tag:blogger.com,1999:blog-32947742174762241612024-03-13T06:23:24.183+01:00Bogowie nie przeminą, dopóki nie przeminie wiara w nich. [zakończony]Unknownnoreply@blogger.comBlogger30125tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-30197417483437262692014-02-15T17:12:00.000+01:002014-05-12T17:13:00.813+02:00Kraina Hadesa zaprasza!<div style="text-align: center;">
Ogłoszenie!</div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystkich nowo przybyłych informuję, że Zaplątani zostali zakończeni epilogiem 8 lutego 2014 roku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zainteresowanych zapraszam na mojego nowego bloga, który dopiero rusza - <a href="http://kraina-hadesa.blogspot.com/"><b>Krainę Hadesa</b></a>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<u>O Krainie</u>:</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">W Podziemiu mitologia splata się z historią, a mroczne sekrety nigdy się nie kończą.</span></div>
</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Początek XIX wieku. Kayth mieszka w pałacu. Jest powszechnie lubiana i podziwiana. Ma wszystko, czego zapragnie. Brzmi jak marzenie?</span></div>
</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Tylko że Kayth nie żyje. Co więcej, straciła pamięć i rozpoznaje jedynie swoje imię. Kłamstwem zapewniła sobie miejsce na Polach Elizejskich - najlepszej części Hadesu. Jednak życie, które sobie wywalczyła, okazuje się być piekłem - i dosłownie i w przenośni. Z chwilą, gdy Persefona staje się jej wrogiem, problemy zaczynają nie mieć końca. Co więcej, Kayth znajduje w swojej komnacie dziennik manipulacyjnej i wpływowej kobiety podpisującej się jako A.B., który opisuje jej pełne przygód życie w tym złowrogim miejscu. Jednak kiedy pyta o nią innych mieszkańców pałacu, ci nie mają pojęcia, o kogo jej chodzi. Jedyną osobą, która wydaje się coś wiedzieć na jej temat jest Bóg Nocy, niestety jest on w takim samym stopniu zagadkowy, jak i toksyczny. Kayth wyrusza w podróż po Podziemiu, by poznać tożsamość tajemniczej kobiety i jednocześnie dowiedzieć się wstrząsającej prawdy o sobie samej. </span></div>
</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Kim jest A.B. i co się z nią stało? Co ukrywa Bóg Nocy? Czy przepowiednia wygłoszona dwieście lat temu się spełni? </span></div>
</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">I co najważniejsze - kto i w jakim celu odebrał Kayth wszystkie wspomnienia?</span></div>
</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Witaj w Krainie Hadesa!</span></div>
</div>
</div>
<div style="font-size: small;">
<br /></div>
<div>
<u><span style="font-family: inherit;">Zwiastuny:</span></u><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/mbWfRxzTHEg?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/x0zSj5xzF8c?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
</div>
<span style="font-size: x-small; text-align: justify;"><br /></span></div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com232tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-13065295625833771822014-02-08T17:49:00.000+01:002014-02-09T20:29:29.319+01:00Epilog<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=-2U0Ivkn2Ds">[muzyka]</a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Trójkąt Bermudzki, Kaplica czaszek, Miasto widmo... Te miejsca żywi uważali za tajemnicze i straszne, przez co omijali je szerokim łukiem. Nie wiedzieli, że po śmierci znajdą się w miejscu tysiąc razy gorszym. Hades rozciągał się pod całym światem, mieszcząc na swojej powierzchni miliardy dusz. Jedną z nich była młoda dziewczyna o skołtunionych włosach i ciele, które pokrywała warstwa brudu. Jeszcze niedawno była piękna. Zjawiskowo niebieskie oczy odznaczały się na niebanalnej twarzy, przyciągając wzrok każdego mężczyzny - nawet boga. Jeszcze niedawno zadbane, kasztanowe loki były jej największym atutem, a uśmiech nieodłącznym elementem jej twarzy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz ta dziewczyna zmieniła się nie do poznania. Choć zmizerniała na ciele, to jej wnętrze ucierpiało najbardziej. Uśmiech został zastąpiony łzami, a niebieskie oczy stały się szare. Dłonie, które niegdyś z wyćwiczoną precyzją władały mieczem, zaczęły drżeć. We włosy wdarły się pasma siwizny, świadczące o ciągłym lęku, w którym żyła. To już nie była ta sama Beatrice. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiedziała, ile czasu minęło, odkąd trafiła do Podziemia. Nie było tu żadnego wyznacznika, który mógłby jej pomóc to określić. Nie miała nawet pojęcia, czy był dzień czy noc - do Hadesu nie docierało światło słoneczne, a dusze żyły w ciągłym mroku. Wiele z nich traciło przez niego jedyne, co im pozostało - rozum. Dziewczyna wiedziała, że jeśli niedługo się stąd nie wydostanie i ona znajdzie się w ich gronie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przez pierwsze dni swojego pobytu starała się szukać w tłumie znajomych twarzy. Miała cichą nadzieję, że uda jej się odnaleźć Algidę, choć nienawidziła siebie za te myśli. Pragnęła by przyjaciółka, w przeciwieństwie do niej, była osądzona sprawiedliwie i trafiła na Pola Elizejskie, na które w pełni zasługiwała. Jednak jeśli Algida rzeczywiście tam była, znaczyło to, że zostały rozdzielone na wieczność.<br />
Beatrice nie miała nawet z kim porozmawiać. Trafiła do jednej z najgorszych części Hadesu, gdzie na zatracenie byli skazani najokropniejsi zwyrodnialcy. Już kilkunastu próbowało podciąć jej gardło, przebić serce lub udusić jedynie dla zabawy. Skoro nie mogła ponownie umrzeć, znaczyło to, że po takich zdarzeniach budziłaby się ponownie i ponownie, dając oprawcom jeszcze więcej zabawy. </div>
<div style="text-align: justify;">
W Erebie nie było żadnych domów ani schronień. Dusze wałęsały się po ogromnej otwartej przestrzeni bez żadnego celu. Większość z nich popadła w otępienie, z którego nie dało się ich wybudzić, a ci, którzy pozostali przy zdrowych zmysłach, stawali się potworami w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Beatrice nienawidziła tego miejsca. Nienawidziła tego, że choć niczego nie zrobiła, Zeus zadbał o to, by się w nim znalazła. Nienawidziła tego, że została porównana do potworów, z którymi musiała dzielić los. Nienawidziła nawet domów w oddali, w których mieszkały dobre dusze, ponieważ tak bardzo im zazdrościła. A najbardziej nienawidziła tego, że zaczynała zatracać samą siebie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jedynym, co ją od tego chroniło była wiara, że Hermes ją uratuje. Jednak z każdym kolejnym spędzonym w ciemności dniem ta nadzieja znikała. Beatrice musiała pogodzić się z tym, że została sama. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nienawidzę cię, Hermesie - wyszeptała w przestrzeń. Kiedyś te słowa w jej ustach były synonimem miłości, jednak teraz, z każdym kolejnym zabiciem serca zaczynały powracać do swojego prawdziwego znaczenia.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
____________________________</div>
<div style="text-align: justify;">
W sumie sama nie wiem, co mam napisać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaplątanych w mitologię zaczęłam pisać ponad rok temu i od tamtego czasu spędzałam z tym opowiadaniem niemal każdy weekend. Będzie mi go bardzo brakowało, tak samo jak i Was. Waszych komentarzy, słów otuchy, słów konstruktywnej krytyki... Waszego motywowania do dalszego rozwijania i w końcu zakończenia tej historii. I choć żegnam się z Zaplątanymi, mam nadzieję, że nie żegnam się z Wami. Epilog był bowiem wstępem do kolejnej czekającej na opowiedzenie historii.<br />
Choć oficjalne otwarcie bloga planuję dopiero na za tydzień, zapraszam Was na niego już dzisiaj: <a href="http://kraina-hadesa.blogspot.com/"><b>Poznaj Krainę Hadesa</b></a>. Kilku bohaterów z Zaplątanych gościnnie tam zagości. Od razu jednak uprzedzam, że blog jest dopiero na etapie tworzenia :)<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przechodzimy do podziękowań! Kolejność jest zupełnie przypadkowa, ponieważ nie miałam siły, by tworzyć listę alfabetyczną.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziękuję wszystkim, którzy komentowali anonimowo, bądź też nie pozostawili po sobie żadnego śladu, ale śledzili losy Beatrice i spółki. Wszystkim, którzy komentowali w dalekiej przeszłości, przez co ich nicki wyleciały mi z głowy. Wszystkim, którzy wspierali tę historię.</div>
<div style="text-align: justify;">
Szczególnie dziękuję Renie, Jamie Grant, Cruncut, Forfeit, Lebrun, Pralinee, Tristezzie, Agacie Klimczak, Qinsi, Moni, Literackiej N., Fallen, Agnes Mording, Carmen, Artemis, Mad, MrHappyDreaming, Wynne, Donnie Webner, Laciatej, Alice_Alis, Lyssie Jowi, Leoranie, Głębokiej Kałuży, Paulinex, xoxo., Justilli, Eris, Lexie Wilson, Merr, Pheronike, Lydii, Lisce Livest.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zapewne zapomniałam o pierdyliardzie ludzi, więc jeśli czujecie się pominięci, krzyczcie! (:</div>
<div style="text-align: justify;">
Do zobaczenia w Krainie Hadesa!<br />
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com74tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-26104781751416516662014-02-02T15:48:00.000+01:002014-02-05T16:57:11.161+01:00XXVI. Wszystko ma swój koniec<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<span style="text-align: center;"><b>Hermes</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="text-align: center;"><b><br /></b></span></div>
Hermes i Selene szli pod ramię krętymi uliczkami Palm Bay, w dłoniach trzymając kubki termiczne z kawą, którą w każdy niedzielny poranek zwykli kupować w tym samym lokalu. Następnie ich tradycją było jedzenie śniadania we francuskiej restauracji, prowadzonej przez Coralie, córkę bogini Hebe. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, że to nie jest koniec, prawda? - zagadnęła Selene, upijając łyk kawy. - Zeus nie wybaczy ci tego, że podważyłeś jego decyzję na oczach całej Dwunastki. Zapewne już planuje zemstę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie jest mi w stanie nic zrobić - odparł Hermes chłodno, gdy przekroczyli próg dobrze znanej, eleganckiej restauracji, z której ładne zapachy roznosiły się na odległości kilkuset metrów. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Tobie nie. Ale Beatrice jest dość łatwym celem - zauważyła kobieta, siadając na jednym z czterech drewnianych krzeseł otaczających szklany stolik. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna zdjął z nosa Ray-Bany i siadając naprzeciwko niej, posłał jej powątpiewające spojrzenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zeus nie odważy się jej skrzywdzić. Gdyby to zrobił, wojna z Okeanosem nie byłaby jedyną wojną, z którą musiałby sobie radzić... - przerwał swój wywód na widok kelnerki zmierzającej w ich kierunku z notesem w ręku i uśmiechem na ustach. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Witamy ponownie w Souffle d'élégance! Przynieść państwu menu, czy wezmą państwo to, co zawsze?</div>
<div style="text-align: justify;">
- To, co zawsze - odparli zgodnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kelnerka zanotowała zamówienie w notesie i dodała wesoło:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Niedawno zaprojektowaliśmy część zewnętrzną naszej restauracji - wskazała na szklane drzwi w pobliżu, za którymi widać było kilka stolików. - Na razie nie wpuszczamy tam gości, ale pani Coralie nalegała, bym was tam zaprowadziła. Chciała, by państwo, jako nasi najcenniejsi goście, mieli okazję skorzystać z tej części restauracji pierwsi.<br />
Popatrzyli na siebie zaskoczeni. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To bardzo miło ze strony Coralie - stwierdziła Selene, wstając z krzesła i razem z Hermesem wychodząc na zewnątrz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Na dworze powitał ich zapach świeżo skoszonej trawy i ćwierkotanie ptaków siedzących na pobliskich drzewach. Fotele i stoliki lśniły nowością, wręcz prosząc, by z nich skorzystać. Bogowie usiedli przy małej fontannie, która ze względu na niedoprowadzenie do niej wody pełniła funkcję rzeźby. Selene odchyliła się na krześle, by spojrzeć w niebo. Często to robiła - jak gdyby mogła tam dostrzec odpowiedzi na wszystkie pytania. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Większość bogów głosowała za przeżyciem Beatrice, więc gdyby Zeus zrobił jej coś teraz, mógłby się spodziewać wojny z własną rodziną - dokończył wcześniej przerwaną przez nadejście kelnerki wypowiedź Hermes. - A ja z chęcią stanąłbym na jej czele. </div>
<div style="text-align: justify;">
Bogini ujęła jego dłonie i spojrzała mu prosto w oczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co nie zmienia faktu, że zachowałeś się nieodpowiedzialnie, zabierając Beatrice na zebranie i zwołując głosowanie w jej sprawie. Mogłeś przegrać.<br />
Uśmiechnął się krzywo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy ty mnie w ogóle nie znasz, kobieto? Ja nigdy nie przegrywam. Jestem zwycięzcą.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Podejmujesz szalone ryzyka - westchnęła, zabierając ręce i upijając łyk kawy. - Kiedyś źle się to dla ciebie skończy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna nie odpowiedział. Kątem oka zobaczył jakiś ruch w pobliskich krzakach, jednak stwierdził, że musiało mu się wydawać. Choć twierdził, że głosowanie w ogóle na niego nie wpłynęło, sam przed sobą musiał przyznać, że od jego zakończenia był bardziej przewrażliwiony, niż kiedykolwiek. Każdy nieznajomy, który dłużej zawiesił wzrok na nim lub na Beatrice wydawał mu się zagrożeniem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja też kiedyś byłam lekkomyślna, Hermesie - dodała Selene ze smutkiem - Zobacz, jak to się skończyło dla Endymiona. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Więc co sugerujesz? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem, co sugeruje piękna Selene - wtrąciła postać, która wynurzyła się z cienia krzaków. - Ale ja bym sugerował, byś przestał się spotykać z moją córką. </div>
<div style="text-align: justify;">
Bogowie przez kilka sekund siedzieli bez ruchu, jednak wtem poderwali się z krzeseł i popatrzyli ze zdumieniem na mężczyznę w średnim wieku, który stał przed nimi z irytującym uśmieszkiem na ustach. Był osobą, której Hermes nigdy nie spodziewałby się tu zobaczyć. Był przekonany, że Okeanos zaszył się w swojej podwodnej krainie, a jeśli ją opuszczał to tylko pod osłoną nocy i w towarzystwie swej armii.<br />
- Nie siedzisz już w wodnej bańce? - spytał mężczyzna.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co tu robisz? - syknęła Selene w tej samej chwili ze zjadliwością. Jednak ktoś, kto znał ją tak długo jak Hermes mógł zauważyć, że w jej głosie czaił się strach. </div>
<div style="text-align: justify;">
Okeanos klasnął w dłonie i odparł:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lepiej spytajcie, jak tu dotarłem. Widzicie, wasza przyjaciółka... jak jej jest? Coralie? W każdym razie, córka Hebe mnie wpuściła. Choć "wpuściła" to niedopowiedzenie. Zorganizowała ze mną całą tę akcję.</div>
<div style="text-align: justify;">
Te słowa zabolały Hermesa, jednak nie dał tego po sobie poznać. Nie znał dobrze Coralie, ale wydawała się być miłą osobą. Zawsze witała go w swojej restauracji z otwartymi ramionami i nawet nie chciała słyszeć o tym, by płacił za jedzenie. Myślał, że była osobą godną zaufania. W czasach wojny jednak nie można było polegać na pozorach. Powinien był o tym pomyśleć wcześniej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pytałam, co tu robisz? - głos Selene był nienaturalnie spokojny. </div>
<div style="text-align: justify;">
Okeanos westchnął, zasmucony brakiem reakcji z ich strony. Za chwilę się jednak rozpogodził:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zabieram was na małą wycieczkę. Myślę, że wspaniale podołacie roli karty przetargowej w negocjacjach z Zeusem. Mam już dla was przygotowane... praktyczne cele. Chciałem powiedzieć "wygodne", ale to byłoby kłamstwo - zaśmiał się złowieszczo.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes stanął przed Selene, odgradzając ją od wygłodniałego spojrzenia Okeanosa. Wiedział, że wróg nie przyszedł tu sam, ale dopóki nie było widać jego popleczników był cień szansy na wyjście z tej sytuacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Uciekaj - syknął do przyjaciółki. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie zostawię cię!<br />
- Jako bóg Dwunastki rozkazuję ci uciekać!<br />
- Nie podlegam twoim rozkazom!<br />
- Jakież to szlachetne z waszej strony - zaśmiał się ojciec Beatrice, po którym dziewczyna odziedziczyła niebieskie oczy. Jej oczy były jednak pełne ciepła, a w oczach Okeanosa kryło się czyste szaleństwo. Z cienia zaczęły się wyłaniać kolejne osoby. Zanim mężczyzna zdążył chociażby zamrugać, otoczył ich ponad tuzin herosów, zabierając możliwość ucieczki. Wśród nich był również dawny przyjaciel Beatrice, Isaac. Hermes nie był superbohaterem. A nawet gdyby nim był, walka z tyloma osobami, z której każda władała żywiołem któregoś z bogów, byłaby samobójstwem. Dobrze wiedział, że jako bóg był nieśmiertelny i Okeanos nie był mu w stanie nic zrobić. Chciał go pojmać, by mieć asa w rękawie w czasie negocjacji z Zeusem, jednak bóg podróżnych wiedział, że czekał go spory zawód. Już nie raz doświadczył na swojej skórze, że pan piorunów był w stanie poświęcić własnego syna dla dobra Olimpu. Choć był zły na Selene, że go nie posłuchała, ścisnął pocieszająco jej dłoń. Widząc ten gest, Okeanos ponownie się zaśmiał. - Popatrzcie tylko na siebie. Zawsze wspieracie się nawzajem. Po co brałeś się za moją córkę, Hermesie, jeśli miałeś przed nosem taki skarb? </div>
<div style="text-align: justify;">
Działając impulsywnie, Hermes uderzył go prosto w nos. Okeanos zatoczył się do tyłu, a dwójka herosów doskoczyła do boga podróżnych w mgnieniu oka, krępując jego ręce za plecami. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Było warto - syknął. </div>
<div style="text-align: justify;">
To były ostatnie szczere słowa, które Hermes miał wypowiedzieć w najbliższym czasie. Wystarczyło kilka sekund, by cała grupa, wraz z pojmanymi zakładnikami, zniknęła, nie zostawiając nawet najdrobniejszego śladu swojej obecności. </div>
<div style="text-align: justify;">
Po kilku minutach kelnerka weszła do ogrodu z czekoladowymi croissantami w ręce. Nie zauważywszy klientów zmarszczyła brwi, a następnie westchnęła z irytacją. Wchodząc z powrotem do restauracji, mruknęła do siebie:</div>
<div style="text-align: justify;">
- A już dawno mówiłam Coralie, że ludzie powinni płacić zaraz po złożeniu zamówienia...<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<b>Beatrice</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Wyszłam z Siedziby nad ranem, zmierzając w kierunku Podwieczorka u bogów. Mijał już drugi dzień odkąd Hermes i Selene zapadli się pod ziemię - i naprawdę miałam nadzieję, że była to tylko przenośnia. Choć takie zniknięcie mogło być podobne do Hermesa, Selene zazwyczaj była odpowiedzialna. Byłam pewna, że coś stało. Najgorsze było to, że nikt nie podzielał moich obaw. Gdy wyznałam je Nereusowi, popatrzył na mnie w zamyśleniu i stwierdził, że sprawdzi to za pomocą Waj-Faja. Kilka godzin później poinformował mnie, że odwiedziła go Hebe i powiedziała, iż widziała zagubioną dwójkę bogów na Olimpie. Jej słowa potwierdziło parę innych bogów, w tym Eris i Apate. Nereus stwierdził, że najprawdopodobniej ważność przepowiedni się skończyła, a Hermes mógł z powrotem wrócić do bycia posłańcem bogów. I choć to wyjaśnienie wydawało się mieć sens, nie wierzyłam, że mój nauczyciel zostawiłby mnie bez słowa pożegnania. Nie po tym, co razem przeszliśmy. Nie po tym, jak bardzo się do siebie zbliżyliśmy.<br />
Moimi podejrzeniami podzieliłam się również z Treyem, jednak i on podszedł do nich z dystansem. Związek mój i Hermesa nie podobał mu się od początku i nie zdziwiło go, iż Hermes potraktował mnie przedmiotowo, zostawiając bez słowa wyjaśnienia. Na jego słowa zareagowałam krzykiem i opuściłam jego pokój po kilku bardzo nieprzyjemnych słowach. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczęłam więc działać na własną rękę. Nie wiedziałam, dlaczego na pierwszy przystanek mojego śledztwa wybrałam Podwieczorek u bogów. Prawdopodobnie dlatego, że był jedynym lokalem, który znałam w Palm Bay. Stamtąd pochodziło również dość ładne wspomnienie, które nie dotyczyło jedynie Hermesa, ale również Algidę. Myśl o niej mnie zabolała, ale nie mogłam pozwolić, by ból przejął nade mną kontrolę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Błagam, nie mogę stracić też Hermesa... - wyszeptałam w przestrzeń. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jakie to słodkie - odezwał się ktoś z drwiną.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na niebie nie było ani jednej chmury, aczkolwiek nagle zrobiło się całkowicie ciemno. Wyczuwałam, że ktoś stanął naprzeciwko mnie, jednak nie byłam w stanie go dostrzec. Moje oczy potrzebowały kilku chwil, by przyzwyczaić się do ciemności. Wyciągnęłam rękę, chcąc odepchnąć nieznajomego. Moja dłoń natrafiła na coś twardego. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hej, hej! - roześmiał się - Poczekaj z tym do pierwszej randki!</div>
<div style="text-align: justify;">
Po kilku mrugnięciach powiekami dostrzegłam zarys sylwetki wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny z irokezem na głowie. Parę następnych sekund wystarczyło, bym go rozpoznała. Ubrany był w czarną, skórzaną kurtkę, spod której rękawów wystawały tatuaże. Tę samą kurtkę miał na sobie kilka dni temu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Widziałam cię - powiedziałam zaskoczona - Hermes z tobą rozmawiał. Z tobą i tą szatynką...</div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzał na mnie, marszcząc brwi:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę tak ci spieszno do grobu? Nie pogrążaj się, dziewczyno.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przełknęłam ślinę. Wyraz jego oczu był przerażający.<br />
- Kim jesteś? - wykrztusiłam.<br />
- Czyżbym zapomniał się przedstawić? - spytał, po czym wyciągnął w moją stronę swoją dłoń. - Jestem Scar. Bóg nocy.<br />
Nie wyciągnęłam swojej dłoni. Moje początkowe zaskoczenie przeobraziło się w złość.<br />
- Czego ode mnie chcesz?<br />
Uśmiechnął się lekko, cofając dłoń i zaczął mnie okrążać, niczym drapieżnik ofiarę. Nie brał nawet pod uwagę tego, że mogłabym uciec. Miał rację - nawet w ciemności widziałam, że jego nogi były dużo dłuższe, niż moje. Nie wiedział jednak, że miałam na przegubie bransoletkę podarowaną przez Hermesa. Bransoletkę, która miała w sobie magię wody. Nigdy jeszcze z niej nie korzystałam, ale wiedziałam, że potrzebowałam jedynie odnaleźć w sobie chęci na wyzwolenie jej mocy. Palcami drugiej ręki dotknęłam lekko łańcuszka, próbując zebrać w sobie siłę. Ten mały ruch nie umknął uwadze mężczyzny. Uniósł moją dłoń i spojrzał na wysadzaną diamentami bransoletkę. Musiał dobrze widzieć w ciemności i znać się na biżuterii, gdyż wystarczyła mu tylko chwila, by stwierdził:<br />
- Hefajstos wykonał wspaniałą robotę. - Zerwał bransoletkę z mojego nadgarstka szybkim ruchem dłoni, po czym spojrzał na mnie przepraszająco. - Tobie się już raczej na nic nie przyda, słoneczko.<br />
Chciałam wyrwać mu ją z ręki, jednak cofnął ją szybko i z cwanym uśmiechem schował moje jedyne koło ratunkowe do kieszeni.<br />
- Pytałaś, czego od ciebie chcę? Otóż chcę ci zaproponować układ. - Prychnęłam, jednak nie zraziłam go tym. - Mam również dwie wiadomości: dobrą i złą. Którą wybierasz najpierw?<br />
Nie odpowiedziałam. Nie uraczyłam go nawet jednym spojrzeniem. Skanowałam wzrokiem otoczenie, zastanawiając się, czy w podupadających kamienicach ktoś jeszcze mieszkał. Czy usłyszeliby mój krzyk? Chciałam to sprawdzić, kiedy mężczyzna uniósł palcem mój podbródek i syknął:<br />
- Pytałem, którą chcesz usłyszeć pierwszą.<br />
Próbowałam go odepchnąć, ale jedyny rezultat był taki, że złapał moje dłonie w żelazny uścisk.<br />
- Złą! - warknęłam.<br />
Westchnął smutno.<br />
- Wszyscy zawsze je wybierają... Świat pesymistów - jęknął - Zła jest taka, że Zeus kazał mi cię zabić.<br />
Zamarłam, po czym podjęłam decyzję, że już czas, bym zaczęła wrzeszczeć. Zanim krzyk wydobył się z mojego gardła, mężczyzna zasłonił mi usta dłonią i spojrzał pobłażliwie:<br />
- Daj mi dokończyć. Zeus kazał mi cię zabić, ale ja mam dla ciebie inną propozycję.<br />
Chciałam spojrzeć na niego z niechęcią, jednak jego twarz się rozmyła. Siedziałam teraz nad krystalicznie czystym strumykiem, zanurzając stopy w wodzie, a za mną siedział Hermes, masując mi plecy. Otaczały nas setki różnokolorowych tulipanów, a w oddali widać było gaje oliwne i eleganckie domy.<br />
- Cześć, zakochańce! - usłyszałam głos, który dobrze znałam. Odwróciłam głowę, by zobaczyć Algidę idącą z Treyem za rękę. Pomachali do mnie, po czym przechodząc przez kamienisty mostek zniknęli w oddali.<br />
- Musimy iść na przyjęcie do Selene - odezwał się Hermes, całując mnie w szyję, po czym dodał z ironią: - Dzisiaj mija piąta rocznica, odkąd Endymion powrócił do żywych. W sumie w jego wypadku nie jest to tak duża zmiana od bycia martwym...<br />
Lekki wiatr zaczął poruszać setkami tulipanów nas otaczających. Niektóre zostały wyrwane i zaczęły się piąć w górę, tworząc sylwetkę zgrabnej kobiety. Kwiaty zniknęły, a ich miejsce zajęła Afrodyta, uśmiechając się dumnie.<br />
- Zwykłe wejścia są przereklamowane, co? - rzucił Hermes z sympatią.<br />
Zanim bogini miała szansę odpowiedzieć obraz się rozwiał, a ja ponownie znajdowałam się w ciemnym zaułki, a za towarzysza miałam jedynie boga, który sprawiał, że ciarki przechodziły mi po plecach.<br />
- Co to było? - wyszeptałam.<br />
- To był tylko zwiastun tego, co ci oferuję... Proponuję ci wieczny sen. Jeśli się zgodzisz, twój świat już zawsze będzie wyglądał tak kolorowo, jak przed chwilą.<br />
Miałam ochotę zapłakać. Czy to był jakiś podły żart? Czy to Hera bawiła się moim kosztem? Czy naprawdę miałam podzielić los Endymiona?<br />
- Dlaczego mi to robisz? - jęknęłam.<br />
Zmarszczył brwi:<br />
- Moja rozmowa z tobą jest aktem łaski. Równie dobrze mógłbym dalej bawić się w zsyłanie na ciebie halucynacji, czekając aż sama odbierzesz sobie życie. Muszę jednak przyznać, że zaczęło się to robić nieco nudne.<br />
- To ty za nimi stałeś? - Choć wcześniej się go bałam, teraz zaczął mnie całkowicie przerażać.<br />
Ukłonił się nisko.<br />
- W rzeczy samej. Musisz przyznać, że niektóre były całkiem dobre.<br />
- Nie widziałam w nich nic dobrego - warknęłam.<br />
- Naprawdę? - szczerze się zdziwił. - Więc nie podobała ci się noc spędzona z Hermesem?<br />
Zachwiałam się, kiedy dotarło do mnie znaczenie jego słów. Niewiele myśląc, rzuciłam się na niego z pięściami. Zręcznie uchylił się przed uderzeniem i ponownie łapiąc mnie za nadgarstki, przyparł do ściany.<br />
- Chyba nie myślałaś, że bóg zakochałby się w zwykłej śmiertelniczce? - naigrawał się.<br />
- KŁAMIESZ! - wrzasnęłam, odwracając głowę w jego stronę. - Tamta noc zdarzyła się naprawdę!<br />
Uśmiechnął się z wyższością i wzruszył ramionami:<br />
- Czyżby? - spytał tylko, nie zamierzając ciągnąć tematu. - Twoje problemy sercowe interesują mnie w takim samym stopniu, jak wzory na krawatach Zeusa. Wybieraj: wieczny sen czy śmierć?<br />
Nie odpowiedziałam. Łzy ściekały mi po policzkach, jednak nie była to oznaka smutku. Byłam bardzo, bardzo wkurzona. Moje milczenie widocznie go nudziło.<br />
- Może nie jestem ekspertem, ale sen wydaje się brzmieć dużo lepiej niż śmierć... - zauważył.<br />
W ostatnim przypływie odwagi szarpnęłam się i ku mojemu zdumieniu, udało mi się wyrwać. Złapał mnie jednak, zanim zdążyłam cokolwiek zrobić. Nieważne, jak dobra stała się moja kondycja, to nie miało znaczenia w starciu z bogiem, w dodatku tak napakowanym jak ten. Choć wiedziałam, że odniosłam porażkę, wydawało mi się to strasznie niesprawiedliwe. Na co mi były te wszystkie treningi, przez które codziennie bolały mnie mięśnie? Już za chwilę miały stać się tylko wspomnieniem.<br />
- Dlaczego dajesz mi wybór? - wydusiłam przez zęby. Chciałam kupić sobie więcej czasu, choć nie miało to najmniejszego sensu. Mimowolnie przypomniałam sobie o portretach, które wisiały na ścianach Siedziby. Zdecydowana większość uwiecznionych na nich herosów nie skończyła dwudziestego roku życia. Poczułam wielki żal, kiedy dotarło do mnie, że niedługo do nich dołączę.<br />
- Pewna bliska dla mnie osoba poprosiła mnie o darowanie ci życia - odpowiedział na moje pytanie.<br />
- Uważasz że obdarowanie wiecznym snem to życie?<br />
- Genialne, prawda? - uśmiechnął się z dumą, jednak po chwili w jego oczach zobaczyłam coś, czego myślałam, że ktoś taki jak on nie jest w stanie czuć: smutek. - Naprawdę mi przykro, że tak się to wszystko rozwinęło, Beatrice. Uwierz mi, nie chcę cię zabijać. Zeus jednak użył pewnych argumentów, których nie mogę zignorować. Kilkadziesiąt lat temu obiecałem mojej przyjaciółce, że już nigdy nikogo nie zabiję, więc byłoby miło, gdybym nie musiał tego robić.<br />
- Będziesz musiał złamać tę obietnicę - warknęłam ze łzami w oczach. Podjęłam decyzję. Skoro mojemu oprawcy tak bardzo zależało na tym, bym wybrała wieczny sen, wybiorę śmierć. Nie byłam go w stanie skrzywdzić w żaden inny sposób, więc może przynajmniej tak mu się odpłacę.<br />
Popatrzył na mnie z żalem.<br />
- Szkoda. Jednak jeśli to twój ostateczny wybór...<br />
Pstryknął palcami i wokół mnie zaczęła się zbierać ciemna mgła. Zanim pochłonęła mnie całkowicie, usłyszałam przy uchu szept Scara:<br />
- Do zobaczenia w Hadesie.<br />
___________________________________<br />
Znowu dodaję rozdział tydzień wcześniej, niż zapowiadałam! Szaleję :D<br />
Witam Was w ten ostatni dzień ferii (przynajmniej moich) ostatnim rozdziałem Zaplątanych. Jak łatwo zauważyć, nie lubię szczęśliwych zakończeń.<br />
Epilog pojawi się za tydzień, a będzie tak krótki, że możliwe iż moje podziękowania będą od niego dłuższe. Natomiast za dwa tygodnie ruszę z Krainą Hadesa, której głównym bohaterem, jak zapewne większość już wie, będzie Scar (:<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com38tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-20658623984300190192014-01-25T10:41:00.001+01:002014-01-25T10:42:07.547+01:00XXV. Wieczny sen<div style="text-align: center;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=lQlIhraqL7o">[muzyka]</a><br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>I just had sex... And it felt so good...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Obudziłam się z tymi słowami obijającymi się w myślach. Westchnęłam cicho i z wciąż zamkniętymi oczami przesunęłam się na łóżku, by wtulić się w swojego mężczyznę. Objął mnie rękami w pasie i przejechał dłonią po włosach. Pocałował mnie w czoło, a następnie policzek. Uśmiechnęłam się lekko. <i>And it felt so great... </i>Zmarszczyłam brwi. Z każdą sekundą słyszałam te słowa coraz wyraźniej i głośniej. Zaczęła im towarzyszyć nawet muzyka. Moja wyobraźnia miała wspaniały humor.<br />
Zorientowałam się, że coś tu nie grało dopiero wtedy, gdy Hermes zaczął się lekko trząść, próbując zdusić śmiech. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na niego zaciekawiona. Natychmiast przybrał poważny wyraz twarzy. Kierowana instynktem zerknęłam w kąt pokoju, w którym stała wieża stereo. Oczywiście była włączona. Nie słyszałam muzyki tylko w mojej głowie - słychać ją było na cały pokój.<br />
- Gdy tylko usłyszałem tę piosenkę chciałem ją puścić jakiejś dziewczynie - poinformował mnie Hermes, wybuchając śmiechem na widok mojej miny. Usłyszawszy jeszcze parę linijek utworu nie miałam wyboru - musiałam do niego dołączyć. Dopiero gdy piosenka się skończyła, zadałam nurtujące mnie pytanie:<br />
- Ile ich było przede mną? Twoich partnerek?<br />
Mój ton był tak swobodny, jakbym pytała o to, jaki jest jego ulubiony kolor. W środku jednak aż we mnie wrzało, by usłyszeć odpowiedź. Mężczyzna spojrzał na mnie badawczo.<br />
- Dlaczego cię to interesuje?<br />
- To chyba naturalne, że interesuje mnie twoja przeszłość.<br />
- Dobrze to ujęłaś - "przeszłość". Jeśli z kimś byłem, wydarzyło się to w przeszłości i dawno zakończyło.<br />
- Och, daj spokój - westchnęłam, podpierając się na łokciu. - Dziesięć? Dwadzieścia?<br />
- Żyję już bardzo długo, Beatrice - przypomniał, a w jego głosie pojawiło się napięcie. Spojrzałam na niego, unosząc brwi:<br />
- Sto? - zaśmiałam się, jednak jemu nie było do śmiechu.<br />
- Może - odpowiedział tylko.<br />
Zamarłam. Liczyłam się z tym, że miał dużo partnerek, jednak dużo było dla mnie liczbą dwucyfrową, nie trzy. Zabrałam rękę, którą trzymałam na jego piersi i wstałam pospiesznie z łóżka, okrywając się prześcieradłem.<br />
- Sto - powtórzyłam głucho, gdy zbierałam moje rzeczy z podłogi. Nagle przestałam i wbiłam w niego wzrok: - Badałeś się chociaż na obecność HIV?<br />
Choć dla mnie sytuacja przybrała przerażający obrót, mężczyzna wybuchnął śmiechem.<br />
- Bogowie nie chorują - odparł.<br />
- Przynajmniej tyle dobrego - wydusiłam przez zaciśnięte zęby i powróciłam do zbierania ubrań. W kilka sekund pojawił się przy mnie i złapał moją twarz w dłonie, zmuszając, bym na niego spojrzała:<br />
- O co ci chodzi? - spytał. - Nie możesz być na mnie zła za to, że miałem partnerki. To nielogiczne.<br />
Możliwe, że było to nieracjonalne, ale ostatnimi czasy mój tok rozumowania można było określić właśnie takim słowem.<br />
- Jestem po prostu zła, że mi o nich nie powiedziałeś! - wybuchnęłam. - Wiesz, jak ja się teraz czuję?! Ty miałeś setki partnerek, podczas gdy ja...<br />
Zamknął mi usta pocałunkiem. Choć z początku się wzbraniałam, w końcu mu uległam, wypuszczając przy tym wszystkie zebrane dotąd ubrania z powrotem na ziemię. Nim się zorientowałam, znajdowaliśmy się ponownie na jego łóżku.<br />
- Beatrice... - wyszeptał, jeżdżąc dłonią po moim udzie.<br />
Przewróciłam się na brzuch i wspierając łokciami, popatrzyłam na niego z góry.<br />
- Jeśli teraz powiesz, że to, co się wydarzyło dzisiaj w nocy było tylko zabawą, jak Boga kocham, zamorduję cię - oświadczyłam, po czym dodałam: - I mam tu na myśli Boga chrześcijańskiego, żebyś nie pomyślał, że mówię o... znaczy, ja ciebie nie... tak naprawdę...<br />
Moja plątanina wydała mi się tak żałosna, że zasłoniłam sobie dłonią usta i odwróciłam wzrok.<br />
- To takie słodkie, gdy się rumienisz - szepnął mi do ucha, odgarniając kosmyk włosów z twarzy. Po chwili dodał poważniejszym tonem: - Dzisiejsza noc była świetną zabawą... - spiorunowałam go wzrokiem. - Ale i czymś więcej. Ty jesteś kimś więcej, Beatrice.<br />
Zaniemówiłam na dobre trzydzieści sekund. Nim zdążyłam odpowiedzieć, ktoś zapukał do sypialni. Drewniane drzwi się uchyliły, a w nich tyłem do nas stała Selene. Na wszelki wypadek zasłoniła sobie również dłonią oczy.<br />
- Nie patrzę na was - zakomunikowała, jakbyśmy tego nie wiedzieli. - Beatrice, miło cię widzieć. Choć tak naprawdę cię nie widzę...<br />
- Selene - popędził mężczyzna, wywracając oczami.<br />
- W każdym razie, przyszłam ci przypomnieć o dzisiejszej naradzie bogów, Hermesie. Mają być poruszane ważne sprawy - zaakcentowała przedostatnie słowo, po czym, nadal odwrócona tyłem, pomachała nam ręką i zamknęła za sobą drzwi.<br />
- Narada bogów, cholera! - wybuchnął Hermes, gdy tylko kobieta wyszła z pokoju, po czym przejechał dłońmi po twarzy. - Zupełnie o niej zapomniałem.<br />
- Nie spóźniłeś się. Nadal możesz na nią iść - uspokoiłam go, kładąc dłoń na jego piersi, w miejscu, gdzie złotym tuszem wytatuowany miał znak Olimpu. Była to dziwna kompozycja koła, trójkąta i linii krzywej - symboli trójki najważniejszych bogów: Zeusa, Posejdona i Hadesa. Jak zdradził mi Hermes, miał je wytatuowane każdy bóg. Mężczyzna zwrócił na mnie swe zielone oczy, w których tańczyły wesołe ogniki:<br />
- Dalej mnie nienawidzisz? - spytał, uśmiechając się krzywo.<br />
- Jeszcze bardziej, niż wczoraj - przytaknęłam, a by mu to udowodnić, pocałowałam go namiętnie. Zanim się obejrzałam, już byłam na nim, a jego palce jeździły po moich plecach. Złapał mnie w pasie i obrócił tak, że teraz to ja znajdowałam się pod nim.<br />
- Nawet nie wiesz, jak chciałbym zostać z tobą w tym łóżku - wyszeptał, bawiąc się puklem moich włosów.- Niestety, musimy iść na tę cholerną naradę.<br />
- Czy nasz związek nie rozwija się zbyt szybko? Już mam poznawać twoją rodzinę? - uniosłam brwi słysząc, że chce mnie ze sobą zabrać. Było wiele rzeczy na które miałam teraz ochotę, ale stawanie przed dwunastką bogów nie było jedną z nich.<br />
- Chciałbym ci tego zaoszczędzić, ale niestety musimy wytłumaczyć wszystkim, dlaczego tak bardzo się nienawidzimy - powiedział konspiracyjnym szeptem i puścił mi oko.<br />
- Chyba nikt się tak dla ciebie nie poświęca jak ja - jęknęłam.<br />
Wskazał na swoje ciało:<br />
- Czy to nie jest wystarczająca zapłata?<br />
Była nią aż zanadto.<br />
<div style="text-align: center;">
***<br />
<div style="text-align: justify;">
Po śniadaniu Hermes podskoczył do Siedziby, by powiadomić Nereusa, że zabiera mnie na trening. Obiecał, że nie będzie go więcej, niż piętnaście minut. Tymczasem zdążyłam wziąć prysznic, umyć i wysuszyć włosy oraz pomalować się kosmetykami Selene. Byłam pewna, że te czynności zajęły mi ponad godzinę, aczkolwiek Hermesa nadal nie było. Zaparzyłam sobie kawę, starając się nie denerwować. On zawsze był spóźnialski. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy wybiła dwunasta, skierowałam się do wyjścia. Nie zamierzałam dawać sobą pomiatać. Przy drzwiach zauważyłam karteczkę zatytułowaną moim imieniem. Czując ogarniający mnie niepokój, podniosłam ją i przeczytałam:</div>
<div style="text-align: justify;">
"Okeanos zaatakował wczoraj w nocy tyły Siedziby. Pomagam innym w opatrywaniu rannych i odbudowywaniu zniszczonych budynków. Czekaj tu, dopóki nie wrócę. NIE WAŻ SIĘ WYCHODZIĆ Z DOMU. W Siedzibie nie jest już bezpiecznie".</div>
<div style="text-align: justify;">
Osunęłam się na ziemię, ponownie przebiegając wzrokiem po linijkach tekstu. Moja wczorajsza halucynacja nie była przypadkowa. To, że wizja zaprowadziła mnie właśnie tutaj w dzień ataku nie mogło być zbiegiem okoliczności. Ktoś chciał, bym zarówno ja, jak i Hermes byli zajęci. Komuś zależało na tym, byśmy nie znaleźli się w miejscu ataku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Do czasu powrotu Hermesa miotałam się po willi, nie wiedząc, w co włożyć ręce. Jakaś część mnie wręcz wyrywała się, by pomóc w Siedzibie. Ta racjonalna część jednak brała górę i zmuszała do pozostaniu w domu. Sprzątałam, czytałam, leżałam, płakałam. Włączyłam również dziennik telewizyjny, mając nadzieję, że powiedzą coś o ataku w wiadomościach. Oczywiście nie było o nim nawet wzmianki. Pył skutecznie zatajał wszystko przed śmiertelnikami. Miałam nadzieję, że żaden z herosów bardzo nie ucierpiał. Jeśli ktoś był martwy, była to kolejna ofiara na moim sumieniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Bóg podróżnych wrócił późnym popołudniem, cały brudny i zakrwawiony. Na jego widok wybuchnęłam płaczem. Wiedziałam, że to nie była jego krew, jednak to mnie wcale nie pocieszało. Ktoś inny musiał być poważnie ranny. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co się stało? - wydusiłam, podbiegając do niego i sprawdzając, czy aby na pewno nie była to jego krew. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręcił tylko głową i opadł na pobliską sofę, nie przejmując się tym, że ją zabrudzi. Jego przystojną twarz wykrzywiało zmęczenie i ból. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak źle jest? - Nie odpuszczałam, przysiadając obok niego. Musiałam poznać fakty. Mężczyzna zmierzwił sobie włosy, wzdychając. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Praktycznie cały tył Siedziby jest zniszczony, w tym sala treningowa i znaczne zapasy broni - przyłożyłam dłoń do ust w wyrazie przerażenia. - Na szczęście pokoje herosów są całe, czego jednak nie można powiedzieć o herosach. Kilku heroicznych chłopaków zostało poważnie rannych. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy Trey... - Nie byłam w stanie dokończyć pytania. Jeśli mojemu ostatniemu przyjacielowi, jaki mi pozostał, coś się stało, bałam się, że mogłabym tego nie przeżyć. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jest cały i zdrowy. Pomagał mi z opatrywaniem rannych. </div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnęłam z ulgą i mimo jego brudnego i zakrwawionego ubrania, przytuliłam go mocno. Odwzajemnił uścisk, ukrywając twarz w moich włosach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że ciebie tam nie było... - wyszeptał - Znając ciebie, byłabyś jednym z tych heroicznych herosów, którym dzisiaj musiałbym opatrywać rany. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Albo mogłabym to wszystko zatrzymać - odparłam cicho - Wystarczyłoby, że oddałabym się w ręce Okeanosa. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna ujął moją twarz w dłonie, a w jego oczach pojawił się gniew. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie jest rozwiązanie, słyszysz? Choćby nie wiem, ile było ofiar, jeśli dołączysz do swojego ojca, będzie ich dużo więcej. Jesteś...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kluczem do zwycięstwa - dokończyłam smętnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A ja gdzieś zgubiłam klucz do domu - wtrąciła Selene, która pojawiła się w salonie. Na jej białej sukience było pełno plam krwi. - Jednak mieszkam z gapą, która i tak ich nigdy nie zamyka, dzięki bogom za to. Za nic nie chciałabym wam przerywać tej romantycznej sceny... - zmarszczyła brwi. - Wygląda na to, że i tak to zrobiłam... Już się zmywam. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wyszła prędko z salonu, po czym po kilku sekundach ponownie się w nim pojawiła. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hermesie, pamiętasz o zebraniu? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ile razy mnie jeszcze o to zapytasz? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dopóki sobie nie przypomnisz - posłała mu szeroki uśmiech, po czym na dobre wyszła z pokoju. </div>
<div style="text-align: justify;">
Do zebrania zostało nam niecałe pół godziny, które ja spędziłam na zamartwianiu się, a Hermes na prysznicu. Im bliżej było osiemnastej, tym bardziej się denerwowałam. Spotkanie z jednym bogiem nie było dla mnie wyzwaniem, ale spotkanie z całą Dwunastką mogło wywołać atak serca. Gdy tylko Hermes wyszedł z łazienki, zasypałam go swoimi obawami:</div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
- Zrobię z siebie pośmiewisko - jęknęłam - Albo powiem coś głupiego w stylu: "Hefajstosie, jaki ty jesteś ładny!" albo zemdleję i pewnie przy okazji strącę ze stołu wino, które wyleje się na nowo kupioną śnieżnobiałą suknię Afrodyty.<br />
- Twoja wyobraźnia mnie przeraża - stwierdził, po czym kucając przed sofą, spojrzał na mnie poważnie: - Jeśli jednak któraś z tych opcji miałaby być wcielona w życie, wybierz drugą, proszę. Musimy jedynie przekonać moją rodzinę, że nie stanowisz żadnego zagrożenia. Wnioskując z twojego umiłowania do króliczego jedzenia nie powinien to być problem.<br />
Zaśmiałam się, jednak niepokój dalej we mnie kiełkował.<br />
- Czy Apollo również tam będzie?<br />
- Owszem - spojrzał na mnie badawczo. - Znasz go?<br />
Przypomniałam sobie o prośbie Apollina, by nikomu nie mówić o jego przepowiedni. Miałam przeczucie, że jeśli złamałabym dane przyrzeczenie, stałyby się złe rzeczy - jeszcze gorsze, niż zostały przepowiedziane. Uśmiechnęłam się z wysiłkiem.<br />
- Nie znam. Po prostu od zawsze chciałam z kimś przedyskutować moje wiersze. Jak myślisz, "świnia" rymuje się z "debila"? - widząc jego minę, stwierdziłam: - Sam widzisz, lepiej zapytam o to boga poezji.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: justify;">
Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jak dotrzeć na Olimp. Bo i po co byłaby mi taka wiedza? I tak miałam go nigdy nie odwiedzić. Dzisiejszy dzień jednak przyniósł wiele niespodzianek. Hermes zawsze nosił na szyi łańcuszek, z którego zdjął teraz złoty kluczyk i trzymając go w dłoni, zamknął oczy. Splótł swoje palce z moimi, ponieważ była to jedyna metoda, bym pojawiła się na Olimpie razem z nim. Czując ogarniające mnie mdłości, zacisnęłam powieki. Gdy je otworzyłam, stałam na białej chmurze, a wokół mnie unosiła się lekka mgła. Hermes pociągnął mnie do przodu, a po przejściu parunastu kroków moim oczom ukazały się wielkie, złote wrota, pełne zawijasów. Podświadomość podpowiadała mi, że właśnie za nimi znajduje się miasto bogów. Zanim się do niego skierowaliśmy, zatrzymał nas niski mężczyzna o czujnym spojrzeniu. Dopiero po chwili zauważyłam unoszący się na chmurze dom za jego plecami. Willa przypominała tę, w której mieszkał bóg podróżnych. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Kogo tu przywiało - powitał nas mężczyzna, zasiadając za swoim umiejscowionym przy wrotach biurku. Każdemu jego krokowi towarzyszył brzdęk metalu, jak gdyby w kieszeniach nosił tysiące kluczy. Dopiero to skojarzenie sprawiło, że go rozpoznałam. To musiał być Janus, bóg kluczy. - Widzę, Hermesie, że przyprowadziłeś ze sobą dziewczynę, coś podobnego! Niestety nie tą, o którą cię prosiłem. Czekam na Afrodytę już od kilku miesięcy... </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ona jest boginią miłości - odpowiedział Hermes. - Śmiem twierdzić, że mając taką specjalizację jest najbardziej zapracowana z nas wszystkich. Nie możesz jej winić za to, że jeszcze się u ciebie nie zjawiła. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jakbyś jej w ogóle o mnie powiedział! - prychnął mężczyzna i pstryknąwszy palcami sprawił, że złote wrota się otworzyły. - Idźże już, Hermesie, i nie składaj więcej obietnic, których nie będziesz miał zamiaru dotrzymać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdybym ich nie składał, nigdy byś mnie nie wpuszczał - pożegnał go, uśmiechając się szeroko i pociągnął mnie w stronę Olimpu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zauroczyła mnie magia tego miejsca. Nawet gdybym chciała, nie umiałabym jej w pełni oddać słowami. Wydawało mi się, że znalazłam się w jednej z bajek Disneya, w których mityczne krainy zawsze były wyidealizowane. I choć tamte krainy w rzeczywistości nie istniały, ta była jak najbardziej realna. Stworzona na podobieństwo starożytnych Aten, co szybko zauważyłam, miała niepowtarzalny klimat. Znajdowaliśmy się w pełnej kwiatów i drzew dolinie, a nieopodal płynął strumyk, w którym w swoje odbicie wpatrywał się przystojny chłopak, otoczony wianuszkiem nimf. W oddali widać było wzniesienie, po którym pięły się kręte dróżki i okazałe domy. Na szczycie pagórka dostrzegłam potężny pałac, który musiał być celem naszej podróży. Ruszyliśmy wybrukowaną uliczką, po drodze mijając gaje oliwne, stadniny koni i pastwiska, na których zwierzęta wiodły rajskie żywoty. </div>
<div style="text-align: justify;">
Im bardziej zbliżaliśmy się do pałacu bogów, tym więcej osób nas mijało. Naliczyłam już dziesięciu satyrów, siedem centaurów i pięć nimf. Z biegiem czasu przestałam liczyć, gdyż przerastało to moje zdolności matematyczne. Wszyscy kłaniali głowy przed Hermesem i spoglądali na mnie z ciekawością. Przechodziliśmy obok dziesiątek stoisk, z których każde proponowało inne, niepowtarzalne specjały, od mleka kozy Amaltei po biżuterię z kuźni Hefajstosa. Kiedy przechodziliśmy obok stoiska z kwiatami, mała dziewczynka wyciągnęła ku mnie dłoń z wianuszkiem utkanym z róż. Choć grzecznie odmówiłam, mała się uparła i nie chciała przyjąć zwrotu. Podziękowałam jej zatem i założyłam wianek na głowę. Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko, ukazując brak kilku mleczaków i uniosła kciuki w górę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poszliśmy dalej, z każdym krokiem coraz bardziej przybliżając się do potężnego pałacu. Ludzie patrzyli na nas z uśmiechem, a gdy tylko przechodziliśmy obok, podtykali nam pod nos przeróżne specjały, nie żądając zapłaty.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czuję się tutaj jak księżniczka - westchnęłam cicho, gdy oddaliliśmy się od żądnych plotek uszu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Niestety to uczucie zaraz zniknie - odpowiedział mężczyzna ponuro, otwierając przede mną drzwi do pałacu bogów. Zanim weszłam, przytrzymał mnie za ramię: - Moja rodzina potrafi być bardzo nieprzyjemna, a ja muszę się do niej wpasować. Nie bierz do siebie tego, co powiem lub zrobię przez najbliższe zebranie. To wszystko będzie tylko grą. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pokiwałam głową, a uczucie niepokoju wróciło. Pałac był wykonany z marmuru, dlatego odgłos naszych kroków rozchodził się po całym korytarzu, na którym wisiały portrety bogów Dwunastki. Styl, w jakim zostały namalowane, podejrzanie przypominał mi Leonarda da Vinci. Zanim jeszcze weszliśmy do sali obrad, usłyszałam gwar głosów, spośród których udało mi się wychwycić strzępki zdań:</div>
<div style="text-align: justify;">
- ... jak zawsze się spóźnia...</div>
<div style="text-align: justify;">
- ... co ty robisz z tą serwetką, Apollo? </div>
<div style="text-align: justify;">
- ... nie przewidzisz, kiedy spłynie na ciebie natchnienie...</div>
<div style="text-align: justify;">
- ... ćwicząc na ludzkiej siłowni cały miesiąc, dostałem tysiące karteczek z numerami telefonów...</div>
<div style="text-align: justify;">
- ... ja nie mam telefonu, a i tak zawsze lądujesz u mnie, Aresie...</div>
<div style="text-align: justify;">
Ich rozmowy przerwało nasze pojawienie się w drzwiach sali. Wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie. A ja, dostrzegając jedną twarz, której nie spodziewałabym się tu zobaczyć, wydusiłam ze zdumieniem:</div>
<div style="text-align: justify;">
- To ty!<br />
Na jednym z dwunastu tronów zasiadała moja pani psycholog. Ubrana w białą togę, tak jak wszystkie kobiety na sali, patrzyła na mnie z pobłażaniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Beatrice, poznaj Atenę - odezwał się Hermes, przerywając krępującą ciszę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co ta dziewczyna tu robi, Hermesie? - odezwał się mężczyzna siedzący na największym tronie. Pioruny błyskały na jego długiej brodzie, więc musiał to być Zeus. Przeniósł spojrzenie na Afrodytę, która pomachała do mnie przyjaźnie. Chwilę potem jednak radość zniknęła z jej twarzy. - Czy nie mówiłaś mi, że córka Okeanosa umarła? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Może miał dwie córki? - odparła kobieta słabym głosem i nawet jej przymilne mrugnięcie oczami nie pomogło. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zeus podniósł się ze swojego tronu, a pioruny na jego brodzie błyskały niczym światło na dyskotece. Pałacem wstrząsnął potężny grzmot, jednak podniesiony głos boga był od niego dużo gorszy:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zrobiliście ze mnie durnia! - zwrócił się do bogini miłości i boga podróżnych. - Co więcej, zagroziliście przyszłości całego Olimpu! Gdyby Okeanos zwerbował tę dziewczynę na swoją stronę, nie zostałyby po nas nawet szczątki!</div>
<div style="text-align: justify;">
Nieoczekiwanie przyszła nam na pomoc Atena. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zeusie, Zeusie, po co te nerwy. Kłótnią niczego nie rozwiążesz. Musimy patrzeć na teraźniejszość, w której jak widzisz, dziewczyna stoi po naszej stronie. Wysłuchajmy, co ma do powiedzenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pan piorunów, nieco uspokojony przez swoją córkę, spoczął ponownie na tronie, lecz jego spojrzenie było rozgniewane. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Właściwie to ja... - zająknęłam się, niepewna, co powiedzieć. Spojrzenia wszystkich bogów skupione były na mnie, a zobaczyć w nich można było od ciekawości po nienawiść. Spojrzałam bezradnie na Hermesa. Nie miałam pojęcia, po co tu przyszłam. Mężczyzna odchrząknął i zacząwszy chodzić po sali, powiedział:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przyprowadziłem do was Beatrice, ponieważ pragnę, byśmy przeprowadzili demokratyczne głosowanie dotyczące jej życia... bądź śmierci. </div>
<div style="text-align: justify;">
Popatrzyłam na niego ze zdumieniem i nie do końca zdając sobie z tego sprawę, zrobiłam krok w tył. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Było bardzo miło, ale chyba czas na mnie... - zaczęłam, pragnąc jak najszybciej stąd uciec. Nie mogłam uwierzyć, że Hermes przyprowadził mnie na rzeź. Może i wierzył w słuszną decyzję swojej rodziny, ale ja, patrząc na ich wrogie miny, miałam co do tego poważne wątpliwości. Gdyby doszło do głosowania, zabiliby mnie. Odwróciłam się, chcąc wyjść, jednak napotkałam na dość poważną przeszkodę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Już chcesz nas opuścić? - spytał muskularny mężczyzna, ostrzyżony na krótko, od stóp do głów ubrany w skóry. Zbliżył się i przejechał palcem po moim policzku. - Zabawa się dopiero zaczyna, koteczku. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zostaw ją, Aresie - odezwał się Hermes lodowato, stając obok mnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyżby ktoś tutaj był zazdrosny o ludzką dziewczynę? - zakpił Ares. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie jest czas na kłótnie, chłopcy - odezwała się ze znużeniem Atena. - Myślę, że odezwę się w imieniu wszystkich tutaj zebranych mówiąc, że głosowanie jest bardzo dobrym pomysłem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Raczej nie wszyscy tak uważają... - odezwałam się słabo. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zaiste, to dobry pomysł - przerwał mi Zeus w zamyśleniu. - Prowadzi to jednak do pytania... Dlaczego chcesz, by to głosowanie się odbyło, Hermesie? Czy wcześniej nie robiłeś wszystkiego, by uchronić przed takim losem tę dziewczynę? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wydałeś polecenie by ją zabić, nie uzgadniając tego z nikim - odpowiedział bóg podróżnych. - Teraz chcę, by decyzję podjęli wszyscy, tak jak powinno to być wcześniej zrobione. </div>
<div style="text-align: justify;">
"I tak mnie zabiją!", chciałam wykrzyczeć. Nie mogłam uwierzyć, że był tak ślepy. Z drugiej strony nie mogłam go winić. Ludzie najczęściej chcieli wierzyć, że ich rodzina podejmie słuszną decyzję. Zaplotłam ręce na piersi i starałam się nie wyglądać, jakbym miała zemdleć. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nareszcie nie jest nudno! - klasnęła w dłonie Afrodyta, uśmiechając się szeroko. - Jeszcze kilka minut rozmowy o podatkach i bym uciekła, gdzie kwiaty rosną... </div>
<div style="text-align: justify;">
- Pieprz - poprawił automatycznie Zeus i wskazał na jedyny pusty w sali tron. - Siadaj, Hermesie. Oczywiście będziesz podejmował decyzję razem z nami. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna niechętnie opuścił mój bok, ale równocześnie nie dał mi też żadnego znaku pocieszenia. Wiedziałam, że musieliśmy zachować pozory nauczyciela i uczennicy, ale pokrzepiające spojrzenie by nie zaszkodziło. Gdy usiadł, jego sportowy strój zamienił się w białą togę, a na głowie miał złoty wieniec. Wydałam z siebie westchnienie, którego na szczęście nikt nie usłyszał. W tej samej chwili zaczął mówić Hermes: </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak dobrze wiecie, Beatrice Mead jest córką Okeanosa. Przepowiednia dotycząca jej osoby została wygłoszona osiemnaście lat temu i od tamtego czasu wszyscy lękacie się o nasz los. Przyrzekam wam na ogród Hesperyd, że nie ma takiej potrzeby. Dziewczyna jest stuprocentowo po naszej stronie i nic tego nie zmieni. Okeanos stara się ją zastraszyć; zabił jej przyjaciółkę, sprawił, że straciła przyjaciela. Beatrice nienawidzi go jeszcze bardziej, niż my. Mam rację?</div>
<div style="text-align: justify;">
Dopiero po chwili zrozumiałam, że pytanie było skierowane do mnie. Pokiwałam gorliwie głową. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak - wychrypiałam - Nienawidzę go z całego serca i niczego nie pragnę bardziej, niż jego przegranej. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To dość mocne słowa - zauważyła Atena, przyglądając mi się uważnie. Znałam to spojrzenie. Prześwietlała mnie wzrokiem, zauważając wszelkie szczegóły, takie jak pognieciona koszulka czy zmierzwione włosy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Są prawdziwe - odparłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobrze zatem - odezwał się Zeus i zaczął szybko przerzucać kartki leżące na stole. - Otwieram głosowanie numer dwa tysiące pięćset sześćdziesiąte. Ten, kto pragnie śmierci córki Okeanosa, naszego największego wroga, niech podniesie dłoń.</div>
<div style="text-align: justify;">
I już? To miało być to wielkie głosowanie? Kilka podniesionych dłoni miało zadecydować o całym moim życiu? Choć czułam oburzenie, nie śmiałam się odezwać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dłonie zaczęły szybować w górę. Pierwszy był Zeus, zaraz po nim kobieta siedząca u jego prawego boku. Była w średnim wieku, a na jej głowie jaśniał największy wieniec. Bóg z trójzębem w ręce ochoczo podniósł go do góry, a w jego ślad poszła naznaczona bliznami dłoń najbrzydszego mężczyzny, jakiego kiedykolwiek widziałam. Ostatni głos na tak należał do kobiety, która jeszcze wczoraj gościła mnie w swoim gabinecie, udając panią psycholog. Zeus biegał wzrokiem po wszystkich pozostałych bogach, starając się błyskającymi w nim piorunach nakłonić ich do zmiany decyzji. Żadna dłoń się jednak już nie podniosła. Apollo z zapałem notował coś na serwetce, Afrodyta rozmawiała cicho z Aresem, który patrzył na mnie drapieżnie, pulchny mężczyzna sączył wino z kieliszka, blady mężczyzna o czarnych włosach rzucał gniewne spojrzenia w stronę Zeusa i Posejdona, a kobieta z przewieszonym przez ramię łukiem bębniła palcami w stół. Oni wszyscy byli za tym, bym przeżyła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tylko pięć osób z dwunastu zagłosowało za egzekucją. Wygląda na to, że Beatrice będzie żyć - odezwał się Hermes wesoło, posyłając w stronę ojca zwycięskie spojrzenie. <i>Tylko</i> pięć osób chce mojej śmierci? Rzeczywiście, miałam powody do radości.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zapominasz jednak, że w rodzinie nie ma demokracji - odezwał się Zeus. - Możemy udawać, że jest inaczej, ale to nieprawda. To ja mam decydujący głos i zamierzam go wykorzystać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wszyscy zaczęli protestować - nawet głosujący za moją śmiercią. Zachowanie pana piorunów oburzyło ich w takim stopniu, że z wielkiej fontanny zaczęła na wszystkie strony tryskać woda, fortepian zaczął sam grać, a kwiaty zaczęły wyrastać spod marmurowej podłogi, rozbijając ją na kawałki. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobrze już, dobrze! - wrzasnął Zeus, gdy butelka wina wisiała w powietrzu, oblewając jego togę czerwoną cieczą. - Tym razem dam wam prawo głosu, niewdzięcznicy! Skoro chcecie, by ten zalążek zła przetrwał, niech się tak stanie. Mam nadzieję, że Olimp nie ucierpi przez wasze współczucie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zastukał piorunem o marmurową podłogę, kończąc zebranie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze przez chwilę stałam na środku, ciężko oddychając. Przeżyłam! Szczęście było po mojej stronie. Złapałam spojrzenie Apolla, który przypatrywał mi się ze smutkiem. Gdy zauważył, że na niego patrzę, uśmiechnął się sztucznie i podniósł kciuki do góry. Nagle jakaś szeroka pierś zasłoniła mi widok. Podniosłam głowę, by spojrzeć w czarne oczy Aresa. Instynktownie zrobiłam krok w tył, na co on zrobił krok do przodu i uśmiechnął się drapieżnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem zadowolony, że przeżyłaś, koteczku. Mam nadzieję, że zdążę się jeszcze z tobą pobawić. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przed jego wygłodniałym spojrzeniem uratowała mnie kobieta w średnim wieku, która głosowała za moją egzekucją. Spojrzała na mężczyznę z naganą i odprawiła go ruchem dłoni. Z widocznym oporem, wykonał jej polecenie, posyłając mi ostatni diaboliczny uśmiech. Kobieta przyglądała mi się przez chwilę, po czym uśmiechnęła dobrodusznie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wybacz, że głosowałam przeciwko tobie, moja droga, ale rozumiesz, jako żona Zeusa muszę udawać, że nie mam własnego rozumu - westchnęła ze smutkiem Hera, po czym ponownie zlustrowała mnie wzrokiem. - Jesteś bardzo ładna. Czy mogłabym ci coś pokazać?</div>
<div style="text-align: justify;">
Przełknęłam ślinę. Pójść gdzieś z kobietą, która była za moją śmiercią? Mój mózg natychmiastowo podsunął mi wizję ciemnej piwnicy. Obejrzałam się przez ramię na Hermesa, który był zajęty rozmową z Afrodytą. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie potrwa długo - przyrzekła Hera, pragnąc mnie przekonać łagodnym spojrzeniem. Z ociąganiem pokiwałam głową i poszłam za nią. Po wyjściu z sali, przeszłyśmy korytarzem i weszłyśmy po kręconych schodach na trzecie piętro. Przynajmniej to nie piwnica, pomyślałam z ulgą. Zaprowadziła mnie do drewnianych drzwi, które otworzyła złotym kluczykiem. W pokoju, do którego weszłyśmy, unosił się pył i pachniało nieprzyjemnie, jakby nikt tutaj nie mieszkał. Na regałach i półkach osiadł kurz. Jedynym czystym elementem tego pomieszczenia było łóżko, stojące na środku pokoju. Mężczyzna, który na nim leżał , tak zgrał się kolorystycznie z białym prześcieradłem, że na początku go nie zobaczyłam. Jego złote włosy, otaczające białą twarz, rozsypane były po poduszce. Miał zamknięte oczy, a na jego ustach malował się błogi uśmiech. Przy łóżku stało krzesło, przez które przewieszony był srebrny szal - taki sam, jaki Selene miała na sobie kilka dni temu. Hera przysiadła na brzegu łóżka, wpatrując się w mężczyznę smutno.<br />
- Biedny los spotkał Endymiona. Leży tutaj już od kilkuset lat, zapomniany przez wszystkich, oprócz miłości swojego życia. I choć Selene odwiedza go bardzo często, nie jest go w stanie obudzić z wiecznego snu, w który sama go zresztą wpakowała. Gdyby chłopak się w niej nie zakochał, nie odwiedzałybyśmy go tu dzisiaj - westchnęła i zwróciła na mnie brązowe oczy. - Nie chciałabym, by podobny los spotkał ciebie, dziecko. Czy chwila w ramionach boga warta jest tysiącleci męczarni?<br />
Nie odpowiedziałam. Kobieta podniosła się i biorąc mnie pod ramię, ruszyła w stronę wyjścia. Po drodze do sali obrad, żadna z nas nic nie mówiła. Dopiero gdy znalazłyśmy się w zasięgu wzroku i słuchu innych bogów, Hera przytuliła mnie, przy okazji szepcząc mi do ucha:<br />
- Mam nadzieję, że podejmiesz słuszną decyzję, Beatrice. Może i uda wam się przekonać innych, że nic do siebie nie czujecie, ale ja jestem za stara na takie numery - puściła mnie i dodała z dobrotliwym uśmiechem: - A jeśli jest coś, czego nienawidzę bardziej od braku wyczucia stylu mojego męża, jest to kłamstwo. </div>
<div style="text-align: justify;">
_________________________________<br />
Rozdział jest tydzień wcześniej, niż zapowiadałam, ponieważ miałam dużo wolnego czasu (ferie!).<br />
W obserwatorach stuknęła mi setka, za co bardzo Wam dziękuję! Nie myślałam, że to opowiadanie spodoba się tak wielu osobom (i są to uczciwe słowa, nie stylizowane na skromne). Dziękuję za Waszą obecność, za komentarze, za zainteresowanie opowiadaniem!<br />
Ale na to nie czas dzisiaj. Takimi nudnymi sprawami zasypię Was pod epilogiem (:<br />
Następny rozdział za dwa tygodnie, aczkolwiek jest pewna szansa, że uda mi się go napisać wcześniej.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com44tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-15376838686452985242014-01-17T16:32:00.000+01:002014-01-19T15:40:33.710+01:00XXIV. Pełnia<div style="text-align: center;">
<b>Beatrice</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Gabinet, do którego weszłam po ówczesnym zapukaniu, był elegancki i przestronny. Na ścianach wisiały obrazy, wszystkie konkretne i rzeczowe. Nie było tu miejsca na impresjonizm. Na środku pomieszczenia stały dwa wielkie fotele, naprzeciwko których za wielkim stołem znajdowało się ogromne krzesło, przypominające tron. Siedziała na nim kobieta z ułożonymi w staranny kok włosami, prostą, białą koszulą i ołówkową spódnicą. Jej skryte za okularami szare oczy przewiercały mnie z ciekawością. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wejdź i usiądź, proszę - odezwała się, a ostatnie słowo wypowiedziała z widocznym trudem, jakby nie nawykła do jego brzmienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wykonałam polecenie, zapadając się w miękkim fotelu i spojrzałam na nią, krzyżując ręce na piersi. Kobieta wstała ze swego tronu, a odgłos uderzania jej niskich obcasów o podłogę rozniósł się po całym pomieszczeniu. Okrążyła obszerny stół i przysiadła na jego kancie, tym samym znajdując się blisko mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, dlaczego tutaj jesteś? - zaczęła terapię, ani na chwilę nie spuszczając ze mnie wzroku. Trudno mi było odwzajemnić jej przewiercające spojrzenie, więc wbiłam wzrok w podłogę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ponieważ wszyscy uważają mnie za wariatkę - odparłam cicho. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Sama tak nie uważasz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie odpowiedziałam. To była moja pierwsza z zapowiedzianych kilku, bądź, w zależności od potrzeby, kilkunastu wizyt u pani psycholog, która, jak się okazało (cóż za szok!) była dobrą znajomą Hermesa. To sprawiało, że trudno było mi się przed nią otworzyć. Miałam wrażenie, że wszystko co powiem, trafi do boga podróżnych. A tego z pewnością bym nie chciała. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Beatrice, odpowiedz na moje pytanie - rozkazała i było jasne, że nienawidziła braku reakcji ze strony odbiorcy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie robi pani notatek? - spytałam, pragnąc odwrócić jej uwagę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jedyne notatki, które są mi potrzebne to te, które robię w głowie - odparła - Poza tym, jesteś moją jedyną pacjentką.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jedyną? To musi być pani bardzo dobra w swoim fachu - zauważyłam i pożałowałam tego w momencie, w którym obrzuciła mnie morderczym spojrzeniem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przynajmniej mam pracę. Tobie tego nie wróżę. A jeśli jeszcze raz odezwiesz się do mnie w ten sposób, możesz być pewna, że na wróżbach się nie skończy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy to groźba? - spytałam, jednocześnie czerwieniejąc. Nie przywykłam do słuchania kazań od kogokolwiek innego, niż mojej matki i okazjonalnie Hermesa (choć nienawidziłam w nim tej parenetycznej natury). W tej kobiecie jednak było coś, co sprawiało, że nie chciałam jej zawieść, dlatego na jej potępienie zareagowałam wstydem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Moja droga, obie nie pochodzimy z marginesu społeczeństwa, by uciekać się do czegoś tak błahego, jak groźba. Nie, to było jedynie pouczenie o charakterze przyszłościowym. Radzę ci jednak rozważyć swoje zachowanie, jeśli chcesz, by atmosfera na naszych spotkaniach była znośna. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przełknęłam ślinę i dumę, po czym pokiwałam głową. Ta kobieta mnie tak onieśmielała, iż nie chciałam się z nią wdawać w żadne kłótnie. Uśmiechnęła się, ciesząc z wygranej i wróciła na swój tron. Złączyła palce i spojrzała na mnie przeciągle. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Uwierz mi, Beatrice, nie chcę dla ciebie źle. I choć mogę ci się wydawać oziębła, ja tylko staram się pomóc. Proszę, odpowiedz na moje wcześniejsze pytanie - powiedziała, a ja wiedziałam, że nie będę w stanie od tego uciec. - Czy myślisz, że jesteś szalona?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak. Tak myślę - odparłam, ponownie wlepiając wzrok w podłogę. - Widzę rzeczy i osoby, których nie widzi nikt inny. Nieraz słyszę głosy. Zdaje mi się nawet, że widzę duchy. Jeśli to nie jest szaleństwo to nie wiem, co nim jest. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobrze. Widzę, że robimy postępy. Utrzymując dobrą passę, opowiedz mi teraz, kiedy zaczęły się twoje halucynacje.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeszcze w Atenach. Wydawało mi się, że mój domek się palił. To było coś więcej, niż halucynacja. Wydawało się niesamowicie realne. Nawet zapach spalenizny unosił się w powietrzu. Jednak gdy już myślałam, że umrę, przyszedł mój przyjaciel i uświadomił mi, że żadnego pożaru nie było. To wszystko działo się w mojej głowie. Od tamtej chwili zaczęłam się bać swoich własnych myśli.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kobieta westchnęła, głęboko nad czymś rozmyślając. Po kilku długich sekundach spytała:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy przed tą wizją w twoim życiu nastąpiła jakaś zmiana? Czy stało się coś niespodziewanego, przynoszącego wiele emocji? </div>
<div style="text-align: justify;">
Na wspomnienie dnia poprzedzającego pierwszą halucynację, moje policzki zrobiły się gorące. To wtedy Hermes pokazywał mi Ateny, sprawiając, że ten dzień stał się najlepszym w moim życiu. To wtedy zjadłam z nim śniadanie, obiad, kolację... To wtedy się całowaliśmy. Dwa razy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Cóż... - mruknęłam, starając się brzmieć neutralnie. - To był dość intensywny dzień, ale raczej nie zdarzyło się nic wielkiego, wartego zapamiętania. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Więc dlaczego się rumienisz? - Po tym pytaniu moje policzki jeszcze bardziej poczerwieniały. Kobieta była spostrzegawcza, musiałam jej to przyznać. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ma pani rację, zdarzyło się coś wyjątkowego - dałam za wygraną. - Całowałam się z mężczyzną, który mi się niesamowicie podoba, a jednocześnie niesamowicie irytuje. I choć dzień później powiedział, że byłam dla niego tylko zabawką, nie mogę przestać o nim myśleć. Pytała pani, czy jestem szalona? Oto kolejny dowód. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jej brwi unosiły się wyżej z każdym moim następnym słowem. W końcu je zmarszczyła i mruknęła:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Irytujący mężczyzną, powiadasz? To się robi coraz ciekawsze. </div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie drzwi gabinetu się uchyliły, a do środka zajrzał Hermes. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co tu robisz? - spytałam, starając się zachować obojętny wyraz twarzy. Psycholog była spostrzegawcza, a nie mogłam dawać jej więcej powodów do rozmyślań. - Coś się stało?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, dlaczego? - spytał i przysiadł na podłokietniku mojego fotela. Był tak blisko, że czułam jego wodę kolońską o zapachu cytrusów, które tak bardzo pasowały do jego charakteru. - Przyszedłem was posłuchać. Rozmawiałyście o mnie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam brwi, niepewna, czy sobie żartuje. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To rozmowa prywatna. Sam mnie tu wysłałeś, pamiętasz? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyżby? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Drażnisz się ze mną? To nie jest dobry moment na żarty, Viatorze. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Masz rację. Zajrzę do ciebie później - zapowiedział i pocałował mnie w policzek. Spojrzałam na niego osłupiała. Puścił do mnie oko, po czym jego wzrok spoczął na psycholożce, która obrzuciła mnie zdezorientowanym spojrzeniem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nienawidzę tej przemądrzałej jędzy - wzdrygnął się, po czym pstryknął palcami, a na jej biurku pojawiły się tysiące pająków, powoli wspinające się po jej bluzce, szyi, twarzy. - Jaka szkoda, że ich nie zobaczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś niemożliwy, naprawdę! - fuknęłam, odchylając się na fotelu, byle jak najdalej od pajęczaków. - Pozbądź się ich, natychmiast! </div>
<div style="text-align: justify;">
Posłał mi szelmowski uśmiech, a gdy wyszedł, razem z nim zniknęły wszystkie pająki. Nie zniknęła jednak zszokowana mina pani psycholog. Moja musiała wyglądać podobnie. Dlaczego Hermes tak się zachował? Wydawało mi się, że byli znajomymi. Dlaczego ona mu nie przemówiła do rozumu? Mnie umiała wcześniej ustawić do pionu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Po długiej ciszy i wielu ukradkowych spojrzeniach, w końcu spytała:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Z kim rozmawiałaś?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zamrugałam, niepewna, czy się nie przesłyszałam. Poczułam, że robi mi się niedobrze, gdy uświadomiłam sobie prawdę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Pani nic nie widziała? - spytałam cicho, błagając, by zaprzeczyła moim przypuszczeniom.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Moim ostatnim zdaniem było "To się robi coraz ciekawsze" - odpowiedziała wolno, jakby rozmawiała z kimś opóźnionym. - Następnie znalazłaś się we własnym świecie, rozmawiając z Hermesem, jak przypuszczam. Ja go jednak nie widziałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Skąd... - uciszyła mnie gestem dłoni. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Znamy się z Hermesem od dawna, moja droga. Znam wszystkie jego pseudonimy, w tym to łacińskie, którego użyłaś - wyjaśniła tylko i wstała, podając mi rękę na do widzenia. - Nasz czas się skończył, a przy obecnej wojnie z twoim ojcem zresztą, mam urwanie głowy. Zapraszam cię tutaj jutro. </div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz to ja spojrzałam na nią z osłupieniem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Właśnie dowiaduje się pani, że miałam nową halucynację, w dodatku na pani oczach, i wysyła mnie pani z powrotem do Siedziby? Myśli pani, że sobie żartuję? Nie mam pojęcia, co mi jest, ale wiem, że wariuję coraz bardziej! Nie wiem dlaczego, nie wiem jak to powstrzymać, a pani mnie odsyła?! - krzyknęłam - I jedyne, na co panią stać to chłodne spojrzenie? Potrzebuję pomocy!</div>
<div style="text-align: justify;">
- O tym ostatnim wiem doskonale, uwierz mi - odparła, a jej głos był zimny jak lód. - Zdobyłam już wszelkie potrzebne informacje, co więcej, mam nawet pewne przypuszczenia odnoszące się do twojego stanu. Będę je jednak musiała przemyśleć, a twoja obecność nie jest mi w stanie zapewnić spokoju, którego potrzebuję do czynienia przełomów w psychologii.</div>
<div style="text-align: justify;">
Skierowała się w stronę drzwi, zostawiając mnie z niczym, tylko otwartą buzią. Zanim było za późno, zastąpiłam jej drogę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Niech mi pani da przynajmniej jakieś tabletki - poprosiłam, a gdy miałam o co walczyć, mój głos brzmiał stanowczo. - Nie wytrzymam kolejnego dnia halucynacji. Powoli przestaję rozpoznawać, co jest prawdziwe, a co jest złudzeniem. Nawet nie wiem, czy ta rozmowa nie dzieje się tylko w mojej głowie!</div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiechnęła się lekko, a w jej oczach zaiskrzyły wredne ogniki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tylko w twojej głowie - przyznała, po czym pstryknęła palcami.</div>
<div style="text-align: justify;">
I już jej nie było.</div>
<div style="text-align: center;">
<b>***</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Hermes</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Popołudnie spędził w swoim domu, czytając stek bzdur, którzy ludzie nazwali mitologią. A przynajmniej próbował go czytać. Gdy doszedł do fragmentu o Hermafrodycie, jego twarz zastygła w wyrazie przerażenia, którego nie mógł się pozbyć przez parę dobrych minut. Gdyby ludzie, którzy to wymyślili jeszcze żyli, zaskarżyłby ich. Nie był mściwy, ale czegoś takiego nie mógłby odpuścić. Z obrzydzeniem odłożył książkę na szklany stolik, a jego myśli zakręciły się wokół Beatrice, pozwalając wyrzucić z głowy wizję dziecka jego i Afrodyty. Zastanawiał się, jak dziewczyna dogadywała się z Ateną, którą poprosił o pomoc w przezwyciężeniu jej halucynacji. Choć nigdy nie lubił bogini mądrości, wiedział, że jeśli ona jej nie pomoże, nikt tego zrobić nie zdoła. Nie wiedział, w co włożyć ręce, czekając na wiadomości od swojej siostry. Z braku innych możliwości, zajął się obserwowaniem Selene, krzątającej się po kuchni.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zdajesz sobie sprawę, ile Hefajstos włożył pracy w zrobienie tego piekarnika, prawda? - spytał mimochodem, a na jego usta wpłynął wredny uśmiech.</div>
<div style="text-align: justify;">
Selene odwróciła się do niego, umorusane mąką ręce trzymając daleko od ubrania i obrzuciła go wzrokiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego mi o tym przypominasz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Po prostu nie chciałbym, by jego praca poszła na marne...</div>
<div style="text-align: justify;">
Kobieta rzuciła w niego ścierką, przed którą zręcznie się uchylił.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Twoja troska o jego pracę jest wzruszająca, ale nie spalę naszej kuchni - wycedziła i odwróciła się do niego plecami, powracając do wykrajania ciastek w kształcie księżyców. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna westchnął i przesiadł się na fotel znajdujący się najbliżej wyjścia, by w razie potrzeby zdążyć się w porę ewakuować. Już dawno zauważył, że Selene nie była urodzoną kucharką. I choć, jak przystało na dobrego przyjaciela, mówił jej o tym tysiące razy, kobieta z uporem maniaka próbowała swoich sił w tej dziedzinie. Miał nadzieję, że skutkiem tych poczynań nie będzie puszczenie z dymem ich domu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z braku ciekawszych zajęć ponownie zagłębił się w lekturze. Siedzieli w ciszy pół godziny, w ciągu której z piekarnika zaczęły dochodzić, o dziwo, ładne zapachy. Hermes, dochodząc do rozdziału, na który polował od dawna, podniósł wzrok i skierował go z powrotem na Selene. Kobieta stała w drzwiach tarasowych i smagana przez ciepły wiatr, przyglądała pojawiającemu na niebie księżycowi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- "Selene ma skrzydła przestronne, a blask, który rozsiewa po niebie, rodzi się z jej głowy nieśmiertelnej i ogarnia całą ziemię - zacytował, sprawiając, że bogini odwróciła się w jego stronę z wyrazem irytacji na twarzy. - Poświatą swoją ozdabia wszystkie rzeczy, a jej złota korona rozświetla ciemne powietrze. W połowie miesiąca boska Selene kąpie się w Oceanie i ubrana w szaty świetliste, zaprzęga jasne rumaki do wozu, z którego lecą dalekie promienie. Wtedy moc jej największa, a jej światło staje się wróżbą dla ludzi". Powiem Ci, Sel, że gdybym cię nie znał, to w tym momencie bym się w tobie zakochał. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wątpię. Oboje wiemy, że twoje serce należy do kogoś innego - skwitowała obojętnie, ucinając jego dalsze dogryzanie. Mężczyzna obrzucił ją wzrokiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O kim mówisz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- To również dobrze wiemy - mrugnęła do niego, po czym wskazała na jaśniejący księżyc. - Dzisiaj pełnia. Faza sprzyjająca kochankom. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jaka szkoda, że nie ma z nami twojego Endymiona - zauważył, nie bez dawki przytyku, po czym przekartkowawszy trzymaną w ręku książkę, natrafił na odpowiedni cytat: - "Pewnej nocy Selene, jadąc po niebie, ujrzała śpiącego Endymiona. Pokochała go od pierwszego wejrzenia i odtąd ilekroć wyjeżdża na swym srebrnym wozie, zatrzymuje się nad grotą latmijską i długo patrzy w oblicze pasterza. Mówią, że nieraz, w porze kiedy śpiewają słowiki, schodzi na ziemię i gładząc złote włosy młodzieńca, szepce nad nimi zaklęcia, które go jednak obudzić nie mogą. Niektórzy powiadają, że to na historii Endymiona wzorowali się twórcy Śpiącej królewny, choć pasterz z pewnością nie miał tak porcelanowej cery...".</div>
<div style="text-align: justify;">
- To ostatnie zdanie z pewnością zmyśliłeś - zauważyła i gdyby nie jej podejrzanie cichy głos, zasypałby ją innymi anegdotkami dotyczącymi Endymiona, których przez wieki zdążył wymyślić tysiące. Podniósł wzrok i przyjrzał jej się dokładnie. Kobieta ponownie stała odwrócona tyłem do niego, wpatrując się w jaśniejącą poświatę księżyca. Choć nie widział jej twarzy, znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że po jej policzkach spływały łzy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnął i odłożywszy mitologię na bok, wstał z fotela. Podszedł do bogini i przytulił mocno, pozwalając, by słone krople zamoczyły jego koszulkę. Choć uwielbiał podśmiewać się ze związku Selene i Endymiona, w głębi serca zazdrościł im łączącej ich siły. Mężczyzna był nieprzytomny od kilkuset lat, a mimo to bogini nigdy nawet nie spojrzała na innego. Wtuliła się w ramię Hermesa zaledwie na kilka sekund, by zaraz potem się odsunąć. Nienawidziła się rozklejać, a jeszcze bardziej nienawidziła robić tego na oczach innych. Chciała, by wszyscy widzieli w niej silną oraz niezależną kobietę i taki właśnie wizerunek sobie kreowała. Wierzchem dłoni wytarła łzy i uśmiechnęła się lekko, choć jej oczy wciąż się szkliły. Złapała jego rękę i powiedziała cicho:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Obiecaj mi jedno, Hermesie. Obiecaj, że nieważne, jakie przeszkody staną ci na drodze i ile osób cię potępi, będziesz walczyć o osobę, którą kochasz. Obiecaj, że nie uciekniesz od miłości tylko dlatego, że będziesz ją uważał za zbyt skomplikowaną. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam dziwne wrażenie, że twoje przemówienie odnosi się do kogoś konkretnego - zauważył - Mam również drugie, jeszcze dziwniejsze wrażenie, że zaczynasz się powoli zmieniać w Afrodytę. I choć bardzo ją lubię, myśl o dwóch boginiach miłości mnie przeraża...</div>
<div style="text-align: justify;">
- W jednym muszę się zgodzić z twoją siostrą: to miłość wybiera ciebie, nie odwrotnie. A kiedy tak się stanie, nie uciekaj. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mówiła z pewnością, którą mogła nabyć jedynie osoba żyjąca tysiące lat. Uścisnęła jego dłoń i posyłając mu smutny uśmiech, skierowała się do wyjścia z salonu. Po drodze zgarnęła leżącą na stoliku mitologię i unosząc ją, mrugnęła do niego:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Poważnie, Hermesie, znajdź sobie jakieś lepsze zajęcie, niż czytanie tego badziewia - stwierdziła, po czym zniknęła razem z zarekwirowaną książką w swojej sypialni. </div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes stał jeszcze chwilę w bezruchu, zastanawiając się nad jej słowami. Jego myśli zaczęły niebezpiecznie zmierzać w kierunku Beatrice. Co by zrobił, gdyby ją stracił? Co by zrobił, gdyby to ona zajęła miejsce obdarzonego wiecznym snem Endymiona? Powtarzał sobie, że nic do niej nie czuje od tak długiego czasu, że niemal zaczął w to wierzyć. Tyle tylko, że to nie była prawda. Zanim zdołał wyciągnąć jakiekolwiek wnioski, wciągnął powietrze, czując unoszącą się w nim woń spalenizny. Alarm przeciwpożarowy zaczął piszczeć w tej samej chwili, w której mężczyzna doskoczył do piekarnika i go wyłączył, przeklinając.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Poważne, Selene, znajdź sobie jakieś lepsze zajęcie, niż cotygodniowe próby spalenia naszego domu! - krzyknął, cytując ją. Odpowiedział mu cichy śmiech, aczkolwiek zabarwiony łzami. Był zły na siebie, że poruszył temat Endymiona. Nienawidził widzieć swojej najlepszej przyjaciółki tak załamanej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Skierował się w stronę drzwi wyjściowych z zamiarem odwiedzenia swojej uczennicy, gdy ktoś stuknął go w ramię. Był pewny, że to Selene, więc odwrócił się w jej stronę z lekkim uśmiechem na ustach. Zniknął on w chwili, gdy zobaczył, kto naprawdę był jego gościem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Witaj, Ateno - odezwał się formalnie, jak zawsze w jej obecności. Choć była jego siostrą, nigdy nie czuł się przy niej swobodnie. Podejrzewał, że działało to w dwie strony. Ona onieśmielała go swoją mądrością, a on ją pięknym wyglądem. Przynajmniej tak lubił myśleć. - Podejrzewam, że przynosisz mi wieści o Beatrice?</div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiechnęła się z dystansem i zagaiła:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, przystałam na twoją prośbę o zbadanie jej tylko dlatego, że byłam niesamowicie ciekawa poznać tę dziewczynę. Dziewczynę, która znaczy dla ciebie tak dużo, że zwróciłeś się po pomoc do mnie. - Gdy otworzył usta, uciszyła go: - Nie zaprzeczaj, dobrze wiem, że mnie nie znosisz. Zmierzam jednak do tego, że choć nie oczekiwałam zbyt wiele po tym zleceniu to muszę przyznać, że okazało się najlepszym kilku ostatnich lat. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyli? - spytał w napięciu. Nienawidził, gdy trzymała go w takiej niepewności. Tym sposobem delektowała się swoją przewagą intelektualną, jaką miała nad innymi. Uśmiechnęła się sucho i zaczęła swe przemówienie:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pierwszą rzeczą, jaka przykuła moją uwagę był nienaganny wygląd dziewczyny. Spodziewałam się kogoś zaniedbanego, nieumalowanego - kogoś, kto źle przeżył odejście przyjaciela i śmierć przyjaciółki. Do mojego gabinetu jednak weszła ładna dziewczyna, porządnie ubrana. Choć jej twarz była nieumalowana, nie zapomniała nałożyć na rzęsy tuszu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bogini przestała mówić, widocznie czekając na jakąś reakcję. Westchnął ze zniecierpliwieniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co? Powinienem podskakiwać ze szczęścia, krzyczeć, czy może płakać? Pomalowała sobie rzęsy. I co z tego?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co z tego? - była widocznie zawiedziona jego brakiem dedukcji. - Otóż to, że nikt, kto jest zrozpaczony w takim stopniu, że nawiedzają go halucynacje, nawet nie myśli o kosmetykach. Ona miała nawet kolczyki w uszach. A to mogło oznaczać dwie rzeczy: albo wcale nie była tak załamana, jak mówiłeś, albo chciała się komuś spodobać. Pierwszą opcję wykluczyłam w momencie, w którym zaczęła mówić, więc pozostała mi druga. Choć uważam miłość za bezużyteczne uczucie, muszę przyznać, że zaciekawiło mnie, kto na tyle zawrócił jej w głowie. Takie dbanie o wygląd jest niespotykane u osób z depresją.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Prawdziwy z ciebie Sherlock - zauważył Hermes, wiedząc, że kobieta jeszcze nie skończyła. Była boginią mądrości. Na pewno się domyśliła, dla kogo Beatrice chciała dobrze wyglądać. Jej zwycięskie spojrzenie utwierdziło go w tym przekonaniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak długo to trwa? - spytała. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co? - Czy naprawdę myślał, że zwiedzie ją udawaniem głupka?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wasz romans. W zasadzie nie wiem, dlaczego jestem zaskoczona. Muszę jednak przyznać, że spodziewałam się po tobie czegoś więcej, Hermesie. Choć uwielbiałeś robić z siebie błazna, to zawsze myślałeś racjonalnie. Co więc sprawiło, że wdałeś się w romans ze śmiertelniczką? Przyjaźniąc się z Selene, musisz wiedzieć, że jest to surowo zakazane. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie zamierzał odpowiadać na jej pytanie. Nie chciał również zaprzeczać jej przypuszczeniom o romansie. Byli z Beatrice tak blisko, że choć nie mieli romansu, nie udałoby im się odwieść od tej myśli bogini mądrości.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To jest wyłącznie moja sprawa, Ateno - odpowiedział sucho. - Poprosiłem cię o pomoc w przezwyciężeniu jej halucynacji, a nie o porady matrymonialne. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ach, halucynacje - westchnęła, siadając na sofie. Wiedział, że temat romansu jeszcze się nie skończył, jednak udało mu się go odwlec na jakiś czas. - To następna ciekawa sprawa. Podczas wizyty Beatrice miała kolejną halucynację. Muszę przyznać, że gdyby nie ona, nie umiałabym zdiagnozować jej stanu. Jednak dzięki owej wizji, poznałam źródło problemu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyli? - ponaglił napawającą się własną mądrością Atenę. Spojrzała na niego z urazą.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No przecież już mówię. To nie są zwykłe halucynacje spowodowane złym stanem psychicznym, choć to oczywiście też ma swój udział - stwierdziła, po czym przerwała na chwilę, zapewne dla wzmocnienia efektu: - Ktoś powoduje te wizje. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przysiadł obok niej, przytłoczony tą wiadomością. Dlaczego ktokolwiek miałby robić coś takiego? Natychmiast skarcił się w duchu za to śmieszne pytanie. Odpowiedź wydawała się oczywista. Po co zabijać córkę Okeanosa, skoro lepiej i wygodniej byłoby, gdyby zabiła się sama, pokonana niemożnością poradzenia sobie z koszmarami? Nie musiałoby się wtedy brudzić rąk, a Okeanos i członkowie Siedziby nie obwinialiby nikogo za tę śmierć. Zaoszczędziłoby to zabójcy wielu wrogów. Hermes musiał przyznać, że brzmiało to jak plan idealny. </div>
<div style="text-align: justify;">
Atena przyglądała mu się uważnie, zapewne myśląc o tym samym. W końcu spytała:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, kto to może być?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Każdy bóg, który posiadł umiejętność sterowania cudzymi myślami - stwierdził - Dobrze wiesz, że takich osób są tysiące. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mamy styczność z najbardziej zaawansowanym rodzajem wnikania do cudzych myśli - dodała Atena, jak zwykle musząc zabłysnąć. - Ta osoba musiała udoskonalać tę zdolność przez wieki, jeśli nie tysiąclecia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przychodzi ci na myśl ktoś konkretny?</div>
<div style="text-align: justify;">
- A tobie? - odpowiedziała pytaniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wymienili ponure spojrzenia. Oboje dobrze znali osobę, która perfekcyjnie opanowała umiejętność sterowania myślami. I jeśli to rzeczywiście był ten, o którym myśleli, Beatrice znalazła się w ogromnym niebezpieczeństwie. </div>
<div style="text-align: center;">
<b>***</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Beatrice</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Przez mniej więcej cztery godziny przewracałam się z boku na bok, próbując zasnąć. W przypływie bezsilności zaczęłam liczyć owieczki, ale nawet to nie pomogło. Miałam mocno zaciśnięte powieki, bojąc się tego, co mogłabym zobaczyć, gdybym je otworzyła. Każdy cień, każdy ciemny kształt wydawał mi się złowrogim potworem, tylko czekającym, by mnie pożreć. Wiedziałam, że było to myślenie na poziomie przedszkolaka, jednak nie umiałam go wyłączyć. Myślałam, że dopóki moje oczy pozostawały zamknięte, byłam bezpieczna. Wszystkie halucynacje, które przeżywałam, działy się we śnie lub na jawie. Nigdy nie przeżywałam ich, gdy znajdowałam się w stanie pośrednim. I choć pragnęłabym w nim pozostać na zawsze, wiedziałam, że to niewykonalne. Musiałam kiedyś otworzyć oczy. Ta chwila nadeszła właśnie teraz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie mogłam znieść tego trwania w bezruchu, w stanie zawieszenia między rzeczywistością, a snem, który nigdy nie nadchodził. Tego bycia przerażoną dziewczynką, która bała się ciemności. Po raz pierwszy od kilku tygodni, otworzyłam oczy, nie obawiając się niczego - a przynajmniej tak sobie wmawiając. Wszystko działo się w moim umyśle, więc musiałam po prostu na chwilę przestać myśleć. Zanim cienie przerodziły się w potwory, chwyciłam płaszcz i opuściłam mój pokój. </div>
<div style="text-align: justify;">
Odgłosy moich kroków były tłumione przez kapcie, które miałam na nogach. W idealnej ciszy pokonałam trzy piętra Siedziby. Podczas wędrówki nie natknęłam się na żadną zjawę, które wcześniej uwielbiały powodować u mnie mini ataki serca. Czyżby halucynacje przestały mnie nawiedzać? Była to płonna nadzieja, ale chwyciłam się jej mocno. </div>
<div style="text-align: justify;">
Na dworze powitało mnie zimne powietrze, które mimo długiego płaszcza, dosięgało mej nagiej skóry. Ogród i znajdujące się w nim posągi bogów wydawały mi się wcześniej labiryntem nie do przejścia, jednak gdy tylko czegoś pragnęłam, umiałam go pokonać w zaledwie pięć minut. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka następnych chwil wystarczyło, bym znalazła się przed rezydencją Hermesa i Selene. Willa była dokładnie taka, jak ją sobie zapamiętałam - majestatyczna i potężna. Wręcz idealna dla bogów. Moje myśli zajmował jeden szczegół, a mianowicie wysoki mur otaczający rezydencję. Jakaś część mnie nie nie mogła uwierzyć, że chciałam się do niej włamać, aczkolwiek nie dałam jej dojść do głosu. Cienie, z którymi niedawno zawarłam sojusz, ponownie zaczęły mi się wydawać złowrogie i przerażające, a każdy szum liści wywoływał gęsią skórkę. Wstydziłam się, że z walecznej lwicy przeistoczyłam się w płochliwego zajączka. Spojrzałam smętnie na swoje kapcie w kształcie króliczków. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ważne to trzymać się razem, nie? - mruknęłam i nie bez trudu weszłam na pobliskie drzewo. Jedna jego gałąź przechylała się przez ogrodzenie, mając swe zwieńczenie po jego drugiej stronie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Co sobie myślałam? Nie miałam pojęcia. Może to strach przed cieniami, a może coś zupełnie innego spowodowało, że pomyślałam, iż mogę być super bohaterką. Szeroka gałąź utrzymywała mój ciężar, czasami tylko lekko drgając. Gdy znalazłam się na jej końcu, spojrzałam z wysokości półtora metra na ziemię. Ten widok powinien mnie przerazić, jednak tak się nie stało. Co się więc wydarzyło? Otóż skoczyłam. Skoczyłam na ziemię, a jedyne o czym myślałam to to, że spodobałoby mi się bycie ptakiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dopiero gdy dotknęłam stopami ziemi, a mój kręgosłup przeszył paraliżujący ból, wybudziłam się. Upadłam na ziemię, stykając się z zimnymi liśćmi. Spojrzałam na rezydencję, niczego nie rozumiejąc. Jak się tu znalazłam? Po co tu przyszłam? Z przerażeniem uświadomiłam sobie, że moje halucynacje połączyły się z lunatykowaniem. Najgorsze było, ze wydawały się przy tym tak niesamowicie realne. Uniosłam wzrok i stwierdziłam, że miałam wielkie szczęście, że wybrałam drzewo, pod którym znajdowało się wiele liści. Gdyby nie one, zapewne skończyłabym martwa. Albo w szpitalu pod opieką Nereusa - co w sumie znaczyło to samo. Rozejrzałam się zdezorientowana po otoczeniu. Ponowiłam w myślach pytanie - po co, na bogów, włamałam się na posesję Hermesa? Przeszukałam swój umysł w poszukiwaniu informacji, ale natrafiłam jedynie na pustkę. Moje myśli urywały się w momencie, w którym leżałam w łóżku, czekając na nadejście snu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczęłam się trząść. Sama nie potrafiłam stwierdzić czy z zimna, czy ze strachu. Spojrzałam na swoje ręce, drgające niczym u staruszki. Przełknęłam łzy. Nie umiałam pojąć, co się ze mną działo. Jak mogłam doprowadzić się do takiego stanu? </div>
<div style="text-align: justify;">
Chciałam opuścić teren rezydencji, jednak mimo wielominutowych poszukiwań, nie natrafiłam na żadne drzewo, znajdujące się blisko muru. Wątpiłam również, czy nawet gdybym je znalazła, byłabym w stanie ponownie z niego zeskoczyć. Odpowiedź zapewne brzmiałaby "nie". Takich rzeczy nie robiło się na trzeźwo.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z braku innych możliwości, skierowałam wzrok na willę. Choć spowijał ją mrok, dopatrzyłam się nikłego snopa światła, sączącego z tyłu rezydencji. Podreptałam w tamtym kierunku, zastanawiając się, jaką wymówkę zdołam wymyślić. Nocna lampka oświetlała jeden z pokoi na parterze. Był on połączony z tarasem, a co się z tym wiązało - wielkimi oknami. Przez kilka minut stałam w mroku, obserwując mężczyznę znajdującego się w sypialni. Siedział na łóżku z nogami skrzyżowanymi w kostkach, a przed nim unosiła się lekka mgiełka, którą już kiedyś miałam okazję zobaczyć. Za jej pomocą Selene skontaktowała się z Iris w tym strasznym dniu, kiedy myślałam, że Hermes umarł. Teraz mężczyzna miał na twarzy lekki uśmiech, rozmawiając z osobą, której obraz było widać we mgle. Z mojego obecnego położenia nie byłam w stanie jej dostrzec, lecz gdy się zbliżyłam, moim oczom ukazała się śliczna szatynka o niebieskich oczach i zadziornym spojrzeniu. Przez szybę nie mogłam usłyszeć, o czym rozmawiali, ale z ich rozluźnionych min wywnioskowałam, że była to przyjacielska pogawędka. Najbardziej zadziwiło mnie miejsce, w którym znajdowała się kobieta. Było ciemne i ponure, owiane smutkiem. Nie musiałam znajdować się w nim osobiście, by wiedzieć, że nigdy nie chciałabym się tam znaleźć. Obok szatynki na kilka chwil pojawił się dobrze zbudowany mężczyzna z wieloma tatuażami, które wychodziły spod t-shirtu. Jego czarne włosy ułożone były w irokeza, a równie ciemne oczy patrzyły nieprzyjaźnie. Na jego widok wyraz twarzy Hermesa zmienił się diametralnie - życzliwy uśmiech zniknął, zastąpiony na początku dystansem, a potem chłodem. Wytatuowany mężczyzna przybrał podobną minę, choć na jego ustach pojawił się również pogardliwy uśmiech. Zamienili ze sobą kilka słów, po czym w kadrze ponownie pojawiła się szatynka. Popatrzyła na Hermesa i swojego towarzysza z potępieniem i nie musiałam jej słyszeć, by wiedzieć, że zganiła ich za tę kłótnię. Mężczyzna odpowiedział coś, na co kobieta się uśmiechnęła i spojrzała na niego z pobłażaniem. Zamieniła z Hermesem jeszcze parę słów, po czym rozproszyła mgiełkę i zniknęła. </div>
<div style="text-align: justify;">
Bóg podróżnych przez kilka chwil wpatrywał się w miejsce, w którym zniknęła, a jego spojrzenie było nieobecne. Następnie przechylił się na łóżku i sięgnął, by zgasić lampkę. W tamtej chwili podjęłam decyzję i podbiegając do szyby, zastukałam w nią mocno, chcąc zwrócić jego uwagę. Zaciekawione zielone oczy spoczęły na mnie, a brązowe brwi się zmarszczyły. Hermes wstał z łóżka, a spodnie od piżamy zwisały mu luźno na biodrach. Podszedł do szklanych drzwi, po chwili je otwierając. Z jego miny nie dało się nic odczytać. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Beatrice? Zdajesz sobie sprawę, która godzina? </div>
<div style="text-align: justify;">
Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia. Musiał jednak odczytać mój nastrój, ponieważ gdy spytałam, czy mogę wejść, zgodził się bez wahania. Zamknął za mną drzwi, odgradzając nas od chłodu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zerknął na mój płaszcz i zwrócił się do mnie z udawanym przerażeniem:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Proszę, powiedz, że coś pod nim masz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Obdarzyłam go zmysłowym spojrzeniem, po czym zaczęłam rozchylać poły płaszcza. Robiłam to powoli, a jego oczy obserwowały każdy mój ruch. Coś mi się zdawało, że moja nagość by go aż tak nie przeraziła. W jego oczach błysnęło rozczarowanie, gdy ukazałam mu swoją piżamkę z nadrukiem kota. Uśmiechnęłam się słodko i podniosłam nogę, zwracając jego uwagę na króliczkowe kapcie. Schylił się i pogłaskał je żartobliwie:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Moi starzy znajomi - mruknął, lecz gdy się wyprostował, rozbawienie zniknęło z jego oczu. - Choć bardzo lubię twoją piżamę, muszę spytać, czemu mam zaszczyt ją oglądać. Co tu robisz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Uciekłam wzrokiem, rozglądając się po pokoju. Jak reszta rezydencji, był urządzony elegancko i gustownie, aczkolwiek od razu można się było zorientować, że należał do mężczyzny. I to do bałaganiarskiego mężczyzny. Szuflady komody były niezasunięte, na biurku leżały stosy gazet i książek, pietrzące się na klawiaturze komputera, a pościel na łóżku była pomięta. Mój wzrok na dłużej spoczął na tym ogromnym łożu, którego posiadaczem był Hermes. Mimowolnie pomyślałam, że to za duże łóżko dla tylko jednej osoby. Po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że w środku nocy stałam w sypialni Hermesa, ubrana jedynie w skąpą piżamę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy nawiedziły cię następne halucynacje? - spytał. Spojrzałam na niego, przygryzając wargę. To niesamowite, jak dobrze mnie znał. Podczas gdy on mógł we mnie czytać jak w otwartej księdze, ja nie wiedziałam o nim niczego. Niepewnie pokiwałam głową, obejmując się rękoma. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Tracę zmysły - odpowiedziałam cicho - Z każdym dniem jest coraz gorzej. Boję się, że pewnego ranka przestanę rozróżniać fikcję od rzeczywistość i utknę w halucynacji na wieczność. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przez chwilę przyglądał mi się z troską, po czym zadał neutralne, zupełnie niepasujące do sytuacji pytanie:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Napijesz się czegoś? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Chcesz mnie upić? - spojrzałam na niego z powątpiewaniem. Uśmiechnął się figlarnie:</div>
<div style="text-align: justify;">
- A czy w tej chwili byłby to tak zły pomysł? </div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręciłam głową. Jeśli się nad tym zastanowić to brzmiało to idealnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście Hermes nie miał najmniejszego zamiaru mnie upijać. Posadził mnie na miękkim krześle przy stole, po czym podał mi gorącą czekoladę. Usiadł naprzeciwko, bacznie mi się przyglądając. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie Selene? - spytałam, upijając łyk napoju. Smakował tak pysznie, jak smakować może tylko coś, co wyszło spod ręki boga. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Pewnie już śpi - odparł i choć się rozluźnił, jego oczy nadal były czujne. - Możliwe, że trochę ją dzisiaj zasmuciłem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Miałeś na myśli "zezłościłem"? - podpowiedziałam, a gdy rzucił mi spojrzenie pod tytułem "posuwasz się za daleko", wzruszyłam ramionami. - Czy to nie to, co zawsze robicie? Kłócicie, godzicie, kłócicie, godzicie i tak w kółko? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam wrażenie, że ta definicja bardziej pasuje do naszej dwójki - zauważył. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam brwi, przypominając sobie wszystkie nasze kłótnie. I choć były ich setki, nadal tu siedziałam. Spośród wszystkich, których znałam, wybrałam przyjść dzisiaj właśnie dla niego. A raczej moja podświadomość tak wybrała, co w sumie jeszcze bardziej potwierdzało jego założenie. Choć nieustannie się kłóciliśmy, potrzebowaliśmy siebie. </div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=9BMnXXrvcyA">[muzyka]</a></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie mogłam znieść jego spojrzenia, więc przeszłam do sedna tego wszystkiego:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pewnie widzisz we mnie teraz biedną, bezbronną dziewczynę? Za słabą, by sobie poradzić po śmierci przyjaciółki? - zagadnęłam, bo właśnie tak się czułam, gdy przyglądał mi się z bólem w oczach. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręcił głową i chwycił mnie mocno za rękę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, Beatrice. Widzę kogoś zupełnie innego. Widzę osobę na tyle silną, że jest się w stanie przed kimś otworzyć. Kogoś, kto nie tłumi w sobie uczuć i umie poprosić o pomoc. </div>
<div style="text-align: justify;">
- W tym właśnie problem - odparłam cicho, odstawiając czekoladę na stół i wyrywając dłoń z jego uścisku. - Nie umiem poprosić o pomoc. Odrzucam wszystkich, którzy chcą mi pomóc. Nie chciałam rozmawiać nawet z psycholog. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale w końcu z nią porozmawiałaś - zauważył.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, ale... - w mojej głowie nagle zrodziło się pytanie. Wstałam i spojrzałam na niego z góry: - Skąd wiesz, że w końcu się otworzyłam?</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie opuścił nawet wzroku. Wstał i patrząc mi prosto w oczy, odpowiedział:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Miałem przeczucie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Popatrzyłam na niego z furią. Nie wiedziałam, skąd brało się to uczucie, ale byłam rozwścieczona tym, że mnie szpiegował. Choć wcześniej podejrzewałam, że skoro psycholog była jego znajomą, Hermes mógł dostawać jakieś przecieki, nigdy nie myślałam, że naprawdę się do tego posunie. Chciałam wierzyć, że postąpi słusznie. Fakt, że skłamał mi prosto w oczy, tylko spotęgował mój gniew. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Miałeś przeczucie? A może to seksowna pani psycholog ci je podszepnęła do ucha? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Seksowna? - wzdrygnął się - Ze wszystkich twoich dzisiejszych stwierdzeń to jest najgorsze. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przysunęłam się do niego blisko i zadarłam głowę do góry, by widzieć jego twarz. Nie malował się na niej nawet cień poczucia winy. Usilnie chciałam się pozbyć metki wariatki i wiedziałam, że kłótnia, którą rozpętam, nie będzie na to najlepszym sposobem. Nie mogłam się jednak opanować. Zacisnęłam dłonie w pięści i uderzając mężczyznę, warknęłam:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak możesz mnie ciągle okłamywać?! Otwieram się przed tobą, mówię ci prawdę i co w zamian dostaję? Setki kłamstw! - z każdym następnym zdaniem okładałam go pięściami. - Jak mogłeś mnie szpiegować? Zaufałam ci! Czy tobie tak trudno zrobić to samo?! Nienawidzę cię!</div>
<div style="text-align: justify;">
Złapał moje pięści, choć pewnie i tak wydawały mu się czymś takim, jak bzyczenie muchy - irytującym, lecz nieszkodliwym. Przyciągnął mnie do siebie, i nachylając, spytał: </div>
<div style="text-align: justify;">
- Skończyłaś?</div>
<div style="text-align: justify;">
Moich nozdrzy doszedł seksowny zapach jego wody kolońskiej. Z mniejszym przekonaniem, niż czułam wcześniej, pokręciłam głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nawet nie zaczęłam - odparłam, na nowo odnajdując w sobie gniew. Zanim zdążyłam wykrzyczeć wszystkie zarzuty względem niego, spytał cicho:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Więc dlaczego?</div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzałam na niego, zupełnie zbita z pantałyku. Widząc moje pytające spojrzenie, kontynuował, zniżając głos:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skoro tak mnie nienawidzisz, dlaczego się we mnie zakochałaś? </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy jego pytanie do mnie dotarło, odwróciłam się do niego plecami i podeszłam do jednej z szafek w kuchni. Choć dawno wypiłam czekoladę, przytknęłam kubek do ust. Zyskałam sobie tym czas na wymyślenie odpowiedzi, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Gniew minął, zupełnie jakby ktoś wyłączył przycisk, który go wywoływał. Nagle silne ręce mnie oplotły, wyjmując z dłoni kubek i odkładając go na stół. Szept Hermesa owiał moje ucho, powodując gęsią skórkę:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam z tobą same kłopoty, Beatrice. </div>
<div style="text-align: justify;">
Odwróciłam się przodem do niego i mimo tego, że moja policzki płonęły, popatrzyłam mu prosto w oczy. Nie wiem, czy ta nagła odwaga była spowodowana moim złym stanem psychicznym, czy po prostu byłam już zmęczona tym ciągłym odczuwaniem przyciągania względem niego, niczego z nim nie robiąc. Zniżając głos do szeptu, odparłam:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Słyszałam, że z kłopotami najlepiej się przespać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pochylił się, a nasze usta się złączyły, zaczynając namiętny taniec. Pocałunki w Atenach były wspaniałe, jednak nie dorównywały temu. Było w nich czuć niepewność. Ten pocałunek był łapczywy i pełen pożądania - nie było w nim miejsca na wahanie. Hermes rozpuścił moje zebrane wcześniej w kok włosy i zanurzył w nich dłonie. Przyparł mnie do blatu, powodując, że nasze ciała zetknęły się we wszystkich możliwych miejscach, a nasze oddechy zmieniły w jeden. Gdy mój niski wzrost zaczął mu przeszkadzać, złapał mnie w pasie i podsadził wyżej. Siedziałam teraz na kuchennym blacie, oplatając mężczyznę nogami w pasie. Zanurzyłam dłonie pod jego koszulką, przejeżdżając po twardych mięśniach brzucha. Jego usta zaczęły zjeżdżać niżej, całując moją brodę, szyję, piersi...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie powinniśmy tego robić - wysapałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem - odpowiedział, po czym zaczęliśmy się całować jeszcze goręcej, niż przedtem. Po kilkunastu sekundach jego t-shirt i moja koszulka znajdowały się na ziemi, a ich brak ułatwił nam dostęp do naszych ciał. Gdy usta Hermesa całowały moją szyję, wygięłam się w łuk, niechcący strącając wazon, który rozbiwszy się na milion kawałków, narobił sporo hałasu. To sprawiło, że na chwilę się od siebie oderwaliśmy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba obudziliśmy Selene - mruknęłam, przygryzając wargę i nasłuchując. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ona jest boginią Księżyca - odparł Hermes, spoglądając na mnie figlarnie. - Naprawdę myślisz, że mogłaby spać w czasie pełni? </div>
<div style="text-align: justify;">
Szturchnęłam go w ramię. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedziałeś mi, że śpi. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zamrugał niewinnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A czy nie doszliśmy już do tego, że jestem okropnym kłamcą? </div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnęłam z rezygnacją, a czując jego usta na swoim brzuchu, wyszeptałam:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pójdę za to do piekła... </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przynajmniej zabierzesz ze sobą wspomnienie o aniele - odparł z diabelskim uśmiechem, a jego zwinne palce pozbyły się króliczkowych kapci z moich stóp. Wsunęłam palce za szlufki jego spodni, gotowa pociągnąć je w dół. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Byłabym wdzięczna, gdybyście robili to w twojej sypialni, Hermesie! Wierz lub nie, ale w kuchni się gotuje... A potem się to JE! - doszedł nas krzyk Selene, dochodzący z pierwszego piętra. Zarumieniłam się, uświadamiając sobie, że była świadoma wszystkiego, co działo się na dole. To jednak nie spowodowało, że zaprzestałam całowania Hermesa. Za długo na to czekałam, by teraz zrezygnować. Za bardzo go kochałam, by przestać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie bądź taką świętoszką - odkrzyknął mężczyzna, a ja roześmiałam się cicho. Spojrzał na mnie z pożądaniem. - Co o tym myślisz? Przenosimy się do mnie? </div>
<div style="text-align: justify;">
Poklepałam twardy blat. </div>
<div style="text-align: justify;">
- No nie wiem. To miejsce wydaje się takie wygodne... </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiał się i biorąc mnie na ręce, zaniósł do sypialni. Położył mnie na łóżku, mrucząc: </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś taka piękna. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dalej cię nienawidzę, pamiętaj - przypomniałam z uśmiechem, a zanim zdążył odpowiedzieć, skradłam mu kolejny pocałunek. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli tak ma wyglądać nienawiść, też cię nienawidzę - wymamrotał tylko, jeżdżąc palcami po mym nagim ciele. </div>
<div style="text-align: justify;">
Naszym skradzionym wieczności chwilom przyświecało jasne światło księżyca.</div>
<div style="text-align: justify;">
_____________________________________<br />
<i>I feel something so right doing the wrong thing...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu doczekaliście się momentu Beatrice i Hermesa! ;) Byłam o niego męczona od kilku miesięcy. Mam nadzieję, że podołałam Waszym wymaganiom, aczkolwiek wcześniej wyobrażałam sobie tę scenę nieco inaczej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Tymczasem miłośników czworonogów zapraszam na moją nową stronę, zajmującą się promowaniem psiaków do adopcji: <a href="https://www.facebook.com/przygarnijpsierote">KLIK</a> (:</div>
<div style="text-align: justify;">
Następny rozdział (już przedostatni) za dwa tygodnie!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com55tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-31877694930656750612014-01-03T17:13:00.001+01:002014-01-04T21:40:40.048+01:00XXIII. Żegnaj<div style="text-align: justify;">
W noc, poprzedzającą pogrzeb Algidy, spałam już trzeci raz z rzędu w pokoju Treya. Choć może spałam to za dużo powiedziane. Łóżko Treya było tak wąskie, że we dwójkę ledwo się na nim mieściliśmy. Za wiernych towarzyszy miałam jego stopy, które znajdowały się tuż obok mojej głowy. Jego przyjaciółmi natomiast zostały moje kapcie w kształcie króliczków, które miałam na nogach. Nie mogliśmy zaliczyć tej pozycji do najwygodniejszych, jednak wszystko było lepsze, niż spędzenie nocy samotnie, tonąc we wspomnieniach związanych z Algidą.<br />
Niemal całą noc przeleżałam bezmyślnie wlepiając wzrok w ciemne niebo za oknem. Raz za razem przecinały je błyskawice, a do mnie dochodziły, stłumione przez duże odległości i grube mury Siedziby, grzmoty. Od kilku dni nieustannie padało, jak gdyby chmury razem ze mną rozpaczały po stracie najlepszej przyjaciółki. Męczyła mnie większa bezsenność, niż kiedykolwiek wcześniej i nawet pocieszająca obecność Treya, drzemiącego obok, nie pomagała. Gdy tylko udawało mi się zmrużyć oko, nawiedzały mnie koszmary, wydające się być bardziej realne, niż prawdziwe życie.<br />
Męczyło mnie również ogromne poczucie winy, które zakiełkowało we mnie wraz z momentem zdrady Isaaca i które teraz wyłącznie rosło w siłę. Wiedziałam, że gdybym nie starała się być przywódcą i nie wysłała Algidy do schowka na broń, ona nadal by żyła. Była jedyną poległą w tej bitwie. Choć wielu herosów zostało rannych, nikt nie zginął. Nikt, oprócz niej. Przez ostatnie dni rozmawiałam z Treyem na ten temat niezliczoną ilość razy i choć za każdym razem gorliwie zaprzeczał moim wyrzutom sumienia, wiedziałam, że w najgłębszych zakamarkach duszy obarczał mnie winą za śmierć swojej dziewczyny. Sam przed sobą by się do tego nie przyznał, jednak ja widziałam to w jego oczach za każdym razem, gdy na mnie spojrzał.<br />
Na domiar złego, wydawało mi się, że zaczynam tracić zmysły. Szaleństwo zakradało się małymi kroczkami w głąb mojego umysłu, powodując, że coraz częściej widywałam rzeczy, które nie miały prawa istnieć. Patrząc w lustro, zamiast swojej twarzy widziałam twarz Algidy. Zakrwawioną, pełną bólu, układającą usta w jedno pytanie: "Dlaczego?". Często zamiast Treya przed moimi oczami pojawiał się Isaac, patrzący na mnie oskarżająco. Trzy dni temu, gdy leżałam w łóżku, poczułam ciepłą substancję skapującą mi na twarz. Gdy popatrzyłam w górę na suficie widniało napisane krwią słowo: "Morderczyni". Napis zniknął wraz z momentem mrugnięcia oczami. Następnej nocy wprowadziłam się do pokoju Treya.<br />
Oślepiająco jasne słońce pojawiło się na suficie równo o ósmej trzydzieści, wybijając mnie z odrętwienia, a mojego przyjaciela ze snu. Tak nietypową formę budzika mieli utworzoną w swoich pokojach jedynie dzieci Heliosa, boga Słońca. Zazdrościłam mojemu przyjacielowi tego, iż zdołał oddać się w objęcia Morfeusza. Ja bałam się, że gdy tylko to zrobię, nawiedzą mnie senne mary wielu osób, które zawiodłam.<br />
Gdy po kilku długich sekundach, podczas których moje oczy błagały o litość, Trey podniósł się, by wyłączyć świecącą gwiazdę, jego noga znalazła się na mojej twarzy.<br />
Zmusiłam się do śmiechu, choć nawet dla mnie brzmiał on sztucznie:<br />
- Tyle razy ci mówiłam, że nie będę całować twoich stóp!<br />
Miałam nadzieję go rozbawić w tym przygnębiającym dniu, jednak nie odniosłam oczekiwanego efektu. Wziął stopę z mojej twarzy, lecz na jego ustach nie pojawił się nawet cień uśmiechu. Żart zdecydowanie był zbyt słaby. Chłopak przewrócił się na brzuch, ukrywając twarz w poduszce. Choć sama nie wyobrażałam sobie, jak zdołam przetrwać dzisiejszy dzień, to ja musiałam być w tej chwili silna. Wstałam z łóżka i ściągnęłam z przyjaciela kołdrę. Gdy nie zareagował, zaczęłam go łaskotać po szyi. Wygiął ją w rozdrażnieniu, utrudniając mi do niej dostęp, jednak nadal leżał na łóżku, niczym marionetka. Działał powolnie, jakby stracił całą wolę życia.<br />
- Nie chcę tam iść - wymamrotał, a jego słowa były zniekształcone przez poduszkę. - Nie mogę tam iść.<br />
- Możesz i pójdziesz - odparłam z przekonaniem, o które bym siebie nie podejrzewała. - Mi też nie jest łatwo, ale musimy ją pożegnać. Choćbyśmy nie wiadomo jak bardzo nie chcieli tam być, musimy to dla niej zrobić. Jeśli się nie pojawimy na pogrzebie to będzie równoznaczne z powiedzeniem światu, że nic dla nas nie znaczyła.<br />
Trey podniósł się ciężko i spojrzał na mnie spode łba:<br />
- Mówisz bardzo sensownie. Nawet trochę za dużo tego sensu, jak na ciebie.<br />
- Cóż mogę powiedzieć? - roześmiałam się smutno. - Któreś z nas musi.<br />
Godzinę później byłam od stóp do głów ubrana na czarno. Sukienkę, którą miałam na sobie, znalazłam dzień wcześniej pod swymi drzwiami, wraz z dołączoną do niej karteczką: "Pogrzeb zbliża się wielkimi krokami, a wiem, że nie masz teraz do tego głowy. Mam nadzieję, że sukienka będzie pasować. ~ Selene". Z każdym dniem coraz bardziej ją lubiłam i podziwiałam. Była boginią, a na głowie miała masę spraw, jak choćby czasochłonne pilnowanie Hermesa przed robieniem głupstw (swoją drogą, wolałabym się utopić w akwarium Nereusa, niż przyjąć tak trudną pracę). Mimo tego Selene nadal znajdowała czas na pomoc innym. Sukienka robiła wrażenie nawet na mnie, choć w tym czasie głowę zaprzątały mi ważniejsze sprawy, niż ubrania. Suknia była elegancka i szykowna, wykonana z lejącej tkaniny, która przypominała wodospad łez. Na nogi założyłam czarne baletki, w których miałam największe szanse się nie przewrócić.<br />
Podeszłam z powrotem pod pokój Trey'a, zastając go siedzącego na jasnożółtym łóżku i wpatrującego się tępo w przestrzeń. Nawet nie zauważył, gdy weszłam do środka i usiadłam obok niego, ujmując jego dłoń. Dopiero mój dotyk przywołał go do rzeczywistości.<br />
- Co ja im powiem? - spytał, szukając w moich oczach odpowiedzi. - Będę musiał stanąć przy jej trumnie i wygłosić przemówienie, podczas gdy jedyne, o czym mogę myśleć, to niesprawiedliwość tego świata.<br />
Wiedziałam, jak się czuł. Oboje zostaliśmy poproszeni o wygłoszenie mowy upamiętniającej Algidę. Dzień wcześniej przygotowałam sobie na kartce papieru całe przemówienie, lecz gdy ponownie je czytałam wydało mi się suche i bezuczuciowe, zupełnie nieoddające wspaniałego charakteru mojej przyjaciółki. Nasiąknięta łzami kartka skończyła w koszu na śmieci.<br />
- Wyobraź sobie, że mówisz do niej - zaproponowałam, ponieważ sama zamierzałam tak postąpić. - Wyobraź sobie, że nie słucha cię tłum ludzi, a tylko ona. Pożegnaj się z nią tak, jak nie zdążyłeś tego zrobić wcześniej.<br />
Odwzajemnił uścisk mojej dłoni i uśmiechnął się do mnie smutno.<br />
- Sypiesz dzisiaj dobrymi radami - stwierdził i zawahał się, jakby nie był pewien, czy powinien mówić następne słowa: - Teraz, gdy jej nie ma, zauważam między wami coraz więcej podobieństw. Jak gdyby jej cząstka dalej żyła w tobie.<br />
- Tylko się we mnie nie zakochaj - ostrzegłam z wymuszonym śmiechem.<br />
- Niestety nie jesteś w stanie jej zastąpić - odrzekł i przez chwilę miałam wrażenie, że żałuje, iż nie jest w stanie poczuć do mnie tego, co czuł do niej. W tym aspekcie również go rozumiałam. Gdybym mogła zastąpić moje skomplikowane uczucia względem Hermesa miłością do Treya, zrobiłabym to bez wahania.<br />
Westchnęłam i chwyciłam przyjaciela pod ramię, przyczesując palcami jego niesforne loki. Wyszliśmy z pokoju, owiani żałobnym kolorem czerni oraz przytłoczeni świadomością, iż idziemy na spotkanie jednej z najsmutniejszych chwil naszego życia.<br />
Pogrzeb odbywał się w odległej części ogrodu, w której kilka miesięcy temu miejsce miał bal maskowy. Teraz zamiast kolorowych lampek na drzewach i wystawnych bufetów porozstawianych na ziemi, znajdowały się tu dziesiątki białych krzeseł, a dookoła w wazonach stały czarne róże. Pośród krzeseł wyrastała potężna, śnieżnobiała trumna, której wieko było otwarte. Na ten widok Trey ścisnął mocniej moje ramię, niemal odcinając dopływ krwi. Usiedliśmy w ostatnim rzędzie, choć sporo miejsc przed nami było wolnych. Herosi dopiero schodzili się na pogrzeb, więc wokół panował duży ruch, aczkolwiek było nienaturalnie cicho. Ktoś położył mi dłoń na ramieniu, sprawiając, że podskoczyłam na krześle i odwróciłam głowę. Obok mnie stali Hermes i Selene, oboje elegancko ubrani, a na ich twarzach malował się smutek.<br />
- Jak się czujecie? - spytała troskliwie Selene, zwracając się zarówno do mnie, jak i do Treya. Ponownie uderzyło mnie jej pomocne nastawienie - martwiła się stanem chłopaka, którego nawet nie znała. Mój przyjaciel tępo wpatrywał się w trumnę, nadal ściskając moje ramię. Wyplątałam się z jego uścisku i wstałam, odchodząc z bogami na bok.<br />
- Bywało lepiej - odparłam szeptem, siląc się na nonszalancję, lecz porzuciłam ten ton, gdy mój głos zadrżał. - Właściwie jestem w rozsypce. Z Treyem jest jednak dużo gorzej. Zaczyna zachowywać się niczym zombie, co zapewne sami zauważyliście. <br />
- Ma to w genach. Gdybyś zobaczyła jego ojca... - mruknął Hermes, przez co zasłużył sobie na karcące spojrzenie Selene.<br />
- Helios wcale nie jest taki zły - zaprotestowała.<br />
Hermes rozkaszlał się, mamrocząc:<br />
- Jeśli twój typ to świecące się zombie...<br />
Wywróciła oczami, a ja po raz pierwszy od śmierci Algidy się uśmiechnęłam.<br />
- Właściwie miałam pochwalić twój strój - wskazałam na garnitur Hermesa. - Widzę, że coraz bardziej upodabniasz się do swojego idola.<br />
Uniósł brwi, na co dodałam słodko:<br />
- Hermesa z twojego ulubionego filmu, Percy'ego Jacksona - wytłumaczyłam niewinnie.<br />
Selene patrzyła na nas, nic nie rozumiejąc. Natomiast zdziwienie na twarzy mężczyzny zastąpiło rozdrażnienie.<br />
- A miałem dla ciebie takie ładne kwiaty... - mruknął złośliwie. Tym razem to ja uniosłam brwi.<br />
Z westchnieniem wyjął zza pleców bukiet czerwonych róż i przez chwilę się ze mną drocząc, w końcu mi go wręczył. Kątek oka zauważyłam uśmiech na ustach Selene.<br />
- Przez pomyłkę kupiłem czerwone, zamiast czarnych - wyjaśnił, choć oboje wiedzieliśmy, że to wcale nie była pomyłka. Mężczyzna kupił kwiaty specjalnie dla mnie, próbując mi poprawić nastrój w ten smutny dzień. Może znałam go lepiej, niż mi się wcześniej zdawało. - Głupek ze mnie.<br />
- To pierwsze twoje słowa, z którymi muszę się zgodzić - skomentowała Selene.<br />
- Odezwał się Einstein, który nawet nie wie, co znaczy wyraz egoista - skwitował Hermes.<br />
- Może nie wiedziałam tego dlatego, że to słowo mnie nigdy nie dotyczyło? - podsunęła bogini, po czym zwróciła niebieskie oczy na mnie: - Przepraszam, na pewno nie masz dzisiaj ochoty słuchać naszych przekomarzań, a my znowu obracamy wszystko wokół siebie.<br />
- Taaak, Sel, słowo egoizm z pewnością cię nie dotyczy - podsumował Hermes, kiwając gorliwie głową.<br />
Pacnęła go w ramię, ponieważ brakło jej innych argumentów. Wskazała na kogoś za mną, więc podążyłam wzrokiem za jej palcem wskazującym. Przy trumnie stała tęga kobieta, wspierając głowę na ramieniu wysokiego mężczyzny. Kobietą wstrząsał szloch, a jej twarz była czerwona od płaczu.<br />
- To matka i ojczym twojej przyjaciółki - wytłumaczyła Selene - Myślę, że razem z Treyem powinniście pójść się z nią przywitać.<br />
Choć była to ostatnia rzecz, na jaką miałam ochotę, przyznałam jej rację i biorąc Treya pod ramię, ruszyliśmy w stronę trumny. Starałam się nie patrzeć na martwe ciało mojej przyjaciółki i czułam, że Trey robił to samo.<br />
Rodzice Algidy podnieśli wzrok, przeczuwając, że się zbliżamy i powitali nas smutnymi uśmiechami. W ich oczach krył się błysk, który sprawiał wrażenie, jak gdyby znali nas od dawna.<br />
- Wy musicie być Beatrice i Trey. Allie wiele pisała o waszej dwójce w listach - powitała nas kobieta zachrypniętym głosem i przytuliła nas mocno, nawet nie czekając na odpowiedź. Zauważając kwiaty w mojej dłoni, jej twarz rozjaśniły zdziwienie i sympatia. - To dla mnie? Jakie piękne!<br />
- Właściwie... - zaklęłam w myślach. Jak mogłam odmówić prezentu matce swojej martwej przyjaciółki? Przytaknęłam niechętnie: - Tak, to dla pani.<br />
Podałam jej bukiet powoli, mając nadzieję, iż w tym czasie zdąży się rozmyślić, jednak ona chwyciła go w pulchne palce i spojrzała na mnie z wdzięcznością. Przyjrzałam jej się, wiedząc już po kim Algida odziedziczyła bezpośredniość i umiejętność cieszenia się z małych rzeczy. Z wyglądu kobiety łączyły jedynie oczy, nos i tusza.<br />
- Mam nadzieję, że Allie pisała o nas same dobre rzeczy. - Trey przerwał ciszę lekkim tonem i widziałam, że sam się zdziwił, iż było go na taki stać. Kobieta popatrzyła na niego z uśmiechem, który nie pasował do jej zapłakanej twarzy.<br />
- Nie było listu, w którym by o tobie nie wspomniała. Była w tobie zakochana po uszy. - stwierdziła - Teraz rozumiem dlaczego.<br />
Na te słowa Trey lekko się zachwiał, obarczony świadomością, jak wiele znaczył dla swej nieżyjącej już dziewczyny. Objęłam go pocieszająco, a on odwzajemnił uścisk, traktując mnie jak koło ratunkowe, nie pozwalające mu utonąć. Na ustach kobiety wciąż gościł smutny, dobroduszny uśmiech, gdy zwróciła się do mnie, jednocześnie przyglądając się kwiatom:<br />
- Podziwiała cię, wiesz? Za twoją odwagę, twój upór, twoją siłę. Nie mogła uwierzyć, że chciałaś się z nią przyjaźnić.<br />
Teraz to ja potrzebowałam pocieszającego uścisku, który mój przyjaciel z chęcią mi zaofiarował. Te słowa były niczym cios prosto w serce.<br />
- Mówi pani tak, jakbym była wspaniałą osobą, a nie jestem, proszę mi wierzyć - odparłam cicho. - Gdyby pani wiedziała, co zrobiłam...<br />
Gdyby wiedziała, że to przeze mnie jej córka znalazła się w tym piekielnym schowku, nie patrzyłaby na mnie tak przychylnie. Gdyby wiedziała, że mogłam zapobiec zniszczeniu Siedziby, nienawidziłaby mnie teraz tak, jak ja nienawidziłam siebie samej.<br />
Ceremonia zaczęła się, gdy czyste niebo zaczęły spowijać ciemne chmury. Choć był ranek, wydawało się, jak gdyby zapadał zmrok, a ja po raz drugi odniosłam wrażenie, iż niebo rozpaczało razem z nami. Naszych uszu dobiegła piękna, łamiąca serce melodia, która jeszcze bardziej pogrążyła wszystkich w smutku. Gdy razem z innymi odwróciłam głowę w stronę, z której napływały te piękne dźwięki, zauważyłam trójkę urodziwych kobiet, z której każda grała na innym instrumencie. Nie miałam wątpliwości, że były to muzy, gdyż dyrygował nimi sam Apollo. Łapiąc moje spojrzenie mrugnął do mnie porozumiewawczo i uśmiechnął się szeroko. Odwróciłam wzrok, przypominając sobie o jego przepowiedni, która z każdym dniem zabierała mi kolejnych przyjaciół i kolejne resztki nadziei.<br />
Na pogrzeb przyszli wszyscy uczniowie Siedziby, nawet ci pokiereszowani, sprawiając, że na małym kawałku ogrodu zebrał się spory tłum. Również Nereus wyszedł ze swojego akwarium, zaszczycając nas swoją obecnością. Ubrany był w seledynowy garnitur, który był jedynym kolorowym akcentem w tym gąszczu czerni. Choć na pierwszy rzut oka bóg morski wyglądał normalnie, jak na jego standardy, na jego głowie znajdował się czarny pióropusz. Zapewne była to jedyna ciemna rzecz w jego garderobie. Wszyscy pozostali ubrani byli w stonowane barwy, podkreślające smutek chwili. Gdy obok trumny stanęła matka Algidy, Trey ponownie ścisnął moją dłoń, szukając siły, by przetrwać najgorszą część pogrzebu.<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=Vtp-p7qFI2I">[muzyka]</a></div>
Kiedy kobieta spojrzała na ciało swej córki, zachwiała się. Herosi wstrzymali oddech, a mąż złapał ją, zanim upadła.<br />
- Moja córeczka - wychlipiała, rozklejając się i jednocześnie gładząc jej policzek. - Dlaczego taki los spotkał właśnie ciebie, kochanie? Dlaczego nie mnie, starą, która już zdążyła nacieszyć się życiem? - wziosła wzrok ku niebu i wykrzyczała: - Dlaczego, na bogów, dlaczego?!<br />
Pokręciła głową, gdy odpowiedziała jej głucha cisza. Rozejrzała się po naszych twarzach, szukając odpowiedzi. Gdy napotkała wzrokiem mnie i Terya, wzięła głęboki wdech, by się uspokoić. Musiała zapanować nad rozpaczą, by godnie pożegnać córkę. Jej głos drżał, kiedy ponownie się odezwała:<br />
- Już od małego Allie wykazywała nadzwyczajne zdolności w dziedzinie mechaniki - zaczęła. - Gdy tylko zaczęła mówić, bez przerwy wypytywała mnie, jak poszczególne rzeczy były skonstruowane. Kiedy zaczęła chodzić, znikała na całe dnie, po czym wracała z naprawionymi przedmiotami, które ja już dawno spisałam na stracenie. Wraz z pójściem do szkoły zapisała się na kurs majsterkowania, który skończyła znacznie wcześniej, niż inne dzieci. Była niezastąpiona w domowych naprawach. Doszło do tego, że nawet sąsiedzi wynajmowali ją do pomocy za skromną opłatą bądź słodyczami, na które była łasa. Z czasem naprawianie tego, co było zepsute przestało jej wystarczać i wzięła się za ulepszanie rzeczy sprawnych. Do dziś pamiętam moment, w którym przyleciała do mnie z moim złotym zegarkiem w ręku, którego przedtem rozpaczliwie szukałam, a na jej twarzy gościł wielki uśmiech. Zamontowała w nim funkcję budzika, stopera i głosowego oznajmiania godziny, które dziesięć lat temu nie było jeszcze nikomu znane. Była z siebie tak dumna, a ja zamiast ją pochwalić, nakrzyczałam na nią za to, że przepadła mi gwarancja na ukochany zegarek - Kobieta osunęła się na ziemię, a gdy mąż chciał ją podnieść, odprawiła go machnięciem dłoni. Następne słowa wygłaszała już z tamtego miejsca, wpatrując się tępo w przestrzeń. - Odkąd trafiła do Siedziby, utrzymywałyśmy kontakt jedynie listowny, a ja i tak widziałam, jak zmieniała się z nieśmiałej dziewczynki w waleczną kobietę. Żałuję, że nie było mi dane być na ślubie, wybaczcie nadmierne wybieganie w przyszłość, mojej córki z Treyem, o którym pisała w każdym liście i w którym z każdym dniem zakochiwała się coraz bardziej. Żałuję, że byłam tak leniwa, iż regularnie nie pokonywałam dzielącej nas odległości kilkuset kilometrów i nie spotykałam się z moją córeczką osobiście. A najbardziej ze wszystkiego żałuję, że wysłałam ją tutaj, do Siedziby. Wiem, że gdyby została ze mną, nadal by żyła.<br />
Kobieta oblała się łzami, zaczynając spazmatycznie oddychać. Niedaleko siedzący herosi podeszli do niej i pomogli jej dotrzeć do krzesła. Choć nadal ciężko oddychała, zdążyła się nieco uspokoić i pozwoliła mówić Treyowi, który wyszedł na środek, puszczając podporę, jaką była moja dłoń. Gdy spojrzał na twarz Algidy, uśmiechnął się z tęsknotą i zaczął mówić, nerwowo ruszając palcami:<br />
- Powinienem... - przełknął ślinę. - Powinienem wygłosić przemowę o tym, jak wspaniała była moja dziewczyna, jak wiele razem przeszliśmy, jak bardzo się kochaliśmy. Mam jednak kompletną pustkę w głowie. Jedyne zdarzenie, które pamiętam to jak powiedziała mi, że wyglądam jak naleśnik. Nie miałem pojęcia, czy był to komplement, czy wręcz odwrotnie, więc wytłumaczyła mi, że to komplement największej wagi, gdyż naleśniki były jej ulubionym daniem. - Wszyscy zebrani się roześmiali, a Trey razem z nimi. Uśmiech zniknął mu z ust, gdy jego wzrok ponownie natrafił na martwe ciało Algidy. Tym razem zwrócił się do niej, przyklękając i całując ją w zimne czoło: - Gdybym tylko mógł zająć twoje miejsce, zrobiłbym to bez wahania, choć wtedy pewnie byłabyś tak zła, że nie odezwałabyś się do mnie przez resztę wieczności. Kochałem, kocham i będę cię kochać, Allie. Żegnaj, jednak nie na zawsze - ponownie złożył pocałunek, tym razem na jej bladych ustach. - Wiem, że kiedyś ponownie będziemy razem.<br />
Powrócił na miejsce obok mnie jak w transie, patrząc na mnie, ale jednocześnie mnie nie widząc. Gdy usiadł, zobaczyłam spływającą po jego policzku łzę. Ten widok łamał mi serce, a nie znałam słów, którymi mogłabym ulżyć mu w cierpieniu. Odchrząknęłam i wyszłam na środek, by pożegnać ją równie godnymi słowami.<br />
Gdy szłam, gratulowałam sobie w myślach założenia baletek, a nie szpilek. Nawet bez nich czułam, jakbym za chwilę mogła upaść. Mimo potężnych zawrotów głowy, dotarłam do trumny. Po raz pierwszy spojrzałam na ciało w niej spoczywające. Algida była ubrana w białą, elegancką sukienkę, którą kiedyś widziałam w jej szafie. Była to suknia jej własnego projektu. Nigdy nawet nie podejrzewała, że projektuje strój na własny pogrzeb.<br />
Aureola czarnych włosów otaczała jej spokojną twarz, którą przecinała jasna blizna. Choć kiedyś myślałam o niej jak o oszpeceniu, teraz pomyślałam, że była oznaką odwagi mojej przyjaciółki. Na jej policzkach pojawiły się łzy i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że skapywały one z moich oczu. To przywołało mnie do rzeczywistości i zmusiło do zmierzenia z dziesiątkami spojrzeń, złaknionych treści mojego pożegnania. Próbowałam wyobrazić sobie, że oczy Allie były otwarte, a ja mówiłam jedynie do niej:<br />
- Przez częste przeprowadzki nie miałam zbyt wielu przyjaciół. Wyjeżdżałam, zanim dane mi było kogoś lepiej poznać. Gdy pierwszy raz cię spotkałam, nie miałam zamiaru na długo zostać w Siedzibie, więc wzięłam cię za kolejny zalążek przyjaciółki, której nigdy nie dane mi będzie mieć. Ale zostałam. I ty również - wzięłam głęboki wdech, słysząc, jak wszyscy wokół ucichli. Nawet ptaki przestały śpiewać, słuchając mnie uważnie, jakby wiedziały, jak ważne były moje słowa. - Wytrzymywałaś ze mną przez kilka długich miesięcy i wydaje mi się, że nawet mnie polubiłaś. Twój cotygodniowy zwyczaj wpadania do mojego pokoju z samego rana i krzyczenia "Wstawaj, lodziarnia do ciebie przyszła" jest twardym argumentem w tej sprawie - po tłumie przebiegł zduszony chichot, gdy ludzie zorientowali się, że lodziarnia była nawiązaniem do jej imienia. Kątem oka zobaczyłam tęskne uśmiechy na twarzach jej rodziców. - I choć niezmiernie mnie wtedy irytowałaś, podobnie jak wtedy, gdy bez przerwy trajkotałaś o Treyu, myślę, że tych momentów będzie mi najbardziej brakować. Byłaś moją najlepszą przyjaciółką. - zerknęłam na Hermesa, który posłał mi pocieszający uśmiech. - Dochowywałaś poważnych sekretów, wnosiłaś radość do smutnych chwil, pomagałaś, gdy potrzebowałam pomocy. Żałuję, że nie powiedziałam ci tego wtedy, gdy miałam okazję.<br />
Odgarnęłam kosmyki czarnych włosów z jej zastygłej na wieczność twarzy i uścisnęłam jej dłoń po raz ostatni. Skierowałam się z powrotem na swoje miejsce, gdy poczułam uścisk na ramieniu. Odwróciłam głowę i mój wstępny szok zmienił się we wrzask. Krzyk poniósł się echem po całym ogrodzie, sprawiając, że ludzie podskoczyli nerwowo na swych krzesłach, zdumieni tym nagłym dźwiękiem.<br />
Przede mną stała Algida, blada jak trup, jednak z szerokim uśmiechem na ustach. Zamrugała niewinnie i spytała:<br />
- Tęskniłaś?<br />
____________________________<br />
Było mi strasznie smutno, gdy pisałam ten rozdział i równie smutno jest mi się nim dzielić :(<br />
Przyczyny przewidzeń Beatrice wyjaśnią się za trzy rozdziały.<br />
Następny rozdział za dwa tygodnie!<br />
<br />
<br />
</div>
Unknownnoreply@blogger.com43tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-52902050310690731292013-12-24T10:28:00.001+01:002013-12-24T21:24:44.102+01:00XXII. Wybacz mi Ojcze, bo zgrzeszyłam<div style="text-align: justify;">
Nie minęło kilka dni od wizyty Okeanosa, a dotychczas słoneczne Palm Bay zaczęły nawiedzać deszcze i wichury. Meteorolodzy określali je jako cud, a co poniektórzy ludzie jako początek apokalipsy. Wszyscy wiedzieli, że na Florydzie takie zjawiska nie powinny mieć miejsca. </div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes, Selene i Nereus nie mieli wątpliwości, iż to bogowie wiatrów, którzy przeszli na stronę mojego ojca, stali za licznymi klęskami żywiołowymi. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Te wredne liliputy - złościł się mój nauczyciel za każdym razem, gdy w wiadomościach informowali o nowej katastrofie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy Selene pewnego dnia wypomniała mu, iż bogowie wiatrów nie są aż tak mali, odparł dla podkreślenia swych wcześniejszych słów: "To wredne, lilipućkie karły". Dla niego wielkość była równa wredności. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie byliśmy w stanie powstrzymać Zefira, Notosa i Eurosa. Byłoby to równoznaczne z zaczęciem pełnometrażowej wojny, a herosów było zbyt mało, by pokonać armię Okeanosa. Niemniej, przedsmak walk wyczuwało się w powietrzu. Wszyscy wiedzieli, iż mój ojciec zaatakuje pierwszy. A gdy tak się stanie, przegramy. Choć trenowaliśmy po dziesięć godzin dziennie, nasza setka była niczym w porównaniu do tysięcy żołnierzy Okeanosa. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Powinnam odejść - zwierzyłam się Hermesowi podczas jednego z naszych treningów. - Mam wrażenie, że gdyby mnie tu nie było to wszystko by się nie działo. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Twój ojciec zaatakowałby Siedzibę prędzej czy później - pocieszył mnie, polerując węże na swoim kaduceuszu. Sądząc po ich syczeniu nie bardzo im się to podobało. Westchnął ze zniecierpliwieniem, gdy jeden dziobnął go w palec. - Musiałem was trochę poczyścić, skunksy jedne. Nie denerwujcie się tak, dla mnie to też nie jest przyjemna sytuacja. Już was puszczam. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy zaczął je odplątywać od laski i rzucił na podłogę, ledwo co zmusiłam się, by nie wskoczyć na krzesło. Jednak z momentem dotknięcia ziemi węże zniknęły, a zastąpiły je dwa bardzo dobrze mi znane psy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To... - wskazałam drżącym palcem na Cucumbera z Tomato siedzącym mu na plecach. - Twoje psy to węże?!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Moje węże to psy. Niezbyt lubią swą naturalną formę, zwłaszcza gdy służą jako ozdoba mojej laski. Uwłacza to ich godności - odparł, wzdychając. Cucumber podszedł do mnie i tyrpnął mnie łebkiem, natomiast Tomato wciąż wpatrywał się we mnie gniewnie, tak samo jak przed kilkoma miesiącami, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy. Gdy wyciągnęłam rękę, by go pogłaskać, zawarczał i trzepnął drugiego psa. Tamten odwrócił się i pognali przez sale, niedługo potem znikając za zakrętem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdybyś kiedyś chciał nakręcić o sobie serial, będę producentką - mruknęłam do Hermesa. - Twoje życie jest bardziej zakręcone, niż Moda na sukces. Zbijemy fortunę.<br />
Przez miniony tydzień nasze relacje zdążyły wrócić do stanu, w jakim je zostawiliśmy przed podróżą do Aten. Powróciliśmy do ciągłych docinek i kawałów. Nasza znajomość niemal w całości składała się z ironii. I choć Hermes, ze swoim tysiącletnim doświadczeniem, wyprzedzał mnie w wymyślaniu psikusów, nie pozostawałam mu dłużna. Pewnego dnia, po zakończonym treningu, w którym poniosłam żałosną klęskę w walce na miecze, poprosiłam go, by poszedł ze mną do pomieszczenia, w którym znajdowały się komputery. Herosi rzadko korzystali z internetu, dlatego dwa laptopy im w pełni wystarczały. Moja prośba ewidentnie go zdziwiła, jednak posłusznie poszedł ze mną.<br />
- Słyszałeś kiedyś o Percym Jacksonie? - zagadnęłam, gdy wychodziliśmy z sali.<br />
Zmarszczył brwi.<br />
- A powinienem? To jakiś heros?<br />
- Można tak powiedzieć. To seria książek o bogach olimpijskich, na podstawie których powstały filmy.<br />
- Fascynujące. A mówisz mi o tym dlatego, że...? - uniósł brwi.<br />
Obdarowałam go sadystycznym uśmiechem:<br />
- Ponieważ chciałabym, byś coś zobaczył.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
Hermes zamknął laptopa z głośnym trzaskiem, mając wymalowane na twarzy zarówno przerażenie, jak i irytację.<br />
- Co to... co to było? - wykrztusił.<br />
Tarzałam się po krześle ze śmiechu, niezdolna odpowiedzieć. Uspokojenie się zajęło mi kilka długich chwil.<br />
- Cóż... To byłeś ty, Hermesie. A przynajmniej tak ciebie wyobraził sobie reżyser - nie mogłam się powstrzymać od wbicia mu ostatniego gwoździa do trumny: - Byłeś bardzo seksowny, nie uważasz?<br />
Poderwał się z krzesła i wycelował we mnie palec:<br />
- Myślisz, że jesteś cwana, Mead? - spytał niskim głosem. - Ja jestem cwańszy.<br />
Cały następny dzień przechodziłam, mając przyczepioną wielką, futrzaną kulkę na granicy pleców, o której istnieniu nie miałam pojęcia, dopóki Algida nie zdecydowała mi o niej wspomnieć przy kolacji. Zapewne uważała siebie za wzorową przyjaciółkę. Gdyby nie ona, dowiedziałabym się o tym dopiero, gdy szłabym spać... czyli jakieś dwadzieścia minut później.<br />
Cała stołówka zanosiła się śmiechem, gdy próbowałam odczepić od koszulki coś, co zapewne miało mnie upodobnić do króliczka.<br />
- Przeklęty żartowniś - mruknęłam ze złością, chcąc zapaść się pod ziemię.<br />
Na podobnych docinkach minął nam cały tydzień. W tym czasie również sporo trenowaliśmy, a ja czułam, że moja kondycja zaczynała się poprawiać. Nie dostawałam już zadyszki po przebiegnięciu kilkuset metrów, a miecze w mojej dłoni stały się lżejsze.<br />
Jednak sielanka nie mogła trwać wiecznie. Wichury, które zawładnęły Palm Bay, stawały się coraz bardziej śmiercionośne, a śmiertelnicy zaczynali się poważnie martwić. Ich nastroje udzieliły się wszystkim herosom. Siedziba przestała być miejscem radosnym, a stała się pełna smutku i strachu przed wojną. Choć nikt nie powiedziałby tego wprost, wiedziałam, że wiele osób obwiniało mnie o czyny mojego ojca. Podporą stali się dla mnie przyjaciele, którzy niemal codziennie powtarzali mi, iż to, co się działo, nie było moją winą.<br />
Odejście Isaaca dotknęło nas wszystkich. Baliśmy się również, że stworzy ono efekt domina, a herosi zaczną przechodzić na stronę Okeanosa. Choć wszyscy wydawali się nam lojalni, to samo można było powiedzieć niedawno o Isaacu. Nikt nie wiedział, co go nakłoniło do podjęcia tak drastycznego kroku, jak opuszczenie własnych przyjaciół, jednak mnie męczyło ogromne poczucie winy. Miałam silne przeczucie, że gdyby nie przyłapał mnie i Hermesa tamtego dnia w Atenach, nigdy by nas nie opuścił. Złamane serce popycha człowieka ku najgorszym decyzjom.<br />
Dzień, w którym całe moje życie stanęło na głowie, zaczął się zwyczajnie. Na śniadaniu słuchałam Treya i Algidy, którzy opowiadali o tym, jak to Nereus wreszcie znalazł upragnionego Waj-Faja. Selene, która miała dość biadolenia starego boga morskiego, zadzwoniła do firmy dostarczającej internet i poprosiła o rozszerzenie zasięgu Wi-Fi na teren całej Siedziby. Nereus cieszył się niczym małe dziecko.<br />
Po śniadaniu poszłam do sali treningowej, by spotkać się z Hermesem. Tradycyjnie spóźnił się pół godziny, a nie był ani trochę skruszony. Jednak cała złość na niego wyparowała, gdy podał mi małe, obwiązane wstążką pudełeczko.<br />
- Wszystkiego najlepszego, Mead - powiedział i przez chwilę zdawało mi się, że chciał mnie przytulić, ale w ostatniej chwili się rozmyślił i tylko schował ręce do kieszeni.<br />
- Dziękuję, ale miałam urodziny dwa tygodnie temu - mruknęłam, odwiązując wstążkę. - I jeśli dobrze pamiętam, podarowałeś mi już prezent.<br />
- Zdaję sobie sprawę, że nic nie będzie lepsze od mojego pocałunku, ale trochę mnie kosztowało zdobycie tego prezentu, więc postaraj się nie wyglądać na zawiedzioną - puścił mi oko.<br />
Otworzyłam pudełeczko, w którym na małej poduszeczce spoczywała piękna, subtelna bransoletka. Złoty łańcuszek otaczały małe, mieniące się kolorami brylanciki. Bransoletka była wykonana z niesamowitą precyzją, co znaczyło, że musiała kosztować fortunę. Uniosłam wzrok i spotkałam się z ciepłym uśmiechem Hermesa. Jego nastroje zmieniały się niczym w kalejdoskopie, więc dlaczego również i moje nie mogły? Czekał cierpliwie, aż coś powiem. Po długich sekundach ciszy, która zaczęła ciążyć nam obu, wybuchłam:<br />
- Dlaczego mi to robisz, na bogów?!<br />
Zmarszczył brwi, a uśmiech zniknął, zastąpiony konsternacją. Widząc, że niczego nie rozumiał, kontynuowałam:<br />
- Jednego dnia mówisz, że byłam tylko zabawą, że nic do mnie nie czujesz, a następnego kupujesz mi diamenty! O co ci chodzi, do cholery? Masz rozdwojenie jaźni? - zamknęłam wieczko pudełka i rzuciłam nim w niego. - Zabierz tą swoją beznadziejną próbę manipulowania mną i przestań mieszać mi w głowie!<br />
Złapał bransoletkę nim spadła na ziemie i spojrzał na mnie z rozdrażnieniem:<br />
- Uważaj, z łaski swojej - fuknął. - Nie masz pojęcia, ile mnie kosztowało zdobycie tego prezentu.<br />
- Nie martw się, diamenty się nie rozbiją - powiedziałam z ironią. - Będziesz je mógł spokojnie podarować następnej głupiej dziewczynie.<br />
- Tu nie chodzi o diamenty! - wrzasnął, na co się wzdrygnęłam. - Tę bransoletkę specjalnie dla ciebie wykonał Hefajstos. Dzięki niej będziesz mogła używać żywiołu wody kiedykolwiek i gdziekolwiek będziesz, więc schowaj dumę do kieszeni, proszę.<br />
- Wszędzie? Jak to możliwe? - wyszeptałam, co było miłą odmianą od krzyków. Zrobiło mi się głupio, iż tak na niego naskoczyłam. Zbliżył się i choć wciąż był zły, zapiął mi bransoletkę na przegubie, a ja nie zaprotestowałam.<br />
- Tajemnica Hekate - wzruszył ramionami, a wyraz jego twarzy był zacięty. - Nigdy nie starałbym się tobą manipulować, Beatrice. Po pierwsze nie jestem taką osobą, a po drugie wiem, że manipulowanie tobą nie jest możliwe. A teraz idź i zrób sto brzuszków.<br />
Dopiero po chwili dotarło do mnie jego ostatnie zdanie. Odwróciłam się, zanim zdążył zobaczyć rumieńce wstydu na moich policzkach.<br />
Po pięciogodzinnym treningu byłam bardziej padnięta, niż zwykle. Wydawało mi się, że Hermes w formie zemsty za moje wcześniejsze oskarżenia chciał, bym przez kilka dni nie mogła się ruszyć z łóżka. Jeśli to było jego zamiarem, miałam przeczucie, że mu się udało. Gdy opuszczałam salę, kazał mi przysiąc, iż nigdy nie będę zdejmować podarowanej przez niego bransoletki.<br />
- Chcesz bym zawsze miała przy sobie cząstkę ciebie? - droczyłam się.<br />
- Mead, proszę cię - jęknął z irytacją. - Pięć godzin twoich komentarzy to zdecydowanie za dużo. Po prostu jej nie zdejmuj i tyle.<br />
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po znalezieniu się w moim pokoju, było zdjęcie bransoletki. Mimo że chciałam zrobić Hermesowi na złość, uszanowałam jego prezent i położyłam go na miejscu honorowym pod moją poduszką. W końcu diamenty piechotą nie chodzą.<br />
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
Po wzięciu prysznica poszłam spać, jednak nie długo było mi dane cieszyć się spokojem. Gdy się obudziłam, stanęłam twarzą w twarz z największym koszmarem mojego życia. W moim pokoju było nienaturalnie jasno, jak na tak późną porę. Światło dochodziło zza okna, a w powietrzu roznosił się drażniący zapach spalenizny. Taki sam, jaki było czuć, gdy Okeanos tydzień temu podpalił wszystkie domy w okolicy. Co chwilę rozlegały się wybuchy, a z zewnątrz dobiegały przytłumione krzyki.</div>
</div>
W drzwi, które wcześniej zamknęłam na klucz, dobijała się Algida, wrzeszcząc:<br />
- Beatrice, na bogów, wychodź! Zaczęła się wojna, a ty śpisz! - po kilku sekundach powiedziała ciszej, niż przedtem: - Nie mamy wyboru, Trey, musimy wyważyć drzwi.<br />
Zerwałam się z łóżka i otworzyłam drzwi w tym samym momencie, w którym Trey zaczął na nie napierać. W rezultacie wylądował na ziemi, tuż przy moich nogach.<br />
- Przepraszam! - powiedziałam, a z nerwów nawet zapomniałam pomóc mu wstać. Musiał sobie poradzić sam, podczas gdy ja zwróciłam się do Algidy: - Co się dzieje? Czy mój ojciec...<br />
- Tak - potwierdziła smętnie i pomogła wstać swojemu chłopakowi. W normalnych okolicznościach wszyscy śmialibyśmy się z jego upadku, jednak to zdecydowanie nie był dobry moment na żarty. - Cała armia przedostała się przez barierę. Staramy się ich odepchnąć, ale są ich setki...<br />
- Ale jak to możliwe? Hermes mówił, że przez barierę nie może się przedostać nikt, kto nie ma dobrych zamiarów... - urwałam, uświadamiając sobie swój błąd. Z min Algidy i Treya wywnioskowałam, że nie zorientowali się, iż nazwałam mojego nauczyciela Hermesem.<br />
- I nikt, kto nie był kiedyś uczniem Siedziby - dokończył Trey, wstając. - A jak dobrze wiesz, Isaac przez długi czas tutaj uczęszczał. Bez trudu mógł wejść na teren Siedziby, a potem zniszczyć barierę.<br />
- Przestańcie się gapić jak idioci na pierwiastki, tylko nam pomóżcie! - krzyknęła Solange, przebiegając obok nas wraz z paroma innymi herosami, wyrywając nas ze smutnej nostalgii.<br />
Razem z przyjaciółmi ruszyliśmy za nią, po drodze zaglądając do sali treningowej i zabierając z niej pokaźną ilość broni. Nasze smutne spojrzenia mówiły jednak to, o czym wszyscy myśleliśmy, ale nie mieliśmy odwagi powiedzieć: nieważne, ile mieczy byśmy wzięli, to zawsze będzie za mało.<br />
Na dworze przywitały nas krzyki, odgłosy walki oraz...<br />
- Nereusie? Co ty robisz? - spytała Algida starego boga morskiego, który stał na środku przejścia z zamkniętymi oczami i wyrazem błogości na twarzy. Pociągnął nosem, jakby coś wąchał. Nawet na nas nie zerkając, odpowiedział:<br />
- Napawam się Waj-Fajem.<br />
Herosi zacięcie walczyli, odpychając armię mojego ojca. Ich siły jednak z każdą chwilą słabły coraz bardziej, a potwory przybliżały się do Siedziby. Między mną, a Algidą świsnęła kula. Była tak blisko, że poczułam powiew wiatru. Nie miałam wątpliwości, na kogo była skierowana. Wiedziałam, iż ojciec chciał mnie żywą, więc zapewne kazał mnie porwać, przy okazji zabijając wszystkich moich towarzyszy.<br />
- Musimy się rozdzielić! - wrzasnęłam, starając się przekrzyczeć panujący wokół hałas.<br />
- Nie ma mowy! - odpowiedzieli Trey i Algida zgodnie.<br />
- Jeśli będziemy razem to jest dużo większe prawdopodobieństwo, że któreś z nas polegnie! - argumentowałam. Zanim mieli szansę odpowiedzieć, dodałam: - Trey, idź na front. Algido, idź do schowka i poszukaj więcej broni.<br />
Kto by pomyślał, że tak dobrze szło mi dowodzenie? Wahali się tylko kilka sekund, zanim posłuchali mojego rozkazu. Pocałowali się szybko i ruszyli w dwie przeciwne strony.<br />
Tymczasem ja pobiegłam ku strumykowi płynącemu nieopodal. Wiedziałam, że woda to mój największy atut w walce, więc zamierzałam to wykorzystać. Niestety sprawy nie poszły po mojej myśli.<br />
Woda pozostawała głucha na moje wezwania, choć potrzebowałam jej bardziej, niż kiedykolwiek. Odgłosy walki przybliżały się coraz bardziej, a ja do obrony miałam jedynie miecz, który było mi trudno podnieść, a co dopiero użyć.<br />
"<i>Przysięgnij mi, że będziesz miała tę bransoletkę zawsze przy sobie</i>".<br />
Zerknęłam na swój przegub i omal nie wskoczyłam do tego przeklętego strumyka z nadzieją, iż się utopię. Hermes kazał mi nie zdejmować bransoletki nie bez powodu, a ja już pierwszego dnia ściągnęłam ją z powodu tak błahego, jak urażona duma.<br />
Wiedziałam, że nim dotarłabym do pokoju, Siedziba mogłaby być już dawno zdobyta przez wroga. Nie mając wyboru, rzuciłam się w wir walki, wyposażona jedynie w ciężki miecz.<br />
Nie wiedziałam, czy była to zasługa treningów z Hermesem, czy tego, że Okeanos zabronił mnie zabijać, ale szło mi całkiem nieźle. Była to pierwsza bitwa, w jakiej brałam udział, ale wydawało się, jakbym robiła to od lat. Szybko straciłam rachubę, ile potworów zdążyłam wysłać do Tartaru. <br />
Gdy pochyliłam się, by zadać ostateczny cios jednej z wielu harpii, ona uniosła dłonie w błagalnym geście.<br />
- Błagam, Beatrice... Nie chcę umierać, panienko - zaskrzeczała ze strachem w głosie.<br />
Mimo woli, zawahałam się. Patrzyła na mnie z takim przerażeniem, że nie byłam w stanie jej zabić. I to był mój błąd. Gdy zobaczyła litość skrytą w moich oczach, podniosła się z ziemi i rzuciła na mnie, najwidoczniej zapominając o rozkazach wydanych przez mojego ojca. Byłam pewna, że chciała mnie zabić. Próbowałam się bronić, jednak harpia zdążyła mi rozciąć długimi szponami brzuch, a piekąca rana utrudniała mi poruszanie. Tym razem to ona powaliła mnie na ziemię. Wyrwała z mojej dłoni miecz i uniosła rękę, by zatopić go w moim sercu. Gdy byłam pewna, że widok żądnej krwi harpii będzie ostatnim, co zobaczę w życiu, ona nagle znieruchomiała, a miecz wypadł z jej dłoni na ziemię. Nie minęło kilka sekund, a rozsypała się w proch, jak wszystkie umierające potwory.<br />
Ktoś podał mi rękę, a ja ją bez zastanowienia przyjęłam, podnosząc się do pozycji pionowej. Gdy zobaczyłam twarz mojego wybawiciela, poczułam, jakby ktoś oblał mnie kubłem zimnej wody.<br />
- Isaac - wyszeptałam. Było tak wiele rzeczy, które chciałam mu powiedzieć, jednak nie mogłam znaleźć słów. Twarz mojego dawnego przyjaciela nie wyrażała żadnych uczuć. Rzucił mi przeciągłe spojrzenie, w którym doszukałam się śladów smutku. Po kilku ciężkich sekundach ciszy, odwrócił się na pięcie i wrócił do walki, napierając na innych herosów.<br />
Mimo przegranej pozycji, z jakiej wystartowaliśmy, nasze szanse z każdą chwilą coraz bardziej rosły. Potwory znikały w zaskakującym tempie, zamieniane na pył przez zdeterminowanych herosów. Wszyscy dawali z siebie wszystko, korzystając z technik walki, których nauczył nas Hermes. Sam nauczyciel walczył nieopodal, zabijając kilka potworów na raz. Zauważyłam, że wszystkie napierają na niego, zapewne uważając go za najniebezpieczniejszego wroga. Choć doskonale dawał sobie radę, przyszłam mu na pomoc. Wysoki poziom adrenaliny tak mnie znieczulił, iż nie odczuwałam rany zadanej mi przez harpię. Nie minęło kilka minut, a wspólnie z Hermesem załatwiliśmy wszystkie cyklopy, ichtiocentaury i harpie w pobliżu. Gdy rozejrzeliśmy się w poszukiwaniu kolejnych przeciwników, teren okazał się być pusty. Herosom udało się pokonać całą armię. Wraz z moim trenerem uśmiechnęliśmy się do siebie, nie bez zdumienia w oczach, i przybiliśmy piątkę.<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=3DGf00VhtAw">[muzyka]</a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
I w tamtym momencie, gdy myśleliśmy, że najgorsze było już za nami, okolicą wstrząsnął potężny wybuch. Eksplozja była tak wielka, iż wszyscy wokół poupadali na ziemię. Przez jedną straszliwą chwilę myślałam, że Siedziba została zniszczona. Gdy podniosłam głowę i upewniłam się, że tak nie było, zalała mnie fala ulgi. Zniknęła ona z chwilą, w której zobaczyłam, co stało się ofiarą. Schowek na broń, do którego posłałam Algidę, zajął się płomieniami, tworząc wielką kulę ognia.<br />
- NIEEE! - wrzasnęłam, zrywając się do biegu. Gdy pokonałam kilka kroków silne ramiona objęły mnie, unieruchamiając. Wierzgałam i kopałam, jednak na nic się to nie zdało. Nie widziałam, kto mnie trzymał - jedyne, co byłam w stanie zarejestrować to wielka, łamiąca serce kula ognia w oddali. Jakaś część mnie łudziła się nadzieją, iż moja przyjaciółka zdążyła opuścić schowek, jednak ta racjonalna część wiedziała, że tak nie było. Łzy ciekły mi po policzkach, a jedyne co byłam w stanie zrobić to patrzeć jak dzieci Posejdona gasiły ogień. Nie mogłam im nawet pomóc - bransoletka dalej leżała pod moją poduszką. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że osobą, która mnie trzymała, był Hermes.<br />
- Puść mnie - poprosiłam cicho. Zacisnął wargi, ale zrobił to, o co poprosiłam. Teraz, gdy herosi ugasili ogień, nie groziło mi już żadne niebezpieczeństwo, oprócz złamanego serca na widok tego, co zastanę w środku. Przełykając łzy pobiegłam ku schowkowi.<br />
To, co kiedyś było zadbanym, drewnianym domkiem stało się osmolonymi ruinami. Ściany były całe czarne, a w niektórych miejscach widniały wygryzione przez ogień dziury. Najbardziej ucierpiał dach, który wyglądał, jakby mógł się w każdej chwili zawalić. Mimo tego, że domek wyglądał jak pułapka śmierci, ruszyłam ku cudem ocalałym drzwiom.<br />
- Zwariowałaś? Nie wchodź tam! - przytrzymał mnie jeden z synów Posejdona, patrząc na mnie jak na wariatkę.<br />
- Tam jest Algida! - odpowiedziałam tylko i nie zważając na protesty, weszłam do na wpół zrujnowanego budynku. W środku sytuacja wyglądała jeszcze gorzej, niż na zewnątrz. Wszystko było czarne, na podłodze walały się pozostałości tego, co kiedyś było półkami, regałami, krzesłami. Jedna czwarta kolumienek, które podtrzymywały sufit, było spalone. W powietrzu unosił się drażniący zapach spalenizny.<br />
- Allie? - zawołałam, zatykając nos.<br />
Przez kilka straszliwych sekund odpowiadała mi cisza. Po chwili doszedł mnie ledwo słyszalny szept:<br />
- Ty głupia idiotko.<br />
Moja przyjaciółka leżała za jedną z ocalałych kolumn, a jej twarz przecinał ból. Radość, którą poczułam na jej widok wyparowała, gdy mój wzrok powędrował do miecza wystającego z jej brzucha. Wokół zebrała się kałuża szkarłatnej krwi.<br />
- Po co tu przyszłaś? - warknęła na mnie. - Nie pociągnę nikogo ze sobą. Wychodź, póki jeszcze żyjesz! I tak mi nie pomożesz.<br />
Jak na posiadanie tak poważnej rany mówiła całkiem dobrze, jak typowa Algida. Przez jedną krótką chwilę miałam nadzieję, że uda mi się ją uratować. Ta chwila jednak minęła, gdy moja przyjaciółka zaczęła kaszleć krwią. Podbiegłam do niej i uklęknęłam obok, nie zważając na niebezpiecznie chyboczącą się szafkę obok. Widząc, że Algida otwiera usta, przerwałam jej:<br />
- Nic nie mów. Wydostanę cię stąd, rozumiesz? Wszystko będzie dobrze.<br />
Odwróciłam głowę w stronę drzwi i krzyknęłam najgłośniej jak umiałam:<br />
- Pomocy! Potrzebuję pomocy!<br />
Nikt nie odpowiedział na moje wezwanie.<br />
- Nikt nie przyjdzie - powiedziała Algida - Ja i tak umrę, Trice. Błagam cię, nie umieraj razem ze mną.<br />
- Nie zostawię cię - powiedziałam z mocą, sygnalizując, że moja decyzja była niepodważalna.<br />
Uśmiechnęła się z wysiłkiem.<br />
- Zawsze byłaś dobrą przyjaciółką. Głupią, ale dobrą.<br />
Potrząsnęłam głową z irytacją i sięgnęłam, by wyciągnąć miecz z krwawiącej rany. Algida mnie jednak powstrzymała, kładąc bladą dłoń na mojej:<br />
- Nie chcę umierać w męczarniach - poprosiła.<br />
Przełknęłam ślinę i pokiwałam głową. Z każdym słowem jej głos stawał się coraz cichszy, przechodząc w szept. Na podłodze zbierało się coraz więcej krwi, która w końcu dotarła do mnie. Zabarwiła mi całe spodnie na czerwono, jednak nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Twarz mojej przyjaciółki była spokojna i choć jej oczy były wilgotne, nie płakała.<br />
To ja byłam tą, która się rozkleiła.<br />
- To wszystko moja wina - wykrztusiłam przez łzy i oparłam czoło o jej głowę. - Tak bardzo cię przepraszam...<br />
- To nie twoja wina! - powiedziała, a na jej twarzy pojawił się grymas bólu. - Nie wiedziałaś, że wycelują w ten schowek.<br />
- Sprowadzam nieszczęście na wszystkich, którymi się otaczam... - wykrztusiłam, prawie jej nie słysząc.<br />
Spojrzałam na miecz, który tak bardzo ją zranił i przypomniałam sobie słowa przepowiedni Apollina:<br />
"<i>Drugiego żywioł jego ojca zabije</i>".<br />
Uniosłam wzrok i zobaczyłam, że miecz wcześniej zawieszony był na sznurze, którego niespalone resztki cały czas wisiały nad nami. Płacz wstrząsnął mną jeszcze bardziej i to Algida musiała być tą, która mnie pocieszała. Mimo bólu, który czuła, przytuliła mnie i pozwoliła, by płacz wstrząsnął nami obiema.<br />
W końcu, choć było to dla niej dużym wysiłkiem, wykrztusiła:<br />
- Trey?<br />
- Jest cały i zdrowy - odpowiedziałam, nie będąc pewna, czy była to prawda. Nie widziałam go odkąd wysłałam go na front.<br />
Warto było jednak skłamać, by zobaczyć na jej ustach cień najprawdziwszego uśmiechu.<br />
- Powiedz mu... - jej głos stał się tak cichy, iż musiałam się nachylić, by ją usłyszeć: - Powiedz, że był najlepszym, co mi się przydarzyło w życiu.<br />
To była jej ostatnia prośba, jej ostatnie słowa. Zawyłam z wściekłości i rozpaczy, gdy znieruchomiała w moich ramionach, z wciąż błąkającym się na ustach uśmiechem. Spalone części schowka zaczęły spadać na ziemię wokół mnie, niestety żadna mnie nie dosięgnęła. Jej śmierć była skazą na moim i tak już nieczystym sumieniu. Gdybym jej tu nie wysłała, gdybym choć trochę zastanowiła się nad przepowiednią Apollina, gdybym nie była córką Okeanosa... Wszystkie te katastrofy, cała ta wojna, były moją winą. W chwili, gdy to zrozumiałam, znienawidziłam siebie bardziej, niż mojego ojca.<br />
Nie chciałam puścić Algidy nawet wtedy, gdy przyszło po mnie kilku odważnych herosów, nie bojących się wejść do sypiącego się domku. Musieli mnie od niej odciągnąć siłą. Zanim wyprowadzili mnie ze schowka zobaczyłam, jak przykrywają jej martwe ciało folią. Płacz wstrząsnął mną ponownie, jeszcze silniej niż przedtem.<br />
W drodze do Siedziby powtarzałam niczym mantrę:<br />
- To wszystko moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina...<br />
____________________________<br />
Aż mi głupio dzielić się z Wami tak smutnym rozdziałem w tak radosny dzień :( Mam jednak nadzieję, że mi wybaczycie, gdyż na pocieszenie przygotowałam życzenia!<br />
Dodam również, że do końca opowiadania zostały mi trzy/cztery rozdziały. Postanowiłam również wklejać muzykę do ważniejszych momentów z rozdziałów, gdyż wyczarowuje ona klimat (:<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
Wesołych świąt!</div>
Byście byli piękni jak Afrodyta, pomocni jak Selene, odważni jak Hermes, mądrzy jak Atena, pracowici jak Hefajstos, twórczy jak Apollo oraz pozytywnie zakręceni jak Nereus.<br />
Byście mieli święta lepsze niż na Olimpie, a prezenty dostarczył Wam pod drzwi sam Hermes!<br />
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com52tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-22456810912393226062013-12-14T15:44:00.000+01:002013-12-15T20:01:47.432+01:00XXI. Ikarowe loty<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b> Beatrice</b></div>
<br />
Jako mała dziewczynka, nieświadoma niebezpieczeństw, które czekały na mnie w prawdziwym życiu, uwielbiałam oglądać filmy akcji. Zasiadałam przed starym telewizorem z uśmiechem na ustach i pilotem w ręku, podgłaśniając dźwięk za każdym razem, gdy działo się coś ciekawego. Doprowadzałam tym moją matkę do szału i jednocześnie bardzo ją niepokoiłam. Nikt, a szczególnie małe dziecko, nie powinno zachwycać się widokiem zrujnowanych domów i płonących pasów zieleni. Gdy zaczęłam chodzić do szkoły, a moja obsesja zaczęła się jedynie pogłębiać, mama podjęła drastyczną decyzję o wyrzuceniu telewizora. Choć wtedy jej za to nienawidziłam, teraz wiedziałam, że podjęła słuszną decyzję. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kilkaset metrów pod moimi stopami paliły się domy i lasy, a mi zajęło dziesięć lat, bym stwierdziła, że nie był to widok, który ktokolwiek powinien widzieć, a tym bardziej się nim zachwycać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Atakują Siedzibę! - głos Hermesa dobiegał z bardzo daleka. Potrzebowałam dłuższej chwili, by w pełni zrozumieć i przyswoić jego słowa. Przykleiłam nos do małej szyby samolotu, a krzyk rozpaczy uwiązł mi w gardle. Znajdowaliśmy się tak wysoko, iż pożar wyglądał jak pomarańczowa kropka w oddali, jednak bez trudu mogłam sobie wyobrazić, jak wyglądał z bliska. Miejsce, które stało się dla mnie domem, jakiego nigdy nie miałam, właśnie zostawało pożarte przez złowrogie płomienie. Ktoś zaczął krzyczeć z rozpaczą rozdzierającą serce. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że byłam to ja. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ale zacznijmy od początku. Osiem godzin temu po raz drugi w życiu wsiadłam do samolotu, zostawiając za sobą Ateny i wszystkie wspomnienia, które wiązałam z tym miastem. "To, co się wydarzyło w Atenach, zostaje w Atenach", przypominałam sobie w duchu za każdym razem, gdy moje myśli uporczywie powracały do naszych skradzionych wieczności chwilom, jakie spędziłam z Hermesem. Mężczyzna ani razu na mnie nie spojrzał, ani razu nie dał znać, że pamięta o tym, co się wydarzyło. Chciał dać temu odejść, więc i ja powinnam to uczynić. Coraz częściej przyłapywałam się na rozmyślaniu o tych kilku ostatnich dniach i próbie przywołania nieistotnych szczegółów. Chciałam się upewnić, że to, co się wydarzyło, nie było jedynie wytworem mojej wyobraźni. Z każdym następnym niepowodzeniem coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że zaczynałam wariować.</div>
<div style="text-align: justify;">
W noc poprzedzającą nasz wyjazd z Grecji, nie mogłam zasnąć. Kilka godzin przewracałam się z boku na bok, aż w końcu pogodziłam się z myślą, że spędzę pierwszą w życiu bezsenną noc. Wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do małego niepozornego regału, na który nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi. Przejechałam palcem po brzegach książek, szukając jakiejś niezwiązanej z filozofią, co w Akademii Platońskiej było niemałym wyzwaniem. Jakby wiedziony instynktem, mój palec spoczął na oprawionej w skórę księdze, której okładka głosiła: "Anne Boleyn. Winna czy zdradzona?". Wróciwszy do łóżka, zapaliłam lampkę i wciągnęłam się w lekturę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Historia Tudorów od zawsze mnie fascynowała. Gdy Anne poznała Henryka VIII była jedynie średniego stanu szlachcianką. Nikt by nie pomyślał, że rozkocha w sobie króla tak bardzo, iż porzuci on dla niej swoją wieloletnią żonę, tym samym rozpoczynając rewolucję w Anglii. Anne została pierwszą w historii królową angielską, która nie wywodziła się z żadnej arystokratycznej rodziny, a drogę na tron zapewniła jej tylko i wyłącznie wielka miłość, którą darzył ją król. Szczęście małżonków jednak nie trwało długo. Już kilka lat później Henryk, którego miłość do Anne zaczęła się kruszyć, oskarżył swą żonę o zdradę stanu i kazał ją ściąć. Czasami zastanawiałam się, czy podzielę jej los. Wątpiłam, by Hermes chciał mnie zabić, ale miałam nieodparte wrażenie, że czeka mnie młoda śmierć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podczas czytania dwudziestej strony, gdy moje oczy zaczynały się zamykać wbrew woli, poczułam woń spalenizny. Rozejrzałam się zdezorientowana, jednakże nie zauważyłam niczego podejrzanego. Po chwili przeniosłam spojrzenie na książkę. Objął ją płomień ognia, zmieniając litery w popiół, jednocześnie parząc moje ręce. Przerażona rzuciłam księgę na podłogę i zaczęłam okładać poduszką, chcąc ugasić płomienie. Na nic się to nie zdało. Drewnianej podłodze wystarczyła chwila, by zajęła się ogniem. Odkręciłam kran i przywołałam na pomoc wodę, ale nie zareagowała. Zaklęłam. Widocznie była pod panowaniem Posejdona, nie Okeanosa. Rzuciłam się do drzwi wyjściowych, a gdy oddzielały mnie od nich jedynie centymetry, przede mną buchnął ogień, zmuszając do cofnięcia. Płomienie objęły również okolicę jedynego okna w moim przeklętym domku. Byłam uwięziona. I miałam niedługo zostać pierwszą pieczoną heroską świata. Kto wie, może zapoczątkowałabym modę na nowe danie. Choć z pewnością byłby to zaszczyt, nie spieszno mi było go doświadczyć. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaryglowałam się w łazience, odkręcając zimną wodę i pozwalając jej napełniać wannę. Z mojej gromadzonej przez osiemnaście lat wiedzy wynikało, że płomienie nie pożrą kogoś, kto jest zanurzony w wodzie. Co więcej, ściany łazienki pokryte były płytkami ceramicznymi, dzięki którym czułam się tu na tyle bezpiecznie, na ile można czuć się w płonącym domu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wbrew moim przypuszczeniom, ogniowi zajęło chwilę wdarcie się do łazienki i pokrycie swymi płomieniami ścian. Wskoczyłam w ubraniu do wody, ale wiedziałam, że ogień i tak znajdzie sposób, by mnie zabić. Zaczęłam wrzeszczeć, starając się przekrzyczeć syczenie płomieni. Dlaczego nikt jeszcze nie przyszedł mi na ratunek? Czy naprawdę nikt nie zauważył płonącego domu? Minuty mijały, płomienie przybliżały się do mnie coraz bardziej, a mój krzyk cichł i zamieniał w łkanie. Dym wdarł się do moich płuc, sprawiając, że nie mogłam złapać powietrza. Zanim odpłynęłam, usłyszałam, że ktoś woła moje imię. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy ponownie otworzyłam oczy, ogień zniknął, a łazienka lśniła czystością i nowością. Nadal znajdowałam się w wannie, więc nie mogłam być długo nieprzytomna. Tylko jak udało im się uratować w tak krótkim czasie całą łazienkę? Na własne oczy widziałam, jak to wszystko płonęło. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nade mną pochylał się Trey z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Potrząsnął mną i spytał:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Beatrice, co się stało? - gdy nie odpowiedziałam, powtórzył - Co się stało, na bogów? </div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręciłam głową, nie będąc w stanie nic powiedzieć. Moje gardło było zdarte przez wcześniejsze wrzaski, a ja nie wiedziałam, jak mogłabym mu to wszystko wytłumaczyć. Rozejrzałam się ze zdumieniem po łazience, upewniając się, że zachowała się w idealnym stanie. Przez uchylone drzwi dojrzałam, że pokój, który wcześniej się żarzył, również nie ucierpiał. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie było pożaru? - wyszeptałam. Trey spojrzał na mnie z mieszaniną przerażenia i troski. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jakiego pożaru? Nic się nie paliło, Beatrice. Usłyszałem twoje krzyki i przybiegłem najszybciej, jak mogłem. Po to, by zobaczyć cię nieprzytomną w wannie. - po chwili dodał ze smutkiem: - I miałaś na sobie ubrania. Gdybyś ich nie miała, nie miałbym ci za złe, że obudziłaś mnie o trzeciej w nocy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Musiało mi się przyśnić - odpowiedziałam, ignorując jego próbę poprawienia mi humoru. Nie mogłam mu powiedzieć prawdy, ponieważ sama nie chciałam jej zaakceptować. Nie mogłam się przyznać do tego, że zaczynałam wariować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy zmieniłam piżamę na suche ubrania i wyszłam z łazienki, zastałam Trey'a siedzącego na brzegu mojego łóżka. Uśmiechnął się lekko, a w jego oczach nadal czaiła się troska. Poklepał kołdrę, dając mi znać, bym się pod nią zaszyła. Kiedy to uczyniłam, okrył mnie nią i powiedział, że dzisiejszej nocy nie przyśni mi się już żaden koszmar. Pokiwałam głową, czując ogarniające mnie zmęczenie. Gdy Trey zobaczył, że zasypiam, wstał z łóżka, zamierzając odejść. Chwyciłam go za rękę, momentalnie się rozbudzając i czując przerażenie na myśl, że zostanę tu sama. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zostań, proszę - wyszeptałam z błaganiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Tak też zrobił i tej nocy nie nawiedził mnie już żaden koszmar, ani żadna wizja. </div>
<div style="text-align: justify;">
Miałam czas, by pomyśleć o wszystkim związanym z rzekomym pożarem. Na stoliku nocnym leżała książka, która na moich oczach się doszczętnie spaliła. Schowałam twarz w poduszkę, tłumiąc krzyk bezsilności. Nie umiałam znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Przewracałam się z boku na bok, gorączkowo myśląc i nawet pokrzepiająca obecność Treya, pochrapującego na pobliskim fotelu, nie pomagała. Około trzeciej rano wydawało mi się, że w oknie mignęła sylwetka Isaaca. Zniknęła jednak tak szybko, że byłam pewna iż była tylko przewidzeniem. Przewróciłam się na drugi bok i ponownie pogrążyłam w myślach. Nie wiedziałam, ile czasu minęło, ale nagle naszła mnie nowa myśl. Co, jeśli wcale nie zaczynałam wariować? Co, jeśli ktoś stał za tymi halucynacjami, mieszając mi w głowie? Już raz się tak zdarzyło - Morfeusz zesłał na mnie sny, o których samej siebie nigdy bym nie podejrzewała. Może jakiś bóg stał również za tym incydentem? Ta myśl tak na mnie podziałała, że po raz pierwszy w życiu z entuzjazmem zerwałam się z łóżka. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że był już ranek. </div>
<div style="text-align: justify;">
Samolot odleciał o dziesiątej, zostawiając w tyle Akademię Platońską oraz dziesiątki uśmiechniętych twarzy, machających nam na pożegnanie. Wśród nich znajdowali się również Mike i Maia, trzymający się za ręce, co mimo paskudnego nastroju, nie uszło mojej uwadze. Dobrze, że przynajmniej im się udało.<br />
Moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Treya, który siedział kilka foteli ode mnie. Przez moje wczorajsze zachowanie patrzył na mnie teraz tak, jakbym była bombą z opóźnionym zapłonem. By go uspokoić, posłałam mu uśmiech i uniosłam kciuk do góry. Mimo swoich obaw, nikomu o niczym nie wspomniał, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Nie potrzebowałam, by ktoś oprócz mnie zaczął podejrzewać, że tracę zmysły. Pomyślałam, że jestem szczęściarą, otaczając się takimi przyjaciółmi jak Trey. Nie wiedziałam jeszcze, że niedługo miał mi pozostać tylko on.<br />
Teraz, spoglądając z góry na kulę ognia, pomyślałam, że powinnam była powiedzieć komuś o mojej wizji pożaru. Wzięłam ją za głupią próbę zastraszenia przez któregoś z bogów, a tymczasem mogła być ona ostrzeżeniem. W mojej głowie rozbrzmiały słowa Okeanosa: "Moje wojska niedługo zaatakują Siedzibę". Przyłożyłam dłoń do ust, by znowu nie krzyknąć. Te słowa uwolniły lawinę myśli, których nie mogłam powstrzymać: "To wszystko twoja wina. Jesteś bezużyteczna, Beatrice. Zawiodłaś mnie, a teraz zawodzisz przyjaciół. Przynosisz nieszczęście na wszystkich, którymi się otaczasz...".<br />
- Beatrice? - ktoś mocno mną potrząsał, nie pozwalając całkowicie zagubić się w gąszczu nienawiści, który sama tworzyłam. - Trice, co się z tobą dzieje?<br />
Otworzyłam oczy, by zobaczyć Hermesa pochylającego się nade mną z niepokojem skrytym w zielonych oczach. A więc tego potrzeba by przykuć twoją uwagę, pomyślałam kwaśno. Muszę zacząć tracić rozum.<br />
Złapałam go za nadgarstki z mocą, o jakiej bym siebie nie podejrzewała.<br />
- To Okeanos - wychrypiałam - On atakuje Siedzibę.<br />
- Brawo, Sherlocku - mruknął - Sam bym na to nigdy nie wpadł.<br />
Westchnęłam, puszczając jego dłonie. Zawsze gdy upewniał się, że nic mi nie jest, powracał do bycia Panem Oziębłym. Nienawidziłam w nim tego.<br />
- Viatorze, musimy lądować - stwierdziła Selene, podbiegając do nas. W samolocie zapanowała panika, ale jej głos brzmiał spokojnie. - Musimy im pomóc.<br />
- By stać się łupem armii Okeanosa? - przerwał nam jeden z dwójki pilotów, który mimo panującego chaosu, usłyszał naszą krótką wymianę zdań. - Nie ma mowy. Nie wlecimy w sam środek bitwy.<br />
Selene posłała mu tak mordercze spojrzenie, że mężczyzna przełknął ślinę i odwróciwszy się w stronę towarzysza, wymamrotał:<br />
- Zobaczymy, co da się zrobić.<br />
Chaosu, który potem zapanował, nie da się opisać. Gdy tylko zaczęliśmy zlatywać niżej i znaleźliśmy się w zasięgu wzroku wroga, nasz samolot został zestrzelony. Intuicja podpowiedziała mi, że straciliśmy prawe skrzydło, gdyż maszyna zaczęła pochylać się na lewą stronę. Potem wirowaliśmy wkoło, z niesamowitą prędkością zbliżając się ku ziemi. Ludzie wrzeszczeli, zagłuszając moje myśli o rychłej śmierci. Zacisnęłam powieki i wbiłam paznokcie w fotel, niemal go rozrywając. Przygotowałam się na ból, który nigdy nie nadszedł. Musiałam stracić przytomność, ponieważ gdy znów otworzyłam oczy, samolot stał już na ziemi. Czując ogarniający mnie strach, otworzyłam jedno oko. Herosi patrzyli po sobie ze zdumieniem, będąc tak samo zdezorientowani jak ja. A więc ostatnich kilka minut nie było jedynie wytworem mojej wyobraźni. To było pocieszające.<br />
Po samolocie walały się różne przedmioty, ludzie byli rozczochrani i zdezorientowani. Nic poważniejszego się jednak nie stało, choć Isaac miał na głowie spaghetti, które wcześniej konsumował. Mimo dezorientacji, gdy tylko otrzymaliśmy sygnał do wyjścia, wszyscy zgodnie ruszyliśmy w tamtym kierunku, byleby jak najszybciej wydostać się z naszej niedoszłej trumny.<br />
Przechodząc obok Hermesa, usłyszałam jak mówił cicho:<br />
- Dzięki, staruszku.<br />
Mogłam się domyślić, że szczęśliwe lądowanie zawdzięczaliśmy panu niebios, Zeusowi. Nie pozwoliłby zginąć swojemu synowi. Gdyby się nad tym zastanowić, Hermes i Selene w rzeczywistości byliby jedynymi spośród nas, którzy by przeżyli, jednak Zeusowi musiał umknąć taki szczegół. Miałam wrażenie, że był dobrym ojcem, który troszczył się o syna. W przeciwieństwie do mojego, który właśnie mierzył we mnie mieczem.<br />
Po wyjściu z samolotu, który bezpiecznie wylądował w tylnej części ogrodu, stanęliśmy oko w oko z armią Okeanosa. Herosi wstrzymali oddech, niepewni co robić. Wśród wielu różnorakich potworów udało mi się dostrzec ojca. Od naszego ostatniego spotkania przybyło mu kilka zmarszczek, a we włosach pojawiły się pasma siwizny. Był otoczony cyklopami, harpiami, a nawet minotaurami. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach zatańczyły płomyki szaleństwa. Przez kilka sekund zastanawiałam się, gdzie podziali się Nereus i herosi, którzy nie byli z nami w Atenach. Czy naprawdę nie zorientowali się, że tereny wokół Siedziby płonęły? Czy byli zbyt wystraszeni, by stawić czoło tak potężnej armii?<br />
- Mówiłem ci, że przyjdę, córko. - choć głos Okeanosa był cichy, usłyszałam go tak, jakby krzyczał.<br />
Wstępny szok minął. Herosi chwycili za miecze, a niektórzy wrócili do samolotu, by znaleźć cokolwiek, czym mogliby walczyć.<br />
- Spokojnie! - krzyknął Hermes, powodując, że zatrzymali się w półkroku. - Bariera, którą na Siedzibę nałożył sam Zeus, skutecznie odgradza nas od wroga. Nikt, kto nie ma dobrych zamiarów, nie jest w stanie przez nią przejść.<br />
- To prawda - potwierdził Okeanos głośno, a w jego głosie brzmiał smutek. Wszystkie spojrzenia skupiły się na nim. - Gdyby nie zapora, już dawno spalilibyśmy wasz dom na popiół.<br />
- Tak jak palicie wszystko wokół? - spytała Selene z wrogością. - To, że spalą się domy i lasy w pobliżu, nie sprawi, że Siedziba spłonie razem z nimi.<br />
- Masz całkowitą rację, moja droga Selene - odparł Okeanos, podchodząc nieco bliżej. Jedna z harpii podążyła za nim jak cień, by w razie konieczności go ochronić. Ręką dał jej znać, by się cofnęła. - Będzie to jednak kolejną skazą na waszym sumieniu, które za wszelką cenę chcecie pozostawić czystym.<br />
Bogini księżyca zatoczyła ręką okrąg, wskazując na palące się w oddali domostwa:<br />
- Jak to ma być naszą winą? - warknęła - Znowu umywasz ręce od odpowiedzialności?<br />
Harpia syknęła, patrząc na nią groźnie. Selene obrzuciła ją obojętnym spojrzeniem, po czym jej chłodny wzrok spoczął ponownie na moim ojcu. Odnosiłam nieodparte wrażenie, że łączyła ich jakaś historia.<br />
- Masz rację - powtórzył słowa, których nie wypowiadał często. - To nie jest wasza wina. To tylko i wyłącznie wina Beatrice.<br />
Wszyscy zebrani popatrzyli na mnie, a ich spojrzenia były gamą najróżniejszych uczuć: od wrogości po niechęć, do współczucia. Przełknęłam ślinę, podczas gdy Okeanos bezlitośnie kontynuował:<br />
- Gdyby stanęła przy moim boku, tak jak było jej pisane, żadna z tych rzeczy by się nie wydarzyła. - zwrócił się do mnie: - Wszyscy ludzie, którzy teraz palą się żywcem w tamtych domach, wszystkie dzieci, wszystkie zwierzęta... masz ich na sumieniu, córko.<br />
Hermes stanął obok mnie i spojrzał na Okeanosa wzrokiem godnym Meduzy:<br />
- Nie waż się tak do niej mówić. Nie jest winna żadnym twoim chorym gierkom, ty... - po czym zaczął go obrzucać wszelkimi wyzwiskami, jakie przyszły mu na myśl, w tym również tymi archaicznymi.<br />
Herosi patrzyli na niego z szeroko otwartymi oczami, starając się zapamiętać chwilę, gdy ich trener dał upust swoim emocjom i to w bardzo niekulturalny sposób. Byłoby to całkiem zabawne, gdyby nie okoliczności, w których się znaleźliśmy.<br />
- Wiesz, co myślę o twoich wyzwiskach? - spytał Okeanos, ziewając ostentacyjnie.<br />
- Och, mogę sprawić, że zmienisz zdanie - warknął, idąc w jego kierunku. W ostatnim momencie za kurtkę złapał go Trey, odciągając do tyłu.<br />
- Nie chcemy tu trzeciej wojny światowej - mruknął, a mój ojciec uśmiechnął się z wyższością. - Przynajmniej nie teraz, gdy nas jest dziesięciu, a ich kilkaset.<br />
Poczułam na sobie wzrok Okeanosa i popatrzyłam na niego z zimną obojętnością. Przez myśli przemknął mi powód, dlaczego w dzieciństwie tak bardzo kochałam ogień. Może miałam wtedy jedne z tych niewytłumaczalnych przeczuć - domyślałam się, że mój ojciec jest władcą wody. I tylko dlatego, by zrobić mu na złość, ogień stał się moją obsesją.<br />
- Czego od nas chcesz? - spytała Selene, przerywając moje myśli.<br />
Wzrok Okeanosa spoczął na niej.<br />
- Czy to nieoczywiste? - jego kolejne słowa sprawiły, że moje serce zaczęło tłuc się w piersi. - Chcę, byście oddali mi Beatrice. Jeśli to zrobicie, daję wam gwarancję, że podczas wojny żadnemu z mieszkańców Siedziby nie spadnie włos z głowy.<br />
Po jego słowach nastała cisza, którą zakłócało jedynie sapanie potworów. Czułam, że spojrzenia wszystkich ponownie skupiły się na mnie. Teraz ukryte w nich było jedynie wahanie.<br />
- Może... - zaczęła jedna z córek Apollina z wahaniem, jakby nie była pewna, czy powinna mówić następne słowa. - Może nie jest to taka zła opcja. Okeanos jest jej ojcem. Wątpię, by ją skrzywdził.<br />
Algida i Trey stanęli przede mną, odgradzając mnie od złowrogich spojrzeń armii potworów.<br />
- Nie oddamy Beatrice - stwierdziła Algida, głośno i dobitnie, co jak zauważyłam, zaskoczyło nawet ją. Nieśmiała dziewczyna, którą poznałam kilka miesięcy temu zniknęła, zastąpiona przez odważną i waleczną kobietę.<br />
- Jesteśmy gotowi walczyć - zawtórował jej Trey, chwytając jej rękę.<br />
- Oczywiście, że jesteśmy! - dodała wojowniczo Solange, córka Aresa. Jej brat i siostra pokiwali głowami, potwierdzając jej słowa.<br />
Wzruszyła mnie ich postawa. Nie mogłam jednak pozwolić, by przeze mnie byli zmuszeni wziąć udział w wojnie. Nie mogłam skazywać ich na śmierć. Uniosłam głowę dumnie do góry, spotykając się z drwiącym uśmiechem mego ojca, który wiedział, że decyzja zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Z uśmiechu, który pojawił się na jego ustach, domyśliłam się, że przewidział moje następne słowa.<br />
- Pójdę z Okeanosem - zadecydowałam, wbrew zdumieniu i przerażeniu moich przyjaciół.<br />
- Nie ma mowy - Hermes złapał mnie za ramię, odciągając na bok. Wpatrując się we mnie gniewnie, spytał cicho: - Zwariowałaś?<br />
- Może - odpowiedziałam, co nie było dalekie prawdzie. - Nie pozwolę nikomu narażać przeze mnie życia. Jeśli dzięki pójściu z Okeanosem mogę zapewnić wam bezpieczeństwo, zrobię to bez wahania.<br />
- Och, nie bądź taką męczenniczką - syknął - Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz? Jeśli z nim pójdziesz, umrze tysiąc razy więcej herosów, niż liczy cała nasza Siedziba!<br />
- O czym ty mówisz?<br />
- Jeśli staniesz po stronie Okeanosa, wygrana leży po jego stronie. Jesteś kluczem do zwycięstwa, Beatrice - drgnęłam, ponownie słysząc swoje imię w jego ustach. Popatrzyłam na niego, dalej nic nie rozumiejąc. Widząc moje zdezorientowanie, westchnął i dodał - Nie chciałem, być dowiedziała się tego w ten sposób, ale osiemnaście lat temu została wygłoszona przepowiednia dotycząca twojej osoby. Jej słowa jasno mówią, że jesteś jedyną, która może uratować Olimp.<br />
- Albo go zniszczyć - wyszeptałam to, czego on nie dopowiedział. Pokiwał ze smutkiem głową.<br />
- Rozumiesz zatem, że nie mogę cię puścić.<br />
Podświadomie zadał mi kolejny cios. Nie chciał mnie stracić dlatego, że wtedy mogłabym doprowadzić do zagłady Olimpu. Nie dlatego, że to <i>on</i> mnie potrzebował.<br />
- Dobrze - powiedziałam cicho, nie patrząc mu w oczy - Zostanę.<br />
Choć nie widziałam jego twarzy, poczułam, się się uśmiecha. Puścił moje ramię i powiedział głośno w stronę Okeanosa:<br />
- Beatrice zostaje z nami. Przegrałeś.<br />
Przez chwilę mój ojciec nic nie mówił. Potem usłyszałam zabarwiony zarówno złością, jak i drwiną śmiech:<br />
- Ja bym tak tego nie nazwał. Może przegrałem bitwę. Jednak zważając na to, że wasi żołnierze już was opuszczają, nie mam wątpliwości, że wygram tę wojnę.<br />
- O czym ty mówisz? Herosi są nam lojalni - oznajmiła Selene, wyrażając na głos myśli nas wszystkich.<br />
Okeanos zaśmiał się, mając na twarzy pełny samozadowolenia uśmiech. Odchrząknął teatralnie i spytał głośno:<br />
- Isaacu? Pokaż im wszystkim, jak bardzo się mylą. Pokaż im swą prawdziwą naturę.<br />
Na początku nie wiedziałam, do kogo się zwracał. Nie mogłam uwierzyć, by mój przyjaciel mógł wbić nam wszystkim nóż w plecy, stając po stronie mojego ojca. Ale to działo się naprawdę. Chłopak na początku zrobił kilka niepewnych kroków naprzód, przystając. Po chwili wziął głęboki oddech i wbijając wzrok w ziemię, ruszył szybko naprzód. Gdy przechodził przez granicę Siedziby, wyglądało to tak, jakby szkło rozbiło się na tysiąc kawałków. Jednak kiedy tylko stanął przy boku Okeanosa, bariera powróciła do swojego wcześniejszego stanu. Przypomniały mi się słowa przepowiedni, którą wygłosił kilka dni temu Apollo: "Jeden przejdzie na stronę zła, wiele powodów do smutku innym da". W tym momencie nie czułam się smutna, a jedynie zła i zawiedziona.<br />
- Zdrajca! - wykrzyknęła Solange, a słowo potoczyło się echem.<br />
Isaac nie był jedynie zdrajcą, ale również tchórzem. Ani na chwilę nie podniósł wzroku, by skonfrontować się z naszymi spojrzeniami. Mój ojciec objął go ramieniem i powiedział, co zakrawało na ironię:<br />
- Zuch chłopak. Gdyby ktoś jeszcze chciał się do mnie przyłączyć, oczywiście przyjmę was z otwartymi ramionami. Pamiętajcie, wygrana leży po mojej stronie.<br />
Tym razem moich uszu dobiegł śmiech Hermesa. Choć wydawało się to niemożliwe, był jeszcze bardziej przerażający, niż ten mojego ojca:<br />
- Życzyłbym ci powodzenia, stary Rybaku, ale po pierwsze to nie w moim interesie. Po drugie, ty nie potrzebujesz słów otuchy, by wygrać. Potrzebujesz cudu.<br />
- Mój drogi Viatorze... - Okeanos wypowiedział to imię z wyraźną drwiną. - Te słowa równie dobrze mogłyby się odnosić do ciebie - wskazał na samolot. - Jak widzę, nie potrzebujesz swych butów, by latać. Uważaj tylko, by nie zostać kolejnym Ikarem.<br />
Zamarłam. Tydzień temu dla żartów sprzeczaliśmy się z Hermesem, kto z nas jest mistrzem słów. Teraz pomyślałam, że nie byłam nim ani ja, ani on. Ten tytuł należał się Okeanosowi. Zapakował on swą groźbę w tak dobrze dobranie słowa, że nikt, kto nie znał prawdy, nie domyśliłby się, o co mu chodziło. Dla mnie, Hermesa i Selene przesłanie jego słów było jasne: Okeanos znał prawdziwą tożsamość mojego nauczyciela i nie zamierzał spocząć, dopóki skrzydła <i>Ikara</i> nie zostaną spalone, a on sam nie znajdzie się na dnie morza. Martwy.<br />
<br />
__________________________________<br />
Przepraszam Was za to coś, co miałam czelność nazwać rozdziałem. Obiecuję, że następne będą lepsze!<br />
Tak jak mówiłam, zaczynają się trudne czasy dla Beatrice i jej przyjaciół. Wojna się rozkręca, główna bohaterka zaczyna tracić rozum, a odejście Isaaca jedynie to spotęguje. W przyszłych rozdziałach już nie będzie tak kolorowo, jak było na początku. Oczywiście będą również momenty pełne humoru, bo czym bez nich byłoby to opowiadanie?<br />
W ramach prezentu następny rozdział postaram się dodać 24 grudnia. (:<br />
<br />
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com47tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-32365112871509063852013-12-07T09:55:00.001+01:002013-12-07T10:58:27.976+01:00Prezent od Mikołaja!<div style="text-align: center;">
Kilka osób narzekało, że musi czekać dwa tygodnie na rozdział, więc przygotowałam dla Was mały bonus (:</div>
<div style="text-align: center;">
Dodałam na bloga zakładkę <a href="http://zaplatani-w-mitologie.blogspot.com/p/bohaterowie_6.html">"Bohaterowie"</a>, w której znajduje się miniopowiadanie.</div>
<div style="text-align: center;">
Nie jest ono umiejscowione w żadnym punkcie czasowym, nie splata się z wydarzeniami opisywanymi w rozdziałach. Ma ono na celu jedynie przybliżyć nowym czytelnikom charaktery postaci, a starym bywalcom poprawić humor (: </div>
<div style="text-align: center;">
Ho, ho, ho! (<span style="font-size: x-small;">przepraszam, nie mogłam się powstrzymać! To ten śnieg tak na mnie działa!</span>)</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://duska.blox.pl/resource/mikolaj.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="http://duska.blox.pl/resource/mikolaj.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-69820646323703215372013-11-30T18:18:00.003+01:002013-12-01T10:00:21.614+01:00XX. Kuźnia Hefajstosa<div style="text-align: center;">
<b>Hermes</b></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Rezydencję Afrodyty było nie tyle widać, co czuć z daleka. Zapach tysięcy kwiatów zasypujących willę przyprawiał o zawrót głowy. Wszystkie kolory świata układały się w piękne girlandy, wspinające się po ścianach. Był to z pewnością najpiękniejszy dom na Olimpie, z czego Afrodyta była niesamowicie dumna. W gęstwinie kwiatów trudno było się doszukać kawałka muru, nie mówiąc już o drzwiach. Jednak z racji tego, iż Hermes był w domu Afrodyty częstym gościem, znalazł je bez problemu. Zastukał trzy razy i wszedł do środka.</div>
<div style="text-align: justify;">
Znalazł się w przestronnym, elegancko, a zarówno przytulnie urządzonym salonie. Na ścianach wisiały dziesiątki luster, a na półkach stały liczne kosmetyki. Po Afrodycie nie było ani śladu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes skierował się w stronę łazienki, w której jego siostra uwielbiała przebywać. Było to pomieszczenie największe w całym domu - kobieta wyznawała zasadę: "Im więcej wanien, tym lepiej". Mężczyzna znalazł ją w jednej z nich. Kobieta czytała kolorowe czasopismo, od szyi w dół zanurzona w wodzie z bąbelkami. Na widok Hermesa jej piękną twarz rozjaśnił promienny uśmiech, a magazyn trafił na stolik.</div>
<div style="text-align: justify;">
Choć była piękna, mężczyzna dopiero po chwili zorientował się, że coś w jej wyglądzie mu nie pasuje. Przeniósł wzrok na jej związane w wysoki kok włosy. Zakrył twarz dłońmi, czując ogarniające go przerażenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Proszę, powiedz, że się przefarbowałaś.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobrze wiesz, że nie muszę farbować włosów - w jej głosie dźwięczała zarówno uraza, jak i zdziwienie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wiedział, że w swoim kilkutysiącletnim życiu Afrodyta nigdy nie musiała farbować włosów. Jako bogini miłości i piękna, dla każdego wyglądała inaczej, urzeczywistniając ideał piękności danej osoby. Choć jej twarz pozostawała taka sama, zmieniały się poszczególne cechy wyglądu, takie jak kolor oczu, włosów, a nawet wzrost. Hermes od stuleci widział w niej wysoką blondynkę z krągłym ciałem. Jednak nie dzisiaj. Musiało minąć trochę czasu, zanim odważył się spojrzeć na nią ponownie. Brązowe loki okalały jej piękną twarz, na której jaśniały hipnotyzująco niebieskie oczy. Kobieta okręciła jeden niesforny lok wokół palca i uśmiechnęła się do Hermesa:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyżbym została brunetką? - spytała konspiracyjnym szeptem, mrugając do niego - Czyżbym przypominała jedną z twoich uczennic?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mam pojęcia, dlaczego to się dzieje - westchnął ciężko, przyciągając do siebie pobliskie krzesło i siadając obok olbrzymiej wanny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Afrodyta zaśmiała się lekko i zanurzając się głębiej w wodzie, odparła:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówiłam ci, że to się stanie, głuptasie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Że co się stanie? - spytał zdezorientowany, patrząc w identycznie niebieskie oczy, jakie miała Beatrice.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Że się zakochasz - mrugnęła i zanim zdążył zaprotestować, zanurzyła głowę pod wodę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Afrodyta i jej szalone pomysły, pomyślał z przekąsem. Żył już ponad dwa tysiące lat, a jeszcze nigdy nie był zakochany. Choć kiedyś myślał, że jego związek z Iris był czymś poważnym, z perspektywy czasu wydawał mu się tylko zabawą. Dlaczego więc miałby się zakochać teraz? W osobie o kilkaset razy młodszej od niego? W osobie, która wyprowadzała go z równowagi częściej, niż Atena?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Masz urojenia, Afrodyto - powiedział, gdy kobieta wynurzyła głowę z wody. Nie wiedział, kogo starał się bardziej przekonać - ją, czy siebie samego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czasami mam - przyznała - Jednak dzisiaj z pewnością nie jest ten dzień. Lepiej powiedz, jak podobał ci się pocałunek?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skąd...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Hermesie, proszę cię - przerwała mu, prychając - Jestem boginią miłości. Wiem takie rzeczy. I wiem również, że pocałunek baaardzo ci się podobał - jej uśmiech pełny był samozadowolenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzę, że we wszystkim się wspaniale orientujesz - rzucił z przekąsem - Może jednak uda mi się ciebie czymś zaskoczyć: godzinę przed pocałunkiem wypiłem eliksir śmierci, który mi dałaś.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Och, wspaniale! - ucieszyła się - I co?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie zadziałał.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyła brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście, że zadziałał - odparła z przekonaniem - Moje eliksiry zawsze działają.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie tym razem. Beatrice żyje. - Czy to ulga rozbrzmiewała w jego głosie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Afrodyta westchnęła, wyciągając z wody nogę i kładąc ją na brzegu wanny. Mówiąc, chwyciła krwistoczerwony lakier z pobliskiej szafki i zaczęła malować paznokcie:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy naprawdę myślałeś, że planem było zabicie jej? Za kogo ty mnie masz? - nie czekając na odpowiedź, dodała - Wymyśliłam coś dużo lepszego. Nie chcę się chwalić, ale to był plan godny Ateny.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ach tak? - oparł łokcie na kolanach, czekając na wyjaśnienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kobieta spojrzała na niego, uśmiechając się lekko. Jakby wiedziała coś, o czym on nie miał pojęcia. Takie sytuacje zdarzały się rzadko, więc jeszcze bardziej go tym zaintrygowała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Po tym nieziemskim pocałunku... jak wyglądała jej aura?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Aura? - powtórzył i spróbował sobie przypomnieć ten szczegół. Jednak jego myśli wciąż uporczywie wracały do dotyku jej ust, nie pozwalając się skupić na niczym innym.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak. Wiesz, ta niesamowicie jasna, irytująca aura, przyciągająca potwory. Oraz oczy bogów, na przykład Zeusa...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ten eliksir miał na celu zmniejszenie jej aury? - dopiero teraz to zrozumiał. Spojrzał na Afrodytę z podziwem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie doceniasz mnie, kochany - mruknęła z pełnym samozadowolenia uśmiechem igrającym na ustach - Ten eliksir nie miał na celu zmniejszenia jej aury. On miał na celu jej zniszczenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podniósł się z krzesła i objął siostrę mocno, nie zważając ani na to, że była mokra ani na to, że była naga. Pocałował ją w oba policzki, mając w oczach tony wdzięczności.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś niesamowita - powiedział. Nadzwyczajnie jasna aura Beatrice sprawiała, że potwory oraz bogowie widzieli ją nawet z bardzo daleka. Teraz, gdy aura zniknęła, Zeus będzie myślał, że dziewczyna umarła. Dokładnie tak, jak się umawiali.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam swoje momenty - odparła Afrodyta, śmiejąc się lekko. Wyglądała przepięknie, zwłaszcza teraz, gdy jej włosy stały się brązowe, a oczy intensywnie niebieskie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nikomu o tym nie mówiłaś, prawda? - chciał się upewnić, wstając z krzesła. Jeśli ta wieść trafiłaby do Zeusa, cały jej plan poszedłby na marne. Uśmiech kobiety zniknął, zastąpiony wyrazem konsternacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Możliwe, że wspomniałam o tym Aresowi...</div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnął ciężko, chowając twarz w dłoniach. Może i plan Afrodyty był godny Ateny, ale sama Afrodyta na pewno jej nie dorównywała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli Zeus o tym usłyszy... - jęknął.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ares na pewno nie piśnie ani słowa, nie martw się! - pocieszyła go szybko, podnosząc się z wanny i owijając ręcznikiem. Gdy stanęła obok niego, wydała mu się niższa. Zdawało mu się, że dorównywała wzrostem Beatrice. - Teraz jest zbyt zajęty wojną, by interesować się takimi sprawami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zdajesz sobie sprawę, że Beatrice znajduje się w samym środku tej wojny, prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
Afrodyta przygryzła wargę. Widocznie o tym nie pomyślała. Hermes ponownie westchnął z rezygnacją. Co się stało to się nie odstanie, a on nie mógł się na nią złościć. Gdyby nie ona, aura Beatrice dalej by istniała, a Hermes byłby zmuszony zabić swoją uczennicę. Teraz jedynie będzie musiał zerwać wszelkie kontakty, poza zawodowymi. Od dzisiaj Beatrice będzie dla niego jedynie uczennicą. Były to konieczne środki bezpieczeństwa. Wolał ją zostawić, niż patrzeć, jak umiera.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pragnął jak najszybciej pożegnać się z Afrodytą, by przypadkiem nie wszcząć niepotrzebnej kłótni.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, gdzie mogę znaleźć Hefajstosa?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Hefajstosa? - powtórzyła, jakby nie mogła sobie przypomnieć, do kogo to imię należało. Dopiero po chwili odparła - Zapewne jest w swojej kuźni. Jak zwykle.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Muszę złożyć mu wizytę - stwierdził mężczyzna, zasługując sobie na zdziwione spojrzenie Afrodyty. Hermes i Hefajstos nie byli w zbyt zażyłych stosunkach, a widywali się niesamowicie rzadko. Przyczyn było wiele, ale do najważniejszych można było zaliczyć to, że Hefajstos rzadko opuszczał swoją kuźnię, a Hermes, zanim został zesłany na Ziemię, był najbardziej zapracowanym z bogów.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna przytulił na pożegnanie Afrodytę, mierzwiąc jej brązowe loki. Zrobiła naburmuszoną minę, ale pocałowała go w policzek. Bóg skierował się do wyjścia, po drodze mijając białe gołębie, siedzące na oparciu sofy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pamiętaj, Hermesie! - zawołała za nim kobieta - To nie ty znajdujesz miłość. To ona znajduje ciebie!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Kuźnia Hefajstosa z daleka wyglądała jak wielka kula ognia. W metalowych ścianach znajdowały się tysiące okien, przez które widać było wszystkie maszyny i piece, nieustannie się palące. Pracownia była usytuowana w najdalszym zakątku Olimpu, do którego nikt nigdy nie witał, ze względu na hałas i zatrute powietrze. Nikt, oprócz tych, którzy mieli sprawę do boga kowalstwa. Jedną z takich osób był Hermes. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
W środku kuźni powitał go nieprzyjemny zapach miedzi oraz hałas, który zagłuszał jego własne myśli. Zauważył kilku Sturękich, którzy pracowali ciężko, każdą ze stu rąk, wykuwając coś innego. Byli tak zapracowani, że nawet go nie zauważyli. Może to i dobrze - z pewnością nie wspominali go zbyt dobrze. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Hefajstosa zastał w jego gabinecie, który był tak zasypany różnymi gratami, że ciężko było dostrzec spod nich chociaż biurko. Mężczyzna za to bez problemu dostrzegł długą brodę swojego brata. Hefajstosa było trudno przeoczyć - był potężnie zbudowany oraz wysoki na dwa metry. Słysząc to, można by pomyśleć, że był przystojny - nic z tych rzeczy. Jego twarz miała dziwne, nieregularne kształty, które dodatkowo pogarszały liczne blizny i oparzenia. Wyglądał niczym dzwonnik z Notre Dam w wersji maxi. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Witaj, Hefajstosie - odezwał się Hermes. Jego brat drgnął i podniósł wzrok znad zegarka, który naprawiał. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Hermesie? - zmarszczył krzaczaste brwi bóg rękodzieła - Co cię tu sprowadza?</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Stęskniłem się za twoją... - zaklął z myślach. Omal nie powiedział "twoją piękną twarzą". A to byłaby odzywka na miarę Scara - Za tobą. Bardzo dawno się nie widzieliśmy. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Dwadzieścia lat - przypomniał Hefajstos z podejrzliwością skrytą w niskim głosie. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes roześmiał się nerwowo. Naprawdę minęło już tyle czasu? </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Tak... No cóż, oboje mieliśmy sporo pracy... - zaległo między nimi milczenie. Hermes dobrze wiedział, że to marne usprawiedliwienie. Brak czasu nie przeszkadzał mu w regularnym odwiedzaniu Afrodyty i reszty swojego rodzeństwa. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Nie chodziło o to, że nie lubił Hefajstosa. On po prostu nie miał o czym z nim rozmawiać. Nie interesowali się tymi samymi rzeczami, nie mieli wspólnych znajomych. Trudno byłoby im również rozmawiać o ich rodzinie, gdyż Hefajstos, jako typ samotnika, unikał z nimi kontaktu. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Mam masę pracy, Hermesie. Przejdźmy do rzeczy, dobrze? - odezwał się zmęczonym głosem - Co mam dla ciebie zrobić?</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Bóg uśmiechnął się ze skrępowaniem. Z Hefajstosem nie dało się bawić w podchody.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Moja... przyjaciółka miała niedawno urodziny, a ja chciałbym podarować jej coś oryginalnego. Coś pożytecznego. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Masz na myśli coś konkretnego?</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Widzisz, ta przyjaciółka umie władać wodą - powiedział bez zbędnych szczegółów. Wiedział, że gdyby zdradził, iż Beatrice jest córką Okeanosa, Hefajstos nie zgodziłby się wykonać prezentu. Już teraz będzie trudno go przekonać - Niestety, woda nie zawsze jest w pobliżu, a wtedy dziewczyna nie ma się jak bronić przed potworami. Pomyślałem więc o jakimś małym podarunku, który będzie mogła zawsze ze sobą nosić, a który jednocześnie będzie zawierał w sobie na tyle dużo wody, by stać się bronią. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Hefajstos wysłuchiwał jego mowy, coraz bardziej marszcząc brwi. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie jestem magikiem - powiedział w końcu - Z czymś takim trzeba się było zgłosić do Hekate. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes odchrząknął, wpatrując się w niesamowicie interesujący śrubokręt na biurku. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Hekate mnie nie lubi, odkąd przyniosłem jej list od Zeusa, zawiadamiający o zwiększeniu podatków na magię - mruknął. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Hefajstos zaśmiał się, siadając na fotelu wykutym z żelaza. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Powiedz mi, ta twoja przyjaciółka... Nie jest córką Posejdona, prawda?</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Hermesowi zaschło w ustach. Spojrzał w oczy Hefajstosa i już wiedział, że zna on prawdę. Choć nie wychodził ze swojej kuźni, plotki zdołały dotrzeć również do niego. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Zdajesz sobie sprawę, że zadajesz się z wrogiem? - bezlitośnie ciągnął bóg kowalstwa - Przez Okeanosa straciłem wszystkich swoich cyklopich pracowników, a ty prosisz, bym wykonał prezent dla jego córki? </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Owszem - odpowiedział twardo Hermes, nie dając się zbić z pantałyku, po czym chwycił się ostatniej deski ratunku - Czy muszę ci przypominać, ile razy musiałem zanosić Afrodycie prezenty od ciebie, ponieważ ty wstydziłeś się do niej pójść? </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Hefajstos poczerwieniał na twarzy. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Wiedziałem, że kiedyś mi o tym przypomnisz... - mruknął, biorąc notes i zapisując zamówienie Hermesa - Prezent będzie gotowy za tydzień. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Doskonale - odpowiedział mężczyzna z uśmiechem, po czym skierował się do wyjścia. Cichy głos Hefajstosa zatrzymał go jednak w półkroku:</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Hermesie, poczekaj, proszę. Co słychać u mojej żony? </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes odwrócił się i spojrzał na niego smutno. Hefajstos wpatrywał się w zapisaną karteczkę, nie śmiąc podnieść wzroku. Było mu wstyd, że musi się dowiadywać takich rzeczy od innych osób. Bóg podróżnych dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo przegranym i samotnym czuł się jego brat. Uśmiechnął się lekko i postarał się, by jego uśmiech wyczuwalny był również w głosie:</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Afrodyta ma się wspaniale. Szczerze mówiąc, byłem u niej przed chwilą i muszę przyznać, że masz genialną żonę. Jej teorie spiskowe są godne podziwu. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Nie wspomniał o tym, że kobieta nie umie ich utrzymać w sekrecie przed swoim kochankiem, Aresem. Choć Hefajstos się uśmiechnął, nadal nie spojrzał bratu w oczy. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Ona jest dużo mądrzejsza, niż wszystkim się wydaje - mruknął z czułością - Na tyle mądra, że nie chce mieć nic wspólnego z takim nieudacznikiem jak ja. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Hefajstosie... - zaczął Hermes z bólem w głosie. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Bóg kowalstwa dopiero teraz podniósł wzrok. Jego oczy były szkliste, jednak na ustach wciąż błąkał mu się uśmiech. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie mam do niej żalu, oczywiście. Bo któż mógłby kiedykolwiek pokochać bestię? </div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b>Beatrice</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Myślałam, że ostatni dzień w Atenach spędzimy robiąc coś bardziej rozrywkowego, niż ćwiczenia. Jak zwykle się myliłam. Nasza grupa zebrała się o dziewiątej rano na placu głównym. Wystarczyło mi spojrzeć na twarze moich znajomych, by wiedzieć, że tak jak ja, dopiero co wstali. Wiedziałam również, że na pewno nie spędzili ostatniego wieczoru tak miło, jak ja... Czułam się dziś tak wspaniale, że nie przerażała mnie nawet wizja całego dnia treningu. Nie, jeśli będzie przy mnie Hermes.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bóg podróżnych zwyczajowo się spóźniał. Moi koledzy porozsiadali się na ławkach, narzekając na naszego instruktora. Algida usiadła na ziemi, a po chwili dołączył do niej Trey, obejmując ją ręką. Dziewczyna położyła głowę na jego ramieniu, przypatrując mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Szybko odwróciłam wzrok, nie chcąc, by wspomniała o tym, co wczoraj widziała. Isaac rozmawiał z jedną z córek Afrodyty, całkowicie mnie ignorując. Może tak było lepiej. Wiedziałam jednak, że nie będzie w stanie długo dusić w sobie gniewu, a temat Hermesa wyjdzie na zewnątrz zapewne w najmniej odpowiednim momencie. Czułam, że oddalałam się od moich przyjaciół. Nie powinnam mieć przed nimi żadnych sekretów, a tymczasem nie powiedziałam im o najważniejszych rzeczach, które działy się w moim życiu. Czuli, jakby mnie kompletnie nie znali. Będzie musiało minąć sporo czasu, nim mi to wybaczę. Nie wiedziałam jednak, że od jednego nigdy nie dostanę rozgrzeszenia.<br />
Gdy dochodziła dziesiąta, a irytacja herosów osiągnęła punkt kulminacyjny, Hermes się zjawił. Jego włosy były rozwiane, a kiedy przeszedł obok mnie, poczułam zapach spalenizny.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No nareszcie - mruknęła jedna z potężnie zbudowanych córek Aresa. Hermes zwrócił na nią swe zielone oczy, unosząc brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówiłaś coś, Solange?</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna wyraźnie się speszyła, jednak potwierdziła nieco głośniej:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówiłam, że mógłby pan się tak nie spóźniać. Albo ustalać nasze zebrania na późniejsze godziny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Myślałam, że Hermes jedynie westchnie lub zaśmieje się pobłażliwie. On jednak zbliżył się do niej i powiedział na tyle głośno, by wszyscy go usłyszeli:</div>
<div style="text-align: justify;">
- A ja z takim nastawieniem radziłbym ci zostać w Ameryce. Nie jesteśmy tu na wakacjach - spojrzał na twarze pozostałych herosów, wytrwale unikając mojego wzroku - Ktoś jeszcze ma jakieś uwagi?</div>
<div style="text-align: justify;">
Wszyscy pokręcili głowami, nie ważąc się nic powiedzieć. Mój wcześniejszy dobry nastrój zaczynał się ulatniać. Hermes ani razu na mnie nie spojrzał. Zachowywał się tak, jakby to, co wczoraj się wydarzyło między nami, nie miało miejsca.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zarządził, byśmy wybrali się na zbocze Parthity, na którym podobno było dobre miejsce do ćwiczeń. Dotarliśmy tam w nie więcej, niż dwadzieścia minut. Przez całą drogę próbowałam zbliżyć się do Hermesa, ale on, jakby to wyczuwając, cały czas z kimś rozmawiał. Chcąc uniknąć starcia z Algidą, która cały czas wypytywała mnie o mój rzekomy związek z naszym instruktorem, zaczęłam rozmowę z Solange, córką Aresa. Dość szybko zorientowałam się jednak, że nie był to dobry pomysł. Solange była chamska i skora do kłótni. Na szczęście, zanim musiałam szukać nowego rozmówcy, doszliśmy na zbocze Parthity. Znajdował się tu pas zieleni i kilka drzew. Nim zdołałam się odezwać, uprzedził mnie Isaac:</div>
<div style="text-align: justify;">
- To jest to wspaniałe miejsce na treningi?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wysilcie umysły - odpowiedział tylko Hermes, nawet na niego nie spoglądając.</div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnęłam i zaczęłam wpatrywać się w jedno z kilku drzew. Na początku nic się nie działo, a teren wyglądał tak, jak przedtem. Wystarczyła jednak minuta, by na drzewach zaczęły pojawiać się tarcze do strzelania oraz worki treningowe. Kilka stóp ode mnie wyrósł podest, ogrodzony cienką siatką oraz wyłożony materacami - niczym pole do walki. Niedaleko płynął strumień, jeszcze dalej znajdowało się osmolone drzewo - zapewne stworzone do eksperymentów przeprowadzanych przez dzieci Zeusa. Cały teren obiegała rozległa bieżnia. Zaczęłam zauważać to wszystko w tym samym czasie, co pozostali. Wpatrywali się w magiczne miejsce z zachwytem, a dzieci Aresa od razu pobiegły do worków treningowych. Gdy miałam skierować się ku strumykowi, zatrzymał mnie tak dobrze znajomy głos, rozbrzmiewający tuż przy moim uchu:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przebiegniemy się, Mead?</div>
<div style="text-align: justify;">
Odwróciłam się, by stanąć twarzą w twarz z moim instruktorem. Z jego oczu nie dało się nic wyczytać, a mnie zaniepokoił fakt, iż znowu zwrócił się do mnie po nazwisku. Myślałam, że po wczorajszym wieczorze będę dla niego kimś ważniejszym - kimś do kogo będzie mógł mówić po imieniu. Założyłam ręce na piersi:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Teraz nagle mnie zauważasz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mead... - wyszeptał - Nie utrudniaj tego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, ruszył biegiem. Nie mając wyboru, pobiegłam za nim. Kątem oka zauważyłam Algidę i Treya stojącego przy stanowisku z łukami, patrzących na nas z uniesionymi brwiami. Pokręciłam tylko głową, pragnąc, by zostawili ten temat w spokoju. Hermes poruszał się wolno, jakby pragnąc, bym go dogoniła. Gdy tak się stało, przebiegliśmy kilkaset metrów w ciszy. W momencie, kiedy znaleźliśmy się poza zasięgiem ciekawskich uszu pozostałych herosów, mężczyzna zatrzymał się. Poszłam w jego ślady, ciężko oddychając. Nawet tak mała przebieżka była dla mnie sporym wyzwaniem. Największym wyzwaniem jednak było zmierzenie się z tym, co miałam za chwilę usłyszeć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To, co się wczoraj wydarzyło, było... - zaczął.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wspaniałe - powiedziałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pomyłką - dokończył w tym samym momencie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaległa między nami cisza, którą przecinały jedynie dalekie odgłosy ćwiczeń. Potrzebowałam kilku sekund, by dotarło do mnie, co powiedział.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co? - wyszeptałam, czując ucisk w sercu. Radość, którą odczuwałam rano, wyparowała, zastąpiona strachem, gniewem i wielkim, potwornym smutkiem. I co najważniejsze wiedzą, że ten mężczyzna nigdy nie będzie mój.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes patrzył na mnie lodowato. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przykro mi, jeśli pomyślałaś, że darzę ciebie jakimiś uczuciami - powiedział sucho - Prawda jest taka, że chciałem się tylko zabawić. Często to robię. Przykro mi, jeśli wiązałaś ze mną większe nadzieje. Dla mnie to nic nie znaczyło.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wczoraj wydawało się, jakby jednak coś znaczyło - wysyczałam. Gniew był moją jedyną obroną. Gdyby nie on, już dawno bym się rozpadła na tysiąc kawałków. Hermes westchnął, przejeżdżając dłonią po włosach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zażądałaś ode mnie wczoraj, bym potwierdził, że to wszystko było sprawką Erosa, a wtedy odejdziesz - powiedział - Tak więc potwierdzam, że wszystko, co wczoraj się między nami wydarzyło, nie działo się z mojej własnej woli.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spoliczkowałam go, zanim zdążył chociaż mrugnąć. Zbliżyłam twarz do jego twarzy i syknęłam:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kłamiesz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie reagując na moje oskarżenie, przyłożył dłoń do uderzonego policzka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Należało mi się - stwierdził - Niemniej, nie rób tego więcej. Od dzisiaj jesteś nikim więcej, niż moją uczennicą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Świat zaczął mi się zamazywać. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie mogłam pozwolić, by wyszły na zewnątrz. Zdawało mi się, że na twarzy Hermesa zobaczyłam wyraz bólu, ale zniknął tak szybko, że mógł być jedynie złudzeniem. Mężczyzna zaczął się powoli oddalać, a przez ramię powiedział:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Twoja kondycja jest straszna, panno Mead. Przebiegnij dwie długości toru bez zatrzymania - rozkazał, powracając do swojej roli nauczyciela. Od dzisiaj byłam jedynie jego uczennicą.</div>
<div style="text-align: justify;">
To, co działo się ze mną później, pamiętam jak przez mgłę. Wiem jedynie, że nie udało mi się przebiec wyznaczonej przez niego trasy. Za pagórkiem, który odgradzał mnie od ciekawskich spojrzeń innych herosów, upadłam na ziemię i podciągnęłam kolana do brody. Zaczęłam kiwać się w przód i tył, pozwalając płynąć słonym łzom po moich policzkach. Wraz z nimi wypływały ze mnie wszystkie nadzieje. Po raz pierwszy zrozumiałam, że jedyny mężczyzna, który się dla mnie liczył, nigdy nie będzie mój. To, co dla mnie było całym życiem, dla niego było jedynie zabawą. Chciałam go nienawidzić. Wolałam to, niż złamane serce. Jednak nie umiałam się do tego zmusić. Jeśli ktoś wam kiedyś powie, że można jednocześnie kochać i nienawidzić, nie wierzcie mu. To niewykonalne.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiem, ile tak siedziałam. Racjonalna część mojego umysłu zaczęła się zastanawiać, dlaczego nikt nie zaczął mnie szukać. Może Hermes zrozumiał, że potrzebowałam chwili dla siebie. On zawsze rozumiał mnie bez słów. Niestety działało to tylko w jedną stronę - ja nigdy nie wiedziałam, co on myśli.</div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu wzięłam się w garść i stanęłam na nogi. Wolnym krokiem skierowałam się w kierunku strumyka. Woda zawsze dodawała mi siły, a teraz potrzebowałam jej bardziej, niż kiedykolwiek.</div>
<div style="text-align: justify;">
Woda w strumyku była zimna, dając ukojenie zarówno moim zmęczonym nogom, jak i duszy. Gdy tak moczyłam stopy w strumyku, podeszła do mnie Algida i usiadła obok. Nie chciałam z nią rozmawiać, zwłaszcza nie teraz. Trwałyśmy w ciszy tak długo, że zaczęłam się łudzić, iż temat Hermesa nie wyjdzie na zewnątrz. Przeliczyłam się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mogę uwierzyć, że mi nie powiedziałaś, że masz romans z Bogiem! - powiedziała w końcu, a w jej głosie dźwięczały uraza i niedowierzanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To naprawdę nie jest dobry moment - jęknęłam, pragnąc sobie zakryć uszy, niczym małe dziecko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślałaś, że cię wydam? Nigdy bym tego nie zrobiła! - ciągnęła, nie zważając na moje protesty - Powinnyśmy sobie ufać, a tymczasem wasz romans trwał nie wiadomo jak długo, a ja...</div>
<div style="text-align: justify;">
- PRZESTAŃ! - wrzasnęłam, podnosząc się i spoglądając na nią z gniewem w oczach. Czy musiała wyciągać na wierzch to wszystko właśnie teraz? Gdy nie miało to już najmniejszego znaczenia?</div>
<div style="text-align: justify;">
Popatrzyła na mnie w szoku, jak kilku innych herosów, ćwiczących nieopodal. W ich gronie znajdował się również Hermes.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Trzymaj swoje emocje na wodzy, Mead - pouczył z tym doprowadzającym do szału spokojem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jakoś wczoraj wieczorem moje emocje ci nie przeszkadzały! - odparłam ze złością, na co wszyscy zebrani zaczęli między sobą szeptać. Dopiero po chwili zorientowałam się, co powiedziałam. Zakryłam usta dłońmi, nie mogąc w to uwierzyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzałam na Hermesa, którego oczy ciskały tak wiele piorunów, że równie dobrze mogłyby należeć do Zeusa. Herosi wciąż szeptali, obserwując nas z zaciekawieniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Koniec treningu. I koniec plotek. Myślę, że wszyscy błędnie zrozumieliście słowa Beatrice - gdy nikt nie ruszaj się z miejsca, mężczyzna krzyknął - Ruszać się!</div>
<div style="text-align: justify;">
Wszyscy posłusznie zaczęli kierować się w stronę Akademii, nie śmiąc się nawet odezwać. Gdy chciałam razem z Algidą, która wciąż patrzyła na mnie z bólem w oczach, pójść w ich ślady, głos Hermesa zatrzymał mnie w miejscu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mead, zaczekaj. Algido, ty również.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podszedł do nas, a jego twarz wyrażała nie gniew, którego się spodziewałam, a smutek. Schował dłonie w kieszeniach, po czym spojrzał na moją przyjaciółkę:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Byłbym wdzięczny, gdyby to, czego świadkiem byłaś wczoraj ty i twoi przyjaciele, pozostało naszą tajemnicą. Mój związek z Beatrice, choć trudno go tak nazwać, jest definitywnie skończony, więc nie widzę powodu, by wracać do przeszłości.</div>
<div style="text-align: justify;">
Algida popatrzyła na mnie w niemym szoku, zaczynając rozumieć powody mojego wcześniejszego wybuchu. Ponieważ Hermes dalej czekał na odpowiedź, pokiwała szybko głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście, trenerze. Ja i moi przyjaciele umiemy dochowywać sekretów.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna uśmiechnął się lekko, choć w oczach miał ból.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję, Algido. Możesz już iść - gdy szybko ruszyłam za nią, nie chcąc zostawać z Hermesem sam na sam, chwycił mnie za ramię - Zaczekaj, proszę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Choć prąd, który przebiegł mnie od jego dotyku był przyjemny, sprawiał mi on psychiczny ból. Wyrwałam się z jego uścisku i spojrzałam na mężczyznę twardo:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam, okej? - warknęłam - Wiem, że nie powinnam była wspominać przy wszystkich o naszym wczorajszym wieczorze. Ale jestem impulsywna. Co na pewno wiesz, bo zapewne właśnie dlatego mnie nie chcesz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie jestem na ciebie zły - odpowiedział, ignorując końcówkę mojej wypowiedzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie? - uniosłam brwi. Trudno mi było w to uwierzyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jakbym mógł? To, że przez te kilka chwil, które spędziliśmy razem, myślałem, że jesteś dojrzała, jest tylko i wyłącznie moją winą - jego głos przecinał powietrze - Dzisiaj udowodniłaś, że jesteś wyłącznie nastolatką, a co za tym idzie, jesteś nieodpowiedzialna i niedojrzała. Nie mogę być zły za to, że zachowujesz się odpowiednio do swojego wieku. Jedyną osobą, którą mogę winić za mylne wyobrażenia o tobie, jestem ja sam. Miałem względem ciebie zbyt wysokie oczekiwania, za co cię przepraszam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzałam w jego oczy, szukając oznak drwiny. Dojrzałam tam jednak tylko chłód i determinację. Bolałoby mniej, gdyby mnie uderzył. Nie wiem, ile razy dziennie serce może rozpaść się na tysiąc kawałków. Możliwe, że pobiłam rekord Guinnessa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wiedziałam jedno: Wszystkie szanse, jakie kiedykolwiek miałam u Hermesa, zostały bezpowrotnie przekreślone.</div>
<div style="text-align: justify;">
_______________________</div>
<div style="text-align: justify;">
Byliście na "W pierścieniu ognia"? Ten film jest perfekcyjny! Urzekła mnie (jak zwykle) gra Jennifer oraz Jeny. Choć pierwsza część filmu była dobra, to ta jest wręcz doskonała!</div>
<div style="text-align: justify;">
Koniec reklamy, przejdźmy do konkretów: poznaliście doskonały plan Afrodyty oraz jej nie-tak-doskonałego męża. Przyrzekłam, że nie będzie sielanki, więc już się zbliżamy do jej końca. Kilka kolejnych rozdziałów będzie można nazwać na wiele sposobów, ale z pewnością nie pełnymi miłości.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kolejny rozdział za dwa tygodnie!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<br />
<br />Unknownnoreply@blogger.com72tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-38711340056219661892013-11-16T18:12:00.002+01:002013-11-17T16:34:36.289+01:00XIX. Strzała Erosa<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>Hermes</b><br />
<b><br /></b></div>
Hermes dawno temu stracił poczucie czasu. Zdarzały się momenty, gdy nie pamiętał jaki jest rok, nie mówiąc już o dniach tygodnia. Tym razem jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest niedziela. Dzień, który chrześcijanie mianowali świętym. Choć zdecydowanie nie była to jego religia, nie mógł narzekać na dzień wolny od pracy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Miał na dzisiaj plany. Wiedział, że Zeus nie jest cierpliwym bogiem. Zadanie zabicia Beatrice zlecił mu już kilka tygodni temu, a Hermes nie mógł ryzykować, przedłużając termin o ani dzień dłużej. Po raz pierwszy od kilku wieków, poczuł strach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie chodziło o to, że nie ufał Afrodycie. Skoro bogini powiedziała, że ma pomysł, wierzył jej. Nie mógł jednak zaprzeczyć faktom - plany Afrodyty nie zawsze były mądre i skuteczne.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tym razem nie mógł pozwolić na porażkę. W końcu stawką było życie Beatrice. Jeśli plan się nie powiedzie, Hermes będzie przyczyną jej śmierci. Wystarczy jeden pocałunek, by się przekonać o skuteczności planu... Ale Hermes nie chciał się przekonywać. Jeśli Afrodyta się myliła, nie będzie mógł ze sobą wytrzymać przez wszystkie kolejne tysiąclecia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Musiał jednak wcielić projekt w życie. Wiedział, że to jest jedyna szansa ocalenia dziewczyny. Jeśli Zeus wyśle kogoś innego, on się z nią nie będzie cackał. Dlatego mężczyzna zorganizował na dzisiaj małą wycieczkę. Wiedział, że trudno poznać piękno Grecji na własną rękę - jednak jako stały bywalec tego miasta, zamierzał Beatrice w tym pomóc.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyszedł ze swojego domku, w którym tymczasowo mieszkał i skierował się w stronę jej parceli. Akademia Platońska, na której terenie się znajdowali, składała się z kilkunastu małych domków, rozstawionych na dużym, zielonym obszarze. Były urządzone w stylu typowo greckim, co znaczyło, że były niskie oraz posiadały białe ściany i niebieskie dachy. W porach posiłków mieszkańcy Akademii zbierali się w stołówce, serwujące dania tak pyszne, że niejedna grecka restauracja mogłaby im pozazdrościć. Głównym miejscem spotkań był jednak Budynek Myśli, zajmujący prawie połowę terenu. Zaludniał się on codziennie w południe, a zebrani myśliciele medytowali nad sensem istnienia. Choć Hermes w duchu podśmiewał się z tych praktyk, bardzo lubił członków stowarzyszenia. Byli specyficznymi ludźmi, którzy mówili zagadkami i rzadko udzielali jednoznacznych odpowiedzi. Jemu się to jednak podobało. W dzisiejszych czasach oryginalność wyszła z mody, a oni dalej ją nosili.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dochodziła godzina dziesiąta, a w Akademii nadal panowała cisza. Idąc w stronę domku Beatrice, Hermes nie natknął się na ani jedną osobę, ani nawet na zwierzaka, których zazwyczaj było tu pełno. Gdy doszedł do małego, białego domku, usytuowanego niedaleko wąskiego strumyka, zapukał cicho do drzwi. Gdy nikt mu nie otworzył, spróbował ponownie, nieco głośniej. Po minucie w progu pojawiła się Beatrice ubrana w koszulkę na ramiączkach z wizerunkiem kotka i krótkie spodenki. Na nogach miała kapcie w kształcie puchatych króliczków. Przetarła oczy, ziewając i spojrzała na swojego gościa. Uniosła brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O nie, nie, nie - zaprotestowała, nie pozwalając mu dojść do słowa - Jeśli myślisz, że mamy dzisiaj trening to się grubo mylisz. Ledwo chodzę po wczorajszym.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To znaczy, że nie zdołasz się ze mną wybrać na spacer? - spytał z uśmiechem. Uniosła brwi jeszcze wyżej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spacer? To jakiś kod, tak? Zamierzasz mnie stąd wywabić, a potem kazać mi <i>przespacerować</i> kilkanaście kilometrów?</div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnął.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zawsze zakładasz najgorsze. A ja po prostu chciałbym pokazać ci uroki Aten.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzała na niego sceptycznie. Choć nie miała makijażu, a jej włosy sterczały na wszystkie strony, wyglądała pięknie. Hermes w swoim życiu widział wiele nastolatek - ona jednak nie wyglądała jak jedna z nich. Gdyby nie znał jej wieku, wziąłby ją za dorosłą kobietę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ktoś rzucił na ciebie jakieś zaklęcie? Dlaczego jesteś taki miły? - droczyła się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Moja cierpliwość się kończy, Mead. Ubieraj się i idziemy - zanim odszedł, powiedział przez ramię, spoglądając znacząco na jej kapcie - Na marginesie, słodka piżama.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odpowiedziało mu trzaśnięcie drzwiami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przebieranie zajęło jej kilkanaście minut. Gdy wyszła, koszulka z kotkiem została zastąpiona czerwoną, obcisłą sukienką na ramiączkach, a kapcie wysokimi szpilkami. Choć bardzo spodobał mu się ten strój, nie mógł nie zauważyć:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy nie mówiłaś, że bolą cię nogi?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Owszem, ale wybrałam mniejsze zło - mrugnęła do niego - Teraz nie ma mowy, byś kazał mi ćwiczyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Roześmiał się. Dobrze to zaplanowała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Obcasy dodały jej dziesięciu centymetrów, a jednak dalej była niższa od niego. Szli do wyjścia z Akademii ramię w ramię, otoczeni całkowitą ciszą. Hermes uznał, że w Grecji musieli przykładać dużą wagę do niedzieli wolnej od pracy. Tak wolnej, że nikomu nie chciało się nawet wstać z łóżka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Musimy iść coś przekąsić - stwierdziła Beatrice - Mój brzuch umiera z głodu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Popieram pomysł. Ty i głód to nie jest dobre połączenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co masz na myśli? - spytała, gdy znaleźli się na jednej z wybrukowanych uliczek.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To, że robisz się strasznie humorzasta, gdy jesteś głodna - po chwili namysłu dodał - Albo nie. Ty zawsze jesteś humorzasta.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Hej, to nieprawda! - zaśmiała się, trącając go w ramię i potykając się na obcasach. Uratował ją przed upadkiem, łapiąc za ramię.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przypomnę ci o tym, gdy będziesz na mnie wrzeszczeć - obiecał, puszczając jej rękę i kierując w stronę baru, który pojawił się za zakrętem. Pamiętał go z przeszłości - w latach sześćdziesiątych był jego stałym bywalcem. Zazwyczaj starał się unikać miejsc, w których starsi ludzie mogliby go rozpoznać, ale wiedział, że poprzedni właściciele tego lokalu zmarli na przełomie XX i XXI wieku. Bar zmienił się nie do poznania - stał się bardziej nowoczesny, tracąc cały swój klimat. Hermes bardzo nie lubił stylu nowoczesnego - nakładał on złudzenie anonimowości i bezkształtności, których nie znosił.</div>
<div style="text-align: justify;">
Usiedli przy oknie, skąd mieli dobry widok na jeszcze cichą ulicę. Beatrice zamówiła sałatkę grecką, a Hermes saganki feta, które pokochał już dawno temu. Ich zamówienie zostało zrealizowane w nie więcej niż dziesięć minut z racji tego, iż byli w lokalu jedynymi gośćmi. Między jednym, a drugim gryzem dziewczyna spytała:</div>
<div style="text-align: justify;">
- To gdzie zamierzasz mnie dzisiaj zabrać? Uprzedzam, że długie wędrówki nie wchodzą w grę - wskazała na szpilki, jeszcze bardziej wydłużające jej długie nogi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A gdzie chciałabyś pójść? - uśmiechnął się, popijając kawę. Zastanawiała się przez chwilę, po czym stwierdziła:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Partenon. Zawsze chciałam go zobaczyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oryginalna z ciebie turystka, co? - jęknął - W Atenach jest tak wiele pięknych miejsc, a ciebie ciągnie do tego najbardziej zatłoczonego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Rozumiem, że masz ciekawsze propozycje? - uniosła brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiechnął się z wyższością, po czym odłożywszy kawę, zaczął wyliczać na palcach:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Likavitos, Agira, Keramikos, Plac Syntagma...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobra, dobra, zrozumiałam - przerwała mu, a po jej minie widział, że te nazwy nic jej nie mówiły - Byłeś już kiedyś w Atenach?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pytasz się boga greckiego czy był w stolicy państwa, w którym powstała mitologia? Jak myślisz, jaka jest odpowiedź? - uśmiechnął się figlarnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czasami zapominam, jak stary jesteś - uniósł brwi, gdy usłyszał w jej głosie smutek. Nim jednak miał szansę odpowiedzieć, Beatrice odsunęła od siebie niedojedzoną sałatkę i wstała od stołu - Wyruszamy na podbój Likamikos, partnerze?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Likavitos - poprawił i rzucił ostatnie spojrzenie swoim sagankom, których nie zdążył zjeść, po czym wyszedł za dziewczyną z lokalu - Jesteś pewna, że chcesz tam iść?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście - powiedziała twardo, udając, iż wie, co to za miejsce - Nie mogę się doczekać, żeby je zwiedzić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes uśmiechnął się w duchu. Nie miała pojęcia, co ją czeka.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zanim jednak udali się na Likavitos, przeszli kilkanaście klimatycznych uliczek Aten, podziwiając piękne budowle i rzeźby. Miasto bardzo się zmieniło od jego ostatniej wizyty. Pierwszą rzeczą, którą zauważył był niebywały tłok na ulicach, który gęstniał, gdy zbliżali się do centrum. Choć Ateny zawsze były pełne turystów, teraz stały się metropolią, w której wszyscy byli anonimowi. Mijali setki nijakich twarzy na ulicach, po chwili stających się niczym więcej, jak tylko owalem. Wybrukowane uliczki codziennie utrzymywały ciężar setek turystów, a małe sklepiki, usytuowane w kamienicach, biły się o klientów, zachęcając transparentnymi napisami. Ofiarą jednego sklepiku stała się Beatrice. Nie pozwoliła mu wejść ze sobą, mówiąc, że to, co kupi będzie niespodzianką. Westchnął, dając jej wolną rękę.</div>
<div style="text-align: justify;">
W czasie, gdy jej nie było, Hermes na końcu uliczki dostrzegł sklepik z obuwiem. Gdy tylko tam podszedł doskoczyła do niego tęgawa kobieta, pytając po angielsku, czego szuka. Wzniósł oczy do nieba. Niemiłośnie irytowały go takie sprzedawczynie, aczkolwiek odpowiedział neutralnym tonem:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Damskich płaskich butów, jakkolwiek się one nazywają - Hermes z trudem rozróżniał nazwy męskiego obuwia, nie mówiąc już o kobiecym.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Damskich? - ekspedientka uniosła brwi, ale posłusznie pokazała mu półkę z butami bez obcasów. Po kilku chwilach mężczyzna wybrał złote baletki (a przynajmniej miał nadzieję, że tak się nazywają) i podał je kobiecie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ile płacę? - spytał, a ona zeskanowała go wzrokiem. Zauważając szczegóły, takie jak złoty zegarek na ręce, znaczek Hugo Bossa na koszulce i markowe buty, powiedziała:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pięćdziesiąt euro.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z westchnieniem irytacji podał jej pieniądze, a kobieta wybałuszyła oczy, jakby nie mogła uwierzyć, że udało jej się kogoś naciągnąć na taką sumę. Gdy odchodził, krzyczała za nim, że zaprasza ponownie oraz oferuje zniżkę przy większych zakupach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy wrócił pod sklep, w którym zostawił Beatrice, zauważył, że dziewczyna dalej jest w środku. Choć próbował wypatrzeć, co kupowała, nie mógł tego dostrzec. Wyszła na zewnątrz, chowając owy przedmiot do torebki i uśmiechając się do Hermesa szeroko, jakby chcąc odciągnąć jego uwagę. Choć miała piękny uśmiech, jej plan się nie powiódł.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiesz mi, co kupiłaś? - spytał, gdy ruszyli w dół uliczki, coraz bardziej zbliżając się do Likavitos. Dziewczyna wskazała na reklamówkę w jego ręku, w której schowane były kupione przed chwilą buty i uśmiechnęła się słodko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tylko wtedy, gdy ty zdradzisz mi swój sekret - odpowiedziała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W odpowiednim czasie - uciął - Teraz ta chwila nie byłaby tak wspaniała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Beatrice zmarszczyła tylko brwi, nic nie mówiąc.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy przechodzili obok jednej z kamienic, w przeciwieństwie do innych nieposiadającej na parterze żadnego sklepiku, uwagę dziewczyny zwróciło coś na jednym z jej boków. Wybałuszyła oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba sobie żartujecie - powiedziała cicho, a w jej głosie słychać była zarówno rozbawienie, jak i niedowierzanie. Gdy Hermes spojrzał w tą samą stronę, na ścianie ujrzał wymalowany duży napis: "Miłość jest dla cieniasów - nienawidź, a unikniesz bobasów". A pod spodem przekreślone "xoxo".</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nemezis - westchnął i choć nienawidził tej bogini, na jego usta wkradł się lekki uśmiech - Jest niemożliwa. Te graffiti opanowały świat. Widziałem ich już kilka.</div>
<div style="text-align: justify;">
Beatrice zaśmiała się, a w jej policzkach pojawiły się dołeczki, których wcześniej nie zauważał. Nie, żeby go to obchodziło. Jej śmiech był lekki i perlisty, co go, oczywiście, również nie obchodziło.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przy jednej z fontann Beatrice zauważyła białą dorożkę, do której zaprzężone były dwa potężne konie. Dziewczyna zwróciła się w stronę Hermesa z błagalnym spojrzeniem, po czym wskazała na swoje buty, w których widocznie nie mogła już wytrzymać. Z westchnieniem zgodził się na jej niemą propozycję i po chwili mieli możliwość podziwiać piękno Aten, jadąc spokojnie bryczką, siedząc naprzeciwko siebie. Beatrice zdjęła szpilki i oparła bose stopy o siedzenie Hermesa. Mężczyzna zmarszczył brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co to za zapach? - spytał.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jaki zapach? - pociągnęła nosem zdezorientowana - Nic nie czuję.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zerknął na jej nogi i ostentacyjnie zmarszczył nos:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ach, to twoje nogi - odpowiedział słabo, krzywiąc się.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zmrużyła oczy, jednak w kącikach jej ust czaił się rozbawiony uśmiech. By się z nim podrażnić, uniosła nogi do góry, jedną kładąc na jego koszulce, a drugą przybliżając do jego twarzy. Nim jednak zdążyła jej dotknąć, chwycił jej stopę i zaczął łaskotać. Dziewczyna próbowała się wyrwać, pomagając sobie wolną nogą, jednak jej próby na niewiele się zdały. Gdy już leżała na siedzeniu, wijąc się ze śmiechu, uniosła dłonie do góry i wydusiła:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Stop, stop. Poddaję się.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przestał ją łaskotać, ale dalej trzymał jej nogę. Uniósł brwi, a ona zrozumiała go bez słów. Po chwili dodała:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Obiecuję, nie będę już cię molestować moimi stopami. Masz moje słowo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tylko stopami? - zaśmiał się i ją puścił. Wyprostowała się na siedzeniu i poprawiła sukienkę, która podwinęła się do góry. Ponownie uniosła swoje dłonie i mrugnęła do niego porozumiewawczo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zawsze zostają mi jeszcze one.</div>
<div style="text-align: justify;">
Resztę drogi przejechali komentując piękno Aten i raz co raz wybuchając śmiechem. Hermes opowiadał o życiu i tradycji starożytnych Greków, a Beatrice słuchała z uwagą, nieraz wtrącając jakieś komentarze. Kierowca bryczki już kilka razy zdążył się odwrócić, by posłać im potępiające spojrzenie, gdy zbyt głośno się zachowywali, strasząc konie. Przechodnie patrzyli na nich z uśmiechem, a dzieci machały do nich, po czym błagały rodziców o przejażdżkę bryczką.</div>
<div style="text-align: justify;">
Im więcej czasu Hermes spędzał z Beatrice, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie mógłby jej zabić. Byłoby to jak zabicie bezbronnego, słodkiego stworzenia. Tego po prostu się nie robiło. Choć opierał się temu jak mógł, w jego uszach cały czas brzęczał stanowczy i władczy głos Zeusa: "Musisz zabić dziewczynę".</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteśmy na miejscu - jego ponure myśli przerwał gburowaty kierowca bryczki, żądając trzydziestu Euro. Kraj naciągaczy, pomyślał Hermes wychodząc z powozu, po czym pomagając zejść Beatrice.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna obrzuciła wzrokiem górę, przed którą się znajdowali, po czym skierowała swoje spojrzenie na mężczyznę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co to jest?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Likavitos - odpowiedział z diabelskim uśmiechem. Nie mógł go opanować, widząc przerażenie na jej twarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To jest... Likacośtam? - wymamrotała bardziej do siebie - Nie ma mowy. Nie wejdę tam w tych butach. Nabrałeś mnie!</div>
<div style="text-align: justify;">
- A wydawało mi się, że wiesz, co to Likavitos - odpowiedział niewinnie, po czym dodał - Masz szczęście, że jestem bardziej przewidujący, niż ty - stwierdził, po czym wyciągnął zza swoich pleców reklamówkę z baletkami. Widząc podarunek, na twarz dziewczyny wpłynął niepewny uśmiech.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kupiłeś je dla mnie? Naprawdę? - wyszeptała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Hej, to nie jest żaden pierścionek, nie ekscytuj się tak - zaśmiał się, czując się niezręcznie, widząc jej wdzięczność. Nie przypuszczał, że tak małym prezentem sprawi jej tyle radości. Dziewczyna zdjęła szpilki i założyła baletki, po czym okręciła się w miejscu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pasują idealnie - stwierdziła z uśmiechem - Są piękne!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie tak bardzo jak ty - wyszeptał, jednak dziewczyna na szczęście tego nie usłyszała. Zlinczował się w myślach. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Jeszcze kilka tygodni temu nie mógł jej znieść, a teraz prawił jej komplementy? Niedobrze, Hermesie. Czasami miał wrażenie, że to Ateny tak na niego działały. Choć było to miasto bogini mądrości, on zdecydowanie nie myślał tu racjonalnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Likavitos nie można było nazwać górą, lecz niedużym wzniesieniem. Mimo tego, droga na szczyt zajęła im sporo czasu, gdyż owe baletki, które tak się podobały Beatrice, zaczęły ją obcierać. Skończyło się tak, jak ostatnio - Hermes musiał ją wnosić.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może ten prezent nie był jednak tak bardzo udany - powiedział, gdy od szczytu dzieliło ich jeszcze kilka minut. Beatrice ścisnęła jego ramiona, których mocno się trzymała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Był bardzo udany, naprawdę - powiedziała szczerze - To wszystko przez moje nogi. One po prostu nie lubią otrzymywać prezentów.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Twoje nogi są bardzo niesforne - stwierdził, uśmiechając się lekko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Codziennie im to powtarzam. Gdy nie chcą rano wstać z łóżka, gdy nie chce im się już chodzić, gdy nie mają siły przebiec tych kilometrów, na które je narażasz...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Och, więc to twoje nogi są leniwe, nie ty?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście. To naprawdę wielka udręka z nimi żyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiał się i odstawił Beatrice na ziemię. Dotarli na sam szczyt Likavitos. Pod ich stopami rozpościerała się panorama Aten, miasta, które w niedzielę było niezwykle spokojne. Z łatwością mogli dostrzec Partenon, jak również Parnithę, górę, na którą wdrapywali się kilka dni temu. Hermes miał okazję być w tym miejscu już kilkanaście razy, jednak dla Beatrice to wszystko było nowe. Wpatrywała się w panoramę oczarowana, z zachwytem w oczach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Stąd wszystko wygląda inaczej - powiedziała cicho.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co masz na myśli?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zwróciła swoje pełne zachwytu oczy na niego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czuję tu magię - powiedziała - To miejsce jest magiczne, nie sądzisz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie mógł zaprzeczyć. Całe Ateny były przepełnione starożytną magią, którą wniósł tu każdy z bogów. To miasto było ich siedzibą przez setki lat, więc nie dziwił się, iż magia nadal była wyczuwalna. Możliwe, że to właśnie w tym miejscu wszystko się kumulowało.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie zdążył jednak niczego powiedzieć, gdyż uwagę Beatrice zwróciła restauracja, stojąca przy samym zboczu góry. Wszystkie jej ściany były szklane, dzięki czemu turyści mogli do niej wejść i dalej mieć widok na całą panoramę Aten. Gdy był na Likavitos ostatnio, tego lokalu jeszcze tu nie było. Dlatego bez protestów zgodził się na propozycję Beatrice, by tam wejść i coś przekąsić.</div>
<div style="text-align: justify;">
W lokalu, jak i na samym Likavitos, nie było tłumów. Dawało to poczucie prywatności, którego trudno było doznać w wiecznie przeludnionych Stanach. Hermes był w pełni świadom, że to nie był zwykły obiad z uczennicą. Sama Beatrice również nie była dla niego tylko uczennicą. Fascynowała go. Przez całe swoje życie nie spotkał tak odważnej, wesołej i mądrej dziewczyny. Była magnetyczna, szybko nawiązywała przyjaźnie. On stał się jedną z jej ofiar. Po tym wszystkim, co razem przeszli, był pewien, że zasługują na miano przyjaciół.</div>
<div style="text-align: justify;">
"I tak ją zabijesz", zadźwięczał w jego głowie głos Zeusa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Źle się czujesz? - spytała Beatrice, dostrzegając ból na jego twarzy. Zdobył się na uśmiech, jednocześnie starając się nie patrzeć jej w oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystko w porządku - gdy dostrzegł sceptycyzm w jej oczach, zmienił temat - Co sobie zamawiasz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Choć dalej mu nie wierzyła, westchnęła i przekartkowała menu. Kiedy znalazła to, czego szukała, uśmiechnęła się radośnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Sałatkę grecką.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uniósł brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś królikiem, czy jak? Ile można jeść sałaty?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem wegetarianką - oznajmiła, jakby to miało wszytko tłumaczyć. Nie tłumaczyło.</div>
<div style="text-align: justify;">
Był gotowy na dyskusję, lecz Beatrice uniosła rękę w ostrzegawczym geście.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nawet nie zaczynaj, dobrze? Po prostu uwielbiam sałatkę grecką. Jednak jeśli ty masz ochotę na mięso, nie krępuj się - stwierdziła, choć wyraz jej twarzy mówił coś zupełnie odwrotnego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes zawołał kelnera i zamówił po grecku:</div>
<div style="text-align: justify;">
- <i>Poprosimy dwie sałatki po grecku, sok pomarańczowy dla tej pięknej pani oraz kieliszek białego wina dla mnie.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy kelner odszedł, przyjmując zamówienie, Hermes pochwycił zaskoczone spojrzenie Beatrice.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówisz po grecku? - spytała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiał się. Czasami zadawała bardzo głupie pytania.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mieszkałem tu przez bardzo długi czas, Mead - przypomniał - Poza tym, żyję od dawna. Znam wiele języków - skinął głową w jej kierunku - Podobnie jak ty. Nereus wspominał, że władasz pięcioma językami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Sześcioma - poprawiła skromnie. Nie przechwalała się, po prostu stwierdzała fakt - Moja mama zadbała o moją edukację. Niestety nigdy nie miałam okazji nauczyć się greckiego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Możemy to zmienić, jeśli chcesz. Co powiesz na dodatkowe korepetycje? - Nie mógł uwierzyć, że to zaproponował. Jeszcze niedawno nie znosił obowiązkowych treningów z nią, a teraz zapraszał ją na następne? Co się z nim działo? - Po przemyśleniu, wycofuję propozycję. Kolejna godzina z tobą? Brrr - wzdrygnął się, po czym puścił jej oko.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uderzyła go w ramię nad stołem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Hej, nie jestem taka zła! - zaśmiała się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tutaj bym się sprzeczał... - odpowiedział rozbawiony.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kelner przyniósł im jedną sałatkę, sok pomarańczowy oraz wino. Gdy Hermes przypomniał mu, iż zamawiał dwa dania, tamten odpowiedział, że w Grecji zwyczajem jest jedzenie z jednego talerza. Hermes miał ochotę uderzyć się w głowę - zupełnie o tym zapomniał. Gdy wyjaśnił to Beatrice, ta jedynie wzruszyła ramionami i wzięła się za jedzenie swojej porcji. Niezręcznie zrobiło się dopiero wtedy, gdy z obu ich porcji pozostała jedynie mała resztka na środku talerza. Choć Hermes przekonywał Beatrice, by ona ją zjadła, odmówiła. Skończyło się tak, iż resztka pozostała bez właściciela.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna nie była zachwycona napojem, jaki zamówił jej mężczyzna - tym bardziej, że sam popijał wino. Wino, do którego dolał kropelkę eliksiru śmierci, gdy dziewczyna nie patrzyła. "Musisz spożyć eliksir godzinę przed pocałunkiem. Gdy wasze usta się złączą, dziewczyna umrze", przypomniał głos Afrodyty.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wpatrując się w swój sok, Beatrice wspomniała o tym, iż Hermes traktuje ją jak dziecko, jednak nie chciała się kłócić. Wyszli z restauracji najedzeni i w dobrych humorach. Beatrice jednak zrzedła mina, gdy przypomniała sobie, że będzie musiała ponownie męczyć się ze swoimi obtarciami na nogach, schodząc z góry. Nie pytając jej o zdanie, Hermes podsadził ją sobie na plecy i zaczęli wędrówkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję - powiedziała, obejmując go za szyję. Nie był to romantyczny gest, a przynajmniej Hermes tak sobie powtarzał. Dziewczyna po prostu nie chciała spaść.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie robię tego dla ciebie, Mead - skłamał - Dobrze by ci zrobiło, gdybyś miała trochę ruchu, jednak mam na względzie własne zdrowie psychiczne. Gdybym cię stąd nie zniósł, wyprawa zajęłaby nam dwa razy więcej czasu i cztery razy więcej narzekania.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pacnęła go dla żartów w nos, ale nie zaprzeczyła.</div>
<div style="text-align: justify;">
Minęli tysiące drzew oraz kilku turystów, zanim znaleźli się na dole. Hermes odstawił Beatrice na ziemię i spytał:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gotowa na jeszcze jedną wycieczkę?</div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzała na niego przerażona. Pokręciła głową. Zaśmiał się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeszcze trochę, a pomyślę, że to <i>ty</i> właśnie pokonałaś kilkaset metrów z ciężkim tobołkiem na plecach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ciężkim? - zmrużyła oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak słoń - przytaknął.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I ty myślisz, że jeszcze gdzieś z tobą pójdę? - prychnęła i zaczęła iść nie w tą stronę, gdzie znajdowała się Akademia. Dogonił ją i złapał za ramię, uśmiechając się wesoło. Obrócił ją w miejscu, tak, że gdyby teraz zaczęła iść, trafiłaby do Akademii bez problemu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Szłaś w złą stronę - wyjaśnił - Co ty byś beze mnie zrobiła...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wkurzałabym się tak często - odpowiedziała i ponownie zaczęła iść, tym razem w dobrą stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś taka słodka, gdy się złościsz...</div>
<div style="text-align: justify;">
Przystanęła, wbijając w niego spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nigdy mi nie mów, że jestem słodka. Nigdy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie znał dziewczyny, która nie chciałaby być uważana za słodką. Cóż, teraz już ją poznał. Beatrice zaskakiwała go na każdym kroku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zdążył zapomnieć o powodzie jego wyjścia z nią. Jednak czas gonił. Robiło się coraz ciemniej, co znaczyło, że niedługo będą musieli naprawdę wracać. A on wiedział, że zanim to się stanie, ma jeszcze jedno zadanie do wykonania. Pocałunek śmierci.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przeszli kilkaset metrów w milczeniu, ale w końcu Beatrice nie wytrzymała i zaczęła śmiać się z całej tej sytuacji. Dołączył do niej i po chwili oboje zanosili się śmiechem. Zupełnie bez powodu - jak gdyby dostali głupawki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz... wiesz, że dzisiaj mam urodziny - wykrztusiła. Raptownie przestał się śmiać i spojrzał na nią poważnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę - przytaknęła - W moje urodziny zawsze robiłyśmy z mamą coś szalonego. Kiedyś skakałyśmy na bungee, raz pływałyśmy z rekinami... - do jej głosu wkradł się smutek - To pierwsze urodziny, które spędzam bez niej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Masz za to godne zastępstwo - wskazał na siebie, chcąc ją rozweselić. Udało się - Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś?</div>
<div style="text-align: justify;">
Przełknęła ślinę, zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu odparła:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślę, że po prostu chciałam, byś spędził ze mną czas nie dlatego, że mam urodziny, ale dlatego, że chcesz. Gdy człowiek ma urodziny, inni myślą, iż po prostu muszą udawać, że się dobrze bawią. A ja nie chciałam, byś udawał - jej głos był cichy, miękki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaległa cisza, którą zakłócały jedynie odgłosy ich kroków na betonie. To było dość poważnie wyznanie. Dziewczyna po raz pierwszy wprost przyznała, że go lubi i zależy jej na jego towarzystwie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiedział, co powiedzieć. Rzadko słyszał takie słowa skierowane pod swoim adresem. Przywykł do bycia komikiem Olimpu - kimś, kogo wszyscy lubią, ale jednocześnie nie biorą na poważnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak gdyby sam fakt, iż miała urodziny, nie komplikował wszystkiego wystarczająco. Choć Afrodyta twierdziła, że miała plan, który nie zawierał śmierci Beatrice, nie mógł go wypróbować. Nie dzisiaj, nie w jej urodziny. Gdyby coś poszło nie tak, nigdy by sobie tego nie wybaczył.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chciałabyś zobaczyć fontannę życzeń? To dwa kroki stąd.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Na jej twarzy pojawił się cień smutku, ale zniknął tak szybko, iż nie był pewien, czy mu się nie przewidziało. Zastąpił go uprzejmy uśmiech.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pewnie! - odparła dziewczyna wesołym głosem. Trochę nazbyt wesołym - Skoro dzisiaj są moje urodziny to moje życzenie po prostu będzie musiało się spełnić!</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie dane im było jednak odwiedzić fontanny. Zanim do niej doszli, Beatrice wypatrzyła duży bordowy budynek z wielkim świecącym napisem "Eros". Dziewczyna popatrzyła na Hermesa błagalnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę chcesz tam wchodzić? - jęknął. Choć budynek wyglądał zachęcająco, a ze środka dobiegała głośna muzyka, Hermes nie sądził, iż pójście z uczennicą do klubu to trafny wybór.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dalej mi wisisz drinka! - przypomniała, kierując się w stronę wejścia - Poza tym, mam dzisiaj urodziny!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie dajesz mi o tym zapomnieć - wymamrotał, lecz posłusznie skierował się za nią.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes wprost wielbił XX wiek za wymyślenie klubów. Było to miejsce, gdzie można zapomnieć o problemach, pośmiać się, zabawić. Choć Grecja nie słynęła z dobrych dyskotek, ta zapowiadała się bardzo dobrze. Hermes już wiedział, dlaczego tak mało osób było na ulicach - to tutaj wszyscy się zebrali. Już przy wejściu powitały ich tłumy ludzi, nie mówiąc o parkiecie tanecznym. Ledwo co udało im się przecisnąć do baru. Beatrice wypatrzyła dwa wolne stołki, które czym prędzej zajęli</div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę nie powinniśmy tutaj być - stwierdził mężczyzna, obserwując, jak dziewczyna zakłada szpilki na nogi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nikt się o tym nie dowie - odparła cicho, zmysłowo. Jakby dzielili jakiś wielki, niegrzeczny sekret. Hermes zamrugał, niepewny, co zrobić. Od momentu wejścia do klubu Beatrice zachowywała się inaczej, bardziej wyzywająco. Przysunęła się do niego bliżej, niemal kładąc głowę na jego ramieniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zamów mi mosquito - wyszeptała mu do ucha. Spojrzał na nią, unosząc brwi. Już miał zwrócić jej uwagę, gdy podszedł do nich młody barman z łukiem przewieszonym przez ramię. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mosquito - zamówiła szybko Beatrice, posyłając mu szeroki uśmiech. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To samo - dodał Hermes, zrezygnowany. </div>
<div style="text-align: justify;">
Choć nie miał dużego doświadczenia jako nauczyciel, coś mu mówiło, że nie powinien pić z uczniami. Jednak Hermes nie był bogiem, który przestrzegał regulaminu. Co więcej - wprost uwielbiał dobrą zabawę. Dlatego, gdy barman podał im drinki, stuknęli się nimi z Beatrice i wypili wszystko za jednym zamachem. Ta noc należała do Beatrice. Mężczyzna postanowił, że z okazji tego, iż są jej urodziny, zatańczy on tak, jak mu zagra. Beatrice przypatrywała się ludziom tańczącym na parkiecie z tęskną miną. Dlatego wiedział, że gdy tylko poprosi ją do tańca, ta zgodzi się bez wahania. Tak też się stało. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Już cię nie bolą nogi? - spytał, drocząc się. Szpilki dodawały jej kilku centymetrów, a jednak dalej musiał się schylać, by patrzeć jej w oczy. Czerwona sukienka opinała jej zgrabne ciało, podkreślając walory urody. Uwadze Hermesa nie uszło to, że gdy szli na parkiet, wielu mężczyzn się za nią oglądało. Objął ją w pasie, jakby chciał pokazać wszystkim, że ona jest dla nich nieosiągalna. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przez głośniki zaczęła lecieć szybka piosenka, a ciała tańczących zaczęły się poruszać w jej rytm, niczym zahipnotyzowane. Po chwili dołączyli do nich Hermes i Beatrice. Ich taniec był porywczy oraz wyzywający. Ich ciała poruszały się w te same strony, idealnie się ze sobą komponując. Hermes trzymał dłonie na biodrach dziewczyny, a ona ręce zaplotła wokół jego szyi. Jej dotyk był magnetyzujący, napełniał go ochotą zbliżenia się do niej. Zatracili się w tym tańcu, zapominając o wszystkim dookoła. Liczyli się tylko oni i ich ciała. Gdy piosenka się skończyła, Beatrice stanęła na palcach i przybliżyła usta do jego ucha. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, co chciałabym dostać na urodziny? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Gigantycznego konika morskiego? - spytał, nie przestając obejmować jej w pasie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślę, że znalazłam dużo lepszy prezent - powiedziała cicho, przybliżając usta do jego ust. Zanim zdążył choć mrugnąć, już się całowali. W tle zaczęła lecieć kolejna energiczna piosenka, a ich usta podświadomie zaczęły się poruszać w jej rytm. Z początku ich pocałunek był nieśmiały i słodki, jakby dopiero co się poznawali. Wystarczyła jednak tylko chwila, by zmienił się w pocałunek pełen energii i zapału, jak gdyby czekali na niego od bardzo długiego czasu. Może rzeczywiście tak było. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mimo stania na palcach, Beatrice dalej była znacznie niższa od niego, co utrudniało ich ustom drogę do siebie. Hermes jednym zwinnym ruchem podsadził dziewczynę do góry, tak, że teraz oplatała go nogami w pasie. Wystarczyła kolejna sekunda, by znaleźli się przy jednej z kolumn. Hermes oparł o nią Beatrice, której nogi ciągle go oplatały i zaczęli całować się jeszcze goręcej, niż przedtem. Wolną ręką Hermes zaczął zataczać koła na jej dekolcie, zjeżdżając coraz niżej. Dziewczyna wplotła ręce w jego włosy, oddychając ciężko. Nie istniało nic innego, oprócz ich dwóch, ich oddechów, ich ciał. A jednak... </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie - wyszeptał, odpychając ją od siebie. Dziewczyna oparła się o kolumnę, zdezorientowana. Popatrzył na nią poważnym wzrokiem. Nie mógł uwierzyć w to, co zrobił. Tak jakby ktoś inny kierował jego ciałem. Ale to nie ktoś inny, a właśnie on ją całował. A to znaczyło, że Beatrice powinna była umrzeć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Doskoczył do niej i chwycił jej twarz w dłonie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? - spytał cicho, skanując jej ciało wzrokiem. Nie wyglądała jakby za chwilę miała umrzeć... chyba że z wrażenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Pytasz, czy upadłam na głowę? - zaśmiała się, a w jej głosie pobrzmiewał ból. Oboje dobrze wiedzieli, że ten pocałunek nie powinien był się wydarzyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Eros - wyszeptał wściekły, nagle sobie to uświadamiając. Afrodyta wspominała mu kiedyś, że bóg miłości i namiętności seksualnej postanowił otworzyć sieć dyskotek, w której ludzie będą poddawać się swoim najskrytszym pragnieniom. A oni właśnie znajdowali się w jednej z nich - Ten mały, tłusty, pieluchowaty... </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hermesie? - głos Beatrice przypomniał mu o tym, że nie był tu sam. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Musimy stąd wyjść - powiedział - I to jak najszybciej, zanim znowu... </div>
<div style="text-align: justify;">
Zanim znowu zaczniemy się całować. Jednak nie powiedział tego głośno. Nie mógł uwierzyć, że mógł być tak głupi. Przecież Eros nawet nie był zbyt wymyślny, jeśli chodziło o nazwę klubu! Hermes powinien był od razu domyślić się, do kogo on należał.</div>
<div style="text-align: justify;">
Cały czas zastanawiał się, jak to się stało, iż Beatrice nie umarła. Choć Afrodyta wspominała mu o tym, że miała plan, nie do końca jej wierzył. Jej plany nigdy nie wypalały. Jednak tym razem było inaczej. Po raz pierwszy plan Afrodyty nie zawiódł, a on poczuł względem niej jeszcze większą sympatię. Będzie jej dłużnikiem do końca życia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Na dworze powitał ich zachód słońca oraz zimne powietrze. Oraz niezręczność, która zrodziła się między bogiem, a heroską. Oddzielał ich od siebie niewidzialny mur, nie pozwalając nic powiedzieć. Jedyne, co byli w stanie zrobić to iść przed siebie, w stronę Akademii, pragnąc jak najszybciej zaszyć się w swoich domkach. </div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes odprowadził ją pod same drzwi. Sam nie był pewien, dlaczego to zrobił - powinien był odejść, jak tylko znaleźli się na terenie Akademii. A jednak stał tu, pod jej domkiem, smagany chłodnym wiatrem. Napięcie między nimi rosło z każdą chwilą. W końcu Beatrice wybuchła:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co się stało w tym klubie?! Dlaczego moje wspomnienia są tak zamazane? Hermesie, spójrz na mnie!</div>
<div style="text-align: justify;">
Przez jego głupotę mogła umrzeć. Gdyby plan Afrodyty nie zadziałał, jego pocałunek oznaczałby dla niej śmierć. Nie był w stanie spojrzeć jej w oczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hej - wyszeptała, zbliżając się do niego - Wytłumacz mi, proszę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Podniósł wzrok. Jej oczy były tak bardzo niebieskie, tak pełne ciepła i zaufania. Nawet nie przypuszczała, że mógłby ją zabić. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To był Eros - powiedział cicho - Omamił nas. Sprawił, że się pocałowaliśmy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna cofnęła się jak oparzona. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Więc mówisz, że to wszystko było... sprawką Erosa? - jej głos się załamał - Gdyby nie on, nie pocałowałbyś mnie? </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie mógł znieść bólu w jej oczach i w jej głosie. Dopiero teraz zrozumiał. Beatrice była w nim zakochana. Choć robił wszystko, by odepchnąć od siebie wszystkich dookoła, ona dostrzegła jego prawdziwy charakter pod tą maską obojętności i sarkazmu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Beatrice... - wyszeptał. Nie wiedział, co powiedzieć. Ich związek nie miałby prawa się udać. Cały wszechświat był przeciwko nim. Związek boga z śmiertelniczką był tematem tabu, surowo zakazanym. Jej ojciec i matka byli na to najlepszym przykładem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podeszła do niego bliżej, wpatrując się w jego oczy. Wyciągnęła rękę i przejechała opuszkami palców po jego twarzy, następnie szyi...<br />
- Pierwszy raz mnie tak nazwałeś - powiedziała cicho - Pierwszy raz nie zwróciłeś się do mnie po nazwisku.<br />
Jej palce wciąż jeździły po jego ciele, powodując przyjemne mrowienie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przestań - włożył w to wielki wysiłek, którego jednak zabrakło mu, by się cofnąć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedz mi, że to, co się wydarzyło w klubie było jedynie sprawką Erosa, a przestanę. Powiedz, że gdyby to zależało od ciebie, nigdy byś mnie nie pocałował, a odejdę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Otworzył usta, lecz słowa nie chciały wyjść na zewnątrz. Nie był w stanie tego wypowiedzieć. Nie mógł skłamać. Za bardzo mu na niej zależało, by złamać jej serce. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak też myślałam - powiedziała i złożyła na jego ustach pocałunek. W przeciwieństwie do poprzedniego, ten był słodki i powolny. Gdy chciała się cofnąć, przyciągnął ją do siebie. Sam nie wiedział, dlaczego to robił, ale po chwili znów się całowali, gorąco i zmysłowo. Pocałunek w klubie mógł być winą Erosa, ale ten był całkiem świadomym wyborem Hermesa. Choć może nie do końca świadomym - jej dotyk za bardzo na niego działał, by był w stanie myśleć racjonalnie. Jego język wdarł się do jej ust, a jej ręce pod jego koszulkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wejdźmy do środka - zaproponował w przerwie między pocałunkami. Zanim doszli do drzwi, koszulka Hermesa już leżała na ziemi. Wejście do domku zajęło im wiele czasu, gdyż ani na chwilę nie przestali się całować. Nie mieli siebie dość, wciąż na nowo poznając swoje ciała. Gdy w końcu znaleźli się w środku, Hermes złapał ją w pasie i zaniósł na łóżko. Zaśmiała się niczym mała dziewczynka i przyciągnęła go bliżej, nie pozwalając mu się oddalić nawet na milimetr. Gdy jej sukienka była w połowie zdjęta, usłyszeli głośny trzask. Dotychczas zgaszona w pokoju lampka się zapaliła, a w rogu dostrzegli Algidę, Treya oraz Isaaca u których stóp leżał karton z napisem: "Wszystkiego najlepszego najlepszej przyjaciółce pod słońcem (albo przynajmniej pod Olimpem)". Cała trójka patrzyła na nich z otwartymi ustami, nie wierząc w to, co zobaczyli. W końcu odezwała się Algida:</div>
<div style="text-align: justify;">
- No, tego to bym się nigdy nie spodziewała.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
_________________________</div>
<div style="text-align: left;">
Ten rozdział pobił na głowę rozdział XV, jeśli chodzi o długość. Mam jednak nadzieję, że jakoś go "połkniecie" (;<br />
Fani Beatrice i Hermesa powinni być zachwyceni. Niestety następne rozdziały już nie będą tak sielankowe jak ten. Postanowiłam również, że zacznę nadawać tytuły rozdziałom, więc od tej pory wszystkie będą zatytułowane, a nazwy tych, które wyszły do tej pory, również się niedługo pojawią.</div>
<div style="text-align: left;">
Pisałam i poprawiałam ten rozdział bardzo długo, a dalej mam wrażenie, że nie wyszedł mi najlepiej. Pozostawię to jednak Waszej ocenie (:</div>
<div style="text-align: left;">
Kolejny za dwa tygodnie!</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<br />
<br />
<br />Unknownnoreply@blogger.com62tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-376416166944819992013-11-01T15:48:00.000+01:002013-11-01T22:10:01.720+01:00Rozdział XVIII<div style="text-align: justify;">
To prawda, co mówili. Ateny to miasto magiczne, zaklęte w czasie. Swoją historią sięgało drugiego tysiąclecia przed naszą erą i momentami miałam wrażenie, jakbym cofnęła się o te cztery tysiące lat. Stolica Grecji pełna była zabytków - różnej wielkości świątyń i rzeźb. Spotkać je można było niemal na każdym kroku, odznaczające się na tle nowoczesnych budowli. Długie ulice były wyłożone białymi kamieniami, które zdążyły pożółknąć przez wszystkie lata swojej posługi. Ileż te uliczki musiały pamiętać tragedii, ileż wyznań miłosnych! Scen, które już nigdy miały nie zostać opowiedziane i zatracić się w gęstwinie tego pięknego, a jednocześnie tak smutnego miasta. Smutek bowiem odczuwało się na każdym kroku, a z każdym zakrętem wpadało się w jego objęcia. Miejsce to było przytłoczone wspomnieniami nieszczęść, które odbywały się tu przez lata i niemal można było wyczuć je w powietrzu, zderzające się z realiami współczesnego życia, również bogatego w ból i udrękę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z miejsca, w którym stałam, mogłam podziwiać piękno Aten i zaczynałam rozumieć, dlaczego dla tak wielu ludzi jest to miejsce najpiękniejsze na świecie. Spoglądałam na panoramę miasta z wysokości tysiąca pięciuset metrów, widząc metropolię, która choć obrosła w sławę i turystów z całego świata, zdołała zachować urok sprzed tysięcy lat. Wszystkie pomniejsze domy i budowle zdawały się być tylko małymi punkcikami w oddali, zbyt pospolitymi, by moje oko mogło je uchwycić. Doskonale jednak widziałam górujący nad miastem Akropol, wzgórze dźwigające na swych barkach kilka ważnych świątyń, w tym Partenon. Choć było jasno, budowla była jasno oświetlona, sprawiając, że od razu zwracało się na nią uwagę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pięknie, prawda? - zagadnęła Algida, pochłaniając ten widok wzrokiem. Uśmiechała się promiennie, nie wiedząc, na czym skupić wzrok. Za rękę trzymała Treya, który zamiast wpatrywać się w panoramę miasta, wpatrywał się w swoją dziewczynę, uśmiechając się lekko. Jego uśmiech był bardzo podobny do jej - oboje wyglądali jak małe dzieci, które dostały nieoczekiwany prezent.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jesteśmy - wyszeptałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Szkoda tylko, że by mieć taki widok na miasto, trzeba się wdrapać na tak wysoką górę - mruknęła Algida- nie mam pojęcia, jak stąd zejdę. Chyba umrę po drodze.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zniosę cię - zaproponował Trey, posyłając jej flirtujące spojrzenie. Choć uwielbiałam widzieć ich tak szczęśliwymi, musiałam odwrócić wzrok. Cieszyłam się świadomością, że są zakochani, jednakże patrzenie na ich miłość zadawało mi ból. Spojrzałam na Hermesa, który stał nieopodal i żartował o czymś z Selene. Poczułam ukłucie w sercu. Zazdrościłam Algidzie i Trey'owi. Nic nie stało na drodze tego, by byli razem. Moja droga do Hermesa była natomiast torem pełnym przeszkód, którego, jak mi się zdawało, nigdy nie zdołam pokonać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli już się nacieszyliście, powinniśmy już schodzić - powiedział głośno Viator, zasługując sobie na jęki protestu naszej grupy. Uśmiechnął się złośliwie - Czyżby bolały was nóżki? Przypominam, że nie jesteście tu po to, by się lenić!</div>
<div style="text-align: justify;">
Momentami miałam ochotę go zabić. Chwilę temu, po czterogodzinnym marszu udało nam się wdrapać na szczyt Parthity, górującej nad Atenami i już mieliśmy z niej schodzić? Chyba sobie żartował.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To wakacje, czy obóz wojskowy? - postawiłam się, a kilka osób z naszej dziesięcioosobowej grupy uniosło kciuki w górę, dopingując mnie. Hermes wywrócił oczami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I to i to - odpowiedział - Aczkolwiek jeśli ktoś nie chce, nie musi teraz schodzić. Może tu zostać - uniosłam brwi, przeczuwając, że krył się w tym jakiś haczyk. Nie myliłam się - Jednak w takim przypadku musi przygotować się na to, iż na treningach nie będę tak wyrozumiały, jak do tej pory. Wybór należy do was.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To żaden wybór - mruknęłam i jak reszta grupy zaczęłam podążać za nim, nie omieszkując przy tym obdarzyć go niechętnym spojrzeniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Było nas dziesięć osób: ja, Hermes, Selene, Trey, Algida, Isaac oraz kilka innych, których nie znałam na tyle dobrze, by zapamiętać ich imiona. Mimo że grupa była dość liczna, czułam się samotna. Algida i Trey nie widzieli poza sobą świata, a Isaac przez całą podróż rozmawiał z przyrodnią siostrą Treya, córką Heliosa. Nawet gdyby tak nie było, nie miałam ochoty na pogawędkę z nim. Jedynymi osobami, z którymi mogłam zacząć rozmowę byli Hermes i Selene. Zauważyłam, że kobieta odeszła od mężczyzny, wydymając wargi. Zapewne znowu się o coś pokłócili. Nie było to u nich nic nowego. Dzień bez kłótni był dniem straconym. Korzystając z tego, że Herems był sam, podeszłam do niego szybko, choć moje nogi wołały o litość.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To, że jesteś bogiem igrzysk olimpijskich nie znaczy, że my wszyscy jesteśmy olimpijczykami - syknęłam, gdy się z nim zrównałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Podoba mi się twoja gra słów - odpowiedział wesoło, nic sobie nie robiąc z moich protestów - Nie będę cię przepraszał za to, że kazałem ci wejść na ten szczyt, ponieważ wątpię, że aż tak ci się to nie podobało.</div>
<div style="text-align: justify;">
Słowa zawisły w powietrzu, a ja dopiero po chwili zrozumiałam ich znaczenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzę, że oboje jesteśmy mistrzami gry słów - uśmiechnęłam się krzywo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mistrz może być tylko jeden, Mead - mrugnął do mnie, uśmiechając się szeroko. Nie musiał dodawać, że to on nim był.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co nie zmienia faktu, że czuję, jakbym miała umrzeć. Jeszcze trochę, a będziesz musiał mnie znosić z tego szczytu... Na który mnie nie wniosłeś - przypomniałam, puszczając mu oko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może nie wniosłem, ale z przyjemnością cię zniosę - odrzekł i zanim się obejrzałam, byłam na jego plecach, uwieszona niczym małpka. Mężczyzna ani na chwilę się nie zatrzymał, jak gdybym nic nie ważyła. Zasłoniłam mu dłońmi oczy, drocząc się. Wyciągnął ręce do przodu, niczym osoba która próbuje coś znaleźć po ciemku i zaczął iść wolno, co jakiś czas kręcąc się dookoła, nie będąc pewnym, gdzie jest. Gdyby chciał, z łatwością mógłby odciągnąć moje dłonie od swoich oczu, jednak on wciąż grał w tę zapoczątkowaną przeze mnie grę. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy widziałam jak chodzi niczym staruszek, wolno i niepewnie, starając się nie wpaść w liczne drzewa. By mnie przestraszyć, umyślnie się potknął, powodując, że prawie spadłam z jego pleców. W porę jednak mnie przytrzymał i powrócił do pozycji stojącej. Nie chcąc ryzykować tym, że naprawdę wyląduję na ziemi, zwróciłam mu widzenie, ręce kładąc na jego ramionach i trzymając się ich mocno. Czułam się w jego towarzystwie tak swobodnie, jakbyśmy się znali od lat. Odwrócił głowę, by na mnie spojrzeć, uśmiechając się szeroko, a nasze twarze znalazły się nie więcej niż pięć centymetrów od siebie. Wstrzymałam oddech i poczułam, że on robi to samo. Uśmiech zniknął z jego twarzy, zastąpiony poważnym spojrzeniem. Uwięził mnie w spojrzeniu swoich hipnotyzujących oczu, nie pozwalając odwrócić wzroku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Usłyszeliśmy za nami szmer głosów, które z każdą sekundą się przybliżały. Chwila została przerwana. Grupa nas dogoniła, a gdy zobaczyli, że Hermes mnie niesie, zaczęli protestować i mówić, że to nie fair, iż mnie faworyzuje. Westchnęłam i zeskoczyłam z jego pleców, nie chcąc im dać więcej powodów do plotek. Algida i Trey, którzy szli za rękę, popatrzyli na mnie, unosząc brwi. Posłałam im twarde spojrzenie i odszukałam wzrokiem Isaac'a, który sprawiał wrażenie zbyt zajętego rozmową z siostrą Trey'a, by nas zauważyć. A jednak jego szczęka była zaciśnięta, a w oczach krył się smutek. Choć nie musiałam mu się z niczego tłumaczyć, wiedziałam, jak musiał się czuć. Tak samo, jak ja czułam się za każdym razem, gdy Hermes dobrze się bawił z jakąś inną dziewczyną.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wszyscy w grupie ucichli, patrząc na nas z zaciekawieniem. Hermes rzadko okazywał publicznie swoją zażyłość z kimkolwiek, a już z pewnością nie z uczennicą. Czułam, że będziemy tematem plotek przez najbliższe dni, jeśli nie tygodnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ciszę przerwała Selene, wpatrująca się w jakiś punkt w oddali. Zmrużyła oczy i spytała cicho, głosem pełnym niedowierzania:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mike?</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak na komendę, głowy wszystkich odwróciły się w tamtą stronę. Poprzez gęstwinę zarośli, porastających zbocze góry, można było dostrzec ciemny kształt, siedzący na jednej z pobliskich skał. Gdy wytężyło się wzrok, nie miało się wątpliwości, że kształtem tym był nie kto inny jak Mike, heros, który kilka tygodni temu z powodu poważnych obrażeń doznanych w walce został przetransportowany z Siedziby do Grecji. Miał się tutaj kurować i wrócić do nas, gdy tylko poczuje się lepiej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak siedział po turecku, jego ręce były oparte na kolanach, a oczy zamknięte. Na twarzy miał błogi uśmiech. Sprawiał wrażenie zamkniętego w swoim własnym świecie, który podobał mu się dużo bardziej, niż ten prawdziwy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Naszą grupę dzieliło od niego nie więcej, niż sto metrów i przeszliśmy tą drogę w mniej więcej dwie minuty, zdeterminowani, by przywitać się z przyjacielem. Choć nasze kroki były ciężkie, a oddechy głośne, mężczyzna nawet nie otworzył oczu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mike? - spytał Trey, podchodząc do niego bliżej i jednocześnie puszczając rękę Algidy - Stary, wszystko dobrze?</div>
<div style="text-align: justify;">
Powieki chłopaka uchyliły się po kilku długich sekundach. Choć z pewnością widział całą naszą grupę, jego wzrok skupił się na Trey'u.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego mówisz do mnie "stary"? - spytał urażony - Jestem młodziutki!</div>
<div style="text-align: justify;">
Odetchnęliśmy z ulgą, widząc, że wszystko było z nim w porządku. A raczej - w porządku jak na jego standardy. Dla Mike'a nienormalność była normą.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co ty robisz? - zadałam pytanie, które zapewne nurtowało wszystkich. Chłopak dalej siedział na skałce ze skrzyżowanymi nogami, unosząc lekko ręce. Nie zdziwił go nasz widok, niemal jakby przeczuwał nasze przybycie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Medytuję - odpowiedział takim tonem, jakby było to oczywiste.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na samej górze Parthity? - uniosłam brwi - Akademia już ci nie wystarcza?</div>
<div style="text-align: justify;">
Chodziło mi o Akademię Platońską, w której zatrzymaliśmy się wraz z przyjaciółmi, a w której mieszkał również od pewnego czasu Mike. Był to kompleks starożytnych budynków, który kiedyś służył za centrum filozofii i który Rafael uwiecznił na jednym z obrazów. Mieścił się w samym centrum Aten, a jednak owiany był Pyłem, skutecznie uniemożliwiającym śmiertelnikom zobaczenie jego prawdziwej formy. Dla nich był to jedynie niezbyt atrakcyjny kompleks domków campingowych, do którego nikt nie miał zamiaru zaglądać. Gdy spytałam się jednego z wielu myślicieli, znajdujących się w Akademii, co by się stało, gdyby ktoś jednak zechciał tam zajrzeć, popatrzył na mnie dziwnie i odpowiedział: "Jeśli dla kogoś drzwi te staną otworem, co prędko się nie stanie, będzie on zarówno zgubą jak i gościem naszym". Wierzcie lub nie, ale była to jedna z normalniejszych odpowiedzi, jakie dostałam od myślicieli.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Akademia to mój dom - odpowiedział Mike - Nie mogę medytować w domu, gdyż uniemożliwia to obiektywne spojrzenie na sytuację.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiedziałam, co jedno miało z drugim wspólnego, więc jedynie wzruszyłam ramionami, usiłując ukryć uśmiech.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Właśnie stąd schodzimy i idziemy z powrotem do Akademii - oznajmił Hermes, przerywając ciszę - Jeśli skończyłeś już... myśleć, możesz się zabrać z nami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Choć jego głos był neutralny, wiedziałam, że był szczęśliwy. Pamiętałam te chwile grozy, które przeżyliśmy kilka miesięcy temu, gdy Mike się wykrwawiał. To Hermes wtedy prowadził samochód, łamiąc wszelkie zasady ruchu drogowego. Gdyby nie on, moglibyśmy nie zdążyć dojechać na czas do Siedziby, a wtedy Mike by umarł. Hermes uratował mu życie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To hojna propozycja, mój drogi Viatorze, ale zostanę tutaj jeszcze trochę, by ponownie połączyć się z Matką Naturą. Właśnie opowiadała mi o tym, dlaczego stworzyła modliszki, kiedy przyszliście.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Rozumiem, że mamy sobie pójść? - Choć Trey starał się to ukryć, w jego głosie rozbrzmiewała uraza.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Matka mówi, że nie lubi tłumów - wzruszył przepraszająco ramionami Mike.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cóż, to ciekawe co myśli o tych siedmiu miliardach ludzi, który chodzą po Ziemi! - warknął Trey, odwracając się na pięcie i zaczynając schodzić na dół, ciągnąc za sobą Algidę. Dziewczyna odwróciła się, by rzucić nam przepraszające spojrzenie i podążyła za nim.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy powiedziałem coś nie tak? - spytał Mike zdezorientowany.</div>
<div style="text-align: justify;">
Selene westchnęła, uśmiechając się do niego lekko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, nic takiego. Skoro Matka Natura tak mówi, zostawimy cię samego, Mikey. Ale znajdź mnie kiedyś w Akademii. Chętnie się dowiem, co u ciebie słychać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokiwał głową i ponownie zamknął oczy, wracając do swojego świata.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzdychając, zaczęliśmy ponownie schodzić w dół, licząc na to, że dogonimy Algidę i Trey'a oraz załapiemy się na ciepły obiad w Akademii. Rozejrzałam się, ale nie zauważyłam, by ludzie na mnie patrzyli lub szeptali między sobą. Odetchnęłam z ulgą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Do plusów spotkania z Mikiem zdecydowanie można było zaliczyć to, że wszyscy zapomnieli o mnie i Hermesie.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: justify;">
Popołudniu wybraliśmy się do centrum Aten, by odpocząć po długiej wspinaczce. Mieliśmy czas wolny aż do wieczora, jednak musieliśmy wrócić do Akademii, nim zapadnie zmierzch, gdyż potwory tylko czekały, by nas zaatakować. Razem z Trey'em i Algidą wybraliśmy się do małej, przytulnej kawiarni, by coś przekąsić. Choć nie brakowało nam tematów do rozmów, czułam się jak piąte koło. Moi przyjaciele nigdy by tego nie powiedzieli, ale wiedziałam, że woleliby zostać sami. Dlatego po posiłku wyszłam z kawiarni, by samodzielnie pozwiedzać miasto. Ateny były pełne uroku, niczym miasto z bajki. Nie dziwiłam się, że było to ukochanie miasto bogów. Wszędzie było pełno wąskich, klimatycznych uliczek, a każdy dom, obok którego przechodziłam, był zadbany i bogaty w najróżniejsze rodzaje kwiatów, kwitnących w ogrodzie. Ludzie tutaj ciągle się uśmiechali i zarażali dobrym humorem. Czasami dostrzegałam śmieci, leżące na ulicach, ale było ich zdecydowanie mniej, niż w Ameryce.</div>
<div style="text-align: justify;">
Im bliżej byłam Partenonu, tym miasto bardziej odżywało i robiło się bardziej zaludnione. Pojawiało się coraz więcej kawiarenek i sklepików, nie obyło się również niestety bez żebraków na ulicy. Ludzie rzadko zwracali na nich uwagę, a zatrzymywali się tylko przy tych, którzy mieli coś ciekawego do pokazania. Moją uwagę przykuł mężczyzna siedzący na starym stołku, malujący na płótnie piękną kobietę o dumnych oczach. Miała długie brązowe włosy, a przez ramię miała przewieszony łuk. Podeszłam bliżej mężczyzny i wrzuciłam parę drobniaków do jego, jak zauważyłam, pustego kapelusika, który stał na ziemi i aż się prosił o jałmużnę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak myślałem, że uda mi się przykuć twoją uwagę - choć mężczyzna dalej siedział odwrócony tyłem, wiedziałam, że mówił do mnie. W pobliżu nie było nikogo innego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam? - spytałam, unosząc brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Powoli obrócił się na stołku, a na jego młodą twarz wpłynął pogodny uśmiech. Miał blond włosy, układające się w śliczne loczki, a w policzkach pojawiły się słodkie dołeczki. Wyglądał o wiele młodziej, niżbym się spodziewała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Apollo - mruknęłam zrezygnowana. Nie wiedziałam skąd to wiem, ale byłam tego pewna, tak sama jak tego, że kobietą którą malował, była Artemida - Czy wy, bogowie, obraliście sobie za cel dręczenie mnie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczył jasne brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kto cię dręczy, kochana? Jestem tutaj, by pomóc - posłał mi uśmiech - Muszę również powiedzieć, że bardzo mi pochlebiłaś tym, że mnie poznałaś. Podobno większość bogów musiała ci się przedstawiać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Po prostu wydaje mi się, że już cię kiedyś spotkałam - odpowiedziałam niepewnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może widziałaś mnie na jakimś obrazie - podpowiedział - Ludzie zachwycali się moją urodą, a wielu z nich mnie malowało.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Możliwe - odpowiedziałam. Tak, to musiało być to. Nie było mowy, bym widziała boga poezji gdzie indziej. Splotłam ręce na piersi - Nie chcę być nieuprzejma, ale nie mam zbyt miłych wspomnieć ze spotkań z bogami. Dlatego przejdźmy od razu do rzeczy - dlaczego tu jesteś?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Podobasz mi się. Masz charakterek - gdy wstał ze stołka, podał mi dłoń - Czy zechciałabyś wybrać się ze mną na spacer?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zapraszam mnie na randkę? - byłam całkowicie zbita z pantałyku.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Te dzisiejsze kobiety! - wzniósł oczy ku niebu - Gdybym zapraszał cię na randkę, Beatrice, najpierw napisałbym dla ciebie wiersz, a potem zaśpiewał ci serenadę pod oknem. Ja po prostu oferuję ci spacer, bez żadnych zobowiązań.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie chcę wiedzieć, co byś musiał zrobić, gdybyś się komuś oświadczał - mruknęłam i po chwili wahania chwyciłam jego dłoń.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przeszliśmy sto metrów w ciszy, obserwując przechodniów oraz zerkając na wystawy pobliskich sklepików oferujących najczęściej posążki bogów greckich. Apollo przystanął przy jednym z nich i zaklął po starogrecku. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co oni zrobili z moim nosem - jęknął, po czym spojrzał na cenę - Dziesięć euro?! Tylko tyle jestem wart?</div>
<div style="text-align: justify;">
- To pewnie przez ten nos - pocieszyłam go, a po chwili ciszy dodałam - Czy moglibyśmy już przejść do sedna sprawy? Dlaczego tu jesteś?</div>
<div style="text-align: justify;">
Apollo pociągnął nosem i spojrzał na mnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, że cały Olimp o tobie mówi? Moje Muzy uwielbiają o tobie plotkować. Och, nie patrz tak na mnie. Mówiłem im, że to brzydki zwyczaj, ale zwykły mnie słuchać tylko w kwestii muzyki. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To, co o mnie mówią, nie bardzo mnie interesuje - skłamałam - Jednak jestem bardzo ciekawa powodu twojej wizyty tutaj.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bardzo lubię Ateny. Wiesz, że to w tym mieście swoje początki miała muzyka? To było tak dawno temu, a jednak doskonale to pamiętam... Dźwięki, które wydawały instrumenty podarowane przeze mnie ludziom, uśmiechy na twarzach tłumów. To były piękne czasy - westchnął - To, co dzieje się z dzisiejszą muzyką przekracza granice okropności. Gdybym wiedział, że wymyślicie coś takiego jak hip-hop, nigdy nie dałbym wam gitary basowej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jego słowa zaczęła zagłuszać muzyka wydobywająca się z wielkiego radia, ustawionego na jednej z wielu ławeczek. Obok ławki czarnoskóry chłopak tańczył na rękach, podrygując w rytmy rocka. Futerał na gitarę był otwarty, a kilku przechodniów wrzuciło do niego monety. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Uch, rock - wzdrygnął się Apollo, po czym pstryknął palcami, a radio zaczęło grać muzykę klasyczną. Chłopak przestał tańczyć i rozejrzał się zdezorientowany - Takie nuty powinny się znajdować na liście muzyki zakazanej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie podzielałam jego zdania, więc stanęłam przed nim, kładąc ręce na biodrach i patrząc mu prosto w oczy:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego cały czas unikasz odpowiedzi? Co jest powodem twojej wizyty u mnie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnął, a jego dotychczas wesołe oczy postarzały się o kilka lat. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Miałem wizję - wyznał ze smutkiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wizję? - powtórzyłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czasami mam przebłyski przyszłości, niczym Mojry. Tym razem zobaczyłem przepowiednię. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Kontynuuj - zdołałam wyszeptać, choć zaschło mi w gardle. Apollo odchrząknął i teatralnym głosem wyrecytował:<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Herosów trzech polegnie w wojnie tej.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Jeden przejdzie na stronę zła,</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>wiele powodów do smutku innym da.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Drugiego żywioł jego ojca zabije,</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>serca innych tym wyrwie. </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Trzeci będzie umarły, ale nie martwy.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>By rozprysły się jego marzenia,</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Wyruszy w podróż do Podziemia.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy skończył, zaległa cisza. Wpatrywał się we mnie niepewnie, zastanawiając się, o czym myślę. W końcu odchrząknęłam: </div>
<div style="text-align: justify;">
- To była... bardzo słaba przepowiednia. "Zabije" wcale się nie rymuje z "wyrwie" - wytknęłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To przepowiednia, nie rymowanka! - zawołał oburzony. </div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnęłam i przeczesałam dłonią włosy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówisz mi o tym dlatego, bo myślisz, że jestem częścią tej przepowiedni? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepowiednie nie powstają o byle kim, a ty jesteś w tym momencie jedną z najważniejszych herosek na świecie. Myślę więc, że któraś jej część dotyczy ciebie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedz mi, Apollo, często masz takie wizje? - spytałam cicho. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Bardzo rzadko. Właściwie to moja druga wizja w życiu - nie byłam pewna, czy się chwalił, czy żalił. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A ta pierwsza? Spełniła się?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie o to w tym chodzi! - powiedział, rozgryzając, do czego zmierzam - Nie wszystkie wizje się sprawdzają, Beatrice. Ale przez to, że wcześniejsza się nie ziściła, nie możesz zakładać, że tak będzie również z tą. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Bardzo dziękuję, że mi ją przekazałeś, naprawdę. Od tego momentu będę uważała, przyrzekam - powiedziałam, choć nie całkiem szczerze. Nie mogłam podporządkować całego życia jednej przepowiedni, która równie dobrze mogła się nigdy nie spełnić. </div>
<div style="text-align: justify;">
Miałam zamiar odejść, gdy chwycił mnie za ramię. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Musisz mi obiecać jeszcze coś - powiedział cicho, łagodnie - Musisz obiecać, że nikomu nie powiesz o tej przepowiedni. Rozumiesz? Nikomu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego? Boisz się, że ją wyśmieją? Że ciebie wyśmieją? - uniosłam brwi, lekko się z nim drocząc. Prośba, bym ukrywała coś przed przyjaciółmi była bardzo dużym życzeniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, Beatrice, to nie jest powód - westchnął ciężko - Czy wiesz, co jest gorsze od posiadania tragicznego przeznaczenia?</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręciłam głową. Apollo spojrzał na mnie smutno i wyszeptał:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiedza o nim. </div>
_____________________________<br />
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
Macie upragnioną Grecję. Jest trochę wyidealizowana, ale myślę, że to tylko dodaje nastroju. Na razie Beatrice zbyt dużo nie pozwiedzała, ale nadrobi to w przyszłym rozdziale. Obiecuję również, że przyszły rozdział najbardziej spodoba się tym, którzy chcą, by Beatrice i Hermes byli razem ^^</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
To tyle ode mnie. Biorę się za czytanie Domu Hadesa, który wczoraj sobie kupiłam <3</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
Następny rozdział tradycyjnie za dwa tygodnie!</div>
</div>
<br />
<br />Unknownnoreply@blogger.com43tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-91278981590509758182013-10-19T09:30:00.001+02:002013-10-19T09:54:57.817+02:00Rozdział XVII<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Tydzień później</i></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
W zachodniej części Palm Bay, małego, nadmorskiego miasteczka, będącego rzadko odwiedzaną atrakcją wśród mieszkańców Florydy, znajdował się "Podwieczorek u bogów". Był to mały, przytulny lokal, w którym można było zakupić normalne jedzenie, takie jak frytki, czy pizza, skryte pod nazwami związanymi z mitologią. Tutaj ciasto nie było ciastem, tylko "Klątwą Midasa". Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy nimfa o zielonych włosach przyniosła mi szarlotkę polaną całą złocistym sosem, wyglądającą niczym sztabka złota! Choć byłam tu dopiero od dziesięciu minut, pokochałam to miejsce, tak jak każdy kto kiedykolwiek postawił tu stopę. Klientami były jedynie istoty związane z mitologią, gdyż śmiertelnicy nie mieli wstępu do tego magicznego miejsca. Zdawało mi się, że moi przyjaciele znali każdego w tym lokalu. Mniej lubianych ludzi witali skinieniem głowy, a z innymi ucinali sobie krótką pogawędkę, która zawsze kończyła się przedstawieniem mnie. Policzki zaczynały mnie boleć od ciągłego uśmiechania. </div>
<div style="text-align: justify;">
Do naszego stolika, który znajdował się w kącie sali, podeszła już czwarta ich znajoma, ładna brunetka o szarych, inteligentnych oczach. Podczas rozmowy z Trey'em, Algidą i Isaackiem uśmiechała się z rezerwą. Sprawiała wrażenie zdystansowanej, choć z rozmowy, jaką prowadzili, mogłam wywnioskować, że znali się dość dobrze. Gdy już miała odejść, Issac tradycyjnie mnie przedstawił, a ja posłałam brunetce lekki uśmiech. Dowiedziałam się, że nazywa się Eleanor i jest córką Ateny, bogini mądrości. Usłyszawszy, że jestem potomkinią Okeanosa, kobieta uniosła brwi, a jej wcześniej zdystansowany uśmiech zniknął całkowicie. Zareagowała podobnie jak każdy, kogo tu spotkałam. Nie przepadali za moim ojcem, czemu nie można było się dziwić. Sama również nie chciałabym mieć do czynienia z córką największego wroga Olimpu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dopiero gdy brunetka odeszła, wcześniej obrzucając mnie zagadkowym spojrzeniem, mogłam spokojnie zjeść moją Klątwę Midasa. Biedny Midas, ile on tracił! Sos rozpływał się w moich ustach, zapewniając miliony doznań moim kubkom smakowym, a samo ciasto było jeszcze ciepłe, jakby dopiero wyjęte z piekarnika.</div>
<div style="text-align: left;">
<span style="text-align: justify;"> Spojrzałam na Treya i Algidę, którzy pili przez słomki podróbkę ambrozji z jednego kubka. Ich znajomość zaczęła się rozwijać dopiero tydzień temu, gdy Trey zaprosił ją na tor wrotkarski. Choć Algida kompletnie nie umiała jeździć na rolkach, prawdopodobnie to przybliżyło ich najbardziej. Była to dla niej dobra wymówka do ciągłego wpadania mu w ramiona. W ciągu zaledwie paru tygodni bardzo się do siebie zbliżyli i podejrzewałam, że dzielił ich tylko krok od zostania parą. Cieszyłam się, że w jakimś stopniu przyczyniłam się do ich szczęścia.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
Z głośników płynęły nuty wolnej, klimatycznej piosenki, a sam lokal szczycił się tym, że w dalekiej przeszłości gościły w nim Muzy, dając swój koncert. Właściciel lokalu, stary Satyr, nie omieszkał mi o tym wspomnieć już jakieś cztery razy, za każdym razem wypinając dumnie pierś.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poczułam na biodrze czyjąś dłoń, a obok mojej twarzy pojawił się policzek Isaaca.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I jak ci smakuje klątwa Midasa? Według mnie powinnaś była wziąć piętę Achillesa, jest dużo smaczniejsza.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nazwa mnie jakoś nie przekonuje - uśmiechnęłam się lekko, biorąc do ust kawałek mojego ciasta i jednocześnie odsuwając się od chłopaka na odległość dziesięciu centymetrów. Była to nasza pierwsza i zarazem ostatnia randka. Nie mogłam złamać obietnicy, którą złożyłam mu, gdy pomagał mi wymknąć się z Siedziby tydzień temu, więc byłam zmuszona tu dzisiaj z nim być. Wiedziałam jednak, że więcej to się nie powtórzy. Isaac był miłym i przystojnym chłopakiem, ale moje serce należało do kogoś innego. Do kogoś, kto niemal zawsze się ze mną kłócił, kto niemal zawsze ze mnie drwił. Do kogoś kto, jak się dowiedziałam tydzień temu, był nieśmiertelny i żył już od tysięcy lat. Lubiłam sobie komplikować życie, wiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nasza podwójna randka była wielką pomyłką. Rozmowa się kompletnie nie kleiła, było wręcz niezręcznie. Miałam wrażenie, że Isaac był jedyną osobą z naszej czwórki, której ten pomysł się podobał.</div>
<div style="text-align: justify;">
By przerwać milczenie, które zapadło, odezwał się Trey:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spakowaliście się już na wyjazd do Grecji?</div>
<div style="text-align: justify;">
Na usta Algidy wpłynął szeroki uśmiech, gdy mówiła z zapałem:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam już spakowaną całą walizkę! Kupiłam dwa opakowania olejku do opalania, a mam wrażenie, że to i tak za mało...</div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam brwi, przysłuchując się ich rozmowie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O czym wy mówicie? Jaka Grecja?</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: start;">
- <span style="font-family: inherit;"><span style="line-height: 15px;"><i>Bo grecki kraj swój urok ma, dziewczyny tam tak śliczne są... </i></span></span>-zanucił Isaac, uśmiechając się z rozmarzeniem.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
- Beatrice. - powiedziała spokojnie Algida, choć widziałam, że pod fasadą opanowania kryło się rozdrażnienie - Czy ty w ogóle słuchałaś tego, o czym mówiłam od tygodnia?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście - obruszyłam się. Przez cały tydzień trajkotała jedynie o Trey'u i ich randce. Nic dziwnego, że w końcu się wyłączyłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Więc jak to się stało, że nie wiesz, iż za kilka dni jest wyjazd do Grecji?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wyjazd do Grecji? - powtórzyłam, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia, a zaraz potem marszcząc gniewnie brwi - Do TEJ Grecji? Kto jedzie? Czy ja też jestem na liście? Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział?!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Po kolei - powiedział Trey, usiłując ukryć uśmiech - Po pierwsze, tak, do tej słynnej Grecji, w której zrodziła się mitologia. Po drugie, jadą tylko herosi z najlepszymi wynikami, ponieważ ta wycieczka jest nagrodą za ich ciężką pracę - uśmiechnął się dumnie - Dlatego właśnie jedziemy ja, Algida, Isaac i jeszcze parę innych osób. Po trzecie, nie widziałem, byś była na liście, przykro mi. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A po czwarte, mówiłam ci o tym wyjeździe od tygodnia! - dodała Algida, patrząc na mnie z urazą. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyli wy wszyscy wyjeżdżacie, a ja zostaję sama? - spytałam retorycznie, wlepiając wzrok w moją Klątwę Midasa. Nawet ona nie była mi w stanie poprawić teraz humoru. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przykro mi - powiedział cicho Isaac, obejmując mnie ramieniem w geście pocieszenia. Tym razem mu na to pozwoliłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie powinnam nawet mieć nadziei, że znajdę się na liście uczestników wycieczki do Grecji. Byłam beznadziejną heroską. Nie umiałam walczyć, a moja znajomość mitologii kończyła się na dwójce ze sprawdzianu, którą dostałam w liceum. A jednak przez te kilka sekund jak głupia łudziłam się nadzieją. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przez ile was nie będzie? - spytałam, gdy przy stoliku zaległa cisza, a wszyscy patrzyli na mnie ze współczuciem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jedynie tydzień. Bardzo szybko ci minie - odpowiedział szybko Trey, usiłując mnie pocieszyć. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A Viator? On również jedzie? - trudno było mi zadawać to pytanie, zwłaszcza gdy byłam w stanie przewidzieć odpowiedź. Tydzień bez Viatora? Bogowie, pomóżcie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Owszem, jest opiekunem - Isaac potwierdził moje obawy. Byłam zbyt zajęta użalaniem się nad moim marnym losem, by zauważyć jego zagadkowe spojrzenie. Gdybym bardziej zwracała na niego uwagę, wiedziałabym, że to był właśnie ten moment, gdy zaczął się wszystkiego domyślać. Byłam jednak zbyt ślepa, a jego przypuszczenia miały wyjść na światło dzienne dopiero w przyszłości.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Idę po coś mocniejszego - powiedziałam, wstając od stołu - Muszę sobie poprawić humor. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ich trójka pokiwała zgodnie głowami, odprowadzając mnie wzrokiem. Odnosiłam niepokojące wrażenie, że nie tylko oni się na mnie patrzyli. W zasadzie, co druga osoba w lokalu zerkała na mnie z ciekawością. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To córka Okeanosa - wyszeptała jedna dziewczyna do przyjaciółki, gdy przechodziłam obok ich stolika. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dzięki, tato, pomyślałam. Dzięki tobie jestem sławna. Kolejny powód, by cię nienawidzić. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zajęłam jeden z wolnych wysokich stołków przy barze i posłałam satyrowi, który dorabiał sobie jako barman, smutny uśmiech. Nim zdążyłam się odezwać, powiedział:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Znam to smutne spojrzenie. Apollińska nuta to to, czego ci trzeba, wierz mi. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Cokolwiek, byleby było mocne - odparłam, kładąc głowę na rękach i obserwując etapy powstawania mojego drinka. Pomyślałam, że największym powodem, dla którego wszyscy tak kochali Podwieczorek u bogów było to, że podawali tu alkohol nawet nieletnim. Największemu sceptykowi musiało się to spodobać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie minęła nawet minuta, a Apollińska nuta była gotowa. Było w niej więcej kostek lodu, niż samego napoju, ale nawet nie zwróciłam na to uwagi. Gdy miałam wziąć pierwszego łyka, usłyszałam dobrze mi znany głos:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Odlot Hermesa? Biuściasta Afrodyta? - nie musiałam go widzieć, by wiedzieć, że się uśmiecha - Ktokolwiek wymyśla te nazwy, jest genialny. W sumie to mógłbym zaproponować kilka nazw od siebie, na przykład Foch Selene. Ten drink musiałby jednak smakować bardzo gorzko... </div>
<div style="text-align: justify;">
Zamarłam i opuściłam napój. Musiałam stąd wiać. Jeśli Hermes mnie dostrzeże, Grecja nie będzie jedyną rzeczą, przez którą będę smutna. Opuściłam głowę i zasłoniłam twarz włosami. Okręciłam się powoli na stołku i zeskoczyłam z niego zwinnie, starając się nie przyciągać uwagi. Jeśli ktoś blisko mojego trenera powie: "O, popatrz, to córka Okeanosa" moja pięść będzie ostatnią rzeczą, którą zobaczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy byłam już w drodze do moich przyjaciół, poczułam czyjąś rękę na plecach. Na samiutkim dole pleców. Zaklęłam cicho i spojrzałam na winowajcę. Był to dwudziestoparoletni heros, którego oczy były zamglone, ale uśmiech szczery i zachęcający. Mimo to wiedziałam, że był pijany. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Cześć, śliczna. Co powiesz na to, byśmy poszli w jakieś ustronne miejsce?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję, dobrze mi tu - odparłam cicho i opryskliwie, modląc się, by nie przyciągnąć uwagi Hermesa. Chciałam odejść, ale ręka mężczyzny mnie powstrzymała. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Oj, nie bądź taka. Przecież proponuję ci dobrą zabawę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie rozumiesz, gdy dama mówi "nie"? A może mam ci to wbić do głowy? - w głosie Hermesa dźwięczała ostrzegawcza nuta. Zamknęłam oczy, klnąc w myślach. Dlaczego on zawsze musiał być tak spostrzegawczy? Dlaczego choć raz nie mógł mnie nie zauważyć? Zmaterializował się obok mnie, wbijając lodowate spojrzenie w herosa. Przynajmniej raz to nie ja byłam jego ofiarą.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chciałbym zobaczyć, jak próbujesz - odparł chłopak, wysuwając dzielnie podbródek do przodu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes zrobił krok do przodu, zmniejszając między nimi odległość. Heros przełknął ślinę, ale się nie cofnął. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Uwierz mi, nie chciałbyś - odpowiedział cicho bóg. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hej! - powiedziałam głośno, wciskając się pomiędzy nich - Nikt tu nie będzie się bił! Nie ma o co - zwróciłam się w stronę herosa - Proszę, po prostu odejdź i nie zaczepiaj mnie więcej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Heros, chcąc zachować resztki dumy, spojrzał na Hermesa groźnie i odszedł, lekko się zataczając. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Spróbuj ją tknąć raz jeszcze, a twoje dłonie staną się pokarmem dla moich węży! - krzyknął za nim Hermes. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna prychnął, ale to była jego jedyna reakcja. Po chwili zniknął za drzwiami, wcześniej omal się nie przewracając. Westchnęłam z ulgą i rozejrzałam po sali. Wszyscy nas obserwowali. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Koniec przedstawienia - powiedział głośno Hermes i ukłonił się, niczym aktor. Kilka osób zachichotało, ale niektóre wciąż patrzyły na niego z niepokojem, jakby miał zaraz porwać ich dzieci. Musiałam przyznać, że wybuch jego złości był przerażający. Mężczyzna złapał mnie za ramię, tak, że prawie wylałam mojego drinka, którego nie miałam nawet okazji jeszcze spróbować. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Idziesz ze mną - powiedział cicho, a w jego głosie słychać było irytację. </div>
<div style="text-align: justify;">
Poszłam za nim, niczym skruszony szczeniaczek. Gdy doszliśmy do stolika w kącie sali, posłałam mu spojrzenie godne kota ze Shreka. Jego rysy lekko złagodniały, ale nie dał się całkiem udobruchać. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy ty zawsze musisz się pakować w kłopoty? - spytał, wzdychając. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Kłopoty to moje drugie imię - odpowiedziałam, zdobywając się na łobuzerski uśmiech. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nienawidzę grać tego złego, Mead, ale wiesz, jakie konsekwencje mogą cię spotkać za to, że tu jesteś? Dobrze wiesz, że herosom nie wolno samodzielnie wychodzić poza Siedzibę w nocy. Przejdźmy jednak do konkretów. Gdzie są twoi przyjaciele? - rozejrzał się, szukając moich towarzyszy zbrodni. Zagryzłam wargi, widząc jak jego wzrok kieruje się w stronę ich stolika. Przejechał po nim jednak obojętnie, jakby nikogo tam nie zobaczył. Zaskoczona spojrzałam w tamtą stronę. Stolik był pusty, a naszym jedynym śladem obecności były pozostawione po sobie talerze. Zdrajcy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przyszłam sama - skłamałam gładko, wiedząc, że nie będzie mi mógł tego udowodnić - To taka moja buntownicza natura. Mój cel to zrobić coś na przekór innym sto razy w miesiącu. Powoli się do niego zbliżam. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mój cel to spróbować cię nie udusić - odpowiedział - Niestety coraz bardziej się od niego oddalam. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wbrew sobie, zaśmiałam się. Choć patrzył na mnie jeszcze z rozdrażnieniem, napięcie między nami zniknęło. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gestem wskazał, bym usiadła przy stoliku, po czym do mnie dołączył. Byliśmy w kącie sali, gdzie przed ciekawskimi spojrzeniami innych gości częściowo zasłaniał nas drewniany parawan. Atmosfera nagle zrobiła się intymna. A może tylko tak mi się wydawało. Ponieważ gdy patrzyłam na jego piękne rysy twarzy ułożone w rozdrażnieniu oraz na zaciśnięte wargi, jakby usilnie starał się pozostać poważnym, nie mogłam nic na to poradzić. Zakochiwałam się w nim coraz bardziej. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję, że pomogłeś mi przy tamtym natrętnym herosie, ale nie trzeba było. Sama doskonale bym sobie poradziła. </div>
<div style="text-align: justify;">
- W łóżku na pewno - odpowiedział z przekąsem. Zmrużyłam oczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Za kogo ty mnie masz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam - powiedział i widziałam, że naprawdę żałuje tego, co powiedział - Gdy jestem zły, mówię różne nieprzyjemne rzeczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Musisz mieć dużo wrogów - stwierdziłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ponieważ bardzo często jesteś zły. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiał się, choć był to raczej smutny śmiech. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zanim wysłano mnie na Ziemię, byłem komikiem Olimpu - powiedział, wzdychając - Nigdy się nie złościłem. Myślę, że to ta planeta mnie zmieniła. Trudno być szczęśliwym w miejscu tak pełnym nieszczęścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na Olimpie jest inaczej? - spytałam cicho, bawiąc się rurką od drinka. Lód powoli zaczął się roztapiać, a napój zwiększać swoją objętość. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli Ziemia byłaby piekłem, Olimp byłby niebem - wytłumaczył z tęsknotą w głosie. Pokiwałam głową, udając, że rozumiem. Ale tak naprawdę nie rozumiałam. Znałam jedynie życie pełne nieszczęścia i bólu, które serwowała mi Ziemia. Nie miałam pojęcia, jak to jest żyć w miejscu wolnym od tego wszystkiego. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówiąc o niebie... - zaczęłam - Życzę dobrej zabawy w Grecji. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówisz tak, jakbyś tam nie jechała. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A jadę? - uniosłam brwi, a moje serce wykonało radosny podskok. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś moją uczennicą, Mead. Myślałem, że to zrozumiałe. Nie możemy stracić aż tygodnia treningów. </div>
<div style="text-align: justify;">
W przypływie radości, pochyliłam się nad stołem i przytuliłam go mocno. Mężczyzna wyplątał się jednak z mojego uścisku, odpychając mnie lekko. Zaległa między nami niezręczna cisza. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem twoim nauczycielem, Beatrice - przypomniał, a z jego twarzy nie dało się niczego odczytać - Myślę, że o tym zapominasz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nigdy wcześniej nikt mnie nie odtrącił. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem jego uczennicą, ale zdarzało mi się przytulać go już wcześniej i nigdy nie protestował. Coś musiało się zmienić. Jego spojrzenie było stalowe, a rysy twarzy twarde. Odchrząknęłam, starając się nie zarumienić. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam - mruknęłam, wbijając wzrok w blat stolika. Starałam się nie ukazywać, jak zraniona się czułam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Po prostu nigdy więcej tego nie rób - odpowiedział, a po chwili dodał - Myślę, że powinniśmy już iść. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nawet nie zdążyłam wypić drinka - zaprotestowałam, chwytając moje Apollińskie nuty. Hermes jednak wyjął mi napój z ręki. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówiłem, że nie lubię być złym policjantem, ale z tobą tak trudno się nie drażnić - oznajmił z wrednym uśmieszkiem na ustach i kilka łyków mu wystarczyło, by szklanka pozostała pusta. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To był mój drink! Zapłaciłam za niego! - argumentowałam, mocno wkurzona. Alkohol miał być moim lekiem na nerwy, więc cały swój gniew zamierzałam wyładować na mężczyźnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś nieletnia - przypomniał, mrugając do mnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ty za to jesteś za dużo letni, dziadku - mruknęłam ze złością, wstając od stolika i kierując się w stronę wyjścia. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Taka zniewaga, bobasie! - zawodził, z łatwością mnie doganiając. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wisisz mi pięć dolarów - powiedziałam chłodno, otwierając drzwi wyjściowe. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zafunduję ci coś w Grecji - obiecał, wychodząc za mną z lokalu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Na nieszczęście dla mnie, nie wiedziałam jeszcze, że greckie posiłki były beznadziejne. Już niebawem miałam się jednak o tym przekonać. Hermes za to nie zdawał sobie sprawy, że jedzenie nie było jedyną rzeczą, którą miał mi zafundować w Grecji.</div>
<br />
______________________________<br />
Wiem, że Grecja miała być już w tym rozdziale, ale akcja mi się trochę przeciągnęła i nasi bohaterowie odwiedzą to piękne państwo dopiero w przyszłym rozdziale. Od razu mówię, że sporo się tam będzie działo, co można nawet wywnioskować z tego rozdziału ^^<br />
+ Taki mały bonus w postaci szkiców Nereusa (i jego szalika, którego dziergał kilka rozdziałów temu) oraz Geneviefe. Są to pierwsze takiego typu rysunki, jakie kiedykolwiek wykonałam, więc zdaję sobie sprawę, że nie są idealne, ale mam nadzieję, że choć troszkę się Wam spodobają (:<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcR_sI7zeXSPYzjs1kkr3C80p0eGuFQ-z7Rx4fD9Oboz1SM4ovA9BD2_CpzvWOkayXiwIzfHYI8hnVkqfO9G9WFXb2sEkbEBV9226lNwq7tfxVk-sBLH6LaTWfHNajNIin7O_NB8s3rg/s1600/20131019_092747.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcR_sI7zeXSPYzjs1kkr3C80p0eGuFQ-z7Rx4fD9Oboz1SM4ovA9BD2_CpzvWOkayXiwIzfHYI8hnVkqfO9G9WFXb2sEkbEBV9226lNwq7tfxVk-sBLH6LaTWfHNajNIin7O_NB8s3rg/s200/20131019_092747.jpg" width="150" /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_iMp3QckPbqftdJFc9yRTKi4i1oc_jRY6kKsW8e4ZOrU0fiUORrleF1UIK3i65YJ7d-4kTHc_STu7jNtc5mrSupLWkcLivjkD3zq1i70POPdXqJrdjjzQ1jPMhKak7Z8V674XjBPpew/s1600/20131019_092002.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_iMp3QckPbqftdJFc9yRTKi4i1oc_jRY6kKsW8e4ZOrU0fiUORrleF1UIK3i65YJ7d-4kTHc_STu7jNtc5mrSupLWkcLivjkD3zq1i70POPdXqJrdjjzQ1jPMhKak7Z8V674XjBPpew/s200/20131019_092002.jpg" width="150" /></a></div>
<br />
<br />
<br />Unknownnoreply@blogger.com47tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-60812557695309543802013-10-07T16:04:00.000+02:002013-10-08T17:14:28.039+02:00Rozdział XVI<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b> Betarice</b></div>
Ciszę, która panowała w alejce przerwał odgłos stukania obcasów o beton. Nie musiałam podnosić głowy z piersi Viatora, by wiedzieć, do kogo owe obcasy należą.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówiłam mu, że nie będę mu już więcej pomagać... - westchnęła Selene, klękając po drugiej stronie mężczyzny - Jestem zupełnie niekonsekwentna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podniosłam głowę, sprawiając, że mogła podziwiać moje mocno zaczerwienione, szkliste oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tylko mi nie mów, że płakałaś przez tego tumana! - powiedziała - Uwierz mi, on nie jest wart ani jednej twojej łzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczęła szperać w torebce, z uwagą czegoś szukając. Po minucie wyjęła z niej... kamyk.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Urwałaś się z Harry'ego Pottera? - warknęłam, gdyż to wszystko zupełnie mnie nie bawiło - Co to jest, kamień wskrzeszenia?</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie zważając na mój nastrój, posłała mi lekki uśmiech i zamknęła oczy, ściskając kamyk w dłoni. Stuknęła w niego trzy razy palcem wskazującym, po czym zacisnęła powieki, intensywnie nad czymś rozmyślając. Zastygła w takiej pozycji przez dobrą minutę, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy nie robi sobie ze mnie żartów. Jak mogła być tak nieczuła na śmierć przyjaciela?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Selene, jak miło cię widzieć - rozległ się za mną troszkę znudzony głos. Wzdrygnęłam się i odwróciłam w jego stronę. Przede mną unosiła się mgiełka, na której widniał półnagi mężczyzna, mający nie więcej niż trzydzieści lat. Jego nadgarstki i kostki przykute były do skały, sprawiając, że nie mógł się ruszyć. Jego pierś była tak chuda, że widać było wszystkie żebra. Na domiar złego, po prawej stronie jego brzucha widniała wielka rana. Jego twarz jednak nie wyrażała bólu, a jedynie znudzenie. Przeniósł wzrok na mnie, a nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnął się lekko - Cóż to za piękna dziewczyna ci towarzyszy, co? Mam jednak nadzieję, że te łzy to nie na mój widok!</div>
<div style="text-align: justify;">
Byłam zbyt zaskoczona, by cokolwiek powiedzieć. Na szczęście Selene mnie wyręczyła, brzmiąc na lekko poirytowaną:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mamy na to czasu, Prometeuszu! Połącz mnie z Iris, jak najszybciej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Prometeusz? - szepnęłam - Ten, który przyniósł ludziom światło?</div>
<div style="text-align: justify;">
- I na co mi to było - jęknął - Od tysiącleci przykuty do skały...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale Atena się nad tobą ulitowała i uczyniła cię łącznikiem połączeń, więc nie narzekaj - ucięła jego lamenty kobieta - A teraz połącz mnie z Iris, proszę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Uczyniła, uczyniła! - powiedział żałośnie - A i tak nikt nie chce ze mną rozmawiać, tylko mówi, bym ich połączył z kimś innym... Jestem taki samotny!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Obiecuję, że kiedyś z tobą dłużej porozmawiam, ale teraz potrzebuję, byś połączył mnie z Iris! - widziałam, że cierpliwość Selene się kończy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lepiej, jakbyś mnie kiedyś odwiedziła - zaproponował, po czym wskazał na mnie - I weź ze sobą tę ślicznotkę... Hej, czy to Hermes za wami leży?! Co mu się stało?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Połącz mnie z Iris! - wrzasnęła Selene, tracąc cierpliwość. Skuliłam się, słysząc ją tak rozgniewaną. Jej złość była naprawdę przerażająca.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spokojnie, już łączę - zrobił przepraszającą minę - Ale odwiedźcie mnie kiedyś... Znajdziecie mnie na skale Kaukazu... Nigdzie się stąd nie ruszam...</div>
<div style="text-align: justify;">
Jego obraz zniknął, a zastąpiła go piękna kobieta o intensywnie różowych włosach. Leżała na hamaku, popijając koktajl i czytając jakieś kolorowe czasopismo. Odniosłam dziwne wrażenie, że już kiedyś ją widziałam. Gdy nas zobaczyła, cała się rozpromieniła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Selene! - krzyknęła radośnie, po czym przyjrzała się naszemu obrazowi dokładniej, a mina jej zrzedła - O nie... nie mów, że to ON leży za tobą...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Niestety - przytaknęła kobieta - Znowu umarł. Musisz mi przynieść dodatkową porcję ambrozji.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy on nie może chociaż minuty usiedzieć spokojnie? - wzniosła oczy ku niebu i zaczęła się podnosić - Akurat miałam pięć minut wolnego, ale oczywiście obowiązki wzywają. Zaraz u was będę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyciągnęła rękę w naszą stronę i rozproszyła mgiełkę, sprawiając, że obraz zniknął.</div>
<div style="text-align: justify;">
Usiadłam na piętach i westchnęłam, spoglądając na Viatora.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego Prometeusz nazwał go Hermesem? - spytałam, choć w głębi duszy znałam odpowiedź. Po prostu nie chciałam jej przyjąć do wiadomości. Selene uśmiechnęła się z wysiłkiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pozwolimy, żeby on sam ci to wyjaśnił - mrugnęła do mnie i odgarnęła mu włosy z twarzy czułym gestem - Nie będę go w tym wyręczać.</div>
<div style="text-align: justify;">
W mojej głowie kłębiły się tysiące myśli, sprawiając, że na żadnej nie mogłam się dłużej skupić. Po kilku minutach ciszy, spytałam:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy on naprawdę nie umarł? - nigdy nie słyszałam w moim głosie aż tak wielkiej nadziei. Nawet wtedy, gdy jako mała dziewczyna pytałam mamy, czy w szafce są jeszcze cukierki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Och, umarł - słowa Selene łamały moje serce - Ale ożyje, gdy tylko podamy mu ambrozję.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ambrozja to napój bogów, prawda? Jak ona może mu pomóc?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pomoże, zaufaj mi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzę w twoich oczach, że już znasz prawdę, Beatrice - przerwała mi - Po prostu nie dopuszczasz jej do siebie. Dopóki tak się nie stanie, proszę cię o jedną rzecz: nie zadręczaj mnie pytaniami.</div>
<div style="text-align: justify;">
W tej chwili dostrzegłam na niebie biały kształt, lecący w naszą stronę. Wytężyłam wzrok, ale z tej odległości nie byłam w stanie rozszyfrować, co to było. Dopiero gdy owy kształt wylądował obok nas, dowiedziałam się, czym był. Przede mną stał śnieżnobiały jednorożec z ogonem wszystkich kolorów tęczy. Spojrzał na mnie różowymi oczyma, po czym prychnął głośno i zarył kopytem w ziemię. Czułam się, jakbym znalazła się w wyjątkowo naciąganej bajce dla dzieci. Z rumaka zeskoczyła kobieta o zielonych włosach i podała zwierzęciu kostkę cukru, przemawiając do niego łagodnie. Dopiero gdy odwróciła się w naszą stronę, zorientowałam się, że to Iris. Mogłabym przysiąc, że gdy widziałam ją kilkanaście minut temu jej włosy były różowe.</div>
<div style="text-align: justify;">
Selene podbiegła do niej i uściskała serdecznie. Wzrok Iris przejechał po mnie obojętnie, po czym spoczął na Viatorze. Na jej twarzy pojawił się grymas irytacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Powinien dostać kartę stałego klienta w Ogrodzie Hesperyd... Chyba nikt nie zużywa tyle ambrozji, co on. - w jej głosie brzmiała niechęć, a mimo to Selene zaśmiała się radośnie. Iris sięgnęła do wielkiej torby, przypiętej do boku jednorożca, po czym podała kobiecie złotą buteleczkę. Selene spojrzała na mnie i spytała:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chcesz mu przywrócić życie? - uśmiechnęła się szeroko. Odkąd pojawiła się bogini tęczy, jej nastrój się rozpogodził. Wzruszyłam ramionami. Jeśli to naprawdę zadziała, będę mogła cały czas przypominać Viatorowi , że to dzięki mnie żyje. Nie mogłam przegapić takiej szansy.<br />
Selene podała mi buteleczkę i uklęknęła po jednej stronie mężczyzny. Poszłam w jej ślady, ściskając w ręce ambrozję. Iris patrzyła na to z pewnej odległości, bez większego zainteresowania.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyjęłam korek z butelki i rozchyliłam Viatorowi usta. Nagle naszła mnie pewna myśl.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przecież nie połknie tego, gdy jest martwy - zauważyłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Martwy czy nie, nikt nie odmówi ambrozji - zaśmiała się kobieta i gestem pokazała, bym spróbowałam. Po chwili rozmyślań przyłożyłam buteleczkę do jego ust i wlałam tam jej zawartość. Przez kilka długich sekund nic się nie działo, a ja karciłam się w myślach, że uwierzyłam, iż będzie inaczej. Nagle usta Viatora się zacisnęły i widziałam, że połknął napój. Kolejne długie sekundy czekałam na to, by nektar zaczął działać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z chwilą, gdy otworzył oczy moje dotąd ściśnięte serce, zaczęło ponownie szybko bić. Widząc moją zatroskaną minę, mężczyzna podniósł się z pozycji leżącej, opierając łokcie o beton i ziewając głośno.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam, trochę mi się przysnęło.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ty głupku! - rzuciłam się na niego, okładając pięściami jego pierś - Nigdy więcej tego nie rób!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam nie ratować ci życia? - uniósł brwi i z rozbawieniem patrzył na mój atak złości. Nawet nie zadał sobie trudu, by powstrzymać moje pięści od bicia. Zapewne moje uderzenia były dla niego niczym dotyk piórka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak! Nie! - pokręciłam głową z irytacją - Po prostu nigdy więcej nie umieraj! Nie masz pojęcia, jak się martwiłam!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Właśnie widzę... Zaraz zatłuczesz mnie na śmierć - w jego głosie słychać było rozbawienie. Wyciągnął ręce, by powstrzymać moje dłonie, które z każdą chwilą uderzały go coraz mocniej. Zamknął je w uścisku swoich dłoni, jednocześnie przyciągając mnie do siebie. Położyłam głowę na jego ramieniu, a łzy popłynęły mi po twarzy. Na początku sądziłam, że to łzy złości, ale ciepłe uczucie w moim sercu uświadomiło mi, że to łzy szczęścia. Viator uwolnił moje dłonie ze swojego uścisku i jedną ręką objął mnie lekko, a drugą przejechał po moich włosach. Zauważyłam, że Selene przypatruje nam się z zainteresowaniem. Trochę dalej stała Iris, patrząc na mnie ze złością. Nie wiedziałam, czym sobie na nią zasłużyłam, jednak w tym momencie nie chciałam zawracać sobie tym głowy. Wtuliłam twarz w pierś Viatora, by uciec od tych spojrzeć i objęłam go mocno za szyję. Czułam, że ten gest go zdziwił, jednak nie protestował.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiedziałam, ile tak trwaliśmy, ale zapewne długo, gdyż Iris w końcu odchrząknęła:</div>
<div style="text-align: justify;">
- To wszystko jest bardzo wzruszające, ale mam pracę. Odkąd Hermes na Ziemi bawi się w dom, musiałam przejąć wszystkie jego obowiązki. - powiedziała chłodno.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uwolniłam mężczyznę z mojego uścisku i otarłam łzy z twarzy. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało, jednak on tego nie odwzajemnił. Jedynie patrzył na mnie z ciekawością, zupełnie tak, jak Selene wcześniej. Czy to było takie dziwne, że się o niego martwiłam? Jeśli byłabyś tylko jego uczennicą, nie zachowywałabyś się w ten sposób, podpowiedział mi irytujący głosik z tyłu głowy. Uciszyłam go jednak i wstałam z betonu, otrzepując jeansy. Viator odwrócił się w stronę Iris. Zmierzyli się spojrzeniem. Trudno było nie zauważyć chłodnej obojętności, która malowała się na twarzy kobiety.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiedziałem, że tu jesteś - powiedział mężczyzna, a jego głos był nienaturalnie spokojny.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie martw się, przyzwyczaiłam się. Nigdy mnie nie zauważałeś.</div>
<div style="text-align: justify;">
Te słowa sprawiły, że utwierdziłam się w moim przekonaniu, iż tę dwójkę łączyła jakaś historia. Miałam jednak przeczucie, że nie chciałam wiedzieć, jaka. Iris, rzucając ostatnie spojrzenie w stronę Viatora, wskoczyła na jednorożca i powiedziała:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak jeszcze kiedyś będziecie czegoś potrzebować... Nie dzwońcie do mnie - uśmiechnęła się szeroko w stronę Selene, a mi posłała chłodne spojrzenie. Wystarczyła minuta, by razem z jednorożcem zniknęli na niebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odwróciłam się w stronę Selene i Viatora i oparłam ręce na biodrach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślę, że macie dużo do wyjaśnienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyli jesteś Hermesem? - spytałam oszołomiona, siedząc na sofie w domu Viatora i Selene - I masz własną willę?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem, co zadziwia cię bardziej - zaśmiała się Selene, podając mi kubek z herbatą - To, że masz przed sobą boga, czy to, że mamy własny dom.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przeniosłam na nią wzrok. Długie, czarne włosy z fioletowymi pasemkami okalały piękną twarz, na której jej oczy lśniły niczym księżyce w pełni. Księżyce w pełni...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś Selene - wyszeptałam, zszokowana - Bogini księżyca.</div>
<div style="text-align: justify;">
Choć od dawna w głębi serca wiedziałam, kim jest Viator, nigdy nie zastanawiałam się nad prawdziwą tożsamością Selene. Teraz, gdy na nią patrzyłam, nie mogłam uwierzyć, iż byłam tak ślepa. Wszystko w niej wręcz krzyczało "Bogini!". </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hej, czuję się dotknięty! - wtrącił Viator, przysiadając obok mnie - To, że jestem Hermesem nie poruszyło cię tak bardzo jak to, że ona jest boginią księżyca. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co wy tu robicie? - spytałam, ignorując jego uwagę - Dlaczego udajecie herosów?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Też chciałbym wiedzieć - mruknął Viator, a Selene wywróciła oczami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Hermes został tu wysłany przez Mojry, boginie przeznaczenia. Powiedziały, że zobaczyły jego przyszłość tutaj, na Ziemi. Gdy Mojry mówią coś takiego, trzeba ich posłuchać. Ja na Ziemię zostałam wysłana przez Zeusa, by mieć Hermesa na uwadze... Biorąc pod uwagę, że umarł już jakieś tysiąc razy, nie idzie mi najlepiej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tysiąc razy? - spojrzałam na Viatora, który miał na twarzy pełen samozadowolenia uśmiech.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cóż mogę powiedzieć? - rozłożył ręce, po czym mrugnął do Selene - Lubię, gdy piękne kobiety mnie ratują.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Niestety one nie czują tego samego - mruknęła i nagle, jakby sobie o czymś przypominając, odwróciła się szybko w stronę mężczyzny - Czy dzisiaj przypadkiem nie miało być narady bogów? Nie powinieneś być na Olimpie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Przez kilka sekund Hermes się nie ruszał, jakby nad czymś rozmyślając. Nagle zerwał się z siedzenia, powodując, że cała sofa zadrżała. Spojrzał na zegarek i zaklął po starogrecku.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Trwa już od paru godzin! Zeus mnie zabije! - po czym wybiegł z mieszkania, nawet się nie żegnając. </div>
<div style="text-align: justify;">
Selene westchnęła i pokręciła głową, siadając na wysokim krześle, jednym z sześciu, które otaczały okrągły stół. Wszystko w tym domu było wytworne i eleganckie - zapewne nawet muszla klozetowa była szykowna. Salon był urządzony w ciepłych, beżowych tonacjach. Za to kuchnia, która była bezpośrednio z nim połączona, była bordowa, co stanowiło ciekawy kontrast. Jednak mimo jej specyficznego koloru, była urządzona w stylu klasycznym, jak cała willa. Gdybym kiedykolwiek wyobrażała sobie dom bogów, właśnie tak by wyglądał. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Narada bogów? - zagadnęłam - Czy ty również nie powinnaś pójść? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Na szczęście mają na nią wstęp tylko bogowie wielkiej dwunastki. Gdybyś tylko słyszała, jak Hermes zawsze narzeka na te spotkania... </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie mogłam uwierzyć, że wcześniej nie zorientowałam się, że jest boginią. Robiła wszystko z taką nienaturalną gracją, wdzięcznością. Poza tym, jej imię. Nawet nie zadała sobie trudu, by je zmienić, a ja i tak jej nie rozpoznałam. Nagle coś wpadło mi do głowy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Skoro jesteś Selene, to Iris jest... twoją siostrą? Dobrze pamiętam?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Owszem, bogini tęczy - przytaknęła - Zapewne zdziwiła cię jej niechęć, prawda? </div>
<div style="text-align: justify;">
- No cóż... Nie wywarła na mnie najlepszego wrażenia, muszę przyznać - przypomniałam sobie jej wrogie spojrzenie, które zupełnie nie pasowało do jej kolorowego wyglądu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Iris chodziła kiedyś z Hermesem - mruknęła Selene, na co zakrztusiłam się herbatą. Gdy się uspokoiłam, kontynuowała - Tworzyli naprawdę ładną parę... Byli razem przez ponad dziesięć lat. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziesięć lat? - wytrzeszczyłam oczy. Musieli się naprawdę... lubić (nie chciałam nawet myśleć o tym drugim, mocniejszym słowie), skoro wytrzymali ze sobą tak długo. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dla ciebie to wieczność, ale dla bogów to zaledwie mały fragment ich życia - odpowiedziała kobieta - Choć na początku nikt nie myślał, że wytrzymają tak długo... Były nawet zakłady. Większość obstawiała, że będą ze sobą maksymalnie rok. Wszyscy znali Hermesa i wiedzieli że nie lubił osiadłego trybu życia. Dziesięć lat z jedną kobietą to dla niego nie lada wyczyn. Śmiem nawet twierdzić, że to najdłuższy związek w jego życiu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I co się stało? - spytałam, pochylając się w jej stronę, wciągając się w tę historię. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zostawił ją - westchnęła - Płakała na moim ramieniu całą noc. Przypuszczałam, że tak się stanie prędzej czy później, gdyż związek z posłańcem bogów po prostu nie miał prawa się udać. Szkoda tylko, że stało się to tak późno, gdyż Iris zdążyła się w nim zakochać...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale dlaczego ją zostawił? - spytałam - Nie kochał jej? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdyby jej nie kochał, nie spędziłby z nią nawet roku. Myślę nawet, że kochał ją bardziej, niż samego siebie. Zostawił ją, gdyż wiedział, że nie będzie z nim szczęśliwa. Miał za dużo obowiązków, by znajdywać czas na nią. Szkoda, bo cały Olimp zaczął wierzyć, że ten związek wypali. Gdyby ktokolwiek miał być z Hermesem, to tylko ona. W końcu gdy nie musi kontrolować tęczy, również jest posłanką bogów. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy sądzisz, że jest szansa, że do siebie wrócą? - starałam się, by mój głos brzmiał neutralnie. Wątpiłam jednak, by mi się to udało, gdyż Selene spojrzała na mnie z zaciekawieniem. Przypatrywała mi się przez kilka długich sekund, po czym stanowczo stwierdziła: </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie. Kilka miesięcy temu powiedziałabym, że jest taka szansa, teraz jednak jestem przekonana, że jej nie ma. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego? Co się zmieniło? - spytałam z ciekawością.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Poznał ciebie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>Hermes</b></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie zdążył na obrady. Nie mógł powiedzieć, że czuł się z tego powodu bardzo zawiedziony, choć zdecydowanie nie podobała mu się perspektywa reprymendy Zeusa. Wszedł do sali tronowej z wysoko podniesioną głową, kierując wzrok ku największemu z tronów. Zauważył jednak, że Zeus nie jest sam. Towarzyszyła mu Afrodyta, mówiąc coś cicho. Gdy usłyszeli kroki na marmurze, oboje podnieśli głowy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hermes! - zawołała kobieta, wstając i podbiegając do niego. Rzuciła mu się w ramiona, a on zawirował z nią wokół własnej osi, obejmując mocno. Wyglądała przepięknie i tradycyjnie roztaczała wokół siebie woń letnich kwiatów - Właśnie mówiłam Zeusowi, że na Ziemi czas płynie inaczej. Nic dziwnego, że nie zdążyłeś!</div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna posłał jej lekki uśmiech. Czas na Ziemi rzeczywiście płynął inaczej, jednak wątpił, by takie tłumaczenie trafiło do Zeusa, najbardziej drętwego ze wszystkich bogów. Nie mylił się. Pioruny na brodzie władcy błyskały niebezpiecznie, a oczy ciskały gromy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Rozumiem lekkie spóźnienie, ale kilka godzin?! - zagrzmiał - Jesteś zupełnie nieodpowiedzialny, Hermesie! Powtarzałem ci to tyle razy, ale do ciebie nic nie dociera!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oj, uspokój się, staruszku - mruknął - Z natury jestem spóźnialski, wiesz o tym. Jestem również pewien, że jakoś zdołaliście przedyskutować te wszystkie niesamowicie ważne sprawy beze mnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Afrodyta zaśmiała się cicho, na co Zeus również i ją obdarzył złowrogim spojrzeniem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ciszę, która zapanowała na sali tronowej przerwał warkot dochodzący z zewnątrz. Z każdą chwilą robił się coraz głośniejszy i głośniejszy, po czym nagle ucichł. Zeus zmarszczył brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyżby to był warkot...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Motoru? - podpowiedział wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, który pojawił się we wrotach sali. Miał czarne włosy ułożone w irokeza i niezbyt przyjazne spojrzenie czarnych oczu, skryte za ciemnymi okularami. Spod podwiniętych rękawów skórzanej kurtki wyglądały dziesiątki tatuaży. - Zgadłeś! Muszę powiedzieć, że jak na tak starą głową, to pracuje jeszcze całkiem dobrze, Zeusie!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Momos - warknął pan piorunów, czerwieniejąc - Po Olimpie nie powinno się jeździć na motorze.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cóż, ja bym powiedział, że nie powinno się zakładać krawatu w czarno-zielone prążki i to nie tylko na Olimpie, ale wspaniałomyślnie przemilczę ten fakt - puścił mu oko, po czym spojrzał na dwóch pozostałych bogów - Jak miło cię widzieć, Afrodyto! Mógłbym przysiąc, że jesteś jeszcze piękniejsza, niż gdy cię ostatnio widziałem! Hermesie, słyszałem, że cię wygnali z Olimpu! Cóż za tragedia!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Scar - odpowiedział Hermes chłodno, posługując się pseudonimem boga Nocy. - Czyżby w Hadesie mieli cię dość i postanowiłeś podręczyć jeszcze Olimp? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ranisz moje serce! - odpowiedział, łapiąc się za nie teatralnie, po czym zwrócił się do Zeusa i podał mu papiery, które trzymał w dłoni - Najnowsza aktualizacja dotycząca populacji podziemia. Hades kazał mi przekazać, że jeśli ta wojna nie zostanie szybko powstrzymana, będzie musiał podjąć drastyczne kroki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Drastyczne kroki? - zmrużył oczy pan piorunów. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Och, no wiesz - wzruszył tamten ramionami - Trzeba będzie zrobić czystkę w Hadesie. Zlikwidować stare dusze. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przecież to straszne! - wtrąciła Afrodyta słabym głosem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hades nie jest stworzony z gumy, piękna - zwrócił się do niej Scar - Jeśli nie zlikwidujemy starych dusz, nie będzie miejsc na nowe. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy to wszystko? - spytał Zeus - Jeśli tak, możesz już iść. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Twoje pozwolenie tak wiele dla mnie znaczy, Gromowładny. Bez niego musiałbym tu zostać na wieki - zakpił, po czym ukłonił się nisko i wyszedł, wcześniej puszczając oko do Afrodyty. </div>
<div style="text-align: justify;">
Po chwili usłyszeli warkot motoru, na który Zeus skrzywił się nieznacznie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co za arogant - mruknął ze złością. Uwadze Hermesa nie uszło jednak, że jednym szybkim ruchem ściągnął krawat, z którego wcześniej kpił Scar. Próbując powstrzymać uśmiech, Hermes zaczął: </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przychodzę do ciebie z poważnym problemem, Zeusie. Dziś dowiedziałem się, że heroska, o której wcześniej ci mówiłem, rzeczywiście jest córką Okeanosa. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pan piorunów westchnął ciężko, opierając się na tronie. W jego oczach dalej widać było złość, którą spowodowało pojawienie się Scara. </div>
<div style="text-align: justify;">
- I jesteś pewien, że to ona jest tą, o której mówi przepowiednia?</div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes zawahał się. Jeśli to potwierdzi, nie będzie już odwrotu. Mógłby ukryć ten fakt, ale wtedy okłamałby własną rodzinę. Zdecydował, że nie odwróci się od nich na rzecz dziewczyny, którą poznał zaledwie miesiąc temu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Odwlekał ten moment jak najdłużej, ale w końcu musiał oznajmić:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, jestem tego całkowicie pewny. </div>
<div style="text-align: justify;">
- O kim ty mówisz? - wtrąciła Afrodyta, marszcząc idealnie wyregulowane brwi. </div>
<div style="text-align: justify;">
- O Beatrice - ich spojrzenia się spotkały i przeskoczyła między nimi nić smutnego porozumienia. Wiedział, że Afrodyta zdążyła ją polubić, tak samo jak on. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, co jestem zmuszony ci powiedzieć, Hermesie - głos Zeusa odbijał się od murów pałacu, brzmiąc stanowczo - Trzeba ją zabić. </div>
<div style="text-align: justify;">
- CO?! Nie! - krzyknęła Afrodyta, patrząc na niego z przerażeniem. Odwróciła się do Hermesa - Pozwolisz ją zabić?!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślę, że to zbyt pochopny krok, ojcze - głos boga złodziei był spokojny, choć jego wnętrze się gotowało- Ona jest zupełnie nieszkodliwa. Co więcej, chce upadku Okeanosa, tak samo jak my. Jest po naszej stronie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyż przepowiednia nie mówi "Do walki z jednym z Trójki stanie"? Wątpię, by była tak niewinna, jak mówisz. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Boisz się, że pokona cię zwykła heroska, staruszku? - zadrwił Hermes, a na brodzie Zeusa pojawiło się parę nowych piorunów, zdradzających podenerwowanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wolę eliminować zagrożenie, nim się pojawi - uciął dyskusję pan wszystkich bogów - Zastanawiam się tylko, jak ją zabić, by nie rozwścieczyć Okeanosa... Musi to być śmierć, która będzie wydawała się całkiem niezamierzona... </div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes nie mógł uwierzyć, że rozmawia o zabiciu dziewczyny, którą zaledwie godzinę temu przytulał. Wiedział jednak, że gdy Zeus o czymś postanowił, nie było odwrotu. Decyzja zapadła. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam pomysł - powiedziała nagle Afrodyta, skupiając na sobie uwagę bogów - Posiadam pewien eliksir śmierci.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes spojrzał na nią z niedowierzaniem i wściekłością. Myślał, że akurat ona będzie po jego stronie. Nawet nie przypuszczał, że sama będzie pomagała wymyślić sposób zabicia Beatrice. Posłał jej spojrzenie, mówiące: "oszalałaś?!". </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zaufaj mi - mruknęła na tyle cicho, by Zeus tego nie usłyszał. Patrzyli sobie w oczy jeszcze przez kilka sekund, po czym Afrodyta kontynuowała:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jednak to ty będziesz go musiał spożyć, Hermesie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Oszalałaś? - powtórzył, tym razem wypowiadając swoje myśli na głos. Zeus wpatrywał się w Afrodytę, zastanawiając się, do czego ona zmierza. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Posłuchaj, będziesz musiał spożyć ten eliksir pół godziny przed... pocałunkiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przed czym?! - podniósł głos i zwrócił się do Zeusa, wskazując na kobietę ręką - Czy ty słyszysz, co ona insynuuje? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Daj jej dokończyć - mruknął, a w jego oczach tańczyły radosne ogniki. Dawno nie miał okazji widzieć kłótni Afrodyty i Hermesa, dwójki bogów, którzy od zawsze się uwielbiali. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przecież to jest zabójstwo doskonałe! - argumentowała kobieta - Gdy tylko się pocałujecie, dziewczyna umrze. Nie zostawi to na niej żadnych śladów, nikt nie będzie wiedział, co się stało.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co się z tobą dzieje, Afrodyto?! Tak spieszno ci do zabijania? Znajomość z Aresem ci nie służy!</div>
<div style="text-align: justify;">
Kobieta zbliżyła się do Hermesa i złapała go za ramię, wbijając w nie swoje długie paznokcie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zaufaj mi - powtórzyła cicho - Próbuję ci pomóc. Zgódź się, proszę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mierzyli się spojrzeniem przez dobrą minutę. Widział w oczach Afrodyty oczekiwanie i spokój, który próbowała mu przekazać. Nie mógł uwierzyć, by miała złe intencje. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobrze - powiedział w końcu na tyle głośno, by Zeus mógł go usłyszeć. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co "dobrze"?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Podejmę się próby zabicia Beatrice.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
_______________________________</div>
<div style="text-align: justify;">
Już od jakiegoś czasu snuję plany dotyczące kontynuacji Zaplątanych. Nie będzie jednak to typowa kontynuacja, w której występują ci sami bohaterowie, co w pierwszej części. Świat mitologii pozostanie ten sam, jednak postacie będą inne. Choć przyznaję, nieraz będą się przewijać bohaterowie z pierwszej części. Dlaczego mówię wam o tym już teraz, gdy do zakończenia tej części pozostało jeszcze kilkanaście rozdziałów? Ponieważ w tym rozdziale mieliście szansę poznać głównego bohatera drugiej części "Zaplątanych". Myślę, że raz dwa domyślicie się, o kim mówię (:<br />
Następny rozdział tradycyjnie, za dwa tygodnie.</div>
<br />
<br />
<br />Unknownnoreply@blogger.com38tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-25943523174798620792013-09-21T14:06:00.002+02:002013-09-21T20:48:40.946+02:00Rozdział XV<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b> Hermes</b></div>
Hermes nigdy nie lubił Okeanosa. Choć po wygranej przez bogów wojnie z tytanami, usunął się z życia Olimpu i nie wychylał nosa ze swojego podwodnego królestwa, Hermes jako posłaniec bogów często go widywał. Zeus był naiwny, jeśli myślał, że stary tytan nie zemści się za odebranie mu morza i oddanie go Posejdonowi. Choć Okeanos dalej był panem wszystkich rzek i jezior, bardzo brakowało mu władzy nad morzami i oceanami, którą niegdyś posiadał. Hermes widział to wyraźnie w niechętnych spojrzeniach, które tytan posyłał mu za każdym razem, gdy bóg przychodził przekazać jakąś wiadomość. Gdyby bogowie nie byli wiecznie zajęci sobą, może zdusiliby tą wojnę w zarodku, proponując kompromis. Niestety Zeus ze swoimi wiecznymi problemami z Herą, Atena zajęta obliczaniem kolejnych miliardowych części liczby PI, Ares uganiający się za Afrodytą i sam Hermes, latający po Olimpie niczym firma kurierska, nie zauważyli niczego niepokojącego, dopóki zaprzyjaźnione syreny nie doniosły Posejdonowi o stanie wojennym, który ogłosił Okeanos. To wszystko miało miejsce pięć miesięcy temu, a Hermes był pewny, że przez ten czas tytan zdążył zgromadzić potężną armię.</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
A teraz przy jego boku szła córka największego wroga Olimpu. Co więcej, córka, dotyczącej której przepowiednia została wygłoszona już siedemnaście lat temu, w dniu jej urodzin. I choć Hermes wiedział, że wyjściem, które poparłaby Atena, bogini mądrości, byłoby zabicie dziewczyny, nie mógł się do tego zmusić. Przeklęty Nereus i jego pomysł, by to Hermes uczył Beatrice. Przez te wszystkie treningi, które mieli, zdążył ją poznać i polubić. Choć często go irytowała, stała się dla niego kimś w rodzaju przyjaciółki. Często sobie dogryzali i się kłócili, ale mężczyzna musiał przyznać sam przed sobą, że czuł do niej sympatię. I był pewny, że dziewczyna również go polubiła. Gdyby ją zabił, byłby to najpodlejszy uczynek, jaki zrobiłby w całym swoim kilkutysiącletnim życiu. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Chciałabym porozmawiać z Nereusem - powiedziała nagle Beatrice, wyrywając mężczyznę z zamyślenia. Całą drogę z plaży do Siedziby przeszli ubrani jedynie w stroje kąpielowe, smagani przez chłodny wiatr. Choć Hermes proponował zdjęcie szortów i oddanie ich dziewczynie, by ją trochę ogrzać, odmówiła. Był jednak pewien, że zrobiła to z wielkim żalem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli nie zaszył się w jakiejś wodnej bańce, myślę, że nie powinno być problemu - odpowiedział, otwierając przed nią drzwi do Siedziby.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I chciałabym, byś był przy tym obecny - dodała, a jej głos był stanowczy. W jej oczach dalej widział żal i zawód, które sprawił jej ojciec. Już miał odpowiedzieć, gdy przerwał mu męski głos:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Beatrice? Dlaczego jesteś w bieliźnie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Odwrócił głowę, by zobaczyć jednego ze swoich uczniów, Isaaca, stojącego na schodach i skanującego dziewczynę wzrokiem. Nie dziwił mu się. Beatrice miała śliczną figurę. Nie była ani za gruba, ani za chuda, a krągłości posiadała w odpowiednich miejscach. Na jej brzuchu można było dostrzec lekki zarys mięśni, które były efektem ich wspólnych treningów. I choć Hermes doskonale rozumiał, dlaczego chłopak patrzy na nią z takim żarem w oczach, nie podobało mu się to ani trochę. Dziewczyna zaśmiała się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To jest kostium kąpielowy, Isaac. Nie wyobrażaj sobie za wiele.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Żebyś wiedziała, że wyobrażam...</div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes odchrząknął z irytacją:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Beatrice, chyba mieliśmy iść do Nereusa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jasne - przytaknęła dziewczyna - Pójdę się tylko ubrać i spotkamy się w jego gabinecie, dobrze?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Odprowadzę cię - zaofiarował się szybko Isaac, na co Hermes wywrócił oczami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy odeszli, bóg skierował się w stronę gabinetu Nereusa. Bał się, co tym razem wymyślił stary bóg. Jeśli znowu usłyszy pytanie dotyczące Waj-Faja, nie ręczy za siebie.<br />
Jednak gdy wszedł do gabinetu, zobaczył, że Nereus nie był sam, a towarzystwo zapewniała mu Selene. Bóg trzymał w rękach szalik i pokazywał go kobiecie, która usilnie starała się zachować zaintrygowany wyraz twarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeszcze nie jest skończony, ale jak tylko skończę szyć skarpetki, wezmę się za szalik - powiedział z entuzjazmem. Gdy zauważył Hermesa, rozpromienił się jeszcze bardziej - Hermesie, chcesz zobaczyć mój nowy twór? Szyłem go na szydełku przez całą noc!</div>
<div style="text-align: justify;">
I tak oto zaledwie kilka centymetrów od oczu Hermesa znalazł się żółty szalik z wyhawtowanymi znaczkami Wi-Fi, albo jak Nereus lubił go określać, Waj-Faja.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Niesamowity - powiedział, a Selene cudem powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem - Skoro jesteś taki dobry w częściach garderoby, mógłbyś mi wyczarować jakieś ubranie? Tylko naprawdę coś wyczaruj, a nie szyj tego przez całą noc, proszę. Zrobiłbym to sam, ale jak wiesz, moje boskie moce zostały odebrane.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Och, z przyjemnością - odparł bóg i pstryknął palcami. Dopiero gdy Hermes poczuł, że coś uciska go w gardło, pomyślał, że proszenie Nereusa o pomoc to nie był dobry wybór. Gdy spojrzał do lustra, jęknął.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Muszka? - wskazał na czerwoną wstążkę w czarne kropki zawiniętą wokół jego szyi - Serio, Nereusie? Muszka?!</div>
<div style="text-align: justify;">
Bóg wzruszył ramionami, a za jego plecami otworzyły się drzwi i stanęła w nich Beatrice. Miała na sobie żółtą sukienkę, a jej wcześniej rozwiane przez wiatr włosy były uczesane. Gdy rzuciła okiem na mocującego się z muszką Hermesa, wybuchnęła śmiechem, a Selene jej zawtórowała. Choć nie był zadowolony ze swojego ubrania, ucieszył się, że jego strój ją tak rozbawił. Po tym całym chaosie, w który została wciągnięta, zasługiwała na trochę śmiechu. Zachęcił ją gestem, by weszła do pomieszczenia. Gdy już się uspokoiła, powiedziała z uśmiechem na ustach:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzę, że w ciągu tych paru godzin całkowicie zmienił ci się styl - po chwili jednak spoważniała i zwróciła się do boga morskiego - Nereusie, chciałabym o czymś z tobą porozmawiać... Selene, myślę, że również powinnaś przy tym zostać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy usłyszeli jej ton, uśmiechy zeszły z ich ust. Czas na żarty się skończył. Hermes, wreszcie pozbywając się ośmieszającej muszki, przysiadł na brzegu biurka. Beatrice przygryzła wargę i zaczęła bawić się palcami. Widział, że nie wiedziała od czego zacząć. Postanawiając jej pomóc, oznajmił:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiemy już, kto jest ojcem Beatrice.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak - potaknęła dziewczyna, posyłając tułaczowi wdzięczne spojrzenie - Ale uprzedzam, że wam się to nie spodoba.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kto? - popędziła ją Selene, ale jej głos był łagodny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Beatrice wciągnęła powietrze i powiedziała:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Okeanos.</div>
<div style="text-align: justify;">
W gabinecie zapanowała grobowa cisza. Beatrice wbiła wzrok w podłogę, a spojrzenia Hermesa i Selene się skrzyżowały. Jej źrenice były rozszerzone, a wzrok niepewny, jakby liczyła, że Hermes zaraz wybuchnie śmiechem i powie "ale daliście się nabrać". Bóg zagryzł jednak wargi i pokręcił przecząco głową. Nie mógł zaprzeczyć prawdzie, nawet jeśli bardzo by tego chciał. Wcześniej rozkojarzone spojrzenie Nereusa skupiło się na Beatrice. Zmarszczył brwi i wycelował w nią palec:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiedziałem, że skądś cię znam! - po czym podskoczył w miejscu i klasnął dłońmi z uciechą - Wiedziałem, wiedziałem, wiedziałem! Byłaś tym nieznośnym bachorem, którym musiałem się kiedyś opiekować!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję, to był najmilszy komplement, jaki kiedykolwiek usłyszałam - odpowiedziała Beatrice, starając się ukryć uśmiech. Hermes wiedział, że była przygotowana na dużo gorsze przyjęcie tej wiadomości - Naprawdę się mną opiekowałeś? Jak to możliwe, że cię nie pamiętam?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Byłaś wtedy małym szkrabem. A jednak bardzo złośliwym... Dalej mnie pobolewa broda, gdy o tym myślę...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam - sielankę przerwał poważny ton Selene - Ale chyba zapomnieliście o tym, kim jest Okeanos - spojrzała na Hermesa i Nereusa z napięciem wymalowanym na twarzy - To nasz największy wróg. Jego oddziały zdążyły zabić już setki herosów, a wojna się jeszcze na dobre nie zaczęła. A ona - wskazała na Beatrice - jest jego córką. Skąd możemy mieć pewność, że jest po naszej stronie?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie możecie - przyznała jej rację Beatrice - Dlatego zamierzam wam to udowodnić. Okeanos mówił, że zamierza zaatakować Siedzibę - nim Nereus i Selene zdążyli zareagować, dodała - Ale tak się składa, że wiem, gdzie jest Palatium, jego królestwo. Opuściłam je godzinę temu. Mogę was tam zaprowadzić.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wydasz nam własnego ojca? - spytała z powątpiewaniem w głosie Selene.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Owszem. Jestem po waszej stronie - powiedziała z mocą, a Hermes był pod wrażeniem jej odwagi. Najczęściej gdy Selene tak na kogoś patrzyła, ludzie chowali się pod stołami i nie mówili ani słowa więcej. Sam często miał taką ochotę. - Nie ma tam wielu osób, a już zdecydowanie potworów. Myślę, że oddziały gromadzą się gdzieś indziej. Palatium jest niemal bezbronne. Możemy tam iść w każdej chwili.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ty i Nereus jesteście spośród nas jedynymi, którzy umieją oddychać pod wodą - zauważył Hermes, po raz pierwszy zabierając głos. Wszystkie spojrzenia skupiły się na nim - Mamy w Siedzibie jeszcze paru synów Posejdona, ale to niewystarczająco. Poza tym żadne z was nie jest jeszcze wyszkolone, a już z pewnością nie ty. Przykro mi, Mead, ale taka jest prawda. To byłaby misja samobójcza.</div>
<div style="text-align: justify;">
Beatrice pobladła. Wyraźnie nie pomyślała o takich szczegółach. Zaraz jednak stwierdziła:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mogłabym sprowadzić Okeanosa na ląd - zaproponowała - Tylko on, bez żadnej armii. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A jakbyś to chciała zrobić? - spytał Nereus, bawiąc się muszelką leżącą na biurku - On od lat nie opuścił swojego pałacu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem jego córką. Coś wymyślę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bogowie rozważali tę propozycję przez kilka długich sekund. W końcu odezwał się Hermes.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No, to mi się podoba - uniósł dłoń - Jestem za. Kiedy wyruszamy?</div>
<div style="text-align: justify;">
Beatrice posłała mu uśmiech, za to Selene spiorunowała go spojrzeniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Viatorze, mogę na słówko? - gestem zachęciła go, by wyszli za drzwi. Wywrócił oczami, ale posłusznie poszedł za nią. Gdy drzwi się za nimi zamknęły, kobieta powiedziała głośnym szeptem:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś taki nieodpowiedzialny! Nie możesz się pakować w każdą bitwę! Nie jesteś supermanem - jej głos coraz bardziej się podnosił - To się może dla ciebie bardzo źle skończyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem nieśmiertelny - przypomniał jej zirytowany. Poruszali ten temat niezliczoną ilość razy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Są gorsze rzeczy od śmierci! - warknęła - Jeśli Okeanos zorientuje się, kim jesteś... To byłoby spełnienie jego marzeń. Uwięziłby cię i chciałby przehandlować za wszystkie morza i oceany! A jak myślisz, co na taką propozycję odpowiedziałby Zeus?</div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes nie musiał nic mówić. Oboje dobrze znali jego odpowiedź. Zeus nigdy nie pozwoliłby, by Olimp przegrał. Nawet kosztem jednego ze swoich synów.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A wtedy Okeanos mógłby zrobić z tobą, co tylko by chciał - dokończyła Selene - Torturować, poćwiartować i wrzucić do Tartaru....</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przestań mi mówić, co mam robić - warknął Hermes, nie chcąc jej dłużej słuchać - Mam cię dość, Selene. Dość ciebie i twoich wiecznych uwag... Traktujesz mnie, jakbym nie umiał samodzielnie myśleć!</div>
<div style="text-align: justify;">
- A umiesz? - wysunęła podbródek do przodu, gotowa na kłótnię - Zostałam tu wysłana, by cię pilnować, Hermesie. Byś nie zrobił niczego głupiego. Myślisz, że Zeus nie miał żadnych powodów do obaw? Uważasz siebie za aż tak odpowiedzialnego?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Uważam, że pomysł Beatrice o zmierzeniu się z Okeanosem teraz, gdy się tego nie spodziewa, jest odpowiedzialny - oświadczył lodowato.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No jasne, bo to pomysł Beatrice - zaśmiała się z drwiną kobieta - Każdy jej pomysł jest dla ciebie dobry, co?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zamieniasz się w Afrodytę?! - na to pytanie Selene spojrzała na niego z urazą - Nie mówimy teraz o Beatrice, ale o jej pomy...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Trochę ciszej, bo Waj-Faj się przestraszy i zniknie - przerwał im Nereus, wyściubiając głowę zza drzwi gabinetu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Już skończyliśmy - oświadczył Hermes i mierząc Selene po raz ostatni wzrokiem, wszedł z powrotem do pokoju. Wiedział, że nie podąży za nim. Wolała unikać konfliktów, a gdy już jakieś się pojawiały, chciała jak najszybciej zniknąć. Zanim odeszła, krzyknęła za nim:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tylko pamiętaj, że nie będę cię znowu ratować!</div>
<div style="text-align: justify;">
Wywrócił oczami, a Beatrice i Nereus popatrzyli na niego z zaintrygowaniem. Hermes przysiadł na brzegu biurka i zaplótł ręce na piersi. Choć Selene była irytująca, musiał przyznać jej rację. Nie zdołają pokonać Okeanosa w kilka osób. Spojrzał na Beatrice, w której oczach malowała się wielka nadzieja. Żałował, że musi ją zawieść.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przykro mi, Mead, ale nic z tego nie będzie. Nie, dopóki nie uzbieramy wystarczającej liczby herosów.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ogień w oczach dziewczyny zgasł. Wiedział, że zależało jej na tej misji, na wykazaniu się. Jeśli myślał, że tak łatwo odpuści, mylił się. Spojrzała na niego ze złością i spytała drwiąco:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyżby obleciał cię strach?</div>
<div style="text-align: justify;">
W ciągu sekundy znalazł się obok niej, a ich głowy oddzielało jedynie kilka centymetrów. Spoglądając na nią z góry, powiedział cicho:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie boję się o siebie, Mead - wyciągnął rękę i okręcił wokół palca pukiel jej włosów - Nie chcę jednak, by tobie spadł choć jeden włos z głowy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy wpatrywali się w swoje oczy, Hermes widział, jak cała jej złość zaczyna się kruszyć. Nieświadomie przysunęła się do niego bliżej. Bóg cofnął się, przypominając sobie o obecności Nereusa. Stary bóg morski patrzył na nich z zainteresowaniem. Beatrice odchrząknęła:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyli nie pomożesz mi?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie tym razem - pokręcił głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Świetnie - stwierdziła lodowato.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bajecznie - zawtórował jej Hermes i oboje wyszli z gabinetu, kierując się w przeciwne strony i zostawiając Nereusa z otworzonymi ze zdziwienia ustami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>Beatrice</b></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Jeśli Viator, Nereus i Selene myśleli, że nie miałam planu B, grubo się mylili. Poczekałam do drugiej w nocy, bo o tej godzinie cała Siedziba już dawno spała i wykradłam się z pokoju. Na palcach pobiegłam na parter, gdzie znajdowała się tak dobrze mi znana sala treningowa. Spośród wiszących na ścianie setek mieczy wybrałam jeden, najlżejszy, i schowałam go do plecaka. On, razem z nożem, który ukradłam ze stołówki, były najlepszymi narzędziami obronnymi, jakie mogłam zdobyć. Rzuciłam sali ostatnie spojrzenie, a przed oczami przebiegły mi wszystkie moje treningi z Viatorem. Choć cały czas na nie narzekałam, wiedziałam, że będę za nimi tęsknić.<br />
Następnie skierowałam się na trzecie piętro, gdzie mieściły się sypialnie chłopaków. Nim doszłam do pokoju Isaaca, minęłam około tysiąca portretów przedstawiających herosów, którzy kiedyś uczyli się w Siedzibie. Nie żartuję - ich naprawdę było około tysiąca. Porozwieszane były na całej objętości ścian, każda fotografia podpisana imieniem, nazwiskiem, datą urodzenia, datą śmierci, boskim rodzicem oraz specjalnymi osiągnięciami. Przeraził mnie fakt, iż zdecydowana większość herosów umarła, nie przekraczając dwudziestego roku życia. To mi dobrze nie wróżyło, zwłaszcza teraz, gdy wybierałam się, by pokonać Okeanosa. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Stałam pod pokojem Isaaca przez dobre pięć minut, czekając, aż mi otworzy. Wiedziałam, że go obudziłam, bo nie zapomniał mi o tym napomknąć całe cztery minuty temu, narzekając przez zamknięte drzwi. Zastanawiałam się, co robił przez tyle czasu... Już zaczęłam podejrzewać, że się maluje, gdy drzwi się otworzyły, a w nich stanął uczesany Isaac w sportowych ciuchach. Oczy miał zaspane, ale uśmiech szeroki. Za jego plecami widziałam pokój takiej samej wielkości jak mój, w którym wszystkie elementy wykonane były z mosiądzu lub srebra. Na lampie, która oświetlała całe pomieszczenie, wisiały setki małych kluczyków.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Wiedziałem, że to się stanie prędzej czy później - powiedział - Ty. W nocy. W moich drzwiach. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Westchnęłam, ale posłałam mu lekki uśmiech. Nie chcąc niczego przedłużać, przeszłam do sedna sprawy:</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Potrzebna mi twoja pomoc. Jesteś synem boga kluczy, prawda?</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Chcesz się gdzieś włamać, zgadłem? - odpowiedział pytaniem, unosząc brwi.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Niezupełnie. Moim celem jest... ucieczka. Chcę, żebyś pomógł mi wydostać się z Siedziby. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Gdyby mi płacili za każdym razem, gdy słyszę to pytanie... - westchnął, po czym posłał mi niewinny uśmiech - A co ja będę z tego miał?</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek. Gdy się odsunęłam, jego oczy szkliły wesołością. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Teraz możemy porozmawiać... - zaśmiał się, po czym wyjął z kieszeni dresów mały, złoty kluczyk. Zaczął obracać go w palcach, jakby się ze mną drażniąc - Co powiesz na taki układ: jeśli ci pomogę, umówisz się ze mną na randkę. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Zamurowało mnie. Stałam tam i patrzyłam na niego przez dobrą minutę. Gdy w końcu oprzytomniałam, starałam się obrócić wszystko w żart:</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- A więc tak się teraz zdobywa dziewczyny?</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- I tak zamierzałem cię o to zapytać, ale teraz będę mieć pewność, że pójdziesz - uśmiechnął się szeroko, a w jego policzkach pojawiły się słodkie dołeczki. Patrzył na mnie z wyczekiwaniem i nadzieją. Pomyślałam, że jeśli przeżyję dzisiejszą wyprawę, mogę równie dobrze się z nim umówić. Miałam jednak przeczucie, że nieprędko wrócę do Siedziby. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Dobra, pójdę z tobą na randkę - przyrzekłam, na co jego twarz rozświetliła się jeszcze bardziej - Tylko błagam, pomóż mi stąd uciec. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Pół godziny później szłam już przez wąski chodniczek w zachodniej części Palm Bay. W mieście było ciemno, a jedyne światło pochodziło z nielicznych lamp porozstawianych przy ulicy. Przez całą drogę nie zobaczyłam żywej duszy, a ulice były ciche. Dlatego zdziwił mnie widok kobiety malującej graffiti na ścianie, obok której przechodziłam. Napis głosił: "Miłość jest dla cieniasów, nienawidź, a unikniesz bobasów". Zmarszczyłam brwi. Dziwne hasło.<br />
Już miałam przejść obok niej niezauważona, gdy podniosła wzrok. Jej czarne oczy otoczone były ciemnymi cieniami, a cera była tak blada, że prawie biała. Miała krótkie, czarne włosy, ułożone w irokeza, który pasował do jej wizerunku. Ubrana była w kurtkę motocyklową, czarne skórzane spodnie, do których przyczepiony był srebrny pas i glany. Na ręce, w której trzymała czerwony spray, grzechotała srebrna, ciężka biżuteria. Gdy spojrzała w moje oczy, poczułam nienawiść. Nienawiść do otaczającego mnie świata, do ludzi, którzy teraz smacznie spali w swoich domach, do wszystkiego na tej planecie. Kobieta uśmiechnęła się złośliwie i cofnęła kilka kroków od muru, by podziwiać swoje dzieło. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Jak myślisz, może tak zostać? Czy może powinnam jeszcze coś dorysować? Jakieś trupie czaszki? - nie czekając na odpowiedź, mruknęła sama do siebie - Nie, trupie czaszki nie, to bardziej symbol Hadesa...</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Kim jesteś? - warknęłam i sama byłam zdziwiona wrogą nutą w mym głosie. Dlaczego miałam tak wielką ochotę wszcząć z kimś kłótnię? </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Kobieta spojrzała na mnie z wrogością w czarnych oczach. Widocznie nie spodobało jej się, że nie odpowiedziałam na jej pytanie. A może zawsze miała taki wyraz twarzy. Odłożyła spray na ziemię i wytarła ręce o spodnie. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Jestem Nemezis, bogini nienawiści. Morfeusz ostrzegał mnie, że nie poznajesz bogów, ale łudziłam się, że mnie skojarzysz... W końcu nienawiść to najczęstsze uczucie u ludzi...</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Spośród czterech bogów, których poznałam, ta, zaraz po moim ojcu, zajmowała miejsce najbardziej nielubianej. Jej tożsamość wyjaśniała, dlaczego tak bardzo chciałam kogoś uderzyć. Nie wyjaśniała jednak, dlaczego bogini samodzielnie pofatygowała się, by ze mną porozmawiać. Zrobiła balon z gumy, którą żuła i odpowiedziała, jakby czytając w moich myślach:</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Jestem tu, bo Okeanos mi kazał - jej głos był znudzony - Mam cię przekonać, byś do niego dołączyła. Osobiście nie rozumiem, dlaczego chce takie chuchro jak ty... W każdym razie, pomyśl nad tym. - im dłużej mówiła, tym więcej nienawiści rosło w moim sercu - Czy nie chciałabyś się odegrać na herosach, którzy oddzielili cię od matki? Którzy chcą cię tylko po to, byś walczyła po ich stronie? Dla których jesteś niczym innym, niż następnym głupim żołnierzem? </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Chciałam tego. Nienawidziłam ich z całego serca. Nienawidziłam Viatora, który wiecznie ze mnie kpił, Selene, która uważała, że może wszystkim dyktować warunki, Nereusa, który choć był dyrektorem Siedziby, ślepo podporządkowywał się tamtym dwóm. Chciałam ich skrzywdzić. Sprawić, że poczują ból. Że będą mnie błagać, bym przestała...</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Zacisnęłam dłonie w pięści. To nie byłam ja. Spróbowałam zacząć normalnie oddychać i uspokoić szybko bijące serce. Nemezis patrzyła na mnie, żując gumę. W jej oczach widziałam nienawiść taką, jaką przed chwilą sama czułam. To ona to robiła, mieszała mi w głowie. Musiałam się od niej jak najszybciej uwolnić, zanim całkiem poprzestawia mi w głowie. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie chcę - powiedziałam z mocą - To są moi przyjaciele. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Przyjaciele! - prychnęła - Nie ma czegoś takiego, jak przyjaciel! Każdy przyjaciel to twój wróg, który tylko czeka, by wbić ci nóż w plecy!</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
- Przykro mi, że tak myślisz - powiedziałam i znowu poczułam wzbierającą we mnie złość - Przestań sterować moimi emocjami! Nie przyłączę się do Okeanosa! Nie wiem, dlaczego ty to zrobiłaś! </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<span style="text-align: justify;">- Ponieważ obiecał mi coś, o co od bardzo dawna proszę bogów - odpowiedziała z pasją - Obiecał, że gdy tylko wygra, będę mogła uczynić wszystkich ludzi na świecie nieszczęśliwymi! Świat pełen nienawiści - czy to nie piękna opcja? </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Pokręciłam głową, odsuwając się od niej.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie przyłączę się do was - powtórzyłam. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Machnęła ręką, a bransoletki ponabijane ćwiekami zagrzechotały głośno. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Mała strata. Zrobiłam swoje, a że nie chcesz się przyłączyć... Nie moja wina - wzruszyła ramionami i podniosła spray z ziemi - Nie myśl jednak, że Okeanos ci tak łatwo odpuści. Nienawiść, jaką czuję do Olimpu jest tak wielka, że nie wierzę w to, iż pozwoli swojej własnej córce zostać przy boku herosów. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Musi ci być bardzo dobrze przebywać w jego otoczeniu, prawda? - nie mogłam się powstrzymać, by nie wtrącić swoich trzech groszy - Tak wielka nienawiść zapewne rzadko się zdarza. </div>
<div style="text-align: justify;">
Roześmiała się, ale nie był to miły dźwięk. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zdziwiłabyś, jak bardzo się mylisz. Jeśli jest coś, czego nauczyłam się przez tysiąclecia życia to to, że dobro wcale nie wygrywa. Wygrywa ten, który ma w sercu więcej nienawiści. I wiesz co? Tą osobą z pewnością nie jest Zeus. </div>
<div style="text-align: justify;">
Z tymi słowami podrzuciła spray do góry i już go nie złapała. Nemezis rozpłynęła się w powietrzu, a puszka spadła z głośnym brzdękiem na ziemię. </div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie będę kłamać, słowa bogini nienawiści mnie zaniepokoiły. Słyszałam plotki o tym, że wielu bogów przeszło na stronę Okeanosa, ale łudziłam się nadzieją, że to nieprawda. Teraz nie byłam już tego taka pewna. Gdy znalazłam się na plaży, zaczęłam mieć poważne wątpliwości co do mojego planu. Opierał się on głównie na szczęściu, a to, że spotkałam przed chwilą Nemezis, boginię czegoś całkiem odwrotnego, dobrze nie wróżyło. Moim planem było popłynięcie do Palatium i przekonanie ojca, by wyszedł na ląd. Wtedy herosi mieliby wspaniałą okazję, by go schwytać. A schwytany nie miałby jak doprowadzić do wojny. Jednak w moim planie była mała luka - nie miałam pojęcia, jak go zrealizować. Ale gdy powiedziało się "A" musiało powiedzieć się "B". </div>
<div style="text-align: justify;">
Byłam już w wodzie, gdy ktoś chwycił mnie za ramię. Instynktownie spróbowałam go kopnąć, ale on był szybszy. Okręcił mnie zgrabnie, tak, że teraz stałam do niego przodem.<br />
- Viator? - spytałam z niedowierzaniem - Śledziłeś mnie?!<br />
- Oczywiście - przyznał bez cienia skrępowania - Gdy zobaczyłem, że wymykasz się z Siedziby, chciałem sprawdzić, gdzie się wybierasz.<br />
- Dalej pragnę powstrzymać Okeanosa przed zagładą Olimpu. Myślałeś, że tak łatwo odpuszczę? - spytałam cicho.<br />
Roześmiał się.<br />
- Oczywiście, że nie. Wiedziałem, że nie odpuścisz. Dlatego cię śledziłem. Liczyłem jednak na to, że oprzytomniejesz... zwłaszcza po spotkaniu z Nemezis.<br />
Informacja, że był tego świadkiem, trochę mnie speszyła. Żałowałam, że widział moje wahanie, gdy Nemezis pytała, czy nie chciałabym odegrać się na wszystkich z Siedziby. Odkładając te myśli na bok, zaplotłam ramiona na piersi i spytałam chłodno:<br />
- Przypuszczam, że chcesz mnie odwieść od tego pomysłu?<br />
Westchnął i spojrzał w moje oczy. Gdy mówił, cały czas się w nie wpatrywał, ani razu nie spuszczając wzroku:<br />
- Wiem, jak to jest podejmować ważne decyzje na poczekaniu. Wiem, jak to jest być lekkomyślnym, uwierz mi. Lekkomyślność to moje drugie imię. Pod tym względem jesteśmy tacy sami. Jednak wiem również, że lekkomyślność się nigdy dobrze nie kończy, a jedyną osobą, która zostaje z niczym, jesteś ty. Dlatego proszę cię, wróć ze mną do Siedziby, żebyśmy razem, na spokojnie, mogli opracować plan działania. Nie jesteś jedyną osobą, która chce pokonać Okeanosa, wiesz?<br />
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wpatrywałam się jedynie w jego oczy, niezdolna nawet do poruszenia. Dopiero po minucie kiwnęłam głową na znak zgody. Uśmiech, który pojawił się na jego twarzy był dla mnie jak nagroda. Zarumieniłam się, przypominając sobie swój ostatni sen. Sceneria była aż nazbyt podobna. Odchrząknęłam i pocierając ramiona, spytałam:<br />
- Ale obiecujesz, że coś wymyślimy?<br />
- Obiecuję na ogród Hesperyd - coś mi mówiło, że jest to bardzo poważne przyrzeczenie. Posłałam mu lekki uśmiech i pozwoliłam wyprowadzić się z plaży.<br />
Po kilkuset metrach przebytych w ciszy, Viator spytał, jakby mimochodem:<br />
- A więc o co chodzi z tobą i Isaackiem? Chodzicie ze sobą?<br />
Uniosłam brwi, spoglądając na niego. Światło dobiegające z centrum Palm Bay, do którego dochodziliśmy, tańczyło na jego twarzy, nie pozwalając mi dostrzec jej wyrazu.<br />
- Dlaczego tak myślisz?<br />
- Widziałem, jak na ciebie patrzy - wzruszył ramionami - Po prostu nie chciałbym, byś przez niego cierpiała. Jego reputacja nie jest kolorowa.<br />
- Dziękuję za troskę, ale pozwól, że sama będę wybierać, z kim się zadaje - przyspieszyłam kroku, wmieszawszy się w tłum ludzi w centrum. Choć pozostałe ulice były puste, tutaj aż roiło się od śmiertelników przychodzących lub wychodzących z imprez. Viator jednak z łatwością mnie dogonił.<br />
- Jasne, po prostu nie chciałbym... - zaczął.<br />
- Viatorze - przerwałam mu, posyłając ostre spojrzenie. Zrobił minę niewiniątka.<br />
- Już nic nie mówię - uniósł ręce do góry w obronnym geście, a po kilku sekundach ciszy dodał - Po prostu pamiętaj...<br />
Przerwało mu rżenie osła, dochodzące zaraz zza moich pleców. Zamarłam i dopiero po chwili obróciłam się wolno na pięcie. Za mną stał wysoki mężczyzna, wydając ten irytujący dźwięk i patrząc prosto na mnie. Zdziwił mnie fakt, że nie miał on na sobie koszulki. A gdy spojrzałam niżej... Na bogów. Dół jego ciała był ciałem osła. Pół-osioł, pół-człowiek. Ludzie przechodzili obok niego, nie zwracając na niego uwagi. Zapewne działał na nich Pył. Mężczyzna cały czas mi się przypatrywał, po czym wydawszy z siebie jeszcze jeden ryk, ruszył prosto na mnie. Byłam zbyt sparaliżowana, by się poruszyć. Na szczęście ktoś chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Trwało chwilę, nim zorientowałam się, że Viator coś mówi:<br />
- Przeklęte onocentaury, wywęszą każdego...<br />
Potknęłam się, spowalniając nasz bieg. Viator zaklął i wzmocnił swój uścisk, jednocześnie przeciskając się między gąszczem ludzi coraz szybciej. Kilku rzucało w naszą stronę wyzwiska, ale nie dbaliśmy o to.<br />
- Gdzie biegniemy? - spytałam, dysząc ciężko.<br />
- Musimy go odciągnąć od śmiertelników! Jeśli będziemy walczyć tutaj, nie uda nam się tego zatuszować - w jego głosie nie było słychać ani cienia zmęczenia, choć biegł w tym samym tempie, co ja.<br />
- Czyli jesteśmy przynętą? - wysapałam.<br />
- Proponuję o tym myśleć jako... Masz rację, jesteśmy przynętą - przyznał, skręcając w boczną uliczkę. Znajdowała się się tu jedna, jedyna lampa, dająca minimalne światło. Śpiący niedaleko kot zjeżył się na nasz widok i uciekł, prychając głośno. Viator puścił moją dłoń i odwrócił się w stronę pół-osła, który już do nas dobiegał. W ręce trzymał łuk z naciągniętą strzałą, wycelowaną prosto we mnie. Odczułam silną potrzebę, by sięgnąć do plecaka. Zganiłam się jednak w myślach. Nie pokonam go nożem do krojenia kanapek, ani mieczem, którego nawet nie uniosę.<br />
Viator stanął przede mną, zasłaniając mnie własnym ciałem. Z kieszeni jeansów wyjął coś, co miałam okazję już widzieć. Laskę, którą oplatały dwa splecione ze sobą węże. Kaduceusz towarzyszył mu na balu, gdy przebrany był za Hermesa. Musiałam się pilnować, by nie wybuchnąć histerycznym śmiechem. Taka laska na pewno na wiele się nam teraz przyda.<br />
- Tryb walki - krzyknął, a ja nie byłam pewna, do kogo się zwraca, ani o co mu chodzi. Otworzyłam szeroko oczy, gdy kaduceusz na moich oczach zmienił się w długi, srebrny miecz. Onocentaur, który był już kilka stóp od nas, zatrzymał się nagle. Zszokowany wpatrywał się w miecz.<br />
- Skąd to masz? - spytał po chwili Viatora, a jego głos ani trochę nie przypominał głosu osła. Był głęboki i przerażający - Ukradłeś to?<br />
Nie rozumiałam, dlaczego w jego oczach pojawiło się tyle strachu. Czyżby nigdy nie widział miecza? Viator wybuchnął śmiechem.<br />
- Kradzież... Tak, to moja specjalność. Ale nie ukradłem tego. Nie zwykłem kraść swoich rzeczy. To żadna zabawa.<br />
Oczy potwora rozszerzyły się, po czym zrobił krok do tyłu, jakby miał zamiar się wycofać.<br />
- A więc ty jesteś nim... Ale jak to możliwe?<br />
Za plecami pół-osła pojawił się następny Onocentaur. Instynktownie cofnęłam się do tyłu, choć Viator dalej mnie zasłaniał.<br />
- O, herosi - zatarł ręce nowy przybysz, po czym zwrócił się do towarzysza - Dlaczego ich jeszcze nie zabiłeś?<br />
- Cicho, ty głupi ośle! - syknął tamten - To jest pan złodziei.<br />
- Preferuję "pana podróżnych" lub "pana igrzysk olimpijskich" - wtrącił Viator.<br />
Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Czy Viator naprawdę myślał, że swoimi komentarzami nam pomoże? Onocentaury jednak zaczęły szeptać między sobą i po chwili, rzucając mężczyźnie niespokojne spojrzenie, wycofały się, znikając z naszego pola widzenia.<br />
- O co tu chodziło? - spytałam drżącym głosem. Viator obrócił się moją stronę z napięciem wymalowanym na twarzy. Jednak ono szybko zniknęło, zastąpione przez tak charakterystyczny dla niego lekki uśmieszek.<br />
- Widać jestem tak ładny, że nawet potworom jest żal mnie zabijać - puścił mi oko, a ja westchnęłam z frustracją.<br />
- Kiedy już skończysz się nad sobą zachwycać, chciałabym usłyszeć prawdę.<br />
- Ale ja nigdy nie przestanę się nad sobą zach... - usłyszałam, że coś przecina powietrze w tej samej chwili, co on. Obróciłam się w miejscu i zobaczyłam lecącą w moją stronę strzałę. Onocentaury nie chciały tak łatwo odpuścić. Było za późno, by cokolwiek zrobić. Strzała była tak blisko, że jedyne co mogłam zrobić to zacisnąć powieki.<br />
Czekałam na ból, który nie nadszedł. Otworzyłam oczy i ujrzałam, że przede mną stoi Viator, zasłaniając mnie tak samo, jak wcześniej. Przez kilka długich sekund, gdy stał pewnie na nogach, miałam nadzieję, że nic się nie stało. Jednak nadzieja ta zniknęła z momentem, w którym mężczyzna upadł na ziemię. Z jego piersi wystawała strzała. Strzała, która miała być powodem MOJEJ śmierci.<br />
- Nie! - wrzasnęłam i rzuciłam się w dół, klękając obok niego. Miał otwarte oczy, a lekki uśmiech tańczył na jego twarzy. Szybkim ruchem wyjęłam strzałę, a z rany popłynęła nie krew, a złota substancja. Docisnęłam ręce do rany, będąc pewną, że mi się przewidziało. Na chwilę przestałam myśleć i czuć. Jednak gdy oprzytomniałam, ból zalał każdą komórkę mojego ciała. Viator być może zaoszczędził mi bólu fizycznego, ale za to był powodem psychicznego.<br />
Łzy popłynęły po moich policzkach. Nie miałam pojęcia, co robić. Usta mężczyzny poruszyły się, jakby chciał coś powiedzieć. Choć reagowałam z opóźnieniem, pochyliłam się, by lepiej go słyszeć. Jednak nie powiedział już ani słowa. Jego ciało znieruchomiało, a na twarzy pojawił się spokój. Łzy płynęły strumieniami po mojej twarzy. Zaczęłam uciskać jego klatkę piersiową, ale wiedziałam, że to na nic. On odszedł. Wrzask, który wydobył się z mojego ciała był połączeniem rozpaczy i złości. Zginął przeze mnie, przez mój głupi plan obalenia Okeanosa. To we mnie była wymierzona ta strzała, nie w niego. Nauczyciel, który uczył mnie jak przeżyć, nie zdołał uratować samego siebie.<br />
Odgarnęłam mu włosy z twarzy i zamknęłam jego powieki. Był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałam. Jego usta były lekko rozwarte, jakby czekając na moje. Wstrząsana płaczem, pochyliłam się i złożyłam na nich zarazem pierwszy, jak i ostatni pocałunek.<br />
W tamtym momencie zrozumiałam, że Viator nie był jedynie moim nauczycielem i osobą, która tak często mnie irytowała. Zrozumiałam, że przez te kilka miesięcy, które spędziliśmy razem, zakochałam się w nim. Zakochałam się w jego hipnotyzującym spojrzeniu, pięknym uśmiechu, w tym, jak troszczył się o innych, chociaż udawał, że nikt i nic go nie obchodziło. Kochałam jego poczucie humoru, sposób w jaki mówił, kochałam jego uśmiech, którego już nigdy nie zobaczę. Poczułam, jakby ktoś nadepnął na moje serce. Nie mogłam złapać powietrza, zaczęłam się dusić. I chciałam tego. Wolałam zginąć, niż codziennie żyć ze świadomością, że to ja byłam powodem jego śmierci. Niestety moje ciało miało inne plany. Ucisk, który odczuwałam, zelżał, a ja mogłam ponownie oddychać. Moje serce rozpadło się na tysiąc kawałków. Położyłam głowę na piersi Viatora i zaczęłam płakać jeszcze głośniej, niż przedtem.<br />
Nie wiem, ile czasu minęło. Możliwe, że były to minuty, ale dla mnie wydawało się to wiecznością. Komórka Viatora cały czas dzwoniła. Doszło do momentu, w którym musiałam przestać ją ignorować i zmierzyć się ze światem. Sięgnęłam do kieszeni jego spodni i wyjęłam wibrujący telefon. Na monitorze zobaczyłam zdjęcie uśmiechniętej Selene. Jak diametralnie zmieni się wyraz jej twarzy, gdy usłyszy, że jej najlepszy przyjaciel nie żyje? Nie chciałam tego wiedzieć. Ale nie mogłam zataić przed nią prawdy, nawet jeśli była straszna. Odebrałam połączenie i przyłożyłam telefon do ucha, nie będąc w stanie nic powiedzieć.<br />
- No nareszcie! Na bogów, do ciebie się nie da w ogóle dodzwonić! Gdzie ty się podziewasz? - głos kobiety był zirytowany. Gdy nic nie odpowiedziałam, westchnęła - Nie baw się ze mną w te swoje głupie gierki, Viatorze! Martwię się o ciebie.<br />
Pociągnęłam nosem i odezwałam się:<br />
- Selene, to ja, Beatrice... - w moim głosie słychać było chrypę spowodowaną płaczem. Brzmiałam obco.<br />
- Beatrice? Dlaczego odbierasz telefon Viatora? Co się stało? - była mocno zaniepokojona. Nie odzywałam się przez kilka sekund, nie wiedząc, jak to powiedzieć. Nie wiedząc, czy jestem w stanie to powiedzieć. <br />
- Chodzi o to... Selene, tak strasznie mi przykro... Viator umarł - po mojej twarzy znowu pociekły łzy, choć nie wiedziałam, skąd mój organizm brał jeszcze wodę, by je produkować.<br />
W telefonie zaległa cisza. Trwała ona tak długo, że nie byłam pewna, czy mnie nie rozłączyło. W końcu usłyszałam westchnienie irytacji.<br />
- Znowu?!<br />
<br />
_________________________________<br />
To jest zdecydowanie najdłuższy rozdział na blogu. Sama nie przepadam za takimi długimi postami (nie lubię ich ani pisać, ani czytać), ale tutaj miałam parę scen do opisania i nie chciałam tego rozdzielać na dwa rozdziały (:<br />
Jak ja uwielbiam kończyć w takich momentach! Tylko proszę mi nie stawiać w komentarzach żadnych zniczy dla Hermesa! :p<br />
Dodam jeszcze, że jest to dokładnie połowa tego opowiadania, gdyż od początku planowałam, że będzie ono miało trzydzieści rozdziałów. Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali do tego momentu.<br />
Zaspoileruję jeszcze, że za dwa rozdziały nasi bohaterowie pojadą do Grecji! ^^<br />
<br />
<br /></div>
</div>
</div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com48tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-50626769786183068852013-09-08T09:29:00.000+02:002013-09-08T20:17:56.779+02:00Rozdział XIV<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>Beatrice</b></div>
<br />
Mój ojciec był ciachem. Już wiedziałam po kim odziedziczyłam brązowe loki oraz krystalicznie niebieskie oczy. I choć może nie powinnam tak myśleć o własnym ojcu, to nareszcie zrozumiałam, co zobaczyła w nim moja matka. On był ideałem. A przynajmniej tak myślałam, dopóki nie otworzył swoich ust.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tyle na ciebie czekałem, córko - powiedział, siedząc ze splecionymi w kostkach nogach na swym utworzonym z rafy koralowej tronie. Sala, w której się znajdowaliśmy, była piękna, tak jak wszystko w Palatium. Każdą z wysokich ścian zdobyły kolorowe freski, przedstawiające najróżniejsze sceny i krajobrazy, od wojowników jeżdżących na rumakach po widok zachodzącego słońca. Choć malunki znajdowały się od kilku tysięcy lat pod wodą, ich kolory ani trochę nie wyblakły. Pod moimi stopami znajdował się morski piasek, który zastępował podłogi. Gdzieniegdzie widziałam wyrastające z ziemi duże wodorosty i inne morskie rośliny, dzięki którym to miejsce było jeszcze piękniejsze. Spojrzałam na Okeanosa, którego plecy masowała syrena o blond włosach. Góra jej bladego ciała była przyozdobiona skąpym biustonoszem - widać muszelki już wyszły z mody. Jednak największą uwagę zwróciłam na jej ogon, którego łuski mieniły się pięknymi, żywymi kolorami. Choć był to pierwszy raz, gdy widziałam syrenę, nie zdziwiła mnie jej obecność. Ona po prostu pasowała do tego magicznego miejsca, tak samo jak hippokampy, bardzo przyjazne konie morskie, które pływały na zewnątrz. Mój ojciec zamknął oczy, relaksując się przy masażu, a jednocześnie mówiąc do mnie:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Twoja matka bardzo dobrze się spisała, ukrywając cię przed herosami przez całe siedemnaście lat... A jednak zawiodła. Herosi okazali się sprytniejsi od niej - w jego głosie pobrzmiewała irytacja, jakby był zły na moją mamę. Zacisnęłam dłonie w pięści.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdybyś nie zadzierał z Olimpem, w ogóle nie musiałaby mnie ukrywać. To nie jej wina, że zachciało ci się wojny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiał się złowróżbnie i rozchylił lekko powieki. Syrena popatrzyła na mnie z zaciekawieniem, nie przestając go masować.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Masz charakterek - powiedział i wstał z tronu, na co nimfa morska wydęła wargi i odpłynęła - Nie mam zamiaru się jednak z tobą kłócić. Nie teraz, gdy widzę cię po raz pierwszy od siedemnastu lat.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podszedł i mnie przytulił, choć był to raczej sztywny gest. Nie było w nim żadnego ciepła. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A kogo to wina? - spytałam, a mój głos się załamał. Wreszcie miałam możliwość zadać nurtujące mnie pytania - Gdzie byłeś przez te wszystkie lata? Dlaczego mnie zostawiłeś?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Uwierz mi, było ci lepiej beze mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nikomu nie jest lepiej bez rodziców! - krzyknęłam, a kilka syren i okeanid, które nas obserwowały, zaczęło między sobą szeptać - Nie było cię przez siedemnaście lat, a teraz nagle sobie o mnie przypomniałeś?- zbliżyłam twarz do jego i syknęłam - Czego ode mnie chcesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiał się i cofnął. Odwróciwszy wzrok, powiedział:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wyrosłaś na piękną dziewczynę, Beatrice - uśmiech nie dosięgał jego oczu, które pozostały czujne. A więc zmienił temat. To mi wystarczyło, by wiedzieć, że nie sprowadził mnie tu tylko po to, by mnie poznać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem również dość inteligentna - dodałam i zrobiłam krok w tył - Dlatego wybacz, ale nie zamierzam zadawać się z wrogiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Z wrogiem? - warknął, a uśmiech zniknął z jego ust tak szybko, jak się tam pojawił - Z wrogiem?! To nie ja jestem wrogiem, tylko herosi, z którymi się zadajesz! Jesteś moją krwią, moją córką. Twoje miejsce jest po mojej stronie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Złość, która w nim wybuchła była przerażająca. Instynktownie zrobiłam następny krok w tył. Jego oczy, które wcześniej uważałam za tak podobne do moich, straciły cały swój urok. To były oczy szaleńca. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie jestem twoją córką - powiedziałam cicho, jednak stanowczo - Nie było cię przy mnie, gdy stawiałam pierwsze kroki, uczyłam jeździć na rowerze, gdy codziennie w nocy budziłam się przez dręczące mnie koszmary. Nie masz prawa nazywać się moim ojcem, ponieważ nie było cię przy mnie, gdy najbardziej cię potrzebowałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Od lat myślałam, jakby to było, gdybym spotkała się z ojcem. Marzyłam o tym, że spędziłabym godziny, opowiadając mu o całym swoim dotychczasowym życiu, a on by uważnie słuchał i obiecywał, że już nigdy mnie nie zostawi. Okeanos jednak z pewnością nie miał takiego zamiaru. On nie był osobą, która robi coś bezinteresownie. Sprowadził mnie tu do jakiegoś swojego celu, a ja miałam zamiar dowiedzieć się, jakiego. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Posłuchaj, Beatrice - już nie krzyczał, jego głos był tak samo spokojny jak mój - Możesz myśleć, że cię zostawiłem, ale w każdej historii kryje się drugie dno. Nigdy nie chciałem zostawiać ciebie i twojej matki, uwierz. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Stałe związki bogów ze śmiertelnikami są jednak surowo zabronione, a wiedziałem, że gdybym został z wami jeszcze chwilę dłużej, nie potrafiłbym odejść. To wtedy postanowiłem, że rozpętam wojnę. I zamierzam ją wygrać. Dla ciebie. Wtedy to ja będę stawiał warunki. I nareszcie ty, ja i twoja matka będziemy mogli być rodziną. </div>
<div style="text-align: justify;">
Potrząsnęłam głową, słuchając jego wyjaśnień. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Minęło siedemnaście lat - powiedziałam cicho - A zanim i jeśli w ogóle wygrasz wojnę, może minąć kolejne siedemnaście. Do tej pory ja i mama możemy być dawno martwe. Więc nie mów mi, że robisz to dla nas. Ty po prostu chcesz mieć władzę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystko, co robiłem przez ostatnie dwie dekady było dla was! - krzyknął, a w jego oczach znów pojawiły się szalone błyski - Ta wojna jest po to, byśmy nareszcie mogli zostać rodziną! Kiedy tylko ją wygram, uczynię ciebie i mamę nieśmiertelnymi, byśmy mogli być razem już zawsze. Czy nie chciałabyś tego, Beatrice? Czy nie chciałabyś żyć wiecznie? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie takim kosztem - powiedziałam cicho - To, co kiedyś uważałeś za słuszną sprawę stało się obsesją. Jesteś tak zaślepiony chęcią zwycięstwa, że nie zauważasz, jakie szkody wyrządzasz. Ile krwi przelewa się z twojego powodu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jego oczy się zwęziły. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem tobą zawiedziony, córko. Bardzo zawiedziony. Stajesz po stronie osób, które poznałaś kilka tygodni temu, zamiast po stronie swojej rodziny. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Już mówiłam, że nie jestem twoją córką! - wrzasnęłam i zapragnęłam wynieść się z tego miejsca jak najszybciej. Choć Palatium było fantastyczną krainą, jego władca był dużo mniej fantastyczny.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzę, że lubisz dramatyzować - westchnął i usiadł z powrotem na tronie - Zamierzałem cię prosić o małą przysługę, w postaci szpiegowania Nereusa, ale widzę, że nic z tego nie wyjdzie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Prychnęłam, krzyżując ręce na piersiach. Widząc to, Okeanos pokiwał głową:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak też myślałem. Poproszę cię jednak, byś przekazała mu wiadomość. I zauważ, że mówiąc ci o tym, wykazuję się moją dobrą wolą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zamieniłam się w słuch, jednocześnie obawiając się tego, co za chwilę usłyszę:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Moje oddziały niedługo zaatakują Siedzibę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Hermes</b><br />
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka kilometrów dalej Hermes w myślach obrzucał Beatrice wszystkimi wyzwiskami, jakie znał. Obiecał sobie, że gdy tylko dziewczyna wróci, nie wypuści jej z Siedziby przez kilka miesięcy. Odchodził od zmysłów, nie mając pojęcia, co się z nią działo. Nie było jej już przez dobre pół godziny, a jego doskonały wzrok nie był w stanie się jej dopatrzyć w gęstwinie oceanu. Zdawało mu się, jakby przeszukał każdy centymetr kwadratowy morza w promieniu dwóch kilometrów. Nigdzie jednak nie dopatrzył się swojej uczennicy. Biorąc głęboki wdech, zanurkował głębiej. Niestety woda była zbyt ciemna, by mógł cokolwiek zobaczyć. Zaklął głośno. Świetnie, Hermesie. Pierwszy raz wyszedłeś z uczennicą i już ją zgubiłeś, pomyślał kwaśno. Wiedział, że nie może wrócić bez Beatrice do Siedziby. Gdyby tylko miał swoje skrzydlate buty, poszukiwania byłyby znacznie łatwiejsze.<br />
Zawsze mógł skontaktować się z Posejdonem i poprosić wujka o pomoc, ale nie chciał go w to angażować. W końcu to tylko i wyłącznie jego problem. Już miał wrócić na plażę, by tam poczekać na Beatrice, gdy do głowy wpadł mu inny pomysł. Popłynął głębiej w morze, tak daleko, że plaża stała się jedynie małym punktem w oddali. Miał nadzieję, że znajdował się dostatecznie daleko od lądu, by syreny się nim zainteresowały. Wiedział, że nie będzie musiał na nie długo czekać. Zawsze były bardzo ciekawskie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Kogo my tu mamy?- usłyszał za sobą śpiewny głos- Co cię sprowadza w tak odległy od lądu punkt, podróżniku? </div>
<div style="text-align: justify;">
Odwrócił się z uśmiechem na ustach. Przed nim na wodzie unosiła się śliczna brunetka o dużych, różowych ustach i zgrabnym ciele. Miała na sobie błękitny, skąpy biustonosz. Hermes nie widział dołu jej ciała, ale wiedział, że zamiast nóg zobaczyłby ogon zakończony płetwą. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Szukam mojej uczennicy - posłał jej najbardziej czarujący ze swoich uśmiechów - Pływała niedawno w tej okolicy. Może ją widziałaś? Jest bardzo ładną brunetką o niebieskich oczach. Miała na sobie turkusowe bikini. </div>
<div style="text-align: justify;">
Syrena uśmiechnęła się lekko. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Niestety sobie nie przypominam... ale może mógłbyś odświeżyć mi pamięć, przystojniaku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes popatrzył na nią, marszcząc brwi. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeden pocałunek za informacje - powiedziała syrena, puszczając mu oko. Gdy Hermes nie odpowiedział, dodała- Och, daj spokój. Chyba nie jestem chyba aż tak brzydka, byś nie mógł mnie pocałować? </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiał się. Była przeciwieństwem brzydoty. Przecież jeden pocałunek to nic wielkiego. Nie, kiedy stawką jest znalezienie Beatrice.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zbliżył swoją twarz do jej i spytał cicho:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego właściwie chcesz mnie pocałować? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ponieważ dawno nie całowałam nikogo tak ładnego - mrugnęła i objęła jego szyję rękoma. </div>
<div style="text-align: justify;">
W następnej chwili już się całowali, a fale obijały się o ich ciała. Syrena zanurzyła dłonie w jego włosach, a on zataczał swoimi małe kółka na jej biodrach. Gdy język syreny wdarł się do jego ust, usłyszeli zirytowany głos:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzę, że nie próżnowałeś, gdy mnie nie było. </div>
<div style="text-align: justify;">
Hermes oderwał się od nimfy morskiej i spojrzał na Beatrice, która unosiła się na wodzie obok nich. Poczuł zarówno ulgę, jak i złość. W jego oczach pojawił się chłód. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie byłaś? - sam nie wiedział, jak udało mu się zachować spokojny ton głosu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wolałabym o tym nie mówić przy świadkach - mruknęła i wślizgnęła się pomiędzy niego, a syrenę, skutecznie ich odgradzając - Możemy już opuścić to przeklęte morze, czy chcesz się jeszcze pobawić z nową koleżanką?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie przeginaj - warknął i zwrócił się nad ramieniem Beatrice do syreny - Do zobaczenia innym razem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wpadaj, kiedy tylko zechcesz, przystojniaku - wysłała mu całusa - Może wtedy będę ci w stanie bardziej pomóc.<br />
Beatrice udała, że się dławi i demonstracyjnie odwracając się od syreny, pociągnęła Hermesa w stronę lądu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Drogę do plaży przepłynęli w zupełnej ciszy. Beatrice miała zaciśnięte ze złości usta, choć to on powinien być tym, który jest zły. Jednak cały gniew, który czuł, wyparował. Czy miał prawo ją osądzać, podczas gdy sam równie często znikał, pozwalając rodzinie i znajomym się o niego martwić? On jednak umiał zniknąć na kilka tygodni bez słowa wyjaśnienia, a Beatrice nie było jedynie pół godziny. W pewnym sensie byli do siebie bardzo podobni i może dlatego tak często się na nią denerwował. W końcu nikt nie lubi widzieć swoich własnych błędów powtarzanych przez inne osoby. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wyszli na plażę, rozglądając się za swoimi ubraniami. Oczywiście nigdzie ich nie dojrzeli. Palm Bay było pełne złodziei, a markowe ubrania zostawione same przez ponad godzinę to dla nich zdecydowanie zbyt duża pokusa. Jego szafa stała się biedniejsza o koszulkę Hugo Bossa i Ray-Bany. Selene będzie zachwycona. Zwrócił się do Beatrice:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Możesz mi wyjaśnić, co było tak ważne, że kosztowało mnie kilkaset dolarów?</div>
<div style="text-align: justify;">
Beatrice spojrzała na niego, zaciskając usta. Zauważył, że mimo iż spędziła tyle czasu w oceanie, była całkiem sucha.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli ci powiem to najprawdopodobniej mnie zabijesz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaciekawiła go, choć domyślał się tego, co usłyszy. Jednocześnie nie chciał, by to mówiła, ponieważ to potwierdzi jego najgorsze domysły. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Musiałabyś się ustawić w kolejce. To byłoby nie fair w stosunku do setek innych osób z mojej listy do zabicia, gdybyś poszła na pierwszy ogień. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie rozśmieszył jej. W jej oczach była jedynie rezygnacja. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem córką Okeanosa, Viatorze. Potomkiem waszego największego wroga - wyznała, przygarbiając ramiona.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tutaj bym się sprzeczał. Ja na przykład bardzo nie lubię gigantycznych koników morskich...</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna popatrzyła na niego z niedowierzaniem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy ty w ogóle usłyszałeś, co powiedziałam? Jestem córką... </div>
<div style="text-align: justify;">
- Okeanosa, tak, wiem - przerwał jej i westchnął ciężko - Podejrzewałem to od czasu naszego pierwszego treningu, gdy nie byłaś w stanie poruszyć wodą w butelce. </div>
<div style="text-align: justify;">
- I nic mi nie powiedziałeś?! - podniosła głos, sprawiając, że kilku leżących obok plażowiczów spojrzało w ich kierunku - Jak mogłeś zataić coś takiego?</div>
<div style="text-align: justify;">
- "Cześć, Beatrice, myślę, że twoim ojcem jest Okeanos. Ale to nic pewnego. Miłego dnia" - powiedział z drwiną, po czym zwrócił się do niej łagodnie - Musiałem się upewnić. Ale widzę, że ty zrobiłaś to za mnie.<br />
Spojrzał w jej oczy, w których zobaczył niepewność i wielki zawód.<br />
- On jest szalony, Viatorze... Naprawdę szalony - głos dziewczyny był cichy i smutny - Ma obsesję na punkcie przejęcia Olimpu i nie zawaha się przed niczym, by to osiągnąć. Cały czas mówił o tym, że robi to wszystko dla mnie, że uczyni mnie nieśmiertelną... - jej głos się załamał, a Hermes objął ją lekko. Wtuliła twarz w jego nagą pierś, hamując płacz. Nie wiedział, czy dziewczyna trzęsie się z zimna, ale na wszelki wypadek objął ją mocniej, starając osłonić przed zimnem jej odziane jedynie w kostium kąpielowy ciało. Kątem oka zauważył, że plażowicze obserwują ich z zaciekawieniem.<br />
- Marzyłam o kochającym, troskliwym ojcu, a dostałam szaleńca - kontynuowała Beatrice, a jej głos był zniekształcony przez to, że trzymała głowę przy jego torsie. Gdy mówiła, jej usta dotknęły jego piersi, jakby w szybkim pocałunku. Znieruchomiała, podobnie jak mężczyzna. Odsunął ją lekko od siebie i odchrząknął:<br />
- Jak to możliwe, że Okeanos cię tak łatwo wypuścił? Niczego od ciebie nie chciał?<br />
- Och, chciał - zaśmiała się bez krzty wesołości - Kazał przekazać, że zamierza zniszczyć Siedzibę. Ale wiesz co? - zamilkła na chwilę, a mężczyzna widział, że przeprowadza ze sobą wewnętrzną walkę. W końcu oznajmiła - My zniszczymy go pierwsi.<br />
<br />
_________________________________<br />
Dopiero minął pierwszy tydzień liceum, a ja już jestem przerażona. Przerażona nowymi nauczycielami, masą nauki, godziną, o której muszę wstawać do szkoły. A z czasem będzie jeszcze lepiej :] No ale nic, sama na siebie sprowadziłam taki los.<br />
Co do rozdziału to tradycyjnie mam nadzieję, że wam się podobał. Zaspoileruję trochę, że za jakieś dwa-trzy rozdziały przewiduję większą akcję między Beatrice, a Hermesem ^^<br />
A, no i pochwalę się, że zostałam wolontariuszką w schronisku dla zwierząt. Trzymajcie kciuki! Mam nadzieję, że uda mi się to pogodzić z nauką (:</div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
Unknownnoreply@blogger.com51tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-58783309913279540572013-08-28T12:57:00.003+02:002013-09-03T17:11:30.905+02:00Rozdział XIII<div style="text-align: justify;">
Po nocy pełnej wrażeń wystarczyła chwila, bym zapadła w objęcia Morfeusza. Przyłożyłam głowę do poduszki i zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam zobaczyłam długą, szeroką plażę. Moje stopy dotykały miękkiego, mokrego piasku, a ciepłe fale obijały się o nie. Szłam wolno, a każdy krok zostawiał na piasku ślady, które po chwili zmywała woda. Na plaży było ciemno, lecz w oddali zdołałam dostrzec jasny punkcik. Gdy wytężyłam wzrok, zdałam sobie sprawę, że to ognisko. Przy nim rozłożony był duży koc, a na nim stał wiklinowy kosz - taki, który zabiera się na pikniki lub romantyczne randki. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie byłam sama. Moje palce były splecione z palcami wysokiego, opalonego mężczyzny. Takiego, którego dobrze znałam, ale nigdy nie podejrzewałabym, że to z nim będę iść za rękę. Z brązowymi włosami sięgającymi brody i oczami, których kolor był zmienny, niczym prądy morskie, wyglądał zupełnie jak Viator. Jednak zachowywał się inaczej, niż Viator, którego znałam. Jego uśmiech, który był ciepły i obejmował również oczy był tak różny od tego złośliwego uśmiechu, do którego przywykłam, że moja prawdziwa ja zachłysnęła się powietrzem. Jednak Beatrice we śnie, nie zwracając uwagi na moją reakcję, odwzajemniła tylko jego uśmiech i wspięła się na palce, by pocałować go w policzek. On przejechał palcami drugiej ręki po jej ramieniu, powodując przyjemną gęsią skórkę. I choć odczuwałam to wszystko doskonale, to Beatrice we śnie pociągała za sznurki. Ja byłam tylko obserwatorem uwięzionym w jej ciele, niezdolnym do niczego innego, prócz patrzenia.</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Choć i tak szliśmy wolno, po chwili zatrzymaliśmy się całkowicie, patrząc na ciemny, spokojny ocean. Viator wyswobodził swoje palce z mojego uścisku, lecz tylko po to, by po chwili położyć je na moich biodrach. Mężczyzna znalazł się za mną, jeżdżąc rękami od mojej talii w kierunku ramion. Od jego dotyku przebiegały mnie przyjemne dreszcze. Odgarnął włosy z mojej szyi i schylił się, by mnie w nią pocałować. Jego usta przebyły drogę od ramienia przez obojczyk, zanim dosięgnęły mojego ucha. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Co powiesz na kąpiel w oceanie? - spytał cicho, muskając mnie w płatek ucha. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mam kostiumu...- odpowiedziałam drżącym głosem, ponieważ jego ręce wdarły się pod moją koszulkę i zataczały koła na brzuchu. Mężczyzna roześmiał się i odwrócił mnie w swoją stronę. Pochylił się, by jego oczy znajdowały się na równi z moimi:</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Kiedy mężczyzna proponuje ci kąpiel w oceanie, Trice, wiedz, że chodzi mu o nagą kąpiel - powiedział zmysłowym głosem - Choć mam nadzieję, że ta wiedza nie będzie ci potrzebna przy żadnym innym mężczyźnie.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Byłam zirytowana tym, że znowu musi mnie pouczać, ale senna ja nie czuła się urażona. Objęłam go rękami za szyję i powiedziałam:</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie boisz się, że jakieś rybki nas zobaczą i rozprzestrzenią plotki? </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Takich plotek nie ma się co wstydzić - odpowiedział i znowu obrócił mnie tyłem do siebie. Schylił się, by rozpiąć zamek mojej koronkowej sukienki, jednocześnie obsypując pocałunkami moje plecy. Podniósł głowę, by dosięgnąć moich ust. Jednak nigdy do nich nie dotarł, gdyż zatrzymując się milimetry przed nimi, spytał cicho, głosem, który z pewnością nie należał do niego:</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Kim jest twój ojciec, Trice? Kim, na bogów, jest twój ojciec?</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Ocean rozwiał się, a jego miejsce zastąpił mały, przytulny domek w żółtym kolorze. Wiedziałam, że dalej śniłam, ponieważ otoczenie było zbyt ładne, by być prawdziwe. Dziesiątki małych domków otaczał sosnowy las. Pogoda była przepiękna, a ulice były czyste, bez żadnego, nawet najmniejszego śmiecia. Na drzewach wesoło śpiewały ptaki, a w oddali widziałam kaczą rodzinkę, przechodzącą przez trawnik w stronę małego jeziorka. Senna Beatrice wysiadła z samochodu i skierowała się w stronę drzwi do żółtego domu. W jednej ręce trzymała dużą, ozdobną torbę, z której wystawał łeb pluszowego delfina. Drugą ręką zastukała do drzwi. Wszystko, co robiła, robiłam i ja. Czułam, jakbyśmy były dwiema osobami uwięzionymi w jednym ciele, choć ona nie miała o mnie pojęcia. Czy w snach zawsze tak jest? Wytężyłam umysł, ale nie mogłam sobie przypomnieć. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Po chwili w drzwiach pojawił się Trey. Wyglądał jednak o kilka lat starzej niż Trey, którego znałam. Był trochę wyższy, a jego mięśnie były jeszcze bardziej zarysowane. Jednak jego uśmiech był tak samo szeroki jak zwykle, gdy przytulił mnie na powitanie. Usłyszałam płacz dziecka na kilka sekund przed tym, jak Algida wyszła z kuchni, trzymając małą dziewczynkę jedną ręką przy swoim boku. W drugiej ręce miała łyżeczkę, którą próbowała karmić dziecko, ale ono wykręcało główkę i darło się głośno. Moja przyjaciółka również wyglądała doroślej. Zrzuciła parę kilo, a duża blizna na jej policzku stała się prawie niewidoczna. Widząc mnie, Allie posłała w moją stronę promienny uśmiech, który jednak nie dosięgnął jej oczu, w których kryło się zmęczenie. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam cię za ten harmider, Beatrice, ale mała znowu nie spała całą noc, rozrabiając. Wyobraź sobie, że pocięła mi firankę - wskazała na okno w salonie, nad którym faktycznie wisiała wybrakowana zasłona - I uszyła z niej sukienkę dla swojej lalki. Dziadek Hefajstos jednak coś jej pozostawił w genach - westchnęła i połaskotała małą, która już się trochę uspokoiła. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Roześmiałam się i podeszłam, wyciągając w stronę dziewczynki rękę z prezentem. Jednocześnie zauważyłam na swoim palcu złoty pierścionek z dużym diamentem. Senna Beatrice podpowiedziała mi, że to pierścionek zaręczynowy i wnioskując po moim wcześniejszym śnie, z łatwością zgadłam, od kogo go dostałam. Dziewczynka na widok prezentu uśmiechnęła się słodko i przechyliła do przodu, sięgając po niego małą rączką. Allie posłała mi gniewne spojrzenie. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Co tydzień kupujesz jej nowy prezent, Trice. Mówiłam ci już, żebyś przestała, bo w końcu zbankrutujesz.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Oj, daj spokój - wzruszyłam ramionami - Chrzestna matka ma jakieś obowiązki. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Z miejsca, w którym stałam, widziałam duży salon ze szklanymi drzwiami, które prowadziły na taras. Za tarasem znajdowała się mała chatka, która, jak podpowiedziała mi senna Beatrice, była pracownią Algidy. Przyjaciółka majstrowała tam przy zegarkach, telefonach i wszystkim, co miała pod ręką. Udoskonalała tam również motor, który niedawno sprawił sobie Trey. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Skoro przy tym jesteśmy, to gdzie pan chrzestny? - zagadnął Trey - I jednocześnie przyszły pan młody?</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Spóźni się, jak zawsze - machnęłam ręką - Wiecie, jaki on jest. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzałam na małą, która trzymała w rączkach rozpakowanego już delfina. Patrzyła na niego z zachwytem w oczach i głaskała ręką po puchatym grzbiecie. Wskazałam na jego płetwę. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli tu naciśniesz, on zacznie mówić. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczynka roześmiała się radośnie i nacisnęła płetwę. Na chwilę zapadła cisza, a potem z delfina zaczął wydobywać się dziecięcy, przerażający głos:</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Będą mówić, że jesteś diabelskim nasieniem. Czymś, co trzeba zniszczyć. Będą cię mieli za potwora, ale ty będziesz znać prawdę. To nie ty jesteś potworem, Beatrice Mead. Oni są. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Patrzyłam się w niemym osłupieniu na zabawkę. Nawet senna Beatrice była zaskoczona. Gdy podniosłam wzrok, zobaczyłam, że Algida, Trey oraz ich córka również zamarli. Wpatrywali się we mnie pustym wzrokiem, a po chwili zaczęli zgodnie powtarzać:</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Oni są, oni są, oni są...</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Następną osobą, którą zobaczyłam, gdy moi przyjaciele rozpłynęli mi się przed oczami, był około czterdziestoletni mężczyzna. Był najciekawiej wyglądającym człowiekiem, jakiego widziałam. Każde pasmo jego długich włosów i brody miało inny kolor, a ich położenie zmieniało się z każdą sekundą. Jedno oko było pomarańczowe, a drugie różowe. Na powiekach miał niebieski brokat, który lekko się iskrzył. Mężczyzna siedział w kolorowym fotelu, a brodę opierał na rękach, jakby na coś czekał. W powietrzu unosiła się delikatna mgiełka, która zasłaniała wszystko, prócz nas. Mężczyzna uśmiechnął się na mój widok i powiedział: </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Muszę przyznać, że masz bardzo ciekawe sny. Jaka szkoda, że żaden z nich się nigdy nie spełni - wskazał na fotel przed nim - Proszę, usiądź.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Zaplotłam ręce na piersi i popatrzyłam na niego twardo. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję, postoję. Możesz mi wyjaśnić, kim jesteś? - znieruchomiałam, gdy uświadomiłam sobie, że słowa naprawdę wydobyły się z moich ust. Dotychczas dowodziła senna Beatrice, nie pozwalając mi nic zrobić, ani powiedzieć. Teraz ona zniknęła, a ja mogłam znowu sama podejmować decyzje. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna zrobił zawiedzioną minę. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie poznajesz mnie? Czego was tam uczą w tej Siedzibie?</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Było w nim coś, co sprawiało, że nie chciałam go zawieść. Ta potrzeba była tak silna, że powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy:</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś... bogiem tęczy?- zaryzykowałam.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Bogiem tęczy! - prychnął - Niech no tylko powiem to Iris! - jego dwukolorowe oczy skanowały mnie - Jestem bogiem snów, dziecko. Morfeuszem. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz już wiedziałam, kto był odpowiedzialny za moje dzisiejsze koszmary. Wzięłam się pod boki, patrząc na niego groźnie. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Majstrowałeś przy moich snach?! </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Odrobinkę - przyznał, nie wykazując ani odrobiny skruchy - Ale musisz przyznać, że były ciekawe. Czy nie chciałabyś takiego życia? </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś chory - stwierdziłam i dopiero potem pomyślałam, że obrażanie boga to nienajlepszy pomysł - Viator to mój nauczyciel, a ty zsyłasz mi takie myśli!</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Zabawne, jak denerwujesz się na mnie - przerwał, zapewne dla wzmocnienia efektu - podczas, gdy to ty sama wymyśliłaś tamten kawałek - widząc moją zaszokowaną minę, ciągnął - Mówiłem już, że tylko troszkę pogrzebałem w twoich snach. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent to twoje własne marzenia senne. Ja tylko dodałem ostatnie ich kawałki.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś chory - powtórzyłam, ale nie byłam już tego taka pewna. Nie podejrzewałam siebie o takie sny z Viatorem w roli głównej, ale jednocześnie nie wyczuwałam, by bóg kłamał. Czy naprawdę moja podświadomość marzyła o takim życiu? </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- W każdym bogu kryje się odrobina szaleństwa - przyznał - Jednak nie jesteśmy tu po to, by rozmawiać o naszych słabościach. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Obraz zaczął lekko podskakiwać, jak na starych telewizorach. Morfeusz zaklął po starogrecku, a ja, choć nie znałam tego języka, doskonale go zrozumiałam. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Nasz czas się kończy - powiedział z irytacją w głosie, która nie pasowała do jego wesołego, kolorowego wyglądu - Nie przypuszczałem, że twoje sny będą tak długie. Jednak myślę, że wystarczy mi czasu na przekazanie ci wiadomości...</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Jego twarz zaczęła mi znikać sprzed oczu, zlewając się z białą mgiełką, wiszącą w powietrzu. Nim się obudziłam, zdążyłam jeszcze usłyszeć:</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Twój ojciec po ciebie idzie. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Na szczęście już nie przeniosło mnie w żaden inny sen, ani, co gorsza, na pogawędkę z jakimś bogiem. Obudziłam się, znajdując się we własnym łóżku, mając przed nosem zegar. Chwila. Mając przed nosem zegar?! Spojrzałam na niego szybko. 8:01. Ja to mam szczęście. Zaklęłam pod nosem, wstając szybko z łóżka. Miałam nadzieję, że Viator nie będzie się bardzo gniewał, że się spóźniłam. Ubrałam się w to, co miałam pod ręką - biały podkoszulek i czarne dresowe spodnie (bardzo oryginalnie, Beatrice) oraz związałam włosy w koński ogon. Umyłam szybko zęby, ochlapałam twarz wodą i niczym błyskawica wyleciałam z pokoju. Na szczęście, Siedziba nie stanowiła dla mnie już tak niezrozumiałej plątaniny korytarzy, jak wcześniej i bez trudu znalazłam salę treningową... w której nikogo nie było. Ja biegłam na złamanie karku, a Viator, który przypominał mi wczoraj, bym się nie spóźniła, był nieobecny. Z głośnym westchnieniem usiadłam na fotelu, w którym zwykł on czytać książki i i czekałam. Czekałam, czekałam, czekałam. Minut mijały, a mój trener się nie pokazywał. Gdy wybiła dziewiąta, zaczęłam podnosić się z fotela, jednak wtem drzwi się otworzyły i stanął w nich Viator. Nie był ani trochę zasapany, co znaczyło, że się nie spieszył. Gdy tylko go zobaczyłam, przypomniał mi się dzisiejszy sen, a na policzki wpłynęły rumieńce. On jednak nie zwrócił uwagi na ten szczegół, gdyż jego uwagę przyciągnęło coś innego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego siedzisz na moim fotelu?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kupić ci zegarek? - prawie weszłam mu w słowo, ignorując jego pytanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczył brwi, a jego rysy złagodniały.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję, byłoby miło - odpowiedział, lekko zaskoczony moją hojnością.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To było pytanie retoryczne - wywróciłam oczami, pilnując się, by nie wybuchnąć śmiechem. Czy naprawdę myślał, że zafunduję mu zegarek? W jakim świecie on żyje? Zrobił zniesmaczoną minę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nigdy nie zrozumiem, dlaczego wy, herosi, zadajecie pytania, na które nie chcecie poznać odpowiedzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- "Wy, herosi"?- uniosłam brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- My, herosi - poprawił z rozdrażnieniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnęłam, wstając z fotela. Jego mina od razu się rozpogodziła, gdy zobaczył, że opuszczam jego ulubione miejsce.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To co mam dzisiaj robić? - spytałam - Znowu biegać? Wiesz, byłoby miło, gdybyśmy nieraz stąd wyszli - dodałam - Ta sala zaczyna mi się śnić po nocach - nie zamierzałam wspominać o innych rzeczach, które mi się śniły.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, masz rację. Przekonałaś mnie. Pójdziemy dzisiaj na plażę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Żartujesz? - spytałam, osłupiała. Czy on wiedział o moim śnie? Jeśli nie, to dlaczego wybrał, spośród wszystkich miejsc, akurat plażę?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Z tym, że jesteś przekonująca? Zdecydowanie.- nim zdążyłam się odciąć, dodał - Ale z plażą wcale nie żartowałem. Trzeba się trochę poopalać, no nie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy nie odpowiadałam, nie mogąc uwierzyć, że po raz pierwszy od przybycia do Palm Bay, zobaczę plażę, westchnął z rozdrażnieniem i dodał:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ruchy, Mead. Bo się w końcu rozmyślę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ruszyłam wolno w stronę wyjścia, lecz wtedy przypomniałam sobie o najważniejszej sprawie. Zadając to pytanie, miałam wrażenie deja vu<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, Times, serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 20px;">.</span></span> Czułam, jakby mój sen stawał się rzeczywistością. Modliłam się, by moje policzki pozostały blade.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam zakładać kostium? - byłam z siebie dumna, gdyż udało mi się zachować neutralny ton głosu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, Mead, jeśli chcesz pływać nago, mi to nie przeszkadza - wywrócił oczami, dając mi jasną odpowiedź. Nie dałam się wyprowadzić z równowagi i bez słowa skierowałam się do pokoju, by się przebrać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka minut później spotkaliśmy się pod Siedzibą. Przez ramiona miałam przewieszony ręcznik, a pod plażową sukienką skrywałam dwuczęściowy, turkusowy kostium, ukazujący więcej, niżbym chciała pokazywać Viatorowi. Był to jednak mój jedyny kostium, więc nie miałam żadnej innej alternatywy. Mój trener założył Ray-Bany, w których wyglądał jeszcze lepiej, niż zwykle, a włosy zmierzwione przez wiatr, układały się w artystyczny nieład. Niepokoiło mnie, że zwracam uwagę na takie szczegóły. Ale jeszcze bardziej niepokoił mnie inny szczegół. Gdy zbliżyliśmy się do bramy, spytałam:</div>
<div style="text-align: justify;">
- A potwory? Nie zaatakują nas?</div>
<div style="text-align: justify;">
Viator roześmiał się, jakbym powiedziała coś zabawnego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Potwory atakują tylko w nocy. W dzień śpią, ponieważ światło słoneczne źle na nie wpływa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uspokojona tą informacją, wyszłam poza granice Siedziby. Od plaży dzieliło nas jedynie pięćset metrów, a całą drogę przeszliśmy w ciszy, nieraz tylko rzucając jakieś uwagi. Wiedziałam, że zawsze mającemu wiele do powiedzenia Viatorowi ta cisza odpowiadała, gdyż zagłębił się w swoich myślach. Ja również miałam nad czym rozmyślać. Najbardziej niepokoiło mnie moje dzisiejsze spotkanie z Morfeuszem. Wiedziałam, że powinnam o tym komuś powiedzieć, ale nie chciałam nic zdradzić, dopóki do końca nie dowiem się, o co chodzi. Jeśli Morfeusz miał rację, niedługo spotkam się z ojcem. A to było coś, do czego dążyłam najbardziej. I chciałam do tego dojść sama, bez pomocy nikogo.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dopiero gdy piasek wdarł się do moich sandałów, zorientowałam się, że jesteśmy na plaży. Choć różniła się nieco od tej z moich snów, była równie piękna. Złocisty piasek był ciepły, mimo wczesnej godziny, a plaża była prawie pusta. W oddali dostrzegłam tylko paru ludzi, uprawiających jogging, niezwracających uwagi na nic, prócz fal i muzyki płynącej ze słuchawek w ich uszach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Viator ściągnął przez głowę koszulkę, odsłaniając wspaniale wyrzeźbiony tors. Jego skóra była złocista, jakby na plaży spędzał dużo czasu, a na górze pleców zauważyłam dziwny, mieniący się złotem tatuaż. Nie miałam czasu, by mu się przyjrzeć, gdyż mężczyzna odwrócił się do mnie przodem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy mógłbyś założyć tę koszulkę z powrotem? - poprosiłam, czym zasłużyłam sobie na zdziwione spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyżbym cię rozpraszał? - spytał, uśmiechając się szeroko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może i rozpraszasz - mruknęłam, przez co jego uśmiech się poszerzył.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To dobrze - odpowiedział i poszedł w stronę morza, nie mając najmniejszego zamiaru zakładać koszulki. Gdy się odwrócił i zobaczył moje krzywe spojrzenie, wyrzucił ręce w górę w obronnym geście:</div>
<div style="text-align: justify;">
- To jest plaża, Mead. Jeśli masz na sobie więcej, niż dziewięćdziesiąt procent ubrań, jesteś uważana za dziwaka.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odwróciłam wzrok, bo półnagi Viator to było za dużo dla mojego i tak już przegrzanego umysłu. Poszłam za nim w stronę morza, jednak zanim fale zdążyły dosięgnąć moich stóp, głos Viatora zatrzymał mnie w miejscu:</div>
<div style="text-align: justify;">
- O nie, nie, wstęp tylko dla tych, którzy są w kostiumie kąpielowym. Gdy zdejmiesz sukienkę, będziesz mogła wejść.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uniosłam brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy jesteś pewien, że jesteś moim nauczycielem? Nie zachowujesz się, jakbyś nim był.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nauczycielem zostałem przypadkowo - posłał mi szeroki uśmiech - za to facetem się urodziłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy zobaczył, że dalej stałam nieruchomo, spytał:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy mam cię wrzucić w tej sukience do morza? Uwierz, że jestem do tego zdolny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnęłam z rezygnacją i ściągnęłam sukienkę przez głowę. Zimny wiatr uderzał w moje ciało, powodując gęsią skórkę. Mój strój był skąpy i opięty, gdyż kupowałam go prawie dwa lata temu. Choć miałam ładną figurę, czułam się niezręcznie. Viator skanował mnie wzrokiem, a w jego oczach pojawiło się coś, czego nie mogłam zidentyfikować. Znikło jednak już po kilku sekundach, a mężczyzna przeniósł wzrok na moją twarz:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie jest tak strasznie, prawda? - popchnął mnie lekko w stronę wody, która musiała być równie zimna, co i wiatr - Panie przodem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Moje stopy zanurzyły się w morzu. Nim poczułam zimno, straszny, rozdzierający ból rozlał się po moim ciele, torturując każdą komórkę. Natychmiast cofnęłam się z powrotem na piasek, a ból został zastąpiony przez chłód wiatru.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co jest, księżniczko?- spytał Viator, podchodząc do mnie, a na jego ustach czaił się rozbawiony uśmieszek - Zapomniałaś dmuchanych rękawków?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Och, zamknij się wreszcie - powiedziałam, nie mając siły wymyślić ciętej riposty. Postarałam się ubrać w słowa to, co poczułam - Ta woda... ona krzyczy, rozumiesz? Cierpi, ponieważ jest zanieczyszczona w bardzo dużym stopniu. To dla niej codzienne, niekończące się tortury - moje oczy zrobiły się szkliste, gdy przypomniałam sobie ten ból - A ja to wszystko odczuwam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Viator patrzył na mnie w ciszy, głęboko nad czymś rozmyślając. Gdy sam zanurzył stopy w wodzie, widziałam po jego minie, że nic nie poczuł. Ale on nie był potomkiem boga wody, jak ja.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam pewien pomysł - szepnął i pociągnął mnie w stronę pobliskiego ujścia rzeki. Po jego drugiej stronie, na wschód od nas, znajdowała się duża oczyszczalnia ścieków. Woda, która wypływała przez filtry do morza była dużo czystsza, niż ta, w której moczyłam stopy przed chwilą.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spróbujmy popływać tutaj - zachęcił Viator, wbiegając do morza. Choć był zanurzony od pasa w dół, dzięki czystej wodzie idealnie widziałam jego stopy. Zaryzykowałam i pozwoliłam, by nadpływająca fala dotknęła mojej nogi. Poczułam, że wzbiera we mnie moc. Woda od zawsze działała na mnie tak, jak kofeina. Pobudzała umysł i kończyny, jednocześnie dając mi wielką siłę. Nie czułam żadnego bólu, choć z niektórymi prądami morskimi nadal docierały do mnie jego drobiny. Widząc, że czepię przyjemność z bycia w wodzie, Viator popłynął głębiej i dał mi znak, bym płynęła za nim. W morzu czułam się jak ryba w wodzie i już po chwili dogoniłam mojego trenera. Choć na lądzie to on miał nade mną znaczną przewagę, tutaj to ja byłam lepsza. Szturchnęłam go lekko w ramię, uśmiechając się lekko:</div>
<div style="text-align: justify;">
- To co chcesz, żebym robiła? Kilkaset fikołków pod rząd? Nurkowanie przez kilka godzin? Przepłynięcie morza w tę i z powrotem?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Choć ten ostatni pomysł jest bardzo dobry, niestety musimy zostawić go na kiedy indziej - zadecydował - Dzisiaj zobaczymy, jak szybko umiesz poruszać się w wodzie. Niestety nie dysponuję żadnym morskim potworem, więc ja muszę wystarczyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chcesz, żebym przed tobą uciekała?- spojrzałam na niego z niedowierzaniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Owszem. I nie lekceważ mnie, Mead. To, że jesteś córką władcy mórz nie znaczy, że zawsze masz przewagę. Masz zero doświadczenia, podczas gdy ja pływam od tysięcy... ekhem, dziesiątek lat.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzruszyłam ramionami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Okej. To kiedy zaczynamy?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Teraz! - rzucił się w moją stronę i omal mnie złapał, na szczęście zwinnie zanurkowałam i go wyminęłam. Płynęłam najszybciej jak mogę, nakazując prądom morskim płynąć w tym samym kierunku. Wyczuwałam, że Viator jest blisko, również dając z siebie wszystko.</div>
<div style="text-align: justify;">
Woda zaczęła się robić coraz bardziej granatowa, a ja już dawno przestałam widzieć dno. Musieliśmy odpłynąć naprawdę daleko od brzegu. Jakaś cząstka mnie zaczęła się martwić o Viatora. Ja poradziłabym sobie z dużymi falami, ponieważ umiałam oddychać pod wodą, jednak on nie posiadał takiej umiejętności. Już nieraz słyszałam o wspaniałych pływakach, którym morze dało radę. Zadecydowałam zawrócić, by pływać bliżej lądu, gdy ktoś chwycił mnie za rękę. Moją pierwszą myślą było to, że Viator mnie dogonił. Jednak gdy zorientowałam się, że to niemożliwe, z przestrachem popatrzyłam na osobę, która mnie chwyciła.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie spodziewałam się, że zobaczę piękną blondynkę o jasnej cerze i wyrazistych, niebieskich oczach, które przypominały moje własne. Pod wodą jej długie, falowane włosy tworzyły aureole wokół łagodnej twarzy. Nie wyglądała, jakby zamierzała zrobić mi krzywdę. Jej uśmiech był szczery i łagodny, a uścisk na mojej ręce lekki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Witaj, Beatrice - powiedziała śpiewnie i choć znajdowałyśmy się pod wodą, doskonale ją słyszałam. Kolejny plus bycia córką boga morskiego - Już od dłuższego czasu na ciebie czekam. Przysyła mnie twój ojciec.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mój ojciec? - spytałam, a do strachu, który czułam, doszło podekscytowanie. Możliwe, że już niedługo go spotkam, jak zapowiedział Morfeusz i zadam wszystkie pytania, które nurtowały mnie od dawna.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak. Chciałabym, byś gdzieś ze mną poszła - uśmiechnęła się zachęcająco. Pomyślicie, że popłynięcie gdzieś z osobą, którą dopiero poznałyście jest głupie i nieodpowiedzialne. I macie absolutną rację. Jednak Nieodpowiedzialność to moje drugie imię.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Prowadź - powiedziałam, a kobieta odetchnęła z ulgą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Puściła moje ramię i zaczęła płynąć na północny wschód, obracając głowę, by upewnić się, że płynę za nią. Choć miała ciało kobiety, jej ruchy w wodzie były szybkie i pewne, co sprawiło, że zaczęłam zastanawiać się, czy rzeczywiście była tylko heroską, za którą wcześniej ją wzięłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kim właściwie jesteś? - spytałam, próbując się z nią zrównać, co nie było łatwe. Choć woda była moim drugim domem, ta kobieta z pewnością mieszkała w nim na długo przede mną. Jej niebieskie oczy spojrzały na mnie łagodnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem Ajtra - przedstawiła się - Jedna z trzech tysięcy Okeanid.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie miałam pojęcia, czym są Okeanidy. Jednak by nie wyjść na nieuprzejmą uśmiechnęłam się i pokiwałam ze zrozumieniem głową. Ale poważnie, trzy tysiące? Ich tatuś musiał mieć pracowite noce.</div>
<div style="text-align: justify;">
Płynęłyśmy tak długo, że zaczęły mnie boleć nogi i poważnie zaczęłam rozważać powrót na plażę. Choć Viator z pewnością za mną nie tęsknił, musiał się porządnie martwić o to, że mnie zgubił. Kto wie, może nawet myślał, że się utopiłam? Uśmiechnęłam się złośliwie i zadecydowałam, że popłynę dalej. Dobrze mu zrobi, jeśli się trochę pomartwi. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ajtra w końcu się zatrzymała, przysiadając na pobliskim kamieniu. Po chwili dołączyłam do niej i podążyłam za jej wzrokiem. To, co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Dziesięć metrów pod naszymi stopami rozciągała się piękna, podwodna kraina. Kilkadziesiąt beżowych, nieco zniszczonych przez wodę budynków otoczonych było przez rafę koralową, pełną najróżniejszych roślin oraz zwierząt. Wszystkie budowle były wykonane w stylu klasycznym, z grubego kamienia, który niegdyś musiał być biały. Nie musiałam kończyć architektury, by wiedzieć, że był to styl joński. Charakteryzował się on smukłymi proporcjami i bogatymi zdobieniami, a przy każdym budynku znajdowała się choć jedna ładnie wykończona kolumna. Czułam, jakbym przeniosła się w czasie o kilka tysięcy lat. Tutaj czas się zatrzymał, a miasto zachowało swój dawny, świeży wygląd. Dopiero widok przepływającego obok mnie rekina wyrwał mnie z zamyślenia. Zamarłam, choć mój umysł krzyczał, by uciekać. Ajtra, widząc moje przerażenie, roześmiała się i poklepała przepływającego drapieżnika po grzbiecie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie bój się, nic nam nie zrobi. Rekiny odstraszają stąd tylko nieproszonych gości - powiedziała, na co pokiwałam głową, choć dalej przypatrywałam się stworzeniu z nieufnością. Rozluźniłam się dopiero wtedy, gdy rekin odpłynął, widocznie nie mając zamiaru zjeść mnie na podwieczorek.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tu jest pięknie... To miejsce kojarzy mi się z podwodnym domem Małej Syrenki - zagadnęłam Ajtrę, podziwiając miasto.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Małej Syrenki? To jakaś twoja znajoma?- nie dając mi czasu na odpowiedź, dodała - Ale masz rację, to miejsce jest śliczne. Jestem dumna, że tu mieszkam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie my się w ogóle znajdujemy?</div>
<div style="text-align: justify;">
Jej uśmiech był lekki, a w oczach czaiła się czułość, gdy mówiła:</div>
<div style="text-align: justify;">
- W Palatium. Może nie jest to miejsce tak słynne jak Atlantyda, ale równie niesamowite. No i ma sto razy lepszego władcę, niż tamto królestwo. Jestem pewna, że ci się tu spodoba. </div>
<div style="text-align: justify;">
Już mi się podobało. To miejsce było magiczne, była w nim ukryta wielka moc. Czułam się tak, jakbym po latach wróciła do domu. Nie wiedziałam, skąd brało się to uczucie, a Ajtra, widząc moje zdezorientowane spojrzenie, powiedziała:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Witaj w królestwie twojego ojca, Okeanosa.</div>
<br />
______________________________<br />
No i wyjaśniła się sprawa, która od początku wszystkich nurtowała - kto jest ojcem Trice. Wielu z Was się tego domyślało, co nie było trudne, bo wszystko na to wskazywało (; Podejrzenia Hermesa również były słuszne. W następnym rozdziale rozmowa Beatrice z ojcem, która dla obu stron nie zakończy się tak, jakby sobie tego życzyli (;<br />
Jeśli macie jakieś pytania, zapraszam: <a href="http://ask.fm/vakme">http://ask.fm/vakme</a><br />
<br />
<br /></div>
<div>
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com40tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-4442870327630304202013-08-06T15:05:00.001+02:002013-08-06T15:05:33.137+02:00Rozdział XII<div style="text-align: justify;">
Zaczęłam wątpić w swój plan w sekundzie, w której wyściubiłam nos ze swojego pokoju. Choć myślałam, że w drodze do ogrodu nie napotkam wielu osób, bardzo się myliłam. Przez korytarze przewijały się dziesiątki herosów, niektórzy chodząc w grupkach, inni pojedynczo. Przez całe dwa tygodnie, które spędziłam w Siedzibie, nie nauczyłam się jeszcze rozróżniać poszczególnych twarzy. Znałam jedynie kilku moich bliższych przyjaciół oraz Geneviefe, której trudno było nie zauważać. Reszta mogłaby dla mnie nie istnieć. Na szczęście wyglądało na to, że herosi również uznawali mnie za powietrze, dzięki czemu nikt nie zwracał na mnie uwagi, dając szansę przedarcia się do ogrodu. W ciągu kilku minut znalazłam się przy wielkich, drewnianych drzwiach wyjściowych.</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Beatrice! Właśnie szedłem cię odwiedzić - usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos Isaaca. Zastygłam i dopiero po sekundzie odważyłam się odwrócić, by na niego spojrzeć. Dalej był przebrany za Dionizosa, jednak w ręce zamiast butelki wina trzymał pusty kieliszek. Zlustrował mnie wzrokiem, zauważając wyglądającą spod bluzy piżamę. Zmarszczył brwi - Nie powinnaś być teraz w łóżku?</div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiechnęłam się lekko, próbując ukryć podenerwowanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To propozycja?</div>
<div style="text-align: justify;">
- To zależy tylko od ciebie - odwzajemnił uśmiech, lecz po chwili na jego twarzy znów pojawił się wyraz zmartwienia - Trey mówił, że źle się czujesz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzruszyłam nonszalancko ramionami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Trey jak zwykle przesadza.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie okłamuj mnie, Beatrice. To, że trochę dzisiaj wypiłem nie znaczy, że oślepłem. Dalej widzę, jak nerwowo ruszasz palcami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Moim pierwszym odruchem było schowanie rąk za plecami. Jednak z chwilą gdy to zrobiłam, poczułam się głupio. Zachowywałam się jak małe dziecko. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na chłopaka, zastanawiając się, czy mogę wyjawić mu powód swojego wyjścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Idę spotkać się z mamą- powiedziałam w końcu, obserwując jego reakcję. Zamiast zaniepokojenia lub gniewu, które spodziewałam się zastać na jego twarzy, pojawiło się na niej zaskoczenie, a zaraz potem chłopak wybuchnął śmiechem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To wszystko? Idziesz spotkać się z matką? - dalej się śmiał, a ja przyglądałam mu się w milczeniu - Myślałem, że idziesz na schadzkę z jakimś chłopakiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Rzeczywiście za dużo wypiłeś - stwierdziłam, lecz zaraz potem dodałam - Ale nie powiesz nikomu?</div>
<div style="text-align: justify;">
- News tygodnia: Beatrice spotyka się z matką - rzucił drwiąco - Po co miałbym komuś mówić? Nikogo by to nie zainteresowało. Choć muszę zapytać, dlaczego spotykasz się z nią teraz, tak późno? Dlaczego nie poczekacie do dnia rodziców? To już za tydzień.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdybym siedziała na krześle, już dawno bym spadła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Rodzice mogą was tu odwiedzać?</div>
<div style="text-align: justify;">
Isaac spojrzał na mnie, zdziwiony moją nagłą reakcją.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście. Raz w miesiącu możemy z nimi spędzić cały dzień. Siedziba to nie więzienie, wiesz. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego, na bogów, nikt mi o tym nie powiedział?! - z każdym kolejnym słowem coraz bardziej podnosiłam głos. Isaac wyglądał na zmieszanego, choć nie był niczemu winien. Nereus był. To on miał obowiązek zapoznać mnie z takimi rzeczami... Ale biorąc pod uwagę jego zakręconą osobowość, nie dziwiło mnie, że zapomniał o takim szczególe. Machnęłam ręką- Wiesz co? Nieważne. Moja mama jest tu teraz i mam zamiar się z nią spotkać w tej chwili.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sięgnęłam do klamki, a otwierając drzwi, usłyszałam wesoły głos chłopaka:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ma problemu. Idę z tobą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Obróciłam się na pięcie i wyciągnęłam rękę, zatrzymując go w pół kroku:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, nie idziesz. Jeśli ktoś ma się wpakować w kłopoty, to tylko ja. Zostajesz tutaj.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Beatrice...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie Beatrice'uj mi tu. Idę sama.</div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnął ze złością i uniósł rękę, jakby miał zamiar wypić wino z kieliszka. Dopiero chwilę później zorientował się, że był on pusty.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Będę tu czekać, dopóki nie wrócisz - zapowiedział tylko.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzruszyłam ramionami i wyszłam na zewnątrz. Na taki warunek mogłam przystać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Po stronie ogrodu, w której byłam, było całkowicie ciemno. Wiedziałam, że zaledwie trzysta metrów ode mnie właśnie trwają końcowe minuty balu, jednak z tej odległości nie słyszałam żadnej muzyki. Na oślep ruszyłam przed siebie, kierując się w stronę posągu Apollina. A przynajmniej wydawało mi się, że on się tam znajduje.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po kilku minutach, kilkunastu upadkach i kilkuset rzeźbach, na które wpadłam, zaczęłam tracić nadzieję, że znajdę posąg boga poezji. Już miałam zawrócić, gdy usłyszałam po swojej lewej stronie głośny szept:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tutaj jestem, Bea - nie miałam wątpliwości, że była to moja matka. Po pierwsze, nikt inny nie mówił do mnie, używając tego zdrobnienia, a po drugie mogłabym rozpoznać jej głos wszędzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odwróciłam się w kierunku, z którego dochodził głos i po kilku sekundach moje oczy zdołały dostrzec zarys wysokiego ogrodzenia, które ciągnęło się wokół całego terenu Siedziby i co ważniejsze, osoby, która się za nim znajdowała. Kobieta była szczupła i wysoka, a włosy miała upięte w tak charakterystyczny dla mojej matki wysoki kok. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, mogłam dostrzec każdy szczegół, poczynając od pierścionka na palcy wskazującym, a na uśmiechu ulgi na twarzy kończąc.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mama!- krzyknęłam, podbiegając do niej i rzucając się na ogrodzenie. Tak bardzo chciałam jej dotknąć, przytulić, jednak płot mi to uniemożliwiał. Miałam do niej tysiące pytań, a w tej chwili wybrałam najbardziej banalne z nich - Dlaczego nie dzwoniłaś, ani nie odpowiadałaś na moje telefony? Zmieniłaś numer?</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyraźnie się zmieszała, choć nic nie było w stanie przyćmić radości na jej twarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bea, słoneczko, przepraszam, ale w innej sieci oferowali tysiąc darmowych sms-ów. Do wszystkich sieci - zaakcentowała ostatnie zdanie. Gdybym nie wiedziała, że mówiła całkowicie poważnie, wybuchnęłabym śmiechem. Jednak to nie był żart - moja matka od zawsze polowała na wszelkie promocje. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam, że tyle to trwało, ale musiałam nam załatwić nowe dokumenty - kontynuowała - Poza tym wydawało mi się, że cały czas ktoś mnie śledzi, więc musiałam być bardzo ostrożna...- cofnęła się, lustrując wzrokiem wysokie ogrodzenie nas odgradzające- Dasz radę przez nie przejść?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam brwi, nie bardzo ją rozumiejąc:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego miałabym przez nie przechodzić? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Żeby uciec, oczywiście. Możemy pojechać, gdzie tylko chcesz. Wybierz miejsce, a jutro już tam będziemy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzięłam głęboki wdech, nienawidząc siebie za to, co miałam za chwilę powiedzieć. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale ja nie chcę wyjeżdżać, mamo. Siedziba to teraz mój dom. - Dopiero kiedy to powiedziałam, dotarło do mnie, jak prawdziwe były te słowa. Siedziba dawała mi własny kąt, którego nigdy nie miałam, wspaniałych przyjaciół oraz mimo gburowatego trenera, dobre wyszkolenie. Nie chciałam uciekać. Mama popatrzyła na mnie z przerażeniem, zapewne myśląc, że zrobili mi pranie mózgu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Bea...- zaczęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skończyłam z uciekaniem, mamo - cofnęłam się kilka kroków - Wiesz, że cię kocham, ale nie mogę już dłużej tak żyć. W Siedzibie po raz pierwszy od dawna czuję się bezpiecznie. Może porozmawiam z Nereusem, zapytam się, czy mógłby cię przyjąć na trochę...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mogę tu mieszkać - zaśmiała się, ale wyczuwałam jej zdenerwowanie - Nie jestem heroską - popatrzyła na mnie błagalnie - Proszę cię, kochanie, chodź ze mną. Siedziba to wcale nie jest dla ciebie bezpieczne miejsce. Oni cię znaleź...- jej słowa zostały przemienione w głośny krzyk, a ona sama na chwilę zniknęła z mojego pola widzenia. Czując ogarniające mnie przerażenie, uniosłam oczy do góry i zamarłam. Po drugiej stronie ogrodzenia znajdował się potwór. I nie jest to żadna przenośnia - to naprawdę był potwór. Wysoki na trzy metry, muskularny człowiek z głową byka. Choć moja znajomość mitologii była słaba, chyba każdy znał mit o Minotaurze. Ale jeśli dobrze pamiętałam, Tezeusz go zabił. Dlaczego więc stał teraz przede mną?! Czyżby to, że potwory ożywają było kolejnym szczegółem, o którym zapomnieli mi wspomnieć? Jednak nie to było najgorsze. Najgorsze było to, że trzymał moją matkę w jednej z dłoni i patrzył się na nią jak na babeczkę kajmakową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Duduś złapał kolacyjkę - mruknął uradowany, jakby sam nie mógł w to uwierzyć. Ale poważnie - Duduś?! To imię nie pasowało do jego niskiego głosu, a tym bardziej do postury. </div>
<div style="text-align: justify;">
Moja mama wierzgała i kopała, ale Minotaur nic sobie z tego nie robił. Prawdopodobnie nawet tego nie zauważał. Odchrząknęłam, a serce podeszło mi do gardła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Minotaurze!- zawołałam, czym zyskałam sobie jego uwagę. Ryknął z żałością:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Minotaur, Minotaur! Wszyscy zawsze mówią do Dudusia "Minotaur". Zapominają, że Duduś ma imię! - zawodził. </div>
<div style="text-align: justify;">
Odchrząknęłam ponownie, siląc się na miły ton:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Duduś, tak? Jesteś głodny, prawda?- spytałam potulnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Duduś jest głodny - przytaknął i wydawało się, że trochę go udobruchałam. Po chwili jego uwaga znowu została skierowana na mamę. Dziwnie było oglądać gadającą głowę byka, a jeszcze dziwniej oblizującego wargi byka. </div>
<div style="text-align: justify;">
- I zamierzasz zjeść czterdziestoletnią kobietę? Ależ Dudusiu, ona już się zaczyna starzeć!- byłam z siebie dumna, ponieważ mój głos nie zdradzał podenerwowania. Wskazałam na siebie - A tutaj masz bardzo świeże mięsko. Co ty na to?</div>
<div style="text-align: justify;">
Minotaur spojrzał na mamę, a potem na mnie, wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią. Po chwili się rozpromienił.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Masz rację! Duduś zje was obie!</div>
<div style="text-align: justify;">
O nie. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Żałowałam teraz, że nie pozwoliłam Isaac'owi pójść ze mną. Zawsze miło byłoby mieć jakieś wsparcie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, nie zjesz - powiedziałam stanowczo - Odgradza nas ogrodzenie. Możesz zjeść tylko jedną z nas. Jeśli wybierzesz mnie, zrobimy wymianę. A zapewniam cię, jestem dużo smaczniejsza. </div>
<div style="text-align: justify;">
Duduś zamyślił się, a ta czynność zajmowała mu wiele czasu. Nigdy bym nie pomyślała, że będę błagać Minotaura, by mnie zjadł. Dowiedzenie się, że jest się heroską zmienia człowieka. Moja mama dalej próbowała się wyrwać, lecz bezskutecznie. Gdy zobaczyła, że nie ma szans, zaczęła krzyczeć do potwora, że to ona jest lepsza, że to z niej powinien sobie zrobić kolację. Minotaur w końcu wyrwał się z zamyślenia, a ja z przerażeniem czekałam na jego decyzję. Cokolwiek wybierze, będę przez to cierpieć. Jedyną moją nadzieją było, że ktoś przyjdzie, ale raczej nie miałam na to co liczyć. Dzisiejszej nocy nikt nie zapędzał się w tę część ogrodu, a minęło zbyt mało czasu, by Isaac zaczął się niepokoić. </div>
<div style="text-align: justify;">
Minotaur wydał werdykt:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Duduś jest głodny, więc zje to, co jest bliżej. Pyszna mamuśka!- po czym zaczął ją zbliżać do swojego byczego pyska. Krzyki moje i mamy zlały się w jeden. Rzuciłam się na ogrodzenie, ale nie miałam szans, by przez nie przejść. Było zbyt wysokie, a szczeble znajdowały się zbyt blisko siebie, bym mogła tam włożyć stopę. Do mojego krzyku doszedł głośny szloch, którego nie mogłam pohamować. Najgorsza była świadomość, że jestem zupełnie bezsilna, że mogę tylko patrzeć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle jednak wrzask mojej mamy ucichł. W moim umyśle pojawiła się myśl, że już po niej. Że zostałam sierotą. Jednak gdy spojrzałam w tamtym kierunku, mama leżała na ziemi, dysząc ciężko, uwolniona z objęć Minotaura. Byko-człowiek miał nieobecne spojrzenie, a pod jego stopami zebrała się kałuża krwi. Chwilę potem ziemia się rozstąpiła, ujawniając wielką, czarną dziurę, a Minotaur został dosłownie w nią wchłonięty. Zamrugałam kilka razy i dopiero po kilkunastu sekundach po zniknięciu potwora, dotarło do mnie, co się stało. Koło mojej mamy stał Viator, trzymając w ręce zakrwawiony miecz. Nie miałam wątpliwości, że to on zabił Minotaura, jednocześnie ratując życie mojej mamie. Zauważając moje spojrzenie, uśmiechnął się szeroko i odgarniając włosy z czoła, powiedział:</div>
<div style="text-align: justify;">
- No cóż, Duduś już nic nie zje. </div>
<div style="text-align: justify;">
Poczułam względem niego niewysłowioną wdzięczność. Jednak nie musiałam nic mówić - mógł wszystko wyczytać w moich oczach. </div>
<div style="text-align: justify;">
Podszedł do mamy, która wyglądała, jakby nie mogła uwierzyć w to, co się stało i pomógł jej wstać. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystko dobrze? - spytał, a gdy wolno pokiwała głową, w jego oczach pojawił się chłód - Dlaczego, na Zeusa, tutaj przyszłaś?! - na niebie rozległa się błyskawica, a Viator mruknął - Nie denerwuj się tak, staruszku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam brwi, ale nie odezwałam się. Gdy tylko mama stanęła na nogach, odsunęła się od Viatora i powiedziała wyniośle:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przyszłam odebrać wam Beatrice. Myślałeś, że tak łatwo się poddam? </div>
<div style="text-align: justify;">
Viator westchnął i zwrócił się do mnie:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chcesz z nią iść, Mead? Powodujesz tak wiele kłopotów, że nawet nie będę cię powstrzymywać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zmrużyłam oczy. W jego głosie było tyle rozdrażnienia, że moja wdzięczność względem niego natychmiast wyparowała. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ciekawe, co Nereus by powiedział, gdybyś mnie puścił. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę myślisz, że Nereus ma nade mną władzę? - prychnął - Poza tym, nie zasłaniaj się Nereusem. Jeśli nie chcesz iść, nie idź. </div>
<div style="text-align: justify;">
- HEJ!- moja mama zwróciła na siebie naszą uwagę - Nie macie się powodu kłócić. Beatrice po prostu musi iść ze mną. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A to dlaczego?- spytał Viator, a w jego głosie słyszałam zarówno ciekawość, jak i złość. Niby dawał mi wolną rękę, ale wiedziałam, że gdybym zdecydowała się odejść, nie puściłby mnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mama, która już doszła do siebie po ataku, odwróciła się w moją stronę i powiedziała, całkowicie ignorując Viatora:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Znaleźli mnie, Bea. Tuż po twoim "wyjeździe" zawitali do mnie cyklopi. Chcieli wiedzieć, gdzie się znajdujesz...</div>
<div style="text-align: justify;">
- I im powiedziałaś?!- przerwał jej z wściekłością mój trener.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie chciałam!- powiedziała żałośnie- Mówiłam, że umarła, ale mi nie uwierzyli. W końcu sami się domyślili, gdzie jest... a ja nie zaprzeczyłam. Skończyły mi się wymówki. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie potrafiłam się na nią złościć. Nie po tym, jak myślałam, że straciłam ją na zawsze. Viator jednak nie miał takich obiekcji: z jego oczu ciskały błyskawice, a usta były zaciśnięte ze złości. Zanim jednak zdążył powiedzieć coś niestosownego, wtrąciłam:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale na terenie Siedziby mi nic nie grozi, prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Owszem, ale nie możesz spędzić całego życia, nie wychodząc! Potwory nie mają tu wstępu, za to uwielbiają czaić się w okolicy. A dzięki twojej mamie będzie ich tu jeszcze więcej... i będą polować na ciebie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wow - powiedziałam z uznaniem - Mógłbyś być aktorem. Strasznie dramatyzujesz. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie jest żart, Bea!- zbeształa mnie mama - Widziałaś przed chwilą, jak niebezpieczne są potwory. Może nie są zbyt mądre, ale dużo silniejsze od nas. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A czy mógłby ktoś mi wyjaśnić, dlaczego polują akurat na mnie? Jestem jakimś chodzącym deserem, czy co? - zaczynałam tracić cierpliwość. Przed chwilą wydawało się, że Viator i mama są przeciwko sobie, a teraz połączyli siły. Zdecydowanie wolałam tę pierwszą opcję. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Prawdopodobnie ze względu na twoją aurę. Jest nienaturalnie jasna, a to działa jak magnes na potwory - stwierdził Viator - Obrały sobie za cel upolowanie ciebie. Niestety cyklopi są bardzo wytrwali w dążeniu do celu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Objęłam się rękoma. Nie wiedziałam, czy to wina pogody, czy nowych wiadomości, ale zrobiło mi się chłodno. Zdałam sobie sprawę, że jesteśmy przy bramie wejściowej do Siedziby. Widocznie cała nasza trójka musiała się cały czas nieświadomie poruszać w tą stronę, ja po jednej stronie ogrodzenia, oni po drugiej. Viator wszedł bez problemu, za to moja mama dalej znajdowała się przed bramą. Mężczyzna stanął przy mnie i powiedział cicho:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówiłem poważnie. Jeśli chcesz stąd uciec, daję ci wolną rękę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Popatrzyłam na niego ze zdumieniem. Na jego twarzy jednak nie dostrzegłam ani śladu kpiny - musiał mówić poważnie. Zachowywał się niemal tak, jakby chciał, bym odeszła. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Zostaję - na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, ale chwilę potem zniknął. Zupełnie nie łapałam się w jego nastrojach.- Dlaczego moja mama nie może przekroczyć bramy? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ponieważ nie jest boginią, ani heroską. Tylko one mogą przekroczyć próg Siedziby - wyjaśnił cierpliwie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A czy ja mogę wyjść do niej?- zaryzykowałam, choć już znałam odpowiedź. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jasne. Jeśli chcesz skończyć w brzuchu jakiegoś potwora, nie ma problemu. Na pewno bardzo się ucieszy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zerknęłam na mamę. Splotła ręce na piersi, patrząc na Viatora nieufnie. Podeszłam do granicy bramy, uważając, by nie pójść za daleko. Moja mama uczyniła to samo po swojej stronie. Choć nie mogłam jej przytulić, mogłam jej dotknąć. Złapałyśmy się za ręce, niczym małe dzieci i wpatrywałyśmy w siebie, wiedząc, co musimy zrobić, ale równocześnie chcąc to jak najbardziej odwlec w czasie. Za moimi plecami Viator jęknął cicho.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O nie, tylko nie łzawe pożegnania. Zmywam się stąd - powiedział, po czym odszedł kilka kroków, dając nam trochę przestrzeni. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, mamo, co miesiąc są tu organizowane wizyty rodziców -zaczęłam- Następna jest za tydzień. Mogłabyś wpaść. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mama pokręciła głową, uśmiechając się smutno. Jej oczy były szkliste, jakby powstrzymywała łzy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mogę zostać w tym mieście, Bea. Cyklopi znajdą mnie prędzej, czy później, a nie chcę byś przeze mnie miała jeszcze więcej kłopotów- gdy zaczęłam kręcić głową, dodała szybko - Nawet nie zaprzeczaj. Wiem, że nawaliłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Może troszkę - przyznałam, wzdychając - Ale nie jestem na ciebie zła. Za to nie ręczę za Viatora. </div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzałyśmy z mama w jego stronę. Z uwagą oglądał jeden z posągów w ogrodzie, nie zwracając na nas uwagi. Albo udając, że nie zwraca. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jest strasznie seksowny - powiedziała cicho mama, szturchając mnie lekko w ramię. </div>
<div style="text-align: justify;">
Czy tylko mi się zdawało, czy Viator się uśmiechnął?</div>
<div style="text-align: justify;">
- I doskonale zdaje sobie z tego sprawę -dodałam- Nie dawajmy mu tej satysfakcji i nie mówmy o nim. Będziesz do mnie dzwonić?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdy tylko będę mogła - obiecała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie chciałbym wam przeszkadzać, drogie panie- wtrącił Viator, pojawiając się nagle u mojego boku- ale niedługo zlecą się tu wszystkie potwory z okolicy. Aura Beatrice jest naprawdę silna. </div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzałam ze smutkiem na mamę, jednocześnie chwytając ją mocno za rękę, nie chcąc puścić. Bałam się, że kiedy to zrobię, ona zniknie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Szkoda, że nie możesz zostać w Siedzibie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja nawet jej nie widzę, Bea - zaśmiała się, choć wiedziałam, że jest równie smutna, jak ja - Jestem stuprocentowym człowiekiem. Pył zataja przede mną wszystko, co nadnaturalne. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Pył? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czary nałożone na nadnaturalne przedmioty, by śmiertelnicy ich nie zauważali - wyjaśnił Viator - Siedziba jest widzialna jedynie dla herosów, dla ludzi to tylko długi pas zieleni. Ale to nie czas na wyjaśnienia - zwrócił się do mojej mamy - Naprawdę powinnaś już iść. </div>
<div style="text-align: justify;">
Popatrzyłam na nią ze łzami w oczach. Znowu miałam ją stracić, być może na zawsze. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzwoń do mnie - szepnęłam, puszczając jej rękę. Musiałam dać jej odejść, choć łamało to moje serce. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Będę. Trzymaj się, córeczko - powiedziała, po czym rzucając mi jeszcze ostatnie długie spojrzenie, zerwała się do biegu. Patrzyłam za nią, dopóki nie znikła w oddali. Dopiero po kilku minutach, zdałam sobie sprawę, że płaczę. Moje policzki były mokre od łez, a oczy zapewne mocno zaczerwienione. Viator objął mnie lekko ramieniem i zaczął prowadzić w stronę Siedziby. Byłam mu wdzięczna za wsparcie. Drogę przebyliśmy w milczeniu, a ja zdążyłam się opanować. Otarłam łzy wierzchem dłoni, zła na siebie za tę chwilę słabości. Nie chciałam, by ktokolwiek widział mnie w takim stanie, a już szczególnie nie Viator. Gdy byliśmy już blisko wejścia, mężczyzna spytał cicho:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystko dobrze?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak - mruknęłam. Wtedy widocznie uznał, że nie musi już zgrywać troskliwego, ponieważ stanowczym ruchem pociągnął mnie w stronę pobliskiego drzewa i oparł o nie, ręce kładąc po obu stronach mojej głowy. Złapał mnie w pułapkę, nie dając możliwości ucieczki. Był tak blisko, że idealnie czułam zapach jego wody kolońskiej. Trawa cytrynowa i cynamon mieszał się z zapachem mydła. Spojrzałam w rozzłoszczone oczy Viatora. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co ty sobie, na bogów, myślałaś?! - krzyknął - Wiesz, jakby to się mogło skończyć, gdyby mnie tam nie było?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zdaję sobie z tego sprawę - mruknęłam ze złością, próbując prześlizgnąć się pod jego ramieniem. Przytrzymał mnie jednak mocno, unieruchamiając. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Następnym razem pomyśl, zanim coś zrobisz - powiedział przez zaciśnięte zęby - Nie mam ochoty cię znowu ratować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Popatrzyłam na niego ze złością, a on odpowiedział mi tym samym. Powietrze między nami było pełne napięcia. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Beatrice, wszystko dobrze?- usłyszeliśmy obok głos Isaaca. Viator patrzył w moje oczy jeszcze kilka sekund, po czym mnie puścił. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jutro o ósmej bądź w sali treningowej - powiedział już spokojnie, po czym wymijając nas, wszedł do Siedziby. </div>
<div style="text-align: justify;">
Stałam przy drzewie jeszcze przez kilkanaście sekund, ciężko oddychając. Zapach Viatora dalej unosił się w powietrzu. Z jednej strony rozumiałam jego złość, a z drugiej nienawidziłam, gdy ktoś prawił mi morały, szczególnie gdy ten ktoś nie był znowu tak bardzo starszy ode mnie. Dzieliło nas jedynie osiem lat różnicy. W końcu ruszyłam się z miejsca, zerkając na Isaaca. Patrzył na mnie z zaniepokojeniem, widocznie nie wiedząc, co zrobić. Widziałam, że zżerała go ciekawość i chciał się dowiedzieć, co się stało, ale równocześnie nie chciał na mnie naciskać. Posłałam mu uspokajający uśmiech:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nawet nie pytaj - mruknęłam, po czym idąc w ślady Viatora, wyminęłam go i weszłam do Siedziby. </div>
<div style="text-align: justify;">
Musiałam się wyspać przed jutrzejszym treningiem, ponieważ nie miałam wątpliwości, że mój trener już zaczął dla mnie planować męczarnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
_________________________________</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie jestem szczególnie dumna z tego rozdziału, ale pisałam go na wakacjach, a tu cały czas coś mnie rozpraszało. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przyrzekam, że już niedługo zacznie się prawdziwa akcja (; Za to w kolejnym rozdziale wybierzemy się poza bramy Siedziby. W końcu jakby nie było, Siedziba znajduje się w pięknej nadmorskiej miejscowości Palm Bay i trzeba trochę pozwiedzać (:</div>
<div style="text-align: justify;">
Następny rozdział jednak dopiero pod koniec sierpnia, ponieważ gdy tylko wrócę znad morza, wybieram się do Bułgarii, także praktycznie cały sierpień spędzam poza domem ^^</div>
</div>
<div>
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com36tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-23436931165947121002013-07-17T16:56:00.003+02:002013-07-21T15:56:21.811+02:00Rozdział XI<div style="text-align: center;">
<b>Beatrice</b></div>
<br />
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Znacie to uczucie, kiedy uratujecie komuś życie i pękacie z dumy i radości? Widzicie świat przez różowe okulary, czujecie, jakbyście mogli latać i te sprawy? Nie? To witajcie w klubie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Myśl, że to przez mój heroiczny czyn, jakim było uratowanie Geneviefe, musiałam teraz wysłuchiwać tysiąca pytań (z których co drugie brzmiało: "Jak się czujesz?") sprawiała, że chciałam się spoliczkować. Nigdy bym nie pomyślała, że rzeczą przez którą jeszcze bardziej można nienawidzić innego człowieka jest uratowanie jego życia.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Oficjalnie zostajesz ogłoszona największą idiotką w Siedzibie. Bardzo dzielną, ale nadal idiotką! - głos Algidy sprawił, że przestałam się zastanawiać, czy lepiej przyłożyć sobie patelnią, czy wdać się w bójkę z którymś z dzieci Aresa. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że w ślad za Allie do mojego pokoju wszedł Trey, rzucając dziewczynie zaciekawione spojrzenie. Oboje nadal byli w strojach balowych - Algida przebrana za Uranię, Trey za Heliosa. Oboje również szybko oddychali, co zapewne znaczyło, że przed chwilą przestali tańczyć. Zabolała mnie myśl, że to przeze mnie musieli przerwać zabawę, ale miałam nadzieję, że Algida mi wybaczy, biorąc pod uwagę, że gdyby nie ja, nigdy by nawet nie zagadała do chłopaka.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Miło wiedzieć, że przoduję w rankingach - powiedziałam lekko, puszczając im oko. Trey zaśmiał się i choć moja przyjaciółka wahała się, czy dalej się gniewać, czy odpuścić, po chwili do niego dołączyła- Wiadomo w ogóle, kto wepchnął Geneviefe do tej rzeki? </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Algida parsknęła gorzkim śmiechem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Któraś z jej zazdrosnych sióstr, córek Afrodyty. Zapewne poszło o chłopaka - Algida pokręciła głową i patrząc się na mnie z niedowierzaniem, rzuciła - Nie wierzę, że ryzykowałaś swoje życie, by uratować tę zołzę. Gdyby sytuacja była odwrotna, Geneviefe nie kiwnęłaby nawet palcem!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- I to właśnie czyni z Beatrice lepszego człowieka- podsumował Trey, starając się złagodzić sytuację. Ze zmartwioną miną podszedł i przysiadł na brzegu mojego łóżka- Jak się...</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Stop- podniosłam rękę w ostrzegawczym geście- Jeśli jeszcze raz ktoś się mnie spyta, jak się czuję, obiecuję, że skończy jako podwieczorek moich rybek- wskazałam na stojące w kącie pokoju wielkie akwarium, w którym pływały setki różnokolorowych ryb- Może i nie wyglądają groźnie, ale to łaknące krwi potwory.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nic jej nie jest- podsumowała w kilku słowach mój długi wywód Algida, przewracając oczami.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jasne, że nie. Woda to w końcu mój żywioł- żachnęłam się, choć nie byłam o tym tak przekonana wtedy, kiedy tonęłam.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- A Viator brzmiał tak, jakbyś już wąchała kwiatki od drugiej strony- zauważył Trey, marszcząc brwi. Widząc moje pytające spojrzenie, wytłumaczył- Wpadł na nas gdy wychodził z balu i powiedział: "Powinniście się pożegnać z Beatrice". Nie mam pojęcia, o co mu chodziło.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Bardzo dziwnie się zachowywał- dodała Algida, kiwając głową- Jakby dowiedział się o czymś strasznym.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Poczułam, że moje łóżko się rusza. A raczej wibruje. Z miny Algidy wyczytałam, że niczego nie poczuła, a więc wykluczyłam trzęsienie ziemi. Za to Trey, który przysiadł na brzegu łóżka, z pewnością coś zauważył. Już otwierał usta, by o tym napomknąć, gdy dostałam niespodziewanego i głośnego ataku kaszlu. Co więcej, był on tak straszny, że rzucałam się po całym łóżku. Trey i Algida popatrzyli na mnie ze współczuciem, a mój cel został osiągnięty - chłopak wstał z łóżka i nawet nie wspominał o wibracjach. Moja wspaniała gra aktorska bardzo się przydała, gdyż wiedziałam już, skąd owe wibracje pochodziły. Dwa tygodnie temu, gdy tylko wprowadziłam się do tego pokoju, ukryłam mój telefon pod poduszką. Dzięki bogom, że był nastawiony na wibracje, a nie na dzwonek. Nie wiedziałam, czy komórki są w Siedzibie akceptowane, ale szczerze w to wątpiłam, gdyż nigdy nie widziałam by ktokolwiek z nich korzystał. Nie musiałam sprawdzać, by wiedzieć, kto do mnie dzwonił - jedyną osobą, która znała mój numer była moja mama. Do mojego głosu wkradła się chrypa, gdy mówiłam:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Chyba będę chora... Woda w rzece była lodowata.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie trzeba było się bawić w Perseusza- skwitowała Algida, ale w jej oczach czaiła się troska.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Myślę, że jak się trochę prześpię to mi przejdzie- stwierdziłam, ignorując jej uwagę.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- No dobra, to zostawimy cię samą - uśmiechnęła się lekko przyjaciółka- Śpij dobrze.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Gdy wychodzili, Trey obejrzał się jeszcze przez ramię, przyglądając mi się z zaciekawieniem. Widocznie nie całkiem zapomniał o wibracjach.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Kiedy tylko drzwi się za nimi zamknęły, chwyciłam za telefon i przeczytałam wiadomość, która przyszła.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i>"Czy byłaś kiedyś w mitologicznej krainie, pełnej rzeźb bogów, takich jak Apollo? Nie? To nie ma na co czekać! Szczególne zniżki dla matek z dziećmi. Przyjdź do nas, a nasza konsultantka będzie czekać, by wszystko Ci wytłumaczyć."</i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Moje serce przepełniła radość, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie miałam wątpliwości, że to moja mama napisała tę wiadomość. Tak samo jak nie miałam wątpliwości, że czeka na mnie przy posągu Apolla, który znajdował się w ogrodzie. Już dawniej wysyłała mi zaszyfrowane wiadomości, licząc na to, że zorientuję się o co chodzi. Na szczęście się nie przeliczyła. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Wyskakując z łóżka, chwyciłam czarny sweter i nałożyłam miękkie kapcie, które nie powodowały hałasu. Wiedziałam, że największym problemem będzie przedrzeć się niezauważenie przez Siedzibę, w ogrodzie już nie powinnam napotkać problemów. Jakże bardzo się myliłam.</div>
</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>Hermes</b></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: left;"><b> </b>Osobą, którą zawsze widziało się pierwszą, gdy przybywało się na Olimp, był Janus. Jego również zobaczył Hermes, gdy tego dnia wpadł z odwiedzinami. Choć wiedział, że nie powinien tam przychodzić, musiał się pilnie zobaczyć z Zeusem, by podzielić się z nim swoimi obawami związanymi z Beatrice. </span></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: left;"> Wbrew temu, co sądzili śmiertelnicy, Olimp wcale nie znajdował się na szczycie góry w północnej Grecji. Tak naprawdę, położenia Olimpu nie dało się zidentyfikować - znajdował się on zarówno wszędzie, jak i nigdzie. Tylko bogowie, niektóre mitologiczne stworzenia (takie jak satyrowie, nimfy, czy nereidy) oraz osoby przez nie zaproszone miały zaszczyt znaleźć się w tym nadzwyczajnym miejscu. Jednak zanim znalazło się bezpośrednio na Olimpie, trzeba było pokonać jeszcze jedną przeszkodę - Janusa. Bóg kluczy i bram miał swoją małą rezydencję tuż przed złotymi wrotami, które tylko on mógł otworzyć. Jeśli podpadło się Janusowi, to choćby czekało się tu całe wieki, bóg nie otworzyłby bramy. A podpaść mu było bardzo łatwo, wystarczyło, że na przykład niechcący podeptało mu się kwiatki w ogrodzie, którym tak pieczołowicie się zajmował. Hermes dawno temu na własnej skórze przekonał się, co to znaczy wpaść w niełaskę Janusa.</span></div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Tym razem zastał go również w ogrodzie, jednak bóg nie zajmował się kwiatami, a gorączkowo czegoś wśród nich szukał.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Znowu zgubiłeś jakiś klucz?- zagadnął wesoło Hermes.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Bóg bram wzdrygnął się i odwrócił w stronę gościa. Gdy zobaczył, kim on był, szeroki uśmiech zagościł na jego ustach.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Hermesie, jak miło cię widzieć!- zaraz jednak posmutniał- Nie mam spokoju z tymi kluczami, zawsze mi się jakiś gubi. Ale tak to jest, gdy się ma klucze do każdego zamka świata. Urwanie głowy!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes pstryknął palcami i w jego dłoni pojawił się mały, miedziany kluczyk. Zamachał nim Janusowi wesoło przed nosem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Czy to przypadkiem nie tego szukasz?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Janus patrzył się na niego w niemym szoku. Po chwili jednak na jego twarz wkradło się rozdrażnienie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Skąd go masz?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Bóg złodziei nigdy nie zdradza swoich sztuczek- Hermes mrugnął i rzucił mu klucz. Janus złapał go bez trudu i wrzucił do kieszeni, w której grzechotały tysiące innych. Jak się tam mieściły - to już sekret Janusa.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Bóg bram poczłapał z gniewną miną w stronę swojego biurka, które znajdowało się tuż obok wielkich, złotych drzwi, prowadzących bezpośrednio na Olimp. Hermes widział je miliony razy, ale jeszcze nigdy tak bardzo nie ucieszył się na ich widok. Janus usiadł i zmierzył podróżnika wzrokiem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Byłeś umówiony?- spytał.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes westchnął, czując ogarniającą go irytację.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Daj spokój, chyba się nie będziesz wściekał o głupie klucze! Które, nawiasem mówiąc, ci oddałem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tu nie chodzi o to, że się wściekam- odpowiedział tamten spokojnie- Zeus zakazał mi wpuszczać każdego, kto nie był umówiony.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nawet Hermesa?- warknął tułacz, ale na Janusie nie zrobiło to wrażenia. Bóg był zmuszony użyć starej sztuczki, która już kilka razy podziałała- Jeśli mnie wpuścisz, powiem Afrodycie, że masz bardzo fajne... eee... klucze. I że w ogóle jesteś fajny.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Janus wyprostował się na fotelu, a w jego oczach pojawiły się błyski zainteresowania.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę to zrobisz? I powiesz, żeby przyszła mnie odwiedzić?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście- obiecał Hermes, w myślach przewracając oczami. Zabawne, że za każdym razem się na to nabierał.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Trzymam cię za słowo- powiedział tamten i pstryknął palcami. Wrota, prowadzące na Olimp otworzyły się i kiedy Hermes przez nie przechodził, usłyszał jeszcze jak Janus mamrocze pod nosem:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Na bogów, w co ja się ubiorę, gdy Afrodyta tu przyjdzie...</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Olimp był najpiękniejszym miejscem na całym świecie - wszyscy, którzy go zobaczyli, byli w tym zgodni. Było to miasteczko pełne biało-złotych rezydencji, gai oliwnych i pięknych, kamiennych uliczek. Wszystkie prowadziły w stronę największego pałacu - siedziby bogów, która na razie wyglądała jak malutki punkt w oddali. Na Olimpie mieszkali bogowie słynnej Dwunastki, wśród których znajdował się również Hermes, ale również bóstwa pośrednie. Zdarzały się jednak wyjątki od najważniejszych bogów: Artemida bowiem mieszkała w lesie, a Posejdon przychodził jedynie na zebrania, na co dzień mieszkał w swoim podwodnym pałacu. Hades natomiast miał swoją siedzibę w Podziemiu.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Na Olimpie powietrze było czyste, krzewy rosnące przy dróżkach zadbane, a na ziemi nie leżał ani jeden śmieć. Do uszu Hermesa dobiegł śpiew - to Muzy ćwiczyły przed kolejnym koncertem, a przy nich stał Apollo, delektując się muzyką. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Droga do pałacu była kręta i pełna atrakcji - Hermes minął już amfiteatr, ogród Demeter oraz park Hesperyd, a przy ścieżce napotkał pełno kupców, próbujących sprzedać najróżniejsze towary - od lizaków z nutką ambrozji po dywany z sierści minotaura. Na dużej, zielonej łące siedziały driady, czesząc sobie włosy i jednocześnie dzieląc się plotkami. Gdy tylko Hermes kogoś mijał, ludzie pochylali głowy, oddając mu cześć.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Tutaj czas stanął w miejscu - nikt nie przejmował się zbliżającą się wojną, ani żadnymi innymi problemami. Tu nic z tych rzeczy się nie liczyło, ponieważ ludzie najzwyczajniej w świecie czuli się bezpiecznie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Atmosfera zmieniła się jednak, gdy Hermes wszedł do pałacu bogów. Chłód bił od każdego centymetra marmuru, z którego pałac był zbudowany, a nieprzyjemność wyczuwało się w powietrzu. Co więcej, było bardzo cicho, a nie było to tu częste zjawisko. Hermes wszedł do sali obrad, w której zastał tylko jednego boga. Na szczęście był to bóg, którego szukał.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zeus siedział na swoim tronie, przeglądając papiery, których na jego wytwornym, marmurowym biurku pieniły się tysiące. Hermes zerknął szybko w stronę swojego tronu - trudno jednak było mu go dostrzec spod sterty paczek, które go zasypywały. Nie mogąc się opanować, spytał:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie zatrudniłeś nikogo na moje miejsce? Dlaczego paczki wciąż przychodzą do mnie?- podszedł szybko do swego tronu i chwycił pierwszy z brzegu list. Jego adresatem był Zeus- No to już jest przesada! Znajdujesz się kilka tronów od mojego, ale niektóre twoje listy i tak trafiają do mnie! Ludzie myślą, że nie mam co robić, tylko biegać po Olimpie, jak jakaś firma kurierska.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zeus jednak nie wydawał się go słyszeć. Przeglądał papiery ze skupieniem na twarzy i dopiero gdy Hermes do niego podszedł, podniósł wzrok i napotkał spojrzenie swego syna. Zmarszczył brwi, a Hermes upewnił się w swoim założeniu, gdy pan piorunów spytał z rozdrażnieniem:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- A ty co tu robisz?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
To wszystko. Żadnego "Miło cię widzieć", albo "Jak tam ci się wiedzie na świecie?". Ale można się było tego spodziewać, gdyż specjalistką od takich powitań była Hera, której niestety dzisiaj nie było, co wydało się Hermesowi podejrzane, ponieważ rzadko opuszczała bok swojego męża. Rozumiał nieobecność innych bogów, którzy w pałacu przebywali sporadycznie, zazwyczaj spędzając czas na Ziemi. Jednak nieobecność żony pana piorunów była zjawiskiem nadzwyczajnym.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie jest Hera? - spytał Hermes, nie mogąc pohamować ciekawości. Zeus machnął ręką z roztargnieniem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Poszła na casting do tego programu... "Super niania", czy coś takiego.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Żartujesz? - jednak poważna mina władcy piorunów sprawiła, że Hermes odpowiedział sam sobie - Nie żartujesz. Ale nie sądzisz, że to trochę dziwne iść do programu, gdzie wychowuje się dzieci, podczas gdy ostatnie dziecko wychowała trzy tysiące lat temu?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Za Herą nie nadążysz - mruknął Zeus - Miejmy nadzieję, że nie wygra, bo wtedy będziemy mieli problem. Najgorsze jest to, że szykuje się wojna, a ona sobie z tego nic nie robi. Reszta bogów stara się pomagać, ale Hera coraz to wynajduje sobie nowe hobby i interesuje się tylko nimi- podpisał jeszcze parę papierów i podniósł niebiesko-szare oczy na syna - No więc co cię tu sprowadza?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes dopiero teraz zauważył, jak bardzo zmęczony był Zeus. Jego zazwyczaj czujne oczy w odcieniach nieba przed burzą były rozkojarzone, pod nimi znajdowały się duże, ciemnofioletowe cienie, a policzki były zapadnięte. Nawet małe pioruny, które zazwyczaj pobłyskiwały w długiej brodzie Zeusa, były dzisiaj niemrawe. Ta wojna go wykańczała. I choć Hermes nie żywił zbyt ciepłych uczuć względem pana piorunów, postanowił od razu przejść do sedna:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Pamiętasz przepowiednię, która została wygłoszona siedemnaście lat temu?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście- Zeus westchnął ciężko- Trudno o niej zapomnieć. Do czego zmierzasz?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Myślę... myślę, że znam heroskę, o której ona mówi.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zeus wyprostował się na tronie, a pioruny na jego brodzie zaczęły niebezpiecznie szybko błyskać, zdradzając podenerwowanie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tą, która może doprowadzić do zagłady Olimpu?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tego nie wiadomo, przepowiednia...</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Przepowiednia może się mylić!- ryknął Zeus, wstając ze swojego marmurowego tronu- Jeśli coś wiesz, mów.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes rozumiał, dlaczego Zeus tak nerwowo zareagował. Już kilka razy zdarzało się, że Mojry źle coś zrozumiały, źle zapamiętały, albo nawet zostały przekupione, by przekazać fałszywe przepowiednie. Dlatego z przepowiedniami trzeba było uważać i najlepiej likwidować potencjalne zagrożenie, gdy tylko się pojawiło.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jestem prawie pewny, że Beatrice Mead, heroska, która trafiła do Siedziby kilka tygodni temu, jest dziewczyną z przepowiedni. Od początku zdawało mi się...- zawahał się- sam nie wiem, jak to nazwać. Po prostu dziwnie się przy niej czułem, jakby stwarzała dla mnie zagrożenie, choć jej zdolności bitewne ograniczają się do krzyku "ratunku!". Moje przypuszczenia potwierdziły się, gdy nazwała mnie tułaczem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zeus przejechał ręką po brodzie, głęboko się nad czymś zastanawiając.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Kogo jest córką?- spytał w końcu.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie mam pojęcia- powiedział Hermes, patrząc ojcu prosto w oczy, jednak tamten i tak wyczuł kłamstwo.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego mnie okłamujesz? Czyżbyś starał się chronić tą dziewczynę?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie okłamuję cię - odpowiedział, choć jego umysł krzyczał "kłamca!"- Po prostu na razie nie rozwikłałem zagadki jej pochodzenia.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zeus nie wydawał się przekonany i miał ku temu powody. Jego następne pytanie brzmiało:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Zatem jakie zdolności wykazuje? W czym jest dobra?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes nie był głupi. Wiedział, że gdyby się chociaż zająknął o wodzie, Zeus od razu pomyślałby o tym, co męczyło boga złodziei od tygodnia. O tym, że to Okeanos jest ojcem Beatrice.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Szczerze?- zaśmiał się, a jego wyćwiczony przez tysiąclecia śmiech zabrzmiał prawdziwie- Ona w niczym nie jest dobra.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zeus popatrzył na niego z niedowierzaniem, ale widząc pewną minę syna, dał się przekonać i usiadł z powrotem na tronie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Dobrze zatem. W takim razie masz się dowiedzieć, kto jest jej ojcem. I gdy tylko to zrobisz, poinformuj mnie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- A co potem? </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zeus popatrzył się na niego w zadumie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli okaże się, że to naprawdę dziewczyna z przepowiedni, jest tylko jedno wyjście.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermesowi zaschło w ustach, ponieważ już znał odpowiedź. Mimo to, spytał cicho:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jakie?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zeus spojrzał na niego ze zmęczeniem,czającym się w kącikach oczu i powiedział z wielkim smutkiem, jakby naprawdę żal mu było podejmować taką decyzję:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Trzeba będzie ją zabić.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
________________________</div>
<div style="text-align: left;">
Ten rozdział jest jednym z moich ulubionych, uwielbiam pisać długie opisy, a Olimp był do tego bardzo dobrą okazją. Mam nadzieję, że spodoba się Wam moja wizja miasteczka bogów, ponieważ jeśli chodzi o mnie, to nie miałabym nic przeciwko, by tam zamieszkać (: </div>
<div style="text-align: left;">
Następny rozdział pojawi się na pewno przed 10 sierpnia, ale nie wiem, kiedy dokładnie, ponieważ będę w tym czasie na wakacjach i dodam, jak tylko znajdę czas (:</div>
<div style="text-align: left;">
+ Zapraszam do głosowania w ankiecie, mam nadzieję, że tym razem głosy nie będą znikać.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com33tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-60949655830730610752013-06-28T19:00:00.001+02:002013-11-24T15:28:26.712+01:00Rozdział X<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Perfekcyjna sukienka? Jest. Przepiękne i cholernie wysokie szpilki? Są. Śliczna fryzura i makijaż? Odhaczone. Jedyne, czego brakowało, to olśniewającego uśmiechu, na który nie było mnie stać.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Czy to naprawdę dobry pomysł urządzać bal maskowy zaraz po tym, co się stało z Mikiem?- spytałam po raz setny tego dnia, dręcząc Algidę, która krzątała się przy mojej sukni, nanosząc poprawki.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Właśnie dlatego powinniśmy się zabawić-wyjaśniła cierpliwie- By zapomnieć na chwilę o tym, co się stało.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Westchnęłam i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Algida, która jako córka Hefajstosa umiała doskonale szyć, wspaniale się spisała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tematem przewodnim balu, na który się dzisiaj wybieraliśmy byli (a któżby inny?) bogowie. Nie miałam zupełnie ochoty na żadne zabawy, jednak przyjaciółka przekonała mnie, bym się trochę odprężyła. Musiałam przyznać jej rację - w ciągu ostatniego tygodnia miałam na głowie wiele problemów i potrzebna mi była od nich odskocznia. Jako że od małego uwielbiałam Księżyc, przebrałam się za Selene, jego boginię. Srebrna suknia leżała idealnie, spełniając się zarówno w funkcji szykownej, jak i seksownej. Była obcisła, długa aż do ziemi - a po boku miała rozcięcie sięgające od uda do kostki. Stroju dopełniały 10-centymetrowe fioletowe szpilki. Choć teraz wyglądały wspaniale, nie będą już tak wspaniałe, gdy przez nie wyłożę się jak długa, co prawdopodobnie nastąpi bardzo szybko. Nie byłam przyzwyczajona do chodzenia na obcasach. Algida skończyła wszystkie poprawki i nakładając szybko tusz do rzęs (to był jej jedyny makijaż), założyła prostokątną sukienkę i trójkątne kolczyki. Podczas gdy mną zajmowała się przez blisko dwie godziny, jej samej przygotowanie zajęło kilkanaście sekund. Musiałam jednak przyznać, że strój był bardzo ładny i od pierwszego rzutu okiem można się było zorientować, kim była. Nawet gdyby nie powiedziała mi wcześniej, że przebrała się za Uranię, muzę geometrii i astronomii, bez trudu doszłabym do tego sama. Ktoś za moimi plecami głośno zagwizdał, po czym powiedział:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Ale z was laski. Przez chwilę myślałem, że dotarłem do złego pokoju.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Odwróciłam się, by zobaczyć stojącego w drzwiach Isaaca, czarnowłosego chłopaka, jednego z przyjaciół Algidy, którego poznałam tydzień temu na stołówce. Ubrany był jak zawsze - luźna koszulka i luźne spodnie. Allie wyprzedziła moje pytanie:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Za to ja nie mam wątpliwości, że to ty. Nie miałeś czasu, by się przebrać?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście, że się przebrałem!- udał oburzonego i wyciągnął zza pleców butelkę wina- Jestem Dionizosem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jestem pewna, że wszyscy na to wpadną- pokiwałam poważnie głową, na co Algida wybuchnęła śmiechem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Śmiejcie się, śmiejcie, ale jak będziecie chciały się napić, będę pierwszym, do którego przyjdziecie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Ja już chcę się napić- rzuciłam i przechodząc obok niego, zabrałam mu butelkę z ręki i pociągnęłam spory łyk. Napój smakował okropnie, ale przynajmniej sprawi, że zapomnę choć na chwilę o problemach.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Hej, w takim tempie to wino nie dotrwa do balu!- zaprotestował Isaac.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś Dionizosem, nie możesz go wyczarować więcej?- spytałam, puszczając mu oko i ciągnąc w stronę wyjścia.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- No jasne, jak tylko się pojawia chłopak to już się zapomina o przyjaciółce!- krzyknęła Algida zza naszych pleców.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie marudź, Uranio- rzucił Isaac, splatając palce z moimi. O-oł. Nagle dopadł mnie wyjątkowo nieciekawy atak kaszlu, sprawiając, że musiałam wyrwać dłoń z uścisku chłopaka. Czułam na sobie jego spojrzenie, ale nie odwróciłam się w jego stronę, brnąc dalej korytarzem i zanosząc się kaszlem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Chyba coś załapałam- wydusiłam- Lepiej się do mnie nie zbliżajcie, bo jeszcze się zarazicie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- To jest kara za zostawianie przyjaciółki dla chłopaka- stwierdziła złośliwie Algida, doganiając nas, lecz przyglądała mi się z niepokojem wymalowanym na twarzy.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Masz całkowitą rację - pokiwałam energicznie głową- Muszę zacząć spędzać z tobą więcej czasu. Dzisiejszy wieczór poświęcam tobie, żadnych chłopaków.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Kątem oka zauważyłam niezadowoloną minę Isaaca, ale nie zareagowałam. Widocznie wiązał ze mną większe nadzieje, niż ja z nim. Od kilku dni mnie podrywał, nie zauważając sygnałów, które mu wysyłałam. Albo po prostu je ignorując - bo raczej trudno nie zauważyć, że aż trzy razy odmówiłam, gdy chciał mnie zaprosić na randkę. Nawet dzisiaj się do mnie przyczepił, choć mówiłam mu wcześniej, że na bal wolę pójść bez partnera. Gdy wyszliśmy na dwór do naszych uszu dopłynęły dźwięki spokojnej muzyki, a oczy zauważyły setki lampionów pozawieszanych na drzewach oraz dziesiątki rozmawiających i tańczących ludzi.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Wygląda na to, że przyjęcie się już zaczęło - mruknęła Algida.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Ale prawdziwe przyjęcie zaczyna się teraz, bo Dionizos dotarł!- wykrzyknął Isaac, a kilkoro niedaleko stojących herosów odwróciło się w jego stronę i śmiejąc się, wciągnęło go w wir ciał na parkiecie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zostałyśmy z Algidą same, niepewne co zrobić. Nie miałam ochoty tańczyć, zresztą szpilki mi to uniemożliwiały. Rozejrzałam się po otoczeniu, zachwycając się wspaniałym wystrojem. Choć bal odbywał się na zewnątrz, równie dobrze mogłaby to być sala balowa. Na drzewach wisiały lampki i lampiony, oświetlając cały ogród jasnoróżowym światłem. Obok drzew stały stoły, całe zastawione wystawnym jedzeniem i drogimi napojami. Na scenie wielkości boiska grał zespół, w którego członkach rozpoznałam herosów, mieszkających w Siedzibie. Mimo muzyki, słyszałam szum rzeki, która płynęła w pobliżu, a patrząc w tamtą stronę zauważyłam parę osób, które moczyły w niej nogi. Pod moimi stopami zamiast trawy były płytki marmurowe, jak na prawdziwym balu. Tak samo, jak pewna byłam, że jeszcze kilka godzin temu ich tu nie było, tak samo wiedziałam, że jutro nie będzie po nich śladu, a ogród ponownie będzie spokojnym, zacisznym, pełnym zieleni miejscem. To wszystko było niesamowite. Czułam się jak w bajce. Jeszcze tydzień temu mogłam tylko marzyć o takim życiu. Może dowiedzenie się o tym, że jestem heroską, wyszło mi na dobre. Choć dalej tęskniłam za mamą i codziennie wpatrywałam się w telefon, czekając aż zadzwoni, mogłabym się przyzwyczaić do takiej codzienności. Ale wiedziałam, że życie to nie bajka. I choć w tej właśnie chwili wszystko wydawało się niesamowite, na co dzień życie herosa to wyłącznie ból i cierpienie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Do rzeczywistości przywrócił mnie dotyk Algidy. Ściskała moje ramię tak mocno, że byłam pewna, iż będę miała siniaki. Podążając za jej wzrokiem, zobaczyłam duży, biały rydwan, na którym stał... Helios. A ściślej mówiąc Trey, przebrany za Heliosa. Ale charakteryzacja była tak dobra, że na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że to naprawdę bóg słońca. Algida popatrzyła na niego z uwielbieniem, po czym powiedziała:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Chętnie bym się z nim przeleciała na tym rydwanie. I mam tu na myśli to drugie "przelecieć".</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiałam się, po czym odginając jej palce jeden po drugim, uwolniłam swoje ramię z jej uścisku. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. To była idealna okazja. Wiedziałam, że Algida nigdy nie zrobi pierwszego ruchu, bo wmówiła sobie, że Trey nigdy by się nią nie zainteresował. Ale ja nie mogłam już patrzeć, jak się zadręcza tą myślą. Skoro ona nie zrobi pierwszego kroku, ja muszę go zrobić za nią.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Trey!- zawołałam, starając się przekrzyczeć muzykę i machając rękami w jego stronę. Cel został osiągnięty - zauważył mnie. Uśmiechnął się, zeskoczył z rydwanu i zaczął się przedzierać przez tłum w naszą stronę.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Co ty robisz?!- wyszeptała moja przyjaciółka, przerażona.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Spojrzałam na nią niewinnie, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, mężczyzna był już przy nas. Algida zamarła.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Hej, dziewczyny- powiedział- Wyglądacie przepięknie- Choć słowa były skierowane do nas obu, nie uszło mojej uwadze (i Algidy na pewno też nie), że patrzył tylko na mnie. Skarciłam go za to w duchu.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Dzięki. Algida uszyła nasze stroje. Jest niesamowita- powiedziałam, a dziewczyna się zarumieniła. Trey zerknął na nią i uśmiechnął się lekko. Gdy już myślałam, że odniosłam sukces, jego wzrok znów spoczął na mnie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Chciałabyś zatańczyć?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zamarłam. Kątem oka zobaczyłam, że Algida odwraca wzrok i wierci się, niepewna co zrobić. Co Trey wyprawia?! Czy on naprawdę nie widzi, że ona jest w nim zakochana po uszy?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam cię, ale w tych butach nie ma mowy, bym zatańczyła- powiedziałam w końcu- W sumie przyszłam tu tylko po to, by się najeść. W końcu jest tu pełno darmowego jedzenia, nie można przegapić takiej okazji!- zaśmiałam się nerwowo, po czym dodałam szybko- Ale Algida z pewnością chętnie by zatańczyła.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Poczułam na sobie wściekły, przewiercający wzrok dziewczyny. Wiedziałam, że jest na mnie wściekła. Trey przyglądał mi się jeszcze parę sekund, po czym przeniósł wzrok na Algidę. Uśmiechnął się do niej szeroko i wyciągnął rękę:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Zatańczymy?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Algida wyglądała, jakby miała umrzeć. Albo ze szczęścia albo z przerażenia - to naprawdę trudno stwierdzić. Przeniosłam wzrok na twarz Trey'a, szukając jakichkolwiek oznak drwiny, jednak ich nie znalazłam. I wtedy to do mnie dotarło. Trey nie widzi Algidy tak, jak wszyscy inni - jako grubej, niezbyt ładnej dziewczyny z oszpecającą blizną na policzku. On widzi w niej zwykłą dziewczynę, tak samo ładną, jak wszystkie inne. Dla niego wygląd nie ma najmniejszego znaczenia. Na tę myśl mam ochotę go przytulić.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Algida, w końcu odzyskując głos, chwyciła rękę chłopaka i dała mu się zaprowadzić na parkiet. Wcześniej odwróciła się jeszcze do mnie i powiedziała bezgłośnie:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś niesamowita.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Uśmiechnęłam się szeroko i skierowałam w stronę stołów z jedzeniem, choć w takich butach postawienie nawet jednego kroku wydaje się męczarnią. Dlaczego ja się na nie zgodziłam?! Przecież to nie moja bajka. Ale sądząc po spojrzeniach, jakie posyłają mi inni herosi pomyślałam, że nawet było warto.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Gdy tylko doszłam do stołu, wzięłam lampkę szampana. Wątpiłam, by były w nim jakieś procenty, bo w końcu większość uczniów jest niepełnoletnia... Chociaż z takim dyrektorem jak Nereus, nigdy nic nie wiadomo. Piłam wolno, delektując się smakiem. Dwie heroski obok mnie, jedna przebrana za Artemidę, druga za Atenę rozmawiały ze sobą cicho, ale wystarczająco głośno, bym była w stanie je usłyszeć.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Widziałaś Treya? Wygląda mega seksownie! Mógłby się przebierać za Heliosa codziennie!- powiedziała jedna.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Co tam Trey! Widziałaś Boga? Wygląda po prostu... bosko- westchnęła druga.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Masz rację, zdecydowanie wygląda najlepiej ze wszystkich... Gdyby Hermes naprawdę tak wyglądał to byłby najgorętszym bogiem. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby przynosił mi pocztę... </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Ich dalsza rozmowa zeszła na temat osób, których nie znam, więc przestałam się przysłuchiwać. Mimowolnie rozglądałam się po tłumie, szukając wzrokiem mojego trenera. Musi wyglądać naprawdę dobrze, skoro te dziewczyny tak się zachwycały. Moje spojrzenie błądziło po herosach przebranych za najróżniejszych bogów, tych znanych i mniej znanych, ale nigdzie nie dostrzegłam Viatora.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Kogo tak szukasz, Selene?- usłyszałam szept koło ucha i podskoczyłam wysoko, rozlewając resztkę szampana na marmur pod moimi nogami. Odwróciłam się, by zobaczyć Viatora, ubranego w sportowe ciuchy. Na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem normalnie, dopiero po chwili zauważyłam szczegóły takie jak buty ze skrzydłami i kaduceusza. Oba te atrybuty wyglądały bardzo autentycznie. Mogłabym nawet przysiąść, że jeden z węży, oplatający laskę, się poruszył.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nikogo. Nieważne- odpowiedziałam szybko i żeby odwrócić uwagę, zadałam pierwsze pytanie, które przyszło mi do głowy- Za kogo się przebrałeś?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Uśmiechnął się szeroko.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Za najprzystojniejszego boga na Olimpie, oczywiście.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zmierzyłam go wzrokiem i powiedziałam coś, co kompletnie przeczyło moim myślom:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę? Nie zauważyłam.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Uśmiech nie schodził mu z ust, gdy podciągnął swój t-shirt do góry, odsłaniając kawałek brzucha:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Chcesz, żebym ci pokazał?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zapewne spodziewał się jakiejś ciętej riposty. Widząc, że nic nie mówię, w jego oczach pojawił się błysk zaskoczenia. Patrzeliśmy na siebie przez kilka sekund, dopóki tej niezręcznej ciszy nie przerwała prawdziwa Selene - nie bogini, oczywiście, ale przyjaciółka Viatora, która miała tak na imię.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Co ty, na bogów wyprawiasz, Viatorze?!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Mój trener obrzucił ją obojętnym spojrzeniem, po czym spytał:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- O co ci chodzi?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- O to, za kogo się przebrałeś!- warknęła- Jak możesz być tak lekkomyślny?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Przysłuchiwałam się tej wymianie zdań, marszcząc brwi. Viator nachylił się do dziewczyny i powiedział cicho:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Przestań robić sceny, Selene. To moja sprawa za kogo się przebrałem lub nie przebrałem. Ja nie mam żadnych obiekcji co do twojego... stroju.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Dopiero teraz zwróciłam uwagę, w co jest ubrana. Różowa spódniczka mini, czerwona bokserka z głębokim dekoltem i koronkowe rajstopy. Odważne połączenie... nadające się bardziej do klubu nocnego, niż na bal. Viator i Selene wpatrywali się w siebie wściekle, a ja, widząc że atmosfera się zagęszcza, spytałam szybko:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Za kogo się przebrałaś?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna odwróciła powoli wzrok od twarzy Viatora i popatrzyła na mnie. Jej głos ociekał niechęcią, gdy mówiła:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Za największą lafiryndę na Olimpie, Afrodytę- Viator prychnął, ale pozostawił to bez komentarza. Selene zlustrowała mnie wzrokiem- Jesteś wierną kopią Selene, muszę przyznać. Gdzie kupiłaś sukienkę? - i nagle przy tym pytaniu jej nastrój diametralnie się zmienił. Nie wyglądała już na zirytowaną, ale zaciekawioną i podekscytowaną, jakby mówiła o swojej pasji.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Moja przyjaciółka, Algida ją uszyła- wyjaśniłam, ciesząc się, że mogę zrobić Allie reklamę.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Musisz mnie kiedyś z nią zapoznać- stwierdziła, po czym przyglądała mi się jeszcze przez chwilę- Zaraz, zaraz... to ty jesteś Beatrice?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Pokiwałam głową, niepewna jak się zachować. Kobieta ponownie zmierzyła mnie wzrokiem i uśmiechnęła się szeroko.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Masz wielki plus za ten strój, Beatrice- powiedziała i puściła mi oko, po czym obróciła się w stronę Viatora i wycelowała w niego palec wskazujący z idealnie pomalowanym, różowym paznokciem- A my porozmawiamy w domu.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna przewrócił oczami.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Twoja gra wstępna jest zachwycająca, Sel.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Kobieta wzięła ze stołu cukierka i rzuciła nim w niego. Viator błyskawicznie się uchylił, a cukierek wylądował na ziemi.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Lubię, gdy jesteś taka ostra- przekomarzał się, a na jego usta wpełzł powolny uśmiech.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Selene westchnęła z rezygnacją i odeszła, lekko się chwiejąc na wysokich szpilkach. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zespół na scenie zaczął grać wolną piosenkę, a pary tańczyły w jej rytm, przytulając się. Nie mogłam pohamować uśmiechu, gdy zobaczyłam wśród nich Algidę i Treya. Choć Algida nadal była nieco sztywna, widziałam, że jest w siódmym niebie. Cieszyłam się jej szczęściem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle obok mnie pojawiła się wysoka blondynka. Nie miałam wątpliwości, że to córka Afrodyty. Rozumiem wszystko, ale przebrać się za własną matkę? Przesada.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Hej, Viator, zastanawiałam się, czy robisz coś w tej chwili- dziewczyna zachowywała się, jakby mnie nie widziała, choć stałam tuż przy niej. Chcąc się upewnić, że nie zniknęłam, machnęłam jej ręką przed oczami.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Rozmawia ze mną- odpowiedziałam za niego.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tak, tak- mruknęła dziewczyna ze zniecierpliwieniem, w końcu zwracając na mnie uwagę- Ale chyba nie miałabyś nic przeciwko, gdybym go wypożyczyła na trochę?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Czułam się, jakbym z powrotem wróciła do liceum, w którym takie zachowania były codziennością. Traktowanie chłopaków przez dziewczyny przedmiotowo i na odwrót. Jakby Viator był filmem, który można wypożyczyć. Mężczyzna jednak nie zaprotestował i dał się wyciągnąć na parkiet, wcześniej wzruszając przepraszająco ramionami w moją stronę. Zmrużyłam oczy. Już wcześniej zauważyłam, że ma sentyment do dzieci Afrodyty. A Geneviefe, ta, która wyzywała Algidę w tamtym tygodniu, była bez wątpienia jego ulubienicą. Nie obchodzi mnie to, powiedziałam sobie w myślach. To nie moja sprawa, z kim się zadaje Viator.</div>
<div style="text-align: justify;">
By się uspokoić, poszłam w stronę rzeki. Jej szum działał na mnie relaksująco. Zawsze się lepiej czułam w otoczeniu wody. Przy rzece nie było prawie nikogo, wszyscy tańczyli na parkiecie. Widziałam tylko jedną parę, jakieś dwadzieścia metrów ode mnie. Nie zwróciłam na nich uwagi, tak jak oni nie zwrócili na mnie. Usiadam przy rzece i z ulgą zdjęłam szpilki. Gdy tylko zanurzyłam stopy w wodzie, poczułam wracającą we mnie siłę. Zamknęłam oczy i odchyliłam się na łokciach do tyłu. Delektowałam się tym uczuciem przez kilka minut, podczas których cały otaczający mnie świat zniknął. Nie było już muzyki, ludzi tańczących do jej rytmu, Viatora oraz... Mike'a. Nie było Mike'a. I pewnie nigdy już nie będzie. Przynajmniej nie tutaj, w Siedzibie. Ze względu na zły stan zdrowia, Nereus wysłał go na rehabilitację... do Grecji. Znajdowała się tam bowiem najsłynniejsza i największa Siedziba Herosów, gdzie chłopakiem zajmie się sama Iaso, bogini uzdrawiania. Mike, gdy to usłyszał był zachwycony, ale jego przyjaciele już mniej. Choć znałam go bardzo krótko, zdążyłam go polubić i wiedziałam, że będę za nim tęsknić. Miałam tylko nadzieję, że jego stan zdrowia się poprawi i będzie mógł tu niedługo wrócić. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Pomocy! Niech mi ktoś pomoże!- do rzeczywistości przywrócił mnie piskliwy krzyk, który dochodził ze strony rzeki. Szybko skoczyłam na równe nogi i podbiegłam w stronę dziewczyny, która się topiła i wzywała pomocy. Gdy się zbliżyłam, zauważyłam, że to Geneviefe.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- To chyba jakieś żarty- mruknęłam i rozejrzałam się szybko, sprawdzając, czy nikt inny nie biegnie jej uratować. Dziewczyna zawzięcie walczyła z silnym nurtem rzeki, ale widać było, że traciła siły, a jej głowa z każdą chwilą zagłębiała się coraz bardziej w wodzie. Nie miałam żadnej, najmniejszej ochoty jej ratować. Nie zasłużyła na moją pomoc. Ale widząc, że wszyscy inni tańczyli i nawet nie słyszeli jej krzyków, zrobiłam to, co trzeba było zrobić - wskoczyłam do rzeki i popłynęłam w jej stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nurt był bardzo silny, cały czas mnie znosił, utrudniając dopłynięcie do dziewczyny, która już całkowicie znajdowała się pod powierzchnią wody. Choć była okropnym człowiekiem, nie życzyłam jej śmierci. Pomyślałam, jak dobrze by było gdyby nie było nurtu, a rzeka byłaby spokojna. Dalej gorączkowo płynęłam w stronę dziewczyny i po chwili, która nadeszła dużo szybciej, niż się spodziewałam, byłam przy niej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Rozejrzałam się zdumiona- woda była spokojna, już mnie nie znosiło na prawą stronę. Dziękuję, pomyślałam, a woda zabulgotała, jakby mówiła: "nie ma za co".</div>
<div style="text-align: justify;">
Zanurkowałam i łapiąc Geneviefe pod pachy, pociągnęłam ją w górę. Była bezwładna i miała zamknięte oczy. Czy aby nie przybyłam za późno? Zdusiłam w sobie tę myśl. Wypłynęłam na powierzchnię i doholowałam dziewczynę do brzegu. Nikt nie zwracał na nas uwagi. Nurt rzeki zabrał nas daleko, jakieś czterdzieści metrów od herosów. Podsadziłam Geneviefe na brzeg i choć byłam padnięta, wrzasnęłam o pomoc. Powtórzyłam to pięć razy, ale przez głośną muzykę nikt mnie nie słyszał. Nie miałam siły dalej wołać, tak samo jak nie miałam siły wejść na brzeg. Uspokojenie nurtu rzeki mnie osłabiło.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poczułam w oczach łzy, ale mimo to krzyknęłam o pomoc ponownie. Obraz przed oczami zaczął mi się rozmazywać, nie widziałam nawet, czy ktokolwiek mnie usłyszał. Moje krzyki przeszły w rozpaczliwy szept: "pomocy, pomocy, pomocy", a nogi zrobiły się ciężkie, jakby ciągnęły mnie na dno. Próbowałam się złapać wystających korzeni drzew, ale byłam za słaba. Nim się zorientowałam, moja głowa była pod powierzchnią wody. Zaczęłam machać rozpaczliwie rękami, ale na nic się to nie zdało. Nurt znowu zaczął wzbierać i po chwili byłam targana na przemian w prawą i lewą stronę. Chciałam się stąd wydostać. Choć kiedyś kochałam wodę, w tej chwili jej nienawidziłam. Nigdy nie przypuszczałam, że umrę w takie sposób. Choć dalej próbowałam, nie umiałam wypłynąć na powierzchnię - nurt był zbyt silny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przynajmniej umrę bohaterską śmiercią, pomyślałam. Szkoda tylko, że ratując życie takiej zołzie. Pozwoliłam falom mną targać, nie mając siły się im przeciwstawić. Po czasie, który wydawał mi się wiecznością (gdy czeka się na śmierć, czas płynie denerwująco wolno), do mojego umysłu zakradły się podejrzenia. Dlaczego jeszcze nie umarłam? Powinnam się była już dawno utopić. Irytujący głosik na końcu głowy podpowiadał mi, że jestem już martwa. Po prostu się nie zorientowałam. A więc tak wygląda śmierć, pomyślałam. Pewnie jak wypłynę na powierzchnię wody, będę już w innym świecie. Zmusiłam obolałe kończyny do ruchu. Czy po śmierci odczuwa się ból? Wypłynęłam i podciągnęłam się na brzeg. Upadłam na plecy. Zaraz pewnie przyjdą anioł i diabeł targować się o moją duszę, pomyślałam. Dobra, aniele. Właśnie umarłam, ratując życie największej egoistce świata. Jeśli nie dostanę się do nieba, zrobię awanturę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam nade mną pochylał się przepiękny mężczyzna. Brązowe włosy sięgające brody, jednodniowy zarost i hipnotyzujące, niebieskie oczy oraz silne ramiona, którymi mnie obejmował. Jedynie zmartwiony wyraz twarzy psuł jego obraz. Coś mi zaczęło świtać. Znałam tego mężczyznę. Zanim przypomniałam sobie jego imię, przyszła myśl, że to przez niego musiałam w tym tygodniu przebiec prawie 80km. Podróżnik, pomyślałam. Tak jego imię brzmiało po łacinie. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Viator- wyszeptałam- Czy ja umarłam? Czy jestem w piekle?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- W piekle? Dlaczego tak myślisz?- jego głos był zaniepokojony, ale spojrzenie się rozjaśniło, gdy zobaczył, że żyję. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Bo ty tu jesteś. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiał się czystym, pięknym śmiechem i odsunął lekko. Wróć, chciałam powiedzieć, ale z moich ust nie wydobyło się ani jedno słowo. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Twoja uszczypliwość nie umarła, więc ty również żyjesz. Swoją drogą to by była wielka ironia, gdyby córka boga władającego wodą, utonęła. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Świat jest pełen ironii- mruknęłam i zadałam pytanie, o które nigdy bym siebie nie podejrzewała- Co z Geneviefe? </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Viator przyglądał mi się przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Żyje. Uratowałaś ją. Dlaczego?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Co: dlaczego?- nie byłam pewna, o co mu chodzi. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego ją uratowałaś? Przecież jej nienawidzisz.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- I dlatego powinnam dać jej zginąć?- nadal go nie rozumiałam. Uratowałam ją, bo to było właściwe. Nie można dać komuś zginąć tylko dlatego, że się go nie lubi. Viator przyglądał mi się jeszcze przez chwilę, po czym powiedział:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, chyba myliłem się co do ciebie. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Czy to przeprosiny, panie tułaczu?- nawiązałam do jego imienia.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zamarł.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jak mnie nazwałaś? </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tułaczem. Podróżnik, tułacz, Viator. To wszystko to samo- uśmiechnęłam się lekko, z wysiłkiem, ale nie odwzajemnił mojego uśmiechu. Zachowywał się, jakbym powiedziała coś okropnego. Jakbym to ja nagle stała się kimś okropnym. Wstał szybko i zawołał kogoś innego, by się mną zajął. Zanim odszedł, powiedział jeszcze:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nigdy więcej mnie tak nie nazywaj. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
______________________________</div>
<div style="text-align: left;">
Wakacje, nareszcie wakacje!</div>
<div style="text-align: left;">
Niestety ja wyjeżdżam dopiero pod koniec lipca :< Ale czas szybko minie! Nowy rozdział będzie na pewno przed moim wyjazdem (:<br />
Troszkę się opuściłam w komentowaniu Waszych opowiadać, ale wszystko czytam i komentarze niedługo nadrobię (:</div>
<div style="text-align: left;">
PS. Jeśli ktoś nie wie, dlaczego Viator tak się zaczął zachowywać pod koniec rozdziału, odsyłam do przepowiedni, która znajduje się w prologu ^^</div>
PS2. W zakładce "Zwiastun" dodałam drugi zwiastun, dajcie znać, jak się podoba (:<br />
<br />
<br />
<br />Unknownnoreply@blogger.com35tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-87774454303478209392013-06-01T10:56:00.001+02:002013-12-01T10:40:36.719+01:00Rozdział IX<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-size: large;">Hermes</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-size: large;"> </span></b></div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Przemierzając korytarze Siedziby Herosów, Hermes w myślach przeklinał tego, kto ją zaprojektował. Co za głupek umieszcza stołówkę w odległości trzech pięter od pokoi mieszkalnych? Przecież zanim się przejdzie te kilka pięter można umrzeć z głodu! Hermesowi do tej pory nie robiło to dużego problemu, gdyż i tak nie mieszkał w Siedzibie. Jednak dzisiaj, gdy musiał przedrzeć się przez trzy piętra, by zobaczyć się z Nereusem, zaczął współczuć herosom. Gdyby tylko miał ze sobą swoje skrzydlate buty, ta "wyprawa" zajęłaby mu kilka sekund. Ale Zeus pozbawił go nawet ich. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Jego ponure myśli przerwał odgłos szurania paznokci po posadce. Wiedział, kogo zobaczy, jeszcze zanim Cucumber z Tomato na plecach wyłonili się zza zakrętu.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Wy też jeszcze nie śpicie?- westchnął i pogłaskał psy po głowach. Pomachały z radością ogonami i zaczęły się łasić, prosząc o więcej. Hermes jednak nie miał na to czasu i ruszył korytarzem dalej. Psy podążyły za nim jak cień. Przechodząc obok skrzydła szpitalnego, bóg usłyszał znajomy głos dochodzący zza drzwi:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jak możesz być takim egoistą, Mike! Naprawdę cię nie obchodzi, że wszyscy tu umieramy z niepokoju o ciebie?- jej podniesiony głos był zabarwiony zarówno złością, jak i rozpaczą- Na Zeusa, prędzej pozwolę, by Księżyc się rozpadł, niż na twoją śmierć! A dobrze wiesz, że to się nigdy nie zdarzy! Więc nie utrudniaj mi...- przerwała, zauważając Hermesa, stojącego w drzwiach. Szybko otarła łzę spływającą po policzku i przybierając groźny wyraz twarzy, warknęła:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Co, ciebie też mam niańczyć?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes wiedział, że nie powinien był wchodzić. Selene od zawsze chciała, by ludzie widzieli w niej silną i odważną kobietę i nigdy nie pozwalała sobie na momenty słabości. Aż do dzisiaj. Widział po jej oczach, że była bardzo zła. By rozładować napiętą atmosferę, powiedział:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Hej, nie smuć się tak, zawsze mogło być z nim gorzej.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tak? Niby jak? - spytała cicho, a jej groźny ton zaczął się kruszyć.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Zawsze mogły go zaatakować olbrzymie koniki morskie!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Wzniosła oczy ku niebu, ale kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Skończ już z tymi konikami, Hermesie. Przecież wiesz, że one nie istnieją- westchnęła, po czym poprawiła okład na czole Mike'a.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- I tak właśnie objawia się ignorancja ludzi! Skąd możesz wiedzieć, że nie istnieją? Ludzie tak myślą również o bogach- wskazał na siebie- Tadam!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Selene ponownie wzniosła oczy ku górze i już otwierała usta, by odpowiedzieć, gdy przerwał im cichy jęk dochodzący z łóżka Mike'a. Spojrzeli w tamtą stronę i zobaczyli, że chłopak odzyskał przytomność.Mike jednak kompletnie ich ignorował, a cała jego uwaga była skupiona na własnym brzuchu, na którym miał przewiązany duży, biały bandaż. Przez to, że mężczyzna gwałtownie się podniósł, zaczęła się na nim pojawiać czerwona plama. Mike patrzył na to przez kilka sekund, po czym mruknął:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- O, krew- i znowu zemdlał.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes i Selene popatrzyli na siebie, po czym w jednej chwili doskoczyli do jego łóżka i zaczęli mówić jedno przez drugiego:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Mike, o mój Boże, co się stało?!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Ty to umiesz zrobić wejście, stary!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Słyszysz mnie, Mikey? Daj jakiś znak!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- To było hardcorowe, Mike!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Selene spiorunowała Hermesa wzrokiem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- To nie jest śmieszne!- krzyknęła- Czytałam o tym, że nieraz ludzie budzą się na chwilę na kilka godzin przed ich śmiercią, więc oszczędź sobie swoje pochwały!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes uniósł ręce w obronnym geście.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Ja go tylko motywuję do działania, Sel. I nie bądź taką pesymistką! To, że twojego Endymiona spotkał marny los nie znaczy, że będzie tak i z Mikiem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Selene wyglądała tak, jakby ją spoliczkował. Dopiero wtedy w pełni dotarło do niego, co powiedział.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- O Boże, przepraszam, Selene, nie chciałem...</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Wyjdź- jej głos ochłodził się o kilkanaście stopni, ale nadal brzmiał stanowczo- Po prostu stąd wyjdź.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Nie trzeba mu było powtarzać dwa razy. Widział w jej oczach, jak bardzo ją zranił na wzmiankę o miłości jej życia, Endymionie, który od stuleci obdarzony był wiecznym snem. Znaczyło to, że nigdy nie umrze, ale również nigdy nie będzie już żył. Hermes wiedział, że nie powinien był o nim wspominać, ale pesymistyczna postawa Selene gryzła się z jego optymizmem, dlatego chciał ją jakoś uciszyć. Wyszedł ze skrzydła szpitalnego, wcześniej rzucając jej jeszcze jedno przepraszające spojrzenie, którego nie dostrzegła, gdyż odwróciła się do niego plecami.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Skierował się w stronę pokoju Nereusa, zostawiając martwienie się o Selene na później. Gdy dotarł pod jego drzwi, zobaczył, że są one lekko uchylone. Nie było to jednak niczym nowym - Nereus był tak zakręcony, że często zostawiał niedomknięte drzwi. Hermes zastukał lekko, po czym zajrzał do środka. Pokój wyglądał jak zawsze - panował bałagan tak wielki, że trudno było zrobić kilka kroków. Wzrok Hermesa przykuło jednak coś innego - coś, czego zdecydowanie nie było tu jeszcze niedawno. Na środku pokoju stało wielkie, kilkuset litrowe akwarium, w którym zanurzony był... Nereus. Hermes z szybkością błyskawicy przysunął do akwarium najbliższe krzesło, po czym stając na nim, sięgnął po dyrektora Siedziby. Gdy wyciągnął go na powierzchnię wody, mężczyzna ocucił się i zaczął wymachiwać rękami, próbując rozeznać się w sytuacji i zobaczyć, kto go trzyma.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Co się stało? Co się stało? -wołał- Znaleźliście Waj-Faja?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nereusie, uspokój się!- wrzasnął Hermes, próbując wyciągnąć go z akwarium, co jego szamotanina bardzo mu utrudniała. Po kilku minutach jednak się udało, a Hermes złapał Nereusa za ramiona i potrząsnął nim lekko.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Co się stało? Ktoś cię tam wepchnął?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Wepchnął gdzie?- Nereus miał ten sam rozkojarzony wyraz twarzy, co zawsze, jednak teraz doszło do tego również zdziwienie- Do akwarium? Dlaczego ktoś miałby mnie tam wpychać? Sam tam wszedłem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Co?- Hermes popatrzył na niego z niedowierzaniem- Po co miałbyś to robić?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Nereus cofnął się i przejechał czule dłonią po akwarium.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Bo to, mój drogi Hermesie, jest moje nowe łóżko- powiedział z dumą- Zawsze lepiej się czułem w wodzie, więc pomyślałem, że skonstruuję sobie takie cudo. A wiesz, co jest najlepsze? Że woda, która tu jest nie moczy ubrań! Ale pewnie sam to już zauważyłeś.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes był zbyt zajęty ratowaniem życia (jak się teraz dowiedział, niepotrzebnie) Nereusowi, by zauważyć takie szczegóły. Uśmiechnął się jednak grzecznie i pochwalił:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Widzę, że nadeszła zupełnie nowa era łóżek wodnych. Jeszcze chwila, a dorównasz Hefajstosowi!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Nereus rozpromienił się na tę uwagę i klasnął w dłonie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Chcesz zobaczyć, co jeszcze ostatnio zaprojektowałem? Trochę się nad tym napracowałem, ale...</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Może innym razem- przerwał mu Hermes- Mam do ciebie sprawę, Nereusie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zawahał się, nie wiedząc, jak o to spytać. Beatrice prosiła, by dowiedział się, czy Nereus jest jej ojcem, ale nie mógł przecież o to zapytać wprost. Zdecydował się więc na drugą opcję, bardziej ogólnikową, ale jednocześnie niewprawiającą w zakłopotanie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Cz ty... -odchrząknął- Czy doznałeś kiedyś w życiu spełnienia?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście!- wykrzyknął Nereus. Hermes popatrzył na niego, nie kryjąc szoku- Waj-Faj codziennie daje mi spełnienie!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Bóg odetchnął głęboko, ciesząc się, że mężczyzna nie doznał innego rodzaju spełnienia, bo to utrudniałoby sprawy.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- I nie lubisz dzieci? - upewnił się. Nereus spojrzał na niego zaskoczony, jednak podejrzliwość szybko zniknęła z jego twarzy.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, kiedyś przez kilka godzin musiałem opiekować się dzieckiem Okeanosa... Nic, tylko cały czas płakało, a ja nie wiedziałem, dlaczego! Od tamtego czasu nie lubię dzieci. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Opiekowałeś się dzieckiem Okeanosa?- spytał Hermes z nieskrywaną niechęcią- Czyli byłeś niańką potomka naszego największego wroga!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- To było kilkanaście lat temu, wtedy jeszcze nie wiedziałem, co strzeli staremu Okeanosowi do łba- odparł na swoje usprawiedliwienie- Ale chyba już wtedy coś dziwnego płynęło w ich krwi, skoro to dziecko było takie rozwydrzone. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes westchnął ciężko i odwrócił się w stronę drzwi, pragnąc jak najszybciej podzielić się wieściami z Beatrice. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Dzięki za pomoc. Wracaj do... łóżka- rzucił przez ramię i już był gotowy wychodzić, gdy głos Nereusa zatrzymał go w miejscu:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Skoro już tu jesteś... Powiedz mi, jak sprawuje się Beatrice? </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes odwrócił się do niego zaskoczony. Nereus rzadko interesował się herosami, więc to pytanie wydało mu się dziwne, jednak postanowił odpowiedzieć:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Dziewczyna ma dość trudny charakter... Jest uparta i kłótliwa, trochę irytująca, jeśli mam być szczery. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Cóż, można się było tego spodziewać...- mruknął Nereus do siebie, na co Hermes uniósł brwi- A jak jej idzie z treningami? </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Fatalnie. Widać, że wcześniej nigdy porządnie nie ćwiczyła. Choć ma sporo zapału, bardzo szybko się męczy. Ciężko będzie ją wyszkolić- widząc minę Nerusa, dodał- Ale nic się nie martw. Pod moimi skrzydłami nauczy się wielu, naprawdę wielu rzeczy. Obiecuję.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Z tymi słowami wyszedł, pozwalając Nereusowi wrócić do wodnego snu.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
____________________________________</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Ale długo mnie nie było! Mam nadzieję, że pamiętacie jeszcze co nieco to opowiadanie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Troszkę wam zaspoileruję: w następnym rozdziale będzie bal maskowy! (;</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Na marginesie, wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka i tym mniejszym i większym, bo wewnątrz wszyscy jesteśmy dziećmi. <- To było głębokie ^^ Pochwalcie się, co dostaliście!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com27tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-722584492323020082013-04-27T09:59:00.000+02:002013-12-01T10:39:04.248+01:00Rozdział VIII<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Wieczorem na stołówce było dwa razy więcej ludzi, niż w porze lunchu. Algida wytłumaczyła mi, że wielu starszych herosów było przez cały dzień na zajęciach w terenie i przyjechali dopiero na kolację. Już po raz drugi w tym dniu stałam się główną atrakcją posiłku. Niektórzy posyłali mi ukradkowe spojrzenia, a inni bezceremonialnie się na mnie patrzyli.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Przejdzie im- pocieszyła mnie Algida z ustami pełnymi hamburgera- Nowi zawsze są w centrum uwagi, ale zapewniam cię, że za dwa/trzy dni przestaną na ciebie zwracać uwagę.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Nie wiedziałam czy to, iż stanę się niewidzialna miało mnie pocieszyć, czy jeszcze bardziej zdołować. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Chwilę później do naszego stolika podeszli czterej mężczyźni, niektórzy z mokrymi włosami, jakby przed chwilą brali prysznic.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Hej, Allie!- zawołał jeden z nich. Miał ciemną cerę i czarne, krótko przystrzyżone włosy. Na początku nie wiedziałam do kogo mówi, dopiero po tym, jak uściskał Algidę, dotarło do mnie, że słowa były skierowane do niej. Chłopak popatrzył na mnie z zainteresowaniem (jak zresztą cała stołówka dzisiaj) i spytał- Kim jest twoja urocza koleżanka?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Choć nadal zwracał się do Algidy, stwierdziłam, że sama umiem się przedstawić:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jestem Beatrice, nowa heroska w Siedzibie. I nie jestem kotkiem, więc nie nazywaj mnie uroczą, proszę- powiedziałam, krzywiąc się. Nie lubiłam, gdy ktoś tak mnie nazywał. Urocze mogą być zwierzaki i małe dzieci - ale z pewnością nie heroski. Chłopak zagwizdał i wyrzucił ręce w górę:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam, nie wiedziałem, że jesteś bardziej typem badass- mrugnął, siadając przy naszym stoliku, a pozostali mężczyźni poszli w jego ślady, wcześniej witając się z Algidą. Westchnęłam i przejechałam dłonią po włosach:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie, to ja przepraszam. Mam dzisiaj zły dzień.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Ma indywidualne treningi z Bogiem- wtrąciła Algida, jakby to wszystko wyjaśniało. Chłopcy spojrzeli na mnie, otwierając szeroko oczy.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę?- spytał jeden- To musisz mieć straszny wycisk. Ten facet nie zna litości.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Nagle pojawiła się we mnie silna potrzeba, by bronić swojego instruktora:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tak naprawdę to nie jest taki zły - powiedziałam szybko- Może jest trochę ostry, ale myślę, że trening z nim przynosi efekty... Sądząc po tym, jakie mam zakwasy w kolanach.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Co do tego, że Bóg jest dobry w swoim fachu, nie mamy wątpliwości. Miesiąc treningów z nim to jak rok treningów z innym instruktorem- powiedział blondyn tonem znawcy, a inni pokiwali zgodnie głowami. Nikt nie czuł potrzeby, by cokolwiek dodawać, więc wszyscy wzięli się za jedzenie. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
W połowie posiłku dołączył do nas Trey, witając się ze wszystkimi, a szczególnie z chłopakami, z którymi się dawno nie widział. Przysunął krzesło z pobliskiego stolika i usiadł obok mnie. Zauważyłam tęskne, a jednocześnie smutne spojrzenie Algidy. Westchnęłam w duchu, żałując, że Trey nawet jej nie zauważał.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Hej, zmieniłeś miejsce zamieszkania?- zagadnęłam, wskazując głową na stolik, przy którym wcześniej siedział. Stolik pełen samych dziewczyn, jak zauważyłam.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Troszkę mnie nudzą ich tematy... Cały czas gadają jedynie o ubraniach i makijażu. Jeszcze trochę czasu z nimi, a zmienię orientację.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Oj, nie- rzuciła Algida i wnioskując z jej miny, sama nie mogła uwierzyć, że to powiedziała. Trey rzucił jej zaciekawione spojrzenie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tak, to by była wielka strata, prawda?- mrugnął i uśmiechnął się szeroko. Algida, cała czerwona na twarzy, chcąc jak najszybciej zmienić temat, zagadnęła mnie:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Beatrice, chcesz z nami w tym tygodniu wyjść na miasto?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Na to pytanie wszyscy przy stoliku zamilkli, rzucając jej dziwne spojrzenia. Blondyn, siedzący obok niej pochylił się w jej stronę i wyszeptał, jednak na tyle głośno, że zdołałam go usłyszeć:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Zwariowałaś?! Przecież ona może nas wydać!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Wszyscy spojrzeli na mnie, jakbym była bombą, która miała zaraz wybuchnąć. Grzebałam widelcem w mojej sałatce, udając, że nie słyszałam pytania Algidy.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Dajcie spokój, Beatrice jest spoko!- powiedziała dziewczyna.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli mnie pamięć nie myli, niecałe pół roku temu mówiłaś, że Justin Bieber jest spoko. Dlatego wybacz, jeśli nie uznamy cię za wiarygodne źródło informacji- odpowiedział jej blondyn, sprawiając, że zarumieniła się jeszcze bardziej.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Poza tym, ma lekcje indywidualne z Bogiem. Trudno uwierzyć, że będzie trzymać język za zębami-dorzucił inny.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Tego było za wiele. Miałam wiele wad, ale wyjawianie cudzych sekretów nie należało do jednej z nich.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie mam pojęcia, dlaczego robicie tyle szumu o głupi wyskok do miasta, ale jeśli tak ma być, mogę nie iść, proszę bardzo- wzruszyłam ramionami i założyłam ręce na piersi. Trey szturchnął mnie ramieniem i uśmiechając się lekko, wytłumaczył:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Zabronione jest nam wychodzenie z Siedziby bez chociaż jednego wykwalifikowanego herosa, gdyż przyciągamy potwory. Gdyby ktoś dowiedział się o naszych ucieczkach, nie byłoby kolorowo- po chwili zwrócił się do pozostałych- Znam Beatrice od zaledwie kilku dni, ale wątpię, by cokolwiek komuś powiedziała. A już szczególnie Viatorowi. Nie przepadają za sobą nawzajem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę?- usłyszałam za sobą wysoki, słodki głos. Odwróciłam się i zobaczyłam wysoką blondynkę z różową przepaską we włosach- Nie przepadasz za Viatorem? Ale przecież on jest taaaki słodki.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Wytrzeszczyłam oczy i popatrzyłam po osobach przy moim stoliku. Nikt oprócz Algidy jednak zdawał się nie widzieć mojej miny, gdyż chłopcy patrzyli na blondynkę, jakby była ósmym cudem świata.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Um... Nie jest w moim typie- co było jednym, wielkim kłamstwem. Jeśli w człowieku liczyłby się tylko wygląd, już dawno bym się na Viatora rzuciła.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Przecież on jest w typie każdego- nie odpuszczała dziewczyna, a jej słodki głos zaczynał mnie drażnić. Widząc moje zmieszanie, powiedziała- Nieważne. Ty na pewno nie jesteś w jego typie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Uniosłam brwi, ale nie chciałam się kłócić, więc nie odpowiedziałam. Dziewczyna, widząc, że nie reaguję, znalazła sobie kolejną ofiarę.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Och, Algida, jak miło, że cię widzę. Słuchaj, kochana, widziałam ostatnio w telewizji reklamę ośrodka dla młodzieży z nadwagą. Podobno mają świetne rezultaty! I mocne łóżka, a to jest ważne, przy osobach z taką tuszą jak twoja...</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Dość tego!- powiedziałam, wstając i mierząc dziewczynę wściekłym spojrzeniem. Choć wcześniej nie miałam zamiaru się kłócić, teraz nie miałam wyboru- Weź stąd swój chudy tyłek i nie wracaj, dopóki nie znajdziesz choć odrobiny rozumu.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Bo co mi zrobisz?- dziewczyna wysunęła do przodu podbródek, mierząc mnie rozbawionym spojrzeniem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Chwilę później już nie było jej tak do śmiechu. Woda, która przed chwilą była w dzbanku na naszym stoliku, teraz znajdowała się na ubraniu i twarzy blondynki.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Potraktuj to jako zwiastun tego, co się dzieje, gdy zadziera się z moimi przyjaciółmi- powiedziałam i usiadłam z powrotem na miejscu, a dziewczyna, rzucając pod nosem przekleństwa, wybiegła z sali w otoczeniu swoich koleżanek.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- To było... świetne- powiedział chłopak z czarnymi włosami, patrząc na mnie z podziwem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Niech wie, gdzie jej miejsce- powiedziałam, wzruszając ramionami- Kto to tak w ogóle był?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Geneviefe, córka Afrodyty- wyjaśnił blondyn- Jest piękna, ale potrafi być bardzo... niemiła.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Zauważyłam- mruknęłam cicho i rzuciłam ukradkowe spojrzenie Algidzie. Ta jednak wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w swój już pusty talerz.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Kilka minut później wszyscy udaliśmy się do wyjścia, a Algida, korzystając z zamieszania, podeszła i powiedziała do mnie cicho:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie musiałaś tego robić, poradziłabym sobie sama... Mimo wszystko, dzięki- posłałam jej uśmiech i odparłam, że to nic takiego i żeby się nie przejmowała gadaniem jakiejś zołzy. Ta pokiwała głową, jednak smutek wciąż czaił się w jej oczach.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Po wyjściu ze stołówki, wszyscy rozeszli się w innych kierunkach, ja jednak przytrzymałam Treya za ramię, sygnalizując mu, by zaczekał.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Co to, do diabła, było?- spytałam, gdy ostatnie kroki na korytarzu ucichły.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Ale co?- rozejrzał się wokoło, jakby się zastanawiał, czy to do niego mówiłam.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Gdy ta cała Geneviefe mówiła te okropne rzeczy do Algidy, ty nawet nie kiwnąłeś palcem!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Przyglądał mi się, jakbym zwariowała.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- A co miałem powiedzieć? Algida to nie jest moja dziewczyna, ani nic z tych rzeczy, nie muszę stawać w obronie jej honoru! Poza tym, było tam również pięciu innych chłopaków, dlaczego uczepiłaś się właśnie mnie?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Boże, ci faceci, jacy oni są ślepi.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nieważne- westchnęłam- Może kiedyś zrozumiesz. Dobranoc.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Okręciłam się na pięcie i skierowałam się w stronę mojego pokoju, czując, że odprowadza mnie wzrokiem, zapewne zastanawiając się, o co mi chodziło.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Nie uszłam daleko, gdy usłyszałam piękny, kobiecy głos, dobiegający z odległości klku metrów ode mnie:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Czy te psy muszą ci zawsze towarzyszyć? Są trochę irytujące.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Wcale nie są irytujące- odpowiedział głos, który z miejsca rozpoznałam. Viator- Poza tym, każdy kto na nie spojrzy, z miejsca się w nich zakochuje. A to ci się chyba podoba, prawda?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Intensywny zapach perfum doleciał do mnie na kilka sekund przed tym, nim wyszli zza zakrętu.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Beatrice- powiedział mężczyzna, zaskoczony- Myślałem, że wszyscy są już w łóżkach.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Kolacja się trochę przedłużyła- odparłam i spojrzałam na kobietę. Była niezaprzeczalnie piękna. Długie, blond włosy spływały jej kaskadami po ramionach, sięgając krągłych bioder, a wesołe, intensywnie niebieskie oczy patrzyły na mnie z zainteresowaniem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Beatrice, to jest... um, Bella, moja siostra. Bella, to jest Beatrice, heroska, którą trenuję.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Bella? Doskonale dobrane imię dla tak pięknej osoby, pomyślałam. Widać cała ich rodzina miała dobre geny. Kobieta spoglądała to na mnie, to na Viatora, marszcząc lekko brwi.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Ciekawe- mruknęła cicho, po czym posyłając mi promienny uśmiech, uściskała mocno- Bardzo miło mi cię poznać, Beatrice. Nawet nie wiesz, jak bardzo.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tak... Ciebie również- powiedziałam, czując się nieco niezręcznie. Kobieta dalej przyglądała mi się z zaintrygowanym wyrazem twarzy, a Viator z taką samą miną przyglądał się jej. By przerwać ciszę, spytałam mężczyznę:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie chcę być nachalna, ale rozmawiałeś już z Nereusem?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Żartujesz? Wystarczy mi urwanie głosy z własną rodziną, nie potrzeba mi dzisiaj więcej melodramatów.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Starałam się nie wyglądać na zawiedzioną, ale raczej mi to nie wyszło, gdyż Bella, zerkając na mnie, powiedziała do brata:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli coś jej obiecałeś to idź i to załatw, ja mogę poczekać- zaoferowała, po czym zwróciła się do mnie- Jestem pewna, że Beatrice bardzo chętnie mi potowarzyszy, gdy ciebie nie będzie, prawda?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Nie, nie i jeszcze raz nie, pomyślałam, ale na głos powiedziałam:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Pewnie. Nie ma problemu. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Viator, widocznie nie uważając tego pomysłu za dobry, zwlekał z odejściem, lecz siostra go w końcu przekonała. Odchodząc, szepnął do niej tylko:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tylko nie używaj swoich sztuczek.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Moich sztuczek?- odpowiedziała z miną niewiniątka- Ja nie mam żadnych sztuczek. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Słysząc to, Viator prychnął, lecz nie zatrzymał się i już po chwili zniknął za zakrętem. Bella spojrzała na mnie i zagadnęła:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Mój brat musi cię bardzo lubić, skoro ci coś obiecał... Zazwyczaj unika zobowiązań. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Już drugi raz w ciągu niecałej godziny musiałam się tłumaczyć z moich relacji z Viatorem:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tak naprawdę obiecał mi coś, z czego oboje zaczerpniemy korzyści, więc to nie jest jakieś wielkie poświęcenie z jego strony- poczułam dziwną potrzebę, by dodać- Poza tym, my się raczej nie lubimy.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- A chciałabyś, żeby było inaczej?- spytała, dalej się uśmiechając. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Dlaczego ona tak na mnie działała? Bardzo trudno mi się było skupić w jej obecności. Dopiero po chwili dotarło do mnie, o co pytała.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Co?! Nie, nie, nie, Viator i ja...to bardzo głupi pomysł. Uwierz mi, to by się nie miało prawa zdarzyć. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- A jednak nie odpowiedziałaś na moje pytanie... Ja nie pytam się o to, czy to jest w stanie się wydarzyć, tylko o to, czy ty byś tego chciała. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Gdyby to był ktoś inny, już dawno bym mu powiedziała, że to nie jego sprawa. Jednak na tę kobietę trudno się było denerwować, miała w sobie coś, co łagodziło cały gniew. Biorąc głęboki wdech, odpowiedziałam:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie, nie chciałabym. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Przechylając głowę na bok, stwierdziła:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, już dawno nauczyłam się, że są dwa rodzaje postrzegania innych osób: pierwszym jest słuchanie tego, co mówi o tej osobie rozum, a drugim słuchanie serca.- szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy- I wiesz, co ci powiem? Serce zawsze wygrywa.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
_________________________________</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Dawno mnie nie było, ale miałam urwanie głowy (szczególnie z egzaminami gimnazjalnymi!). No, ale teraz już po wszystkim, więc znalazłam czas, by napisać nowy rozdział. Następny dodam za dwa tygodnie (:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com38tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-29783211410601140212013-04-05T17:46:00.001+02:002013-11-24T19:36:34.466+01:00Rozdział VII<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b> Hermes</b></span></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes nie przywykł, by ktoś mu przeszkadzał w prowadzeniu treningów. Gdy tylko przybył do Siedziby Herosów, wytyczył jasne reguły, z których jedną było zapewnienie mu spokoju w czasie zajęć. Spędzając kilka tysięcy lat jako pionek bogów, miał po dziurki w nosie ciągłego zamieszania, na które był skazany. Pomyślał, że zaletą bycia na Ziemi może okazać się właśnie ten spokój, o którym marzył od lat. Z biegiem czasu zdążył się jednak przekonać, że chaos, jaki panuje w Siedzibie jest jeszcze gorszy od tego na Olimpie. Popatrzył z konsternacją na Selene, stojącą w drzwiach.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Która siostra?- spytał z napięciem, bojąc się usłyszeć odpowiedź. Relacje między bogami były bardzo skomplikowane. Niektórym śmiertelnikom trudno wytrzymać ze swoją rodziną przez kilkadziesiąt lat, Hermes natomiast od kilku tysięcy skazany był na towarzystwo swojej. Nic dziwnego, że dochodziło między nimi do częstych sprzeczek, nieraz nawet tak poważnych, iż nie odzywali się do siebie przez dziesiątki lat. Czymże jednak było kilkadziesiąt lat, jeśli żyło się wiecznie?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Twoja ulubiona- Selene przewróciła oczami, opierając się o próg. Mężczyzna odetchnął z ulgą i ruszył w stronę drzwi, pragnąc jak najszybciej zobaczyć się z Afrodytą.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Hej!- zawołała Beatrice, a Hermes przystanął i odwrócił się w jej stronę- Nie zapomniałeś o czymś?- po czym wskazała na siebie, unosząc brwi.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna przejechał dłonią po włosach, przypominając sobie o ich wcześniejszej rozmowie. Nie mógł teraz zostawić Beatrice samej, nawet jeśli bardzo tego pragnął. Musiał jej wcześniej wyjaśnić parę spraw. Westchnął z rezygnacją i zwrócił się do Selene:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam cię, ale mam coś ważnego do załatwienia... Czy mogłabyś się przez chwilę zająć moją siostrą?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Kobieta popatrzyła na niego z niedowierzaniem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Chcesz, bym zajęła się tą małpą na szpilkach?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Selene- zgromił ją wzrokiem, na co wydęła wargi- Proszę, zrób to dla mnie. I zauważ, że tobie również jest to na rękę. Przecież wiesz, że jeśli moja siostra zostanie sama, zmieni nasz dom w domek dla lalek.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Ta przerażająca perspektywa sprawiła, że Selene zgodziła się bez dalszych protestacji. Wyszła z sali z lekko przygarbionymi ramionami, widocznie przygnębiona myślą o tym, jak spędzi popołudnie. Hermes miał nadzieję, że do czasu jego przyjścia kobiety nie zjedzą się nawzajem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Odwrócił się ponownie w stronę Beatrice, która przyglądała mu się z ciekawością i czymś, czego nie potrafił określić:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Mieszkasz razem z Selene?- spytała, jakby od niechęci.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tak. Choć nie jest zbyt dobrą współlokatorką. Nie sprząta, nie zmywa, nie gotuje... Aż dziw, że ją przygarnąłem pod własny dach.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Beatrice przewróciła oczami i zaległa między nimi kilkusekundowa cisza. Jednak po chwili, przypominając sobie, dlaczego tu są, dziewczyna spochmurniała i powiedziała:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam, że odrywam cię od zjazdu rodzinnego, ale nie możesz na mnie zrzucać takiej bomby- mówić, że moim ojcem nie jest Posejdon- a potem odchodzić- przygryzła wargę i po namyśle dodała- Nie, żebym zdążyła zacieśnić więzy rodzinne, ale jeśli to nie on jest moim ojcem... to kto?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Może powinnaś się o to spytać swojej matki, co?- poradził, a pod fasadą miłego tonu kryła się niechęć, którą żywił wobec dziewczyny. Irytowała go od czasu, gdy tylko zjawiła się w Siedzibie. Powodem tej niechęci nie było nawet to, że to przez nią musiał pracować dodatkową godzinę dziennie (choć oczywiście nie był tym faktem zachwycony). Nie była to nawet wina jej aury, która drażniła oczy boga. Nie, w Beatrice było coś dziwnie znajomego... Znacie to uczucie, gdy widzicie kogoś na ulicy lub w telewizji i wiecie, że skądś go kojarzycie, ale nie możecie sobie przypomnieć, skąd? Hermes tak właśnie się czuł, gdy patrzył na Beatrice. Widząc jej kręcone, brązowe włosy; jej niebieskie oczy, w których kryły się iskierki sarkazmu i patrząc na jej łagodne, choć często wykrzywione z ironią rysy twarzy, wiedział, że powinien ją pamiętać. I choć próbował ją sobie przypomnieć całą lekcję, nic nie przychodziło mu do głowy. Beatrice spojrzała na niego z rozdrażnieniem:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Chętnie bym się jej zapytała, gdybyście ty i twoi przyjaciele mnie z nią nie rozdzielili.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Czyli jesteśmy na etapie żalu, tak?- żachnął się- Proszę, nie ukrywaj tego w sobie. Wykrzycz całą złość, którą w sobie zgromadziłaś.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- W tym momencie wolałabym ją zamienić na czyny- powiedziała dziewczyna lodowato. Hermes musiał przyznać, że była twarda. Od czasu przybycia na Ziemię próbował zirytować swoimi uwagami wszystkich wokół i wiele osób nie umiało utrzymać na wodzy swoich emocji. Beatrice jednak zachowała się profesjonalnie, gdy zamiast na niego nawrzeszczeć, zapytała tym samym chłodnym tonem:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Więc co, pomożesz mi? Z moim ojcem? Czy zostawisz mnie z tym samą?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Trochę głupio nie wiedzieć, od kogo ma się połowę genów, co?- zagadnął, jednak już bez niechęci- Może i nie mam serca, ale z natury jestem ciekawski. Przegapić okazję na dowiedzenie się, po kim odziedziczyłaś taki temperament? Nigdy.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Wspaniale- stwierdziła, nadal chłodnym tonem, lecz widać było, że trochę się rozluźniła- Szczerze mówiąc, mam pewne podejrzenia, kto to może być...</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Doprawdy? Biorąc pod uwagę, że bogów morskich jest jedynie sześciu, fakt, iż posiadasz podejrzenia jest szokujący.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Posłała mu groźne spojrzenie, ale nie dała się zbić z pantałyku. Ponownie go tym zaskoczyła.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Algida wspominała, że Nereus jest bogiem morskim... Myślisz, że on...?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes popatrzył na nią, upewniając się, czy nie żartuje. Widząc jej poważną minę, wybuchnął śmiechem, którego nie mógł opanować przez prawie minutę. Teoria, iż Nereus miał dziecko wydała mu się tak absurdalna, że aż śmieszna. Przecież ten wariat nie umiał się zaopiekować nawet samym sobą! Beatrice patrzyła na niego zmieszana, unosząc brwi.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Cieszę się, że mój pomysł cię tak rozbawił- powiedziała sucho- Ale nie uważasz, że jeśli mamy szukać to najlepiej zacząć najbliżej nas? Co nam szkodzi zapytać?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes, który już się opanował, lecz nadal wesoło uśmiechał, wyrzucił ręce w górę.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Dobra, dobra, zapytam się go, pani detektyw- widząc jej podejrzliwe spojrzenie, dodał- Naprawdę, obiecuję, że to zrobię. Choć uważam, że to absurdalny pomysł.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Trzymam cię za słowo- powiedziała, a on znowu odniósł to dziwne wrażenie, że skądś ją zna- Do zobaczenia jutro na treningu- dodała zrezygnowanym tonem, po czym biorąc ze stolika butelkę z wodą, która była winowajcą całego tego zamieszania, wyszła.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Nadal w radosnym nastroju, Hermes skierował się do domu, w którym czekały na niego Afrodyta i Selene. Gdy tylko wszedł, powitały go okrzyki kobiet. Ich kłótnie nie były niczym nowym i mężczyzna miał pełno czasu, by się do nich przyzwyczaić. Jeśli chodziło o tę dwójkę, każdy powód do sprzeczki był dobry. Tym razem był to zły kolor ścian, następnym będzie niemodny wzór na bluzce. Afrodyta lubiła się czepiać wszystkiego, a Selene nie pozostawała jej dłużna. Minęło kilka sekund, zanim kobiety zorientowały się, że Hermes wszedł do salonu. Gdy tylko siostra go zobaczyła, na miejscu zirytowanej miny pojawił się szeroki uśmiech i tanecznym krokiem podeszła go przytulić. Wraz z jej uściskiem, poczuł woń lekkich, przyjemnych perfum, tak charakterystycznych dla Afrodyty. Znad ramienia siostry spojrzał na Selene, której widocznie ulżyło na widok Hermesa. Biorąc torebkę ze stołu, pokazała mu na migi, że wychodzi i nie wróci, dopóki Afrodyta nie zniknie z ich domu. Nie było to niczym nowym - Selene postępowała tak zawsze, gdy jego siostra przyjeżdżała w odwiedziny. Wraz z zamknięciem się za kobietą drzwi, Afrodyta wreszcie puściła brata.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Cześć, piękna- przywitał ją Hermes z szerokim uśmiechem- Ślicznie wyglądasz.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Witaj, bestio- powiedziała pięknym, melodyjnym głosem, którego Hermesowi brakowało przez tę parę miesięcy- Ty też wyglądasz niczego sobie. Widzę, że jesteś w bardzo dobrym humorze. Kto tak na ciebie działa? Powinnam być zazdrosna?- dodała żartobliwie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jedna heroska mnie rozśmieszyła- machnął ręką, sygnalizując, że to nikt ważny.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Afrodyta zmrużyła oczy i uśmiechając się lekko, powiedziała:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Mhm. Rozumiem.- wiedział, że w jej słowach kryła się druga głębia, ale nie miał teraz ochoty kłócić się z siostrą. Ona wszędzie widziała tylko miłość i nic ani nikt nie było w stanie tego zmienić.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie zrozum mnie źle, bardzo cieszę się z twojej wizyty, ale co cię tu sprowadza?- spytał, nalewając im obu po kieliszku ambrozji. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Kobieta machnęła ręką z rezygnacją i usiadła na kanapie, prezentując się, jak zwykle, bardzo elegancko.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Kłótnie, wojna, kłótnie, wojna- westchnęła ciężko- Od kilku tygodni głównym tematem na Olimpie jest wojna z Okeanosem, a wiesz, jak ja nie znoszę wojen. Poza tym, gdy chcę o czymś z kimś porozmawiać, wszyscy mnie zbywają!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Hermes westchnął i dosuwając sobie krzesło, usiadł naprzeciwko siostry.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli już przy tym jesteśmy, to jak tam przygotowania do wojny? Wiadomo, ilu popleczników ma Okeanos?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- No nie, Hermesie, ty też?!- jęknęła, odgarniając kosmyk blond włosów z twarzy- Dlaczego wszyscy teraz interesują się wyłącznie tym?- widząc, że mężczyzna nadal czekał na odpowiedź, dodała- Z tego, co słyszałam, prawie wszyscy pomniejsi bogowie wzięli stronę Okeanosa.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Prawie wszyscy pomniejsi bogowie?!- Hermes zerwał się z krzesła- Przecież to katastrofa! Nigdy nie damy rady takiej armii!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tak, tak, słyszałam to już tysiąc razy- mruknęła Afrodyta ze znużeniem, nie przejmując się wybuchem brata- Ale Zeus na pewno coś wymyśli, jak zawsze. Jeśli już przy nim jesteśmy, to wspominał ostatnio o tobie. Żałował, że cię nie ma, bo z pewnością przekonałbyś kilku starych przyjaciół, by opowiedzieli się po naszej stronie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jasne, że bym przekonał- mruknął, a po chwili dodał- Kilku starych przyjaciół? Kogo dokładnie masz na myśli?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nemezis, Enyo, Hory...- z kolejnymi imionami mina Hermesa rzedła coraz bardziej- To tylko jedna setna tych, którzy wbili ci nóż w plecy. Przykro mi.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna nie mógł zrozumieć, jak tylu jego przyjaciół mogło opowiedzieć się po stronie zła. Jeśli było tak, jak mówiła Afrodyta, Olimp czekała zagłada. Widząc jego minę, siostra wstała z kanapy i chwyciła jego rękę.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Oj, rozchmurz się braciszku- rzuciła wesoło- Mówiłam ci, Zeus to wszystko załatwi, nie przejmuj się!- była wielką optymistką i Hermes myślał czasami, że aż nazbyt dużą. Nigdy nie rozwiązywała samodzielnie spraw, czekając aż dobry los rozwiąże je za nią. Do tej pory los nie zawodził, ale mężczyzna pomyślał, że tym razem siostrę może czekać wielkie rozczarowanie. Nie miał jednak serca jej o tym mówić. Dalej uśmiechnięta, Afrodyta pociągnęła go w stronę drzwi- Chodź, pokażesz mi Siedzibę, dawno tam nie byłam! A z tego co widziałam z zewnątrz, potrzeba jej kobiecej ręki. Prawie wszystkie kwiaty w ogrodzie zwiędły, zauważyłeś? </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Pokręcił głową, choć nawet nie był pewny, o co się przed chwilą pytała. Jego myśli zaprzątała teraz zbliżająca się wojna, którą bogowie mogli przegrać. A on nie mógł zrobić nic, by temu zapobiec, gdyż skazany był na pobyt na Ziemi. To irytowało go najbardziej. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Ach, wy faceci. Jak wy nic nie widzicie- westchnęła Afrodyta z rezygnacją, a Hermes miał przeczucie, że w tych słowach kryło się drugie dno.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
__________________________________</div>
<div style="text-align: left;">
Trochę Was przetrzymałam z tym rozdziałem, ale w sumie staje się to u mnie normą, prawda? :p </div>
<div style="text-align: left;">
Jeśli ktoś się nie zorientował, zmieniłam końcówkę ostatniego rozdziału (: Zamiast "Z Mikiem jest coraz gorzej" Selene mówi "Twoja siostra przyjechała". Pomyślałam, że nie będę już męczyć Mike'a, niech ma chłopak trochę spokoju ^^<br />
Nowy szablon wykonała wspaniała Ginger Grant (: Miłego weekendu! Nowy rozdział tradycyjnie: za około 2 tygodnie.<br />
+ Zapraszam do głosowania w nowej ankiecie!<br />
Edit: Zauważyłam, że głosy w ankiecie znikają :| Wyczuwam obecność czarnej magii!</div>
Unknownnoreply@blogger.com44tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-68413665484637084442013-03-20T17:36:00.000+01:002013-10-24T20:55:18.517+02:00Rozdział VI<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Do sali treningowej odprowadziła mnie Algida w obstawie Tomato i Cucumbera. Większy z psów przyglądał się nam z iskierką szaleństwa w oczach, za to mniejszy był czujny i niezbyt przyjaźnie nastawiony.</div>
</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- One zawsze tak?- zagadnęłam Algidę, wskazując głową na tę dwójkę. Tomato, widząc że okazuję mu zainteresowanie, najeżył się jeszcze bardziej. Dziewczyna zerknęła na psy i uśmiechnęła się lekko.</div>
</div>
</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tak, nierozłączni przyjaciele. W sumie nawet im trochę zazdroszczę... Tej ich przyjaźni. Zawsze trzymają się razem i stoją u swego boku bez względu na wszystko. Myślę, że w świecie ludzi taka przyjaźń nie istnieje.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Ze względu na częste wyprowadzki, nigdy nie zdążyłam się z nikim zaprzyjaźnić, więc nie byłam biegła w tym temacie. W głowie pojawił mi się jednak obraz mojej matki, która niemal co wieczór otwierała album ze zdjęciami i brała do rąk fotografię, na której uchwycony był mój ojciec z szerokim, szczerym uśmiechem na ustach. Było to jedyne jego zdjęcie, jakie posiadałyśmy. Nosiło ono na sobie ślady smutku i rozpaczy - za każdym razem, gdy mama brała je do ręki, nie umiała pohamować płaczu. Od odejścia mojego ojca minęło ponad siedemnaście lat, a moja matka nigdy nawet nie spojrzała na innego mężczyznę.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- A czy nie na tym właśnie polega miłość?- spytałam, na co Algida posłała mi litościwe spojrzenie.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Na jakim świecie ty żyjesz? Taka miłość istnieje chyba tylko w bajkach... Ludzie zawsze odchodzą.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Z tym akurat nie mogłam się nie zgodzić.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Następne kilka kroków przeszłyśmy w milczeniu, aż dotarłyśmy pod salę treningową.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- No to zostawiam ciebie i Viatora samych- powiedziała i mrugnęła do mnie- Życzę boskiej zabawy.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Rzuciłam jej zrezygnowane spojrzenie, po czym weszłam do sali. Była wielka, jeszcze większa od stołówki. Pod ścianami stały przyrządy do ćwiczeń, a na jednej ze ścian wisiał arsenał mieczy. Nie licząc mieczy, wszystko było tu dziwnie nowoczesne, biorąc pod uwagę, że był to obóz herosów.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Gdy tylko drzwi się za mną zamknęły, usłyszałam po swojej prawej stronie głos Viatora:</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem, co zalicza się do twoich umiejętności, ale z pewnością nie jest to pukanie.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Spojrzałam na mężczyznę, unosząc brwi. Siedział na dużym fotelu, krzyżując nogi w kostkach, a w ręce trzymając książkę. Sądząc po żółtym odcieniu jej kartek, musiała być wydana jeszcze przed moimi narodzinami.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- To sala treningowa, prawda? Dostępna dla wszystkich. Co znaczy, że nie muszę pukać, zanim do niej wejdę.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Kiedy ja tu jestem, musisz- powiedział twardo, powracając do lektury- Na rozgrzewkę przebiegnij pięć kilometrów na bieżni.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Wytrzeszczyłam oczy. Pięć kilometrów?! Nie umiałam przebiec jednego, a co dopiero pięciu. Jednak Viator nie miał szansy ujrzeć mojej dezaprobaty, gdyż nie odrywał wzroku od książki. Uśmiechał się jednak pod nosem z satysfakcją, co było dla mnie dowodem na to, że wiedział, jaką trudność sprawi mi to zadanie.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Jęknęłam i skierowałam się w stronę bieżni. W myślach rzucałam w niego wszystkimi oszczerstwami, jakie przyszły mi do głowy. Na głos jednak nie powiedziałam ani słowa, czując, że na to liczył.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Związałam włosy w koński ogon i rozpoczęłam mój bieg od tempa 5km/h.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Obyś się nie spociła!- zawołał Viator ze swojego fotela, ja jednak puściłam jego uwagę mimo uszu, obawiając się, że mogłabym powiedzieć coś bardzo niestosownego. Więc tak miały wyglądać nasze treningi? Ja miałam co lekcję harować, a on się obijać? Nie ma co, nie mogłam trafić na lepszego trenera.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zdołałam przebiec trzy kilometry, na więcej jednak nie było mnie stać. Byłam zlana potem, a nogi wołały o litość. To był największy wysiłek fizyczny, jaki zrobiłam w ciągu całego mojego życia.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Podeszłam do Viatora i stanęłam przed nim, kładąc ręce na biodrach. Dopiero gdy mój cień padł na jego książkę, podniósł wzrok.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Zostały ci jeszcze dwa kilometry do przebiegnięcia- powiedział, a ja wolałam nie pytać, skąd o tym wiedział.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Słuchaj, postawmy sprawę jasno. Ja nie chcę tu być, ty nie chcesz tu być. Więc może odpuśćmy sobie te treningi, co? Jeśli coś mnie zaatakuje, skorzystam z pomocy wody, tak jak ostatnio.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tak, woda...- powiedział, a w jego oczach zatańczyły iskierki zainteresowania- Bo możesz całkowicie na niej polegać, prawda?</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, o co mu chodziło. Zainteresowanie mieszało się z wrogością w jego oczach, a ja nie umiałam stwierdzić, dlaczego.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tak, mogę. To mój żywioł, coś, co mam w sobie od dziecka. Ty też jesteś herosem, prawda? Tobie też boski rodzic na pewno przekazał jakiś talent... I bynajmniej nie mam tu na myśli irytowania innych.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Gdy zrozumiałam, co powiedziałam, wytrzeszczyłam szeroko oczy, nie wierząc, że posunęłam się tak daleko. Bądź co bądź, był moim nauczycielem. Czekałam na wybuch, on jednak tylko uśmiechnął się z wyższością na słowo "heros", a drugiej części zdania jakby nie usłyszał. </div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nieważne- machnął ręką- Co do twojej propozycji, to tylko raz w całym moim życiu nie wysłuchałem danego mi rozkazu. I wiesz, jak to się skończyło?- pokręciłam głową, choć wcale nie czekał na moją reakcję- Zostałem wysłany do Hadesu. I uwierz mi, nie mam najmniejszej ochoty tam wracać.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Żartujesz, prawda?- spytałam, mając nadzieję, że nie usłyszał przerażonej nuty w moim głosie.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie. Trochę tam za ponuro jak dla mnie- wzruszył ramionami, na co zmrużyłam oczy.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś niemożliwy, instruktorze- prychnęłam, biorąc do ręki butelkę wody. Ugasiwszy pragnienie, zwróciłam się do niego ponownie- Powiedz mi może, na czym polegać mają nasze treningi? Bo jak na razie niewiele mnie uczysz, jedynie czytasz tę swoją durną książkę. </div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Co do durnej, to całkowicie się z tobą zgadzam. Mitologia ma w sobie jakieś dwa procent prawdy, reszta to zmyślone historie. Że niby dziecko Hermesa i Afrodyty to Hermafrodyta?-prychnął- Jakby oni w ogóle mieli dziecko!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam brwi, przysłuchując się jego narzekaniom. Trochę nazbyt się tym przejmował, jak na mój gust. </div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- A skąd ty to niby możesz wiedzieć?- spytałam- Ja na przykład lubię fragment o Hermafordycie. Pokazuje, że Afrodyta i Hermes jednak nie byli tak idealni, skoro mieli tak... specyficzne dziecko.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Czytając po minie Viatora, moja wypowiedź w połowie go zirytowała, a w połowie zniesmaczyła. Widziałam, że z chęcią wdałby się ze mną w dyskusję, jednak po kilku sekundach wewnętrznej walki, porzucił ten zamiar. </div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nieważne- usłyszałam to od niego już drugi raz dzisiaj. Czyżby jego ulubione słówko?- Jutro przyjdź na trening o ósmej i uprzedzam, że będziesz miała, jak to się mówi, spory "wycisk". Jeśli dzisiaj nie umiałaś przebiec pięciu kilometrów, jak zdołałabyś uciec potworom? Na przykład Cyklopom, którzy, nawiasem mówiąc, zaatakowali nas wczoraj?</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- To byli CYKLOPI?!- Wytrzeszczyłam oczy, przetrawiając ten fakt. Minęło kilka sekund, niż dodałam- Poradziłabym sobie z nim tak samo, jak ostatnio. Za pomocą wody. </div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Na to zdanie, Viator uśmiechnął się z lekką drwiną i ruchem głowy wskazał na trzymaną przeze mnie butelkę, w której było jeszcze trochę wody. </div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Skoro jesteś tak przekonana o swoich zdolnościach, proszę, pochwal się nimi. Porusz wodę w tej butelce. </div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę muszę ci cokolwiek udowadniać? Przecież widziałeś jak powaliłam tamtych... cyklopów- dalej trudno było mi uwierzyć, że coś takiego w ogóle istniało.</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tym bardziej, myślę, że coś tak łatwego jak poruszenie wodą w butelce nie sprawi ci kłopotu- obstawiał przy swoim, a irytujący uśmiech dalej tańczył na jego ustach. Wyrzuciłam ręce w górę w geście poddania i popatrzyłam ze skupieniem na wodę. Wydałam jej rozkaz. </div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
I nic. </div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Nie poruszyła się nawet odrobinkę. Marszcząc brwi ze skupieniem, spróbowałam ponownie. Dalej nic. Nie byłam w stanie jej kontrolować. Czując narastającą panikę, zerknęłam na Viatora, który przyglądał mi się, jakby widział mnie po raz pierwszy.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Ciekawe- powiedział do siebie cicho, nie spuszczając ze mnie wzroku.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego... Jak to możliwe... Przecież woda to mój żywioł!- wybuchłam, przysuwając się do Viatora i patrząc na niego ze złością- Co mi zrobiłeś?! Wiedziałeś, że nie będę w stanie nad nią zapanować, prawda? To dlatego kazałeś mi zrobić demonstrację!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiedziałem- powiedział cicho- Podejrzewałem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Co dokładnie podejrzewałeś?- spytałam ze złością- Że straciłam moce?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Uspokój się, nie straciłaś mocy- powiedział ze zniecierpliwieniem- Umiesz kontrolować wodę, ale nie każdą... Wiemy, że umiesz nad wodą z fontanny, wodą z kranu... Jednak nie nad mineralną. Nie wiem, od czego to zależy, ale dowiem się- po kilku sekundach dodał- Jedno jest pewne: nie jesteś córką Posejdona.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie?- uniosłam brwi. Dużo nowości jak na jeden dzień. Za dużo.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Dzieci Posejdona kontrolują wszystko, co wodne. Nieważne, czy to woda mineralna, czy kranowa - umieją kontrolować każdy jej rodzaj. Ty natomiast... -złośliwy uśmiech pojawił się na jego ustach- Jesteś troszkę wybrakowana.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Popatrzyłam na niego groźnie, lecz zanim zdążyłam odpowiedzieć, drzwi za mną się otworzyły. Obróciłam się w tamtym kierunku i zobaczyłam piękną dziewczynę stojącą w progu sali. Była to ta sama czarnowłosa kobieta, którą widziałam wczoraj, czuwającą przy łóżku Mike'a.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Viatorze, mam problem.- powiedziała z niechęcią wymalowaną na twarzy- Twoja siostra przyjechała</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
_________________</div>
<div style="text-align: left;">
Trochę dawno się nie widzieliśmy, co? Jednak chorowałam na brak weny i brak czasu. Zresztą, komu ja to mówię. Na pewno wiecie, jak to jest. Przepraszam również, że zaniedbałam nieco Wasze opowiadania - postaram się je jak najszybciej nadrobić.</div>
<div style="text-align: left;">
Nowy rozdział powinien pojