać pierwszą pieczoną heroską świata. Kto wie, może zapoczątkowałabym modę na nowe danie. Choć z pewnością byłby to zaszczyt, nie spieszno mi było go doświadczyć. 
    Zaryglowałam się w łazience, odkręcając zimną wodę i pozwalając jej napełniać wannę. Z mojej gromadzonej przez osiemnaście lat wiedzy wynikało, że płomienie nie pożrą kogoś, kto jest zanurzony w wodzie. Co więcej, ściany łazienki pokryte były płytkami ceramicznymi, dzięki którym czułam się tu na tyle bezpiecznie, na ile można czuć się w płonącym domu. 
   Wbrew moim przypuszczeniom, ogniowi zajęło chwilę wdarcie się do łazienki i pokrycie swymi płomieniami ścian. Wskoczyłam w ubraniu do wody, ale wiedziałam, że ogień i tak znajdzie sposób, by mnie zabić. Zaczęłam wrzeszczeć, starając się przekrzyczeć syczenie płomieni. Dlaczego nikt jeszcze nie przyszedł mi na ratunek? Czy naprawdę nikt nie zauważył płonącego domu? Minuty mijały, płomienie przybliżały się do mnie coraz bardziej, a mój krzyk cichł i zamieniał w łkanie. Dym wdarł się do moich płuc, sprawiając, że nie mogłam złapać powietrza. Zanim odpłynęłam, usłyszałam, że ktoś woła moje imię. 
    Gdy ponownie otworzyłam oczy, ogień zniknął, a łazienka lśniła czystością i nowością. Nadal znajdowałam się w wannie, więc nie mogłam być długo nieprzytomna. Tylko jak udało im się uratować w tak krótkim czasie całą łazienkę? Na własne oczy widziałam, jak to wszystko płonęło.  
Nade mną pochylał się Trey z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Potrząsnął mną i spytał:
- Beatrice, co się stało? - gdy nie odpowiedziałam, powtórzył - Co się stało, na bogów? 
Pokręciłam głową, nie będąc w stanie nic powiedzieć. Moje gardło było zdarte przez wcześniejsze wrzaski, a ja nie wiedziałam, jak mogłabym mu to wszystko wytłumaczyć. Rozejrzałam się ze zdumieniem po łazience, upewniając się, że zachowała się w idealnym stanie. Przez uchylone drzwi dojrzałam, że pokój, który wcześniej się żarzył, również nie ucierpiał. 
- Nie było pożaru? - wyszeptałam. Trey spojrzał na mnie z mieszaniną przerażenia i troski. 
- Jakiego pożaru? Nic się nie paliło, Beatrice. Usłyszałem twoje krzyki i przybiegłem najszybciej, jak mogłem. Po to, by zobaczyć cię nieprzytomną w wannie. - po chwili dodał ze smutkiem: - I miałaś na sobie ubrania. Gdybyś ich nie miała, nie miałbym ci za złe, że obudziłaś mnie o trzeciej w nocy.
- Musiało mi się przyśnić - odpowiedziałam, ignorując jego próbę poprawienia mi humoru. Nie mogłam mu powiedzieć prawdy, ponieważ sama nie chciałam jej zaakceptować. Nie mogłam się przyznać do tego, że zaczynałam wariować. 
    Gdy zmieniłam piżamę na suche ubrania i wyszłam z łazienki, zastałam Trey'a siedzącego na brzegu mojego łóżka. Uśmiechnął się lekko, a w jego oczach nadal czaiła się troska. Poklepał kołdrę, dając mi znać, bym się pod nią zaszyła. Kiedy to uczyniłam, okrył mnie nią i powiedział, że dzisiejszej nocy nie przyśni mi się już żaden koszmar. Pokiwałam głową, czując ogarniające mnie zmęczenie. Gdy Trey zobaczył, że zasypiam, wstał z łóżka, zamierzając odejść. Chwyciłam go za rękę, momentalnie się rozbudzając i czując przerażenie na myśl, że zostanę tu sama. 
- Zostań, proszę - wyszeptałam z błaganiem. 
Tak też zrobił i tej nocy nie nawiedził mnie już żaden koszmar, ani żadna wizja. 
     Miałam czas, by pomyśleć o wszystkim związanym z rzekomym pożarem. Na stoliku nocnym leżała książka, która na moich oczach się doszczętnie spaliła. Schowałam twarz w poduszkę, tłumiąc krzyk bezsilności. Nie umiałam znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Przewracałam się z boku na bok, gorączkowo myśląc i nawet pokrzepiająca obecność Treya, pochrapującego na pobliskim fotelu, nie pomagała. Około trzeciej rano wydawało mi się, że w oknie mignęła sylwetka Isaaca. Zniknęła jednak tak szybko, że byłam pewna iż była tylko przewidzeniem. Przewróciłam się na drugi bok i ponownie pogrążyłam w myślach. Nie wiedziałam, ile czasu minęło, ale nagle naszła mnie nowa myśl. Co, jeśli wcale nie zaczynałam wariować? Co, jeśli ktoś stał za tymi halucynacjami, mieszając mi w głowie? Już raz się tak zdarzyło - Morfeusz zesłał na mnie sny, o których samej siebie nigdy bym nie podejrzewała. Może jakiś bóg stał również za tym incydentem? Ta myśl tak na mnie podziałała, że po raz pierwszy w życiu z entuzjazmem zerwałam się z łóżka. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że był już ranek. 
      Samolot odleciał o dziesiątej, zostawiając w tyle Akademię Platońską oraz dziesiątki uśmiechniętych twarzy, machających nam na pożegnanie. Wśród nich znajdowali się również Mike i Maia, trzymający się za ręce, co mimo paskudnego nastroju, nie uszło mojej uwadze. Dobrze, że przynajmniej im się udało.
         Moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Treya, który siedział kilka foteli ode mnie. Przez moje wczorajsze zachowanie patrzył na mnie teraz tak, jakbym była bombą z opóźnionym zapłonem. By go uspokoić, posłałam mu uśmiech i uniosłam kciuk do góry. Mimo swoich obaw, nikomu o niczym nie wspomniał, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Nie potrzebowałam, by ktoś oprócz mnie zaczął podejrzewać, że tracę zmysły. Pomyślałam, że jestem szczęściarą, otaczając się takimi przyjaciółmi jak Trey. Nie wiedziałam jeszcze, że niedługo miał mi pozostać tylko on.
       Teraz, spoglądając z góry na kulę ognia, pomyślałam, że powinnam była powiedzieć komuś o mojej wizji pożaru. Wzięłam ją za głupią próbę zastraszenia przez któregoś z bogów, a tymczasem mogła być ona ostrzeżeniem. W mojej głowie rozbrzmiały słowa Okeanosa: "Moje wojska niedługo zaatakują Siedzibę". Przyłożyłam dłoń do ust, by znowu nie krzyknąć. Te słowa uwolniły lawinę myśli, których nie mogłam powstrzymać: "To wszystko twoja wina. Jesteś bezużyteczna, Beatrice. Zawiodłaś mnie, a teraz zawodzisz przyjaciół. Przynosisz nieszczęście na wszystkich, którymi się otaczasz...".
- Beatrice? - ktoś mocno mną potrząsał, nie pozwalając całkowicie zagubić się w gąszczu nienawiści, który sama tworzyłam. - Trice, co się z tobą dzieje?
Otworzyłam oczy, by zobaczyć Hermesa pochylającego się nade mną z niepokojem skrytym w zielonych oczach. A więc tego potrzeba by przykuć twoją uwagę, pomyślałam kwaśno. Muszę zacząć tracić rozum.
Złapałam go za nadgarstki z mocą, o jakiej bym siebie nie podejrzewała.
- To Okeanos - wychrypiałam - On atakuje Siedzibę.
- Brawo, Sherlocku - mruknął - Sam bym na to nigdy nie wpadł.
Westchnęłam, puszczając jego dłonie. Zawsze gdy upewniał się, że nic mi nie jest, powracał do bycia Panem Oziębłym. Nienawidziłam w nim tego.
- Viatorze, musimy lądować - stwierdziła Selene, podbiegając do nas. W samolocie zapanowała panika, ale jej głos brzmiał spokojnie. - Musimy im pomóc.
- By stać się łupem armii Okeanosa? - przerwał nam jeden z dwójki pilotów, który mimo panującego chaosu, usłyszał naszą krótką wymianę zdań. - Nie ma mowy. Nie wlecimy w sam środek bitwy.
Selene posłała mu tak mordercze spojrzenie, że mężczyzna przełknął ślinę i odwróciwszy się w stronę towarzysza, wymamrotał:
- Zobaczymy, co da się zrobić.
      Chaosu, który potem zapanował, nie da się opisać. Gdy tylko zaczęliśmy zlatywać niżej i znaleźliśmy się w zasięgu wzroku wroga, nasz samolot został zestrzelony. Intuicja podpowiedziała mi, że straciliśmy prawe skrzydło, gdyż maszyna zaczęła pochylać się na lewą stronę. Potem wirowaliśmy wkoło, z niesamowitą prędkością zbliżając się ku ziemi. Ludzie wrzeszczeli, zagłuszając moje myśli o rychłej śmierci. Zacisnęłam powieki i wbiłam paznokcie w fotel, niemal go rozrywając. Przygotowałam się na ból, który nigdy nie nadszedł. Musiałam stracić przytomność, ponieważ gdy znów otworzyłam oczy, samolot stał już na ziemi. Czując ogarniający mnie strach, otworzyłam jedno oko. Herosi patrzyli po sobie ze zdumieniem, będąc tak samo zdezorientowani jak ja. A więc ostatnich kilka minut nie było jedynie wytworem mojej wyobraźni. To było pocieszające.
    Po samolocie walały się różne przedmioty, ludzie byli rozczochrani i zdezorientowani. Nic poważniejszego się jednak nie stało, choć Isaac miał na głowie spaghetti, które wcześniej konsumował. Mimo dezorientacji, gdy tylko otrzymaliśmy sygnał do wyjścia, wszyscy zgodnie ruszyliśmy w tamtym kierunku, byleby jak najszybciej wydostać się z naszej niedoszłej trumny.
Przechodząc obok Hermesa, usłyszałam jak mówił cicho:
- Dzięki, staruszku.
Mogłam się domyślić, że szczęśliwe lądowanie zawdzięczaliśmy panu niebios, Zeusowi. Nie pozwoliłby zginąć swojemu synowi. Gdyby się nad tym zastanowić, Hermes i Selene w rzeczywistości byliby jedynymi spośród nas, którzy by przeżyli, jednak Zeusowi musiał umknąć taki szczegół. Miałam wrażenie, że był dobrym ojcem, który troszczył się o syna. W przeciwieństwie do mojego, który właśnie mierzył we mnie mieczem.
     Po wyjściu z samolotu, który bezpiecznie wylądował w tylnej części ogrodu, stanęliśmy oko w oko z armią Okeanosa. Herosi wstrzymali oddech, niepewni co robić. Wśród wielu różnorakich potworów udało mi się dostrzec ojca. Od naszego ostatniego spotkania przybyło mu kilka zmarszczek, a we włosach pojawiły się pasma siwizny. Był otoczony cyklopami, harpiami, a nawet minotaurami. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach zatańczyły płomyki szaleństwa. Przez kilka sekund zastanawiałam się, gdzie podziali się Nereus i herosi, którzy nie byli z nami w Atenach. Czy naprawdę nie zorientowali się, że tereny wokół Siedziby płonęły? Czy byli zbyt wystraszeni, by stawić czoło tak potężnej armii?
- Mówiłem ci, że przyjdę, córko. - choć głos Okeanosa był cichy, usłyszałam go tak, jakby krzyczał.
    Wstępny szok minął. Herosi chwycili za miecze, a niektórzy wrócili do samolotu, by znaleźć cokolwiek, czym mogliby walczyć.
- Spokojnie! - krzyknął Hermes, powodując, że zatrzymali się w półkroku. - Bariera, którą na Siedzibę nałożył sam Zeus, skutecznie odgradza nas od wroga. Nikt, kto nie ma dobrych zamiarów, nie jest w stanie przez nią przejść.
- To prawda - potwierdził Okeanos głośno, a w jego głosie brzmiał smutek. Wszystkie spojrzenia skupiły się na nim. - Gdyby nie zapora, już dawno spalilibyśmy wasz dom na popiół.
- Tak jak palicie wszystko wokół? - spytała Selene z wrogością. - To, że spalą się domy i lasy w pobliżu, nie sprawi, że Siedziba spłonie razem z nimi.
- Masz całkowitą rację, moja droga Selene - odparł Okeanos, podchodząc nieco bliżej. Jedna z harpii podążyła za nim jak cień, by w razie konieczności go ochronić. Ręką dał jej znać, by się cofnęła. - Będzie to jednak kolejną skazą na waszym sumieniu, które za wszelką cenę chcecie pozostawić czystym.
Bogini księżyca zatoczyła ręką okrąg, wskazując na palące się w oddali domostwa:
- Jak to ma być naszą winą? - warknęła - Znowu umywasz ręce od odpowiedzialności?
Harpia syknęła, patrząc na nią groźnie. Selene obrzuciła ją obojętnym spojrzeniem, po czym jej chłodny wzrok spoczął ponownie na moim ojcu. Odnosiłam nieodparte wrażenie, że łączyła ich jakaś historia.
- Masz rację - powtórzył słowa, których nie wypowiadał często. - To nie jest wasza wina. To tylko i wyłącznie wina Beatrice.
Wszyscy zebrani popatrzyli na mnie, a ich spojrzenia były gamą najróżniejszych uczuć: od wrogości po niechęć, do współczucia. Przełknęłam ślinę, podczas gdy Okeanos bezlitośnie kontynuował:
- Gdyby stanęła przy moim boku, tak jak było jej pisane, żadna z tych rzeczy by się nie wydarzyła. - zwrócił się do mnie: - Wszyscy ludzie, którzy teraz palą się żywcem w tamtych domach, wszystkie dzieci, wszystkie zwierzęta... masz ich na sumieniu, córko.
Hermes stanął obok mnie i spojrzał na Okeanosa wzrokiem godnym Meduzy:
- Nie waż się tak do niej mówić. Nie jest winna żadnym twoim chorym gierkom, ty... - po czym zaczął go obrzucać wszelkimi wyzwiskami, jakie przyszły mu na myśl, w tym również tymi archaicznymi.
Herosi patrzyli na niego z szeroko otwartymi oczami, starając się zapamiętać chwilę, gdy ich trener dał upust swoim emocjom i to w bardzo niekulturalny sposób. Byłoby to całkiem zabawne, gdyby nie okoliczności, w których się znaleźliśmy.
- Wiesz, co myślę o twoich wyzwiskach? - spytał Okeanos, ziewając ostentacyjnie.
- Och, mogę sprawić, że zmienisz zdanie - warknął, idąc w jego kierunku. W ostatnim momencie za kurtkę złapał go Trey, odciągając do tyłu.
- Nie chcemy tu trzeciej wojny światowej - mruknął, a mój ojciec uśmiechnął się z wyższością. - Przynajmniej nie teraz, gdy nas jest dziesięciu, a ich kilkaset.
Poczułam na sobie wzrok Okeanosa i popatrzyłam na niego z zimną obojętnością. Przez myśli przemknął mi powód, dlaczego w dzieciństwie tak bardzo kochałam ogień. Może miałam wtedy jedne z tych niewytłumaczalnych przeczuć - domyślałam się, że mój ojciec jest władcą wody. I tylko dlatego, by zrobić mu na złość, ogień stał się moją obsesją.
- Czego od nas chcesz? - spytała Selene, przerywając moje myśli.
Wzrok Okeanosa spoczął na niej.
- Czy to nieoczywiste? - jego kolejne słowa sprawiły, że moje serce zaczęło tłuc się w piersi. - Chcę, byście oddali mi Beatrice. Jeśli to zrobicie, daję wam gwarancję, że podczas wojny żadnemu z mieszkańców Siedziby nie spadnie włos z głowy.
Po jego słowach nastała cisza, którą zakłócało jedynie sapanie potworów. Czułam, że spojrzenia wszystkich ponownie skupiły się na mnie. Teraz ukryte w nich było jedynie wahanie.
- Może... - zaczęła jedna z córek Apollina z wahaniem, jakby nie była pewna, czy powinna mówić następne słowa. - Może nie jest to taka zła opcja. Okeanos jest jej ojcem. Wątpię, by ją skrzywdził.
Algida i Trey stanęli przede mną, odgradzając mnie od złowrogich spojrzeń armii potworów.
- Nie oddamy Beatrice - stwierdziła Algida, głośno i dobitnie, co jak zauważyłam, zaskoczyło nawet ją. Nieśmiała dziewczyna, którą poznałam kilka miesięcy temu zniknęła, zastąpiona przez odważną i waleczną kobietę.
- Jesteśmy gotowi walczyć - zawtórował jej Trey, chwytając jej rękę.
- Oczywiście, że jesteśmy! - dodała wojowniczo Solange, córka Aresa. Jej brat i siostra pokiwali głowami, potwierdzając jej słowa.
Wzruszyła mnie ich postawa. Nie mogłam jednak pozwolić, by przeze mnie byli zmuszeni wziąć udział w wojnie. Nie mogłam skazywać ich na śmierć. Uniosłam głowę dumnie do góry, spotykając się z drwiącym uśmiechem mego ojca, który wiedział, że decyzja zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Z uśmiechu, który pojawił się na jego ustach, domyśliłam się, że przewidział moje następne słowa.
- Pójdę z Okeanosem - zadecydowałam, wbrew zdumieniu i przerażeniu moich przyjaciół.
- Nie ma mowy - Hermes złapał mnie za ramię, odciągając na bok. Wpatrując się we mnie gniewnie, spytał cicho: - Zwariowałaś?
- Może - odpowiedziałam, co nie było dalekie prawdzie. - Nie pozwolę nikomu narażać przeze mnie życia. Jeśli dzięki pójściu z Okeanosem mogę zapewnić wam bezpieczeństwo, zrobię to bez wahania.
- Och, nie bądź taką męczenniczką - syknął - Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz? Jeśli z nim pójdziesz, umrze tysiąc razy więcej herosów, niż liczy cała nasza Siedziba!
- O czym ty mówisz?
- Jeśli staniesz po stronie Okeanosa, wygrana leży po jego stronie. Jesteś kluczem do zwycięstwa, Beatrice - drgnęłam, ponownie słysząc swoje imię w jego ustach. Popatrzyłam na niego, dalej nic nie rozumiejąc. Widząc moje zdezorientowanie, westchnął i dodał - Nie chciałem, być dowiedziała się tego w ten sposób, ale osiemnaście lat temu została wygłoszona przepowiednia dotycząca twojej osoby. Jej słowa jasno mówią, że jesteś jedyną, która może uratować Olimp.
- Albo go zniszczyć - wyszeptałam to, czego on nie dopowiedział. Pokiwał ze smutkiem głową.
- Rozumiesz zatem, że nie mogę cię puścić.
Podświadomie zadał mi kolejny cios. Nie chciał mnie stracić dlatego, że wtedy mogłabym doprowadzić do zagłady Olimpu. Nie dlatego, że to on mnie potrzebował.
- Dobrze - powiedziałam cicho, nie patrząc mu w oczy - Zostanę.
Choć nie widziałam jego twarzy, poczułam, się się uśmiecha. Puścił moje ramię i powiedział głośno w stronę Okeanosa:
- Beatrice zostaje z nami. Przegrałeś.
Przez chwilę mój ojciec nic nie mówił. Potem usłyszałam zabarwiony zarówno złością, jak i drwiną śmiech:
- Ja bym tak tego nie nazwał. Może przegrałem bitwę. Jednak zważając na to, że wasi żołnierze już was opuszczają, nie mam wątpliwości, że wygram tę wojnę.
- O czym ty mówisz? Herosi są nam lojalni - oznajmiła Selene, wyrażając na głos myśli nas wszystkich.
Okeanos zaśmiał się, mając na twarzy pełny samozadowolenia uśmiech. Odchrząknął teatralnie i spytał głośno:
- Isaacu? Pokaż im wszystkim, jak bardzo się mylą. Pokaż im swą prawdziwą naturę.
Na początku nie wiedziałam, do kogo się zwracał. Nie mogłam uwierzyć, by mój przyjaciel mógł wbić nam wszystkim nóż w plecy, stając po stronie mojego ojca. Ale to działo się naprawdę. Chłopak na początku zrobił kilka niepewnych kroków naprzód, przystając. Po chwili wziął głęboki oddech i wbijając wzrok w ziemię, ruszył szybko naprzód. Gdy przechodził przez granicę Siedziby, wyglądało to tak, jakby szkło rozbiło się na tysiąc kawałków. Jednak kiedy tylko stanął przy boku Okeanosa, bariera powróciła do swojego wcześniejszego stanu. Przypomniały mi się słowa przepowiedni, którą wygłosił kilka dni temu Apollo: "Jeden przejdzie na stronę zła, wiele powodów do smutku innym da". W tym momencie nie czułam się smutna, a jedynie zła i zawiedziona.
- Zdrajca! - wykrzyknęła Solange, a słowo potoczyło się echem.
Isaac nie był jedynie zdrajcą, ale również tchórzem. Ani na chwilę nie podniósł wzroku, by skonfrontować się z naszymi spojrzeniami. Mój ojciec objął go ramieniem i powiedział, co zakrawało na ironię:
- Zuch chłopak. Gdyby ktoś jeszcze chciał się do mnie przyłączyć, oczywiście przyjmę was z otwartymi ramionami. Pamiętajcie, wygrana leży po mojej stronie.
Tym razem moich uszu dobiegł śmiech Hermesa. Choć wydawało się to niemożliwe, był jeszcze bardziej przerażający, niż ten mojego ojca:
- Życzyłbym ci powodzenia, stary Rybaku, ale po pierwsze to nie w moim interesie. Po drugie, ty nie potrzebujesz słów otuchy, by wygrać. Potrzebujesz cudu.
- Mój drogi Viatorze... - Okeanos wypowiedział to imię z wyraźną drwiną. - Te słowa równie dobrze mogłyby się odnosić do ciebie - wskazał na samolot. - Jak widzę, nie potrzebujesz swych butów, by latać. Uważaj tylko, by nie zostać kolejnym Ikarem.
Zamarłam. Tydzień temu dla żartów sprzeczaliśmy się z Hermesem, kto z nas jest mistrzem słów. Teraz pomyślałam, że nie byłam nim ani ja, ani on. Ten tytuł należał się Okeanosowi. Zapakował on swą groźbę w tak dobrze dobranie słowa, że nikt, kto nie znał prawdy, nie domyśliłby się, o co mu chodziło. Dla mnie, Hermesa i Selene przesłanie jego słów było jasne: Okeanos znał prawdziwą tożsamość mojego nauczyciela i nie zamierzał spocząć, dopóki skrzydła Ikara nie zostaną spalone, a on sam nie znajdzie się na dnie morza. Martwy.

__________________________________
Przepraszam Was za to coś, co miałam czelność nazwać rozdziałem. Obiecuję, że następne będą lepsze!
Tak jak mówiłam, zaczynają się trudne czasy dla Beatrice i jej przyjaciół. Wojna się rozkręca, główna bohaterka zaczyna tracić rozum, a odejście Isaaca jedynie to spotęguje. W przyszłych rozdziałach już nie będzie tak kolorowo, jak było na początku. Oczywiście będą również momenty pełne humoru, bo czym bez nich byłoby to opowiadanie?
W ramach prezentu następny rozdział postaram się dodać 24 grudnia. (:


47 komentarzy:

  1. O jejku, o jejku! Cóż to się dzieje! No źle się dzieje, no.
    To wszystko, nie zbyt się rozpiszę, bo brak mi słów, ale było genialne i, może nie wesołe, ale wszystko uknułaś bardzo sprytnie, tak że nigdy nie spodziewałabym się takiego obrotu akcji. I ten rozdział jest moim ulubionym *,*
    Złe czasy nadchodzą, ale cieszę się, że zachowasz śmieszne momenty, bo bez nich, uff.. miałabym doła przez tydzień.
    Isaac, cóż liczyłam, że będzie pomocnym ramieniem dla Trice, ale moja intuicja, tak samo jak orientacja w terenie, poszła na spacer i się zgubiła. Myślę, że szalę na jego odejście, przeważyło odrzucenie, że Beatrice kocha Hermesa.Ja sama czułabym się okropnie, gdybym miała patrzeć jak mój ukochany patrzy się, rozmawia, zachowuje się w stosunku do innej.
    No i Hermcio, bardzo, bardzo denerwuje mnie ta jego obojętność, ale nie narzekam jakoś specjalnie, bo robi to dla dobra Trice.
    Pozdrawiam i ślę pokłony,
    Mad ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że się podobało i w sumie jestem zdziwiona, że uważasz ten rozdział za najlepszy, bo ja uważam go za niezbyt udany :p
      Isaac czuł się bardzo zraniony i rzeczywiście "zdrada" Beatrice przeważyła na decyzji o jego odejściu. Trice sobie to będzie wypominała w kilku następnych rozdziałach.
      Dziękuję!

      Usuń
  2. Niesamowity rozdział <3 Sama piszę i chciałabym, żeby wyszło mi coś tak wciągającego.. Jesteś świetna :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, dotarłam, przeczytałam. Ale niestety skomentuje jutro :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponad tydzień zabierałam się za komentowanie tego rozdziału, ale winę mogę zrzucić tylko i wyłącznie na ostatni tydzień mojego semestru w szkole. Chciałam mieć ładne oceny i skończyło się na tym, że żyłam czytaniem kartek i spałam wśród książek. Tak więc przepraszam, że piszę komentarz dopiero teraz. No, a następny przy dobrych wiatrach pojawi się parę minut po publikacji rozdziału przez ciebie :)

      I miałam niedługo zostać pierwszą pieczoną heroską świata. Kto wie, może zapoczątkowałabym modę na nowe danie - Nawet w chwilach grozy potrafisz wpleść zabawne momenty. Nie wiedziałam tutaj czy mam się śmiać czy być przerażona, że Beatrice zaraz może spłonąć.

      Z mojej gromadzonej przez osiemnaście lat wiedzy wynikało, że płomienie nie pożrą kogoś, kto jest zanurzony w wodzie. - Dobra, a co się stanie, jeżeli woda wyparuje? Bo moje lata nauczyły mnie, że woda paruje pod wpływem ciepła xd

      Wskoczyłam w ubraniu do wody - W ciągu paru sekund, podczas których Beatrice wpadła na ten pomysł wanna napełniła się wodą. Ja zazwyczaj muszę czekać parę minut, aby choć trochę się jej tam znalazło.

      Rozdział mi się naprawdę podobał! Pewnie dlatego, że nie było już tylko rozmyślań Beatrice, ale pojawiła się akcja i atak na Siedzibę.Długo czekałam na tę chwilę, więc tym bardziej się cieszę. Dobrze pisałam, że nie lubię Isaaca! Pisałam ci o tym w jednym komentarzu, kiedy pojawiła się informacja, że ten facet to kobieciarz i Beatrice miałaby stać się jego kolejną ofiarą. Ale mi z niego przyjaciel skoro jest gotowy zrobić coś takiego. Nie mniej jednak nie nazwałabym go zdrajcą, ale tylko tchórzem, że coś takiego zrobił. Każdy ma prawo wyboru, a ja mam wrażenie, że Herosi zostali takiej możliwości pozbawieni i z góry jest im narzucone, że zostają po stronie Zeusa.
      Widzę, że wątek z romansem się już zakończył. A szkoda, urozmaicał trochę relację między Beatrice a Viatorem.

      Serio zaczęła wariować? Zgaduje, że to efekt uboczny tego eliksiru, bo czego by innego? No, pozostaje jeszcze Okeanos, ale w żaden sposób nie mogę zgadnąć jak mógłby manipulować myślami Beatrice. Aczkolwiek ten Isaac w oknie... No nic, nie mam bladego pojęcia dlaczego tak się stało.

      Dzisiaj po raz pierwszy miałam wrażenie, że rozdział jest za krótki. Czytałam go drugi raz, bo sprzed tygodnia niewiele pamiętałam, ale tak się wciągnęłam, że zaskoczył mnie koniec. Dlatego jeżeli masz zamiar opublikować coś jeszcze w tym roku ( a mam nadzieję, że tego 24 wypadli ) to się bardzo ucieszę.

      Życzę weny :)

      Usuń
    2. Ten rozdział jest tak kiepski, że naprawdę bym się nie zdziwiła, gdybyś nie skomentowała :p Dziwię się natomiast, że Ci się podobał. Jest kilka błędów logistycznych, za których wytknięcie Ci dziękuję (: Isaac rzeczywiście jest tchórzem, ale zdrajcą też - w końcu zdradził własną krew. U herosów jest tak, że jeśli boski rodzic herosa stoi po stronie Okeanosa, jego dzieci też muszą się po tej stronie opowiedzieć. Isaac natomiast jest synem Janusa, który stoi po stronie Olimpijczyków (:
      Wątek romansu przeżywa załamanie, ale zdecydowanie nie jest zakończony ^^
      Beatrice trochę zaczęło odbijać, zbyt wiele odpowiedzialności spoczywa na jej barkach. Odejście Isaaca i wydarzenia z następnego rozdziału tylko pogorszą sytuację :(
      Mam już napisane 3/4 rozdziału, więc może mi się uda dodać już jutro (:

      Usuń
    3. Gdyby był kiepski to wierz mi, mój komentarz wyglądałby zupełnie inaczej. Więcej wiary :)
      To, że jest synem Janosa to nie wiedziałam, albo wiedziałam, ale zapomniałam. A teraz już wszystko rozumiem.
      A niech jej odbije xd Pierwszy raz spotkałabym się z czymś takim w opowiadaniu.
      O, to mam nadzieję, że jednak ci się uda.

      Usuń
    4. W takim razie bardzo się cieszę, że Ci się podobał (: O ojcu Isaaca było wspomniane w tym rozdziale, kiedy Trice chciała uciec z Siedziby (chyba XVI).
      Zaspoileruję, że Beatrice będzie potrzebowała nawet psychologa :D

      Usuń
  4. Bardzo podobał mi się ten rozdział. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Od razu z grubej rury przywaliłaś akcją, tak, to mi się podobało! Czytało mi się naprawdę dobrze, aż żałowałam, gdy dotarłam do końca.
    Już od początku miałam wrażenie, że się podzieje. Te wizje Beatrice były bardzo ciekawe i niepokojące. Zastanawia mnie, czemu wtedy w pokoju widziała ten pożar, którego nie było, i czy faktycznie było to odbiciem przyszłości, tego, co się wydarzy w siedzibie. Nie dziwię się, że była zaniepokojona, zwłaszcza, kiedy okazało się, że naprawdę dzieje się coś złego. Wgl na początku ciężko mi było pochytać, o co chodzi, musiałam się wrócić i przeczytać raz jeszcze, bo momentami wkradła się odrobinka chaosu, ale poza tym, było naprawdę ciekawie.
    Dobrze, że Beatrice nie przyjęła propozycji ojca, ciekawe tylko, jak to wpłynie na kolejne wydarzenia? Czy pogorszy sytuację, czy może jednak faktycznie ona jest tak ważną osobą, że to, po czyjej jest stronie, może zaważyć na tym, jak to się skończy?
    Mam też wrażenie, że Viatorowi mimo wszystko na niej zależy, nawet jeśli stara się dystansować i być oschły. Może obecne wydarzenia też jakoś wpłyną na ich związek?
    Och, i nie spodziewałam się, że Isaac może zdradzić. Raczej wydawał się całkiem normalnym kolesiem, więc byłam dość zaskoczona. Ale w sumie lubię być zaskakiwana, czytając.
    Sorry za tak chaotyczny komentarz. Ale wiedz, że to jeden z lepszych rozdziałów, choć i poprzednie były naprawdę dobre. Po prostu lubię akcję i lubię, gdy kończy się sielanka ^^. A teraz zanosi się na dużo akcji i dużo niepokojących wydarzeń :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podobało. O chaos w tym rozdziale mi chodziło, więc cieszę się również, że momentami nie wiedziałaś, co się dzieje. Sielanki koniec definitywny, teraz już nie będzie kolorowo. Beatrice, mimo dość młodego wieku, nosi na swoich ramionach wielki ciężar, jakim jest bycie obiektem dwóch przepowiedni. Zaczyna więc jej powoli odbijać, a sprawa pożaru może być jedynie odbiciem jej wyobraźni, albo któryś bóg maczał w tym palce. Wyjaśnię to w kolejnych rozdziałach (:
      Isaac poczuł się bardzo zdradzony przez Beatrice, więc również chciał ją zranić. I udało mu się to, ponieważ umysł Trice zacznie jej płatać coraz większe figle.
      Dziękuję! :*

      Usuń
  5. Kurde, nie wiem czy nie byłoby lepiej gdybyś pokazała ten rozdział chronologicznie, to byłby ten efekt zaskoczenia, że Bea miała taką wizję ;)
    Teraz by się wyjaśniło, czemu tylko Issac pojawił się w pokoju. Albo wiedział, że będzie miała wizję (bo jest zdrajcą) lub tak bardzo jej pilnował. Ale powiem ci, że dobrze go wykreowałaś. Nigdy bym nie powiedziała, że to on jest zdrajcą. Czasami było mi go nawet szkoda, a to była tylko gra. Chociaż może z drugiej strony niekoniecznie. Mam parę rozwiązań tej sytuacji teraz i ciekawe, czy w ogóle któreś się sprawdzi ;D
    Tak sama ta wizja. Albo miała nieświadomie (z jej strony i jej ojca) albo ojciec zrobił jej to specjalnie.
    Okeanos atakuje ogniem - zaskoczenie pozytywne ;D
    Ciesze się, że Viator przekonał Beatrice, żeby nie szła z ojcem. Mimo tego, że było jej przykro, że nie wspomniał nic o tym, że chciałby, żeby tak zrobiła dla niego, więc bardzo dobrze że nie chciała zrobić mu na złość. Bo to byłoby w jej stylu ;D
    a ten tekst Okeanosa tak złowrogi i pokazujący tyle, że zaczęłam się az bac. ODkrył swoje karty i jak widać na razie jest górą. CZekam na następny rozdział, bo wojna się rozpoczęła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze pokazuję wydarzenia chronologicznie i chciałam choć raz zrobić na odwrót. Myślę, że element zaskoczenia jednak był, ponieważ cała wizja pożaru była dość nieoczekiwana (:
      Na pomoc Beatrice przyszedł Trey, nie Isaac (: Aczkolwiek Isaac również się tam pojawił (mignął Beatrice w oknie). Isaac zdradził, ponieważ Beatrice złamała jego serce - on się w niej zadurzył, a potem zobaczył, jak się obściskiwała z Hermesem. Beatrice lubi robić na złość, ale nie aż tak, by przez nią ginęli niewinni ludzie. Dlatego pozostała po stronie herosów ^^
      Dziękuję! :*

      Usuń
  6. uff... już myślałam, że Beatrice przejdzie do Okeanosa :) ta wizja mnie trochę zaskoczyła, że to był tylko sen ;/ rozdział jak zwykle fajny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to nie był tylko sen :p To była halucynacja spowodowana a)rozchwianą sytuacją mentalną Trice b)przez któregoś z bogów.
      Dziękuję!

      Usuń
  7. Woow, mówiąc szczerze, ja też jestem po wrażeniem tej gry słownej Okeanosa. Jestem też podekscytowana nadchodzącą wojną, bo od początku wiedziałam, że ona nadejdzie, jednak ta niepewność losu Beatrice i Hermesa mnie dobija. Mam nadzieję, że coś się ruszy w ich wątku z biegiem czasu, w końcu Hermes nie może wiecznie udawać, że mu nie zależy.
    A ta wizja pożaru była naprawdę niepokojąca. To znaczy, że Beatrice jakimś cudem przewiduje przyszłość, czy to kolejna wizja przesłana przez któregoś z bogów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Hermes nie będzie wiecznie udawał nieosiągalnego i w sumie już niedługo coś się między nimi ruszy (: Trice niestety nie umie przewidywać przyszłości, ale też nie byłabym pewna, czy tą wizję przesłał jej któryś z bogów ^^
      Dziękuję!

      Usuń
  8. szczerze wolałabym, aby twoje słowa się nie spełniły. wolę sto razy sielankę i kłótnie kochanków od takich zwrotów akcji. chociaż szerze to nawet ciekawie to wypadło^^
    Ta wizja Beatrice mnie przeraziła. książka płonie, cały pokój płonie. po tym okazuje się, że nie tylko to. nie sadziła, że Okenos tak szybko wypełni swój groźby. chociaż i tak nie przedostał się przez barierę.
    Isaac???? boże, nie spodziewałam bym się, że to on ich zdradzi. żadnego z nich nie spodziewałabym się, że ich zdradzi. przez to ta cała przepowiednia Apollina zaczyna ukazywać się w innym świetle. nie... wolę nie myśleć, kto zginie ;__:
    Plusem jest to, że rozdział dodasz wcześniej. to za dziesięć dni^^ chociaż w sumie jak na to patrzeć to tylko cztery dni równicy xdd
    pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, cztery dni różnicy, ale dla mnie i tak dużo, tym bardziej że prawie w ogóle nie mam czasu pisać :(
      W kolejnym rozdziale będzie troszkę sielanki, bo będzie on takim przerywnikiem w wojnie (:
      Lepiej nie myśl, kto zginie bo to mój punkt kulminacyjny opowiadania :D A za dwa spoilery dowiecie się, o kim jest 2 część przepowiedni!
      Dziękuję!

      Usuń
  9. Oh, nie mam siły pisać więcej niż to, że świetny rozdział, jestem zbyt zmęczona. Jednak i tak nie trzeba nic więcej dodawać:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się, że jesteś zmęczona, o 4 w nocy pisać komentarz... podziwiam, że w ogóle coś napisałaś! :D
      Dziękuję!

      Usuń
  10. Ciekawa sprawa z tym pożarem, zastanawiam się, o co chodzi. Pewnie jakiś bóg w tym maczał palce.
    Wojna, wojna! Uwielbiam twoje opowiadanie, ale wcześniej się mało działo, a teraz będzie sama akcja! Super!
    Nie przypuszczałabym, że Isaac zdradzi, był taki niepozorny. Dobrze go wykreowałaś. Nie lubię Okeanosa, mam nadzieję, że przegra wojnę :\
    Wiki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, teraz będzie pełno akcji (: Okeanosa chyba nikt nie lubi, ale niestety często jest tak, że to złe charaktery wygrywają... :(
      Dziękuję!

      Usuń
  11. Nie wiem jak zacząć... bark mi słów... Podziel się talentem proszę...
    Rozdział świetny (jakby inaczej).
    Hermes broni Trice, Hermes broni Trice.
    Będzie wojna, będzie wojna!!! Czemu się z tego cieszę? Już sama siebie nie rozumiem :)
    Mimo, że kocham jak bohaterowie umierają, szczególnie ci główni... Hermesiątko nie umieraj!!!
    Mam olśnienie... Skoro Hermes jest bogiem i mam dzieci... to jakie są jego relacje z dziećmi Hermesa mieszkającymi w Siedzibie? (jak już kiedyś o tym wspominałaś to, przepraszam, nie pamiętam)
    Mam wielką nadzieję, że dostaniemy od Ciebie prezent na święta w postaci rozdziału :)
    Życzę weny
    Laciata <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę tak Ci się podobało? Według mnie ten rozdział mi nie wyszedł :p
      Będzie wojna, ale to chyba nie powód do uciechy, bo zginie wiele osób... :(
      Hermes nie ma dzieci. Kiedyś miał, ale to było dawno temu (: Od kiludziesięciu lat był zbyt zajęty jako dostarczyciel wszystkich listów na Olimpie, więc rzadko kiedy schodził na ziemię :D
      Dziękuję! :*

      Usuń
    2. Aaa... Rozumiem...
      Co do wojny... To jeszcze bardziej się cieszę. Na prawdę. Kocham jak ktokolwiek umiera.
      Proszę, nie mów, że rozdział co nie wyszedł bo wyszedł :)
      P.S fajne profilowe zdjęcie. Miny Jennifer zawsze spoko :)

      Usuń
    3. Jej miny są bezcenne, zwłaszcza ta na moim awatarze :D

      Usuń
  12. [...]moje myśli uporczywie powracały do naszych skradzionych wieczności chwilom, jakie spędziłam z Hermesem.[...]. - Moje myśli uporczywie wracały do chwil, nie do chwilom.
    [...]Morfeusz zesłał na mnie sny, o których samej siebie nigdy bym nie podejrzewała. - O które.
    By go uspokoić, posłałam mu uśmiech i uniosłam kciuk do góry. - Raczej nie da się unieść kciuka w dół.
    Przynosisz nieszczęście na wszystkich, którymi się otaczasz... - Ściągasz nieszczęście na wszystkich, którymi się otaczasz.
    - To prawda - potwierdził Okeanos głośno, a w jego głosie brzmiał smutek. - Nie jestem pewna, na ile to błąd, na ile po prostu to moje wypaczenie, ale głos, głośno... jakoś średnio mi to brzmi.
    Wszyscy zebrani popatrzyli na mnie, a ich spojrzenia były gamą najróżniejszych uczuć: od wrogości po niechęć, do współczucia. - Poprzez niechęć.
    - Jesteśmy gotowi walczyć - zawtórował jej Trey, chwytając jej rękę. - Jej, jej, powtórzenie.
    - Nie ma mowy - Hermes złapał mnie za ramię, odciągając na bok. Wpatrując się we mnie gniewnie, spytał cicho: - Zwariowałaś? - Kropka po 'mowy', poza tym kolejne powtórzenie: mnie.
    Nie chciałem, być dowiedziała się tego w ten sposób[...]. - Nie chciałem, byś dowiedziała się tego w ten sposób. Swoją drogą... tego i ten razem? Nie wiem, czy 'taki sposób' nie brzmiałby lepiej.
    Choć nie widziałam jego twarzy, poczułam, się się uśmiecha. - Ano, ja też zawsze czuję, się się on uśmiecha. :D
    Chłopak na początku zrobił kilka niepewnych kroków naprzód, przystając. Po chwili wziął głęboki oddech i wbijając wzrok w ziemię, ruszył szybko naprzód. - Naprzód x2.
    No i oczywiście kropki w dialogach.

    Prawdę mówiąc nie mam pojęcia, co powinnam powiedzieć Ci na temat tego rozdziału. Wiem jedynie, że zdecydowanie nie należy on do moich ulubionych. Nie odbieraj tego źle, nie jest zły po prostu... och, chyba spodziewałam się większych fajerwerków. Być może zawiódł mnie fakt, że nie było wielkiej wojny, a jedynie pertraktacje, a być może to wina bolącej mnie dzisiaj głowy, sama nie wiem. W każdym razie rozdział wydał mi się odrobinę chaotyczny, a jako że jestem zmęczona jak cholera i nic totalnie nie mogę dzisiaj z siebie wykrzesać, to pozwolę sobie na tym chyba już zakończyć mój komentarz. Nadmienię jeszcze tylko, że nie mam zielonego pojęcia, co wynikło z tego, że Beatrice zerwała się rankiem jak oparzona, bo doznała olśnienia, a o dziesiątej wylecieli z Aten.
    I, och, może głupia jestem, ale co, do diabła, mają ceramiczne płytki do płonącego drewnianego domku? Naprawdę nie mam pojęcia, jakim cudem miałyby ochronić dziewczynę przed ogniem.

    PS. Tańczę kankana ze szczęścia, czuję się jasnowidzem, wiedziałam, że Isaac będzie zdrajcą, wiedziałaaaaam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wreszcie ktoś, kto się ze mną zgadza! Prawdę mówiąc nie wiem, czy inni mówią, że ten rozdział im się tak podobał dlatego, że chcą być mili, czy naprawdę im się podobał. Według mnie ten rozdział jest zupełnie nieudany, a to z jednej prostej przyczyny: moje myśli całkowicie pochłania kontynuacja Zaplątanych. Od kilku dni szkicuję cały zarys jej fabuły, staram się wszystko poukładać w logiczną całość. I przez to zaniedbałam ten rozdział. Jest okropny, wiem! Ale z drugiej strony nie mogłam też od razu wrzucić ich w wir wojny, chociaż obiecuję, że ona się naprawdę zacznie możliwe że już w przyszłym rozdziale. Płytki ceramiczne są izolatorem ognia, normalnie on ich nie pali (: Trice zerwała się z łóżka z bliżej nieznanych przyczyn, może chciała o tym komuś powiedzieć? :D Nie wiem, ale też nieraz mam tak, że jak wpadnę na jakiś genialny pomysł (co się zdarza rzadko) to mnie rozpiera energia.
      Dzięki za wytknięcie błędów, już poprawiam! (:

      Usuń
    2. Aaa, kochana, znam ten ból bardzo dobrze. Między innymi dlatego właśnie, że co i rusz moje myśli pochłania nowy pomysł na opowiadanie, jeszcze żadnego nie dociągnęłam do końca, o ile w ogóle zdołałam jakiekolwiek na dobre zacząć. Pokaranie boskie z tym.
      Właściwie też tak mam. Ja wpadnę na 'kolejny genialny' pomysł, nosi mnie jak cholera. Ale raczej nie zrywam się z łóżka tylko po to, by się zerwać. Zazwyczaj chcę zrobić wtedy coś konkretnego. :>
      A, że tak bezczelnie, z kontynuacją Zaplątanych kiedy ruszasz? Tak, wiem, że zapewne po zakończeniu tej historii, ale chodzi mi bardziej o jakiś bardziej dokładny termin. Niekoniecznie o datę, ale Zaplątani ilu jeszcze rozdziałów mają się doczekać?

      Usuń
    3. Ja mam teraz tak, że (przynajmniej w mojej głowie) kontynuacja Zaplątanych wygląda tak dobrze, że bije na kolana pierwszą część i dlatego momentami ciężko mi ją pisać dalej, by doprowadzić do końca. Ale kolejny rozdział mam już napisany w połowie i wydaje mi się dobry, więc może nie będzie tak źle (:
      A co, już Ci tak spieszno do końca? Witaj w klubie! Tym bardziej, że mam przygotowany wspaniały epilog!
      Z moich kalkulacji wynika, że zostały cztery rozdziały + epilog, więc w lutym opowiadanie zostanie skończone. Z kontynuacją wystartuję prawdopodobnie niedługo później (:

      Usuń
    4. W mojej głowie zawsze wszystko wygląda genialnie, gorzej, jak przychodzi zabrać się do pisania, bo wtedy nie wiem, w co mam ręce włożyć i koniec końców wychodzi chaos zazwyczaj. :>
      Spieszno, spieszno, zaraz tam spieszno! Ciekawa jestem tylko, co żeś dalej wymyśliła! Raczej mi smutno będzie po epilogu Zaplątanych, zawsze jest mi smutno, jak coś się kończy.

      Usuń
  13. Czytając twoje opowiadanie poprostu popadam w kompleksy ;) Koszmarnie mi się podoba, ale uważam, że poprzedni rozdział wyszedł Ci lepiej.
    Przechodząc do sedna. Ciekawy miałaś pomysł na początek rozdziału. Zrobiłaś później taką retrospekcję, co mi się spodobało. Co do tej wojny to spodziewałam się czegoś więcej. Uważam, że Okeanos wpadłby na coś lepszego niż szantarz śmiercią innych ludzi; powinien się domyślić, że Beatrice nawet jeśli będzie chciała do niego dołączyć to przyjacile jej nie pozwolą. Isaac - wiedziałam, że zdradzi ich ktoś z ich bliższego grona i właśnie podejrzewałam jego lub Algidę (tak, byłam wstanie ją podejrzewać ;D) Chciałam też spytać i ceramiczne płytki, ale odpowieziałaś już w poprzednim komentarzu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten rozdział to w ogóle niewypał, za co przepraszam i obiecuję poprawę! Może i początek był dobry, ale potem się wszystko posypało :(
      Okeanos jest zaślepiony chęcią zdobycia córki, więc chwyta się wszystkich możliwych sposobów, nawet jeśli są one skazane na niepowodzenie.
      Dziękuję! :*

      Usuń
    2. Ojtam, nie żeby był znowu tak słaby :) Poprostu pewnie miałaś gorszy dzień ;) Z resztą też tak czasami mam, że moje myśli idą już do następnego opowiadania :D
      Zapomniałam dodać, że się strasznie cieszę, że następny rozdział będzie szybciej ^^

      Usuń
    3. Ps. Okropnie podoba mi się Twoje nowe profilowe. Ostatnio też byłam na WPO, które mi się strasznie podobało. Ta mina Katniss jest rozbrajająca, a świąteczne tło super wygląda w tym okresie :)

      Usuń
    4. Chorowalam na brak weny, więc ten rozdział wyszedł mi bardzo słabo. Też mi się strasznie podoba ta mina katniss, jest rozbrajajaca :D

      Usuń
  14. oooo zgrozo :D tak szybkiego rozwnięcia akcji sie nie spodziewałam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to rozwinięcie akcji będzie dopiero w przyszlym rozdziale, to była tylko zapowiedź (:

      Usuń
  15. Naprawdę fajny rozdział. Bardzo wciągające i naprawdę fajnie, że takie długie, ja chyba nie potrafiłabym zrobić tak długiej notki. Pomysł na bloga masz naprawdę genialny :) Zapraszam do mnie magia-wspomnien.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że to nie jest ubrany w ładne słowa spam (:
      Jeśli nie to dziękuję, a rozdziały na początku pisałam króciutkie, a z czasem zaczęły się stawać coraz dłuższe (:

      Usuń
  16. Ten rozdział został jednym z moich ulubionych...

    Ula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie się cieszę, ale jak to możliwe? :O
      Mi się wydaje, że w porównaniu do pozostałych jest strasznie słaby :(

      Usuń
  17. Od tego rozdziału Isaac jest moją ulubioną postacią. Lubię czarne charaktery :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwny wybór jak na ulubionego bohatera :D Issaca teraz nie będzie wiele, choć odegra dość ważną (ale zdradziecką) rolę w przyszłym rozdziale (:

      Usuń
    2. Ja zawsze lubię nie tych, co trzeba. I zwykle niestety mi ich zabijają ;(
      NIE ZABIJ GO, PROSZĘ <3

      Usuń

Herosi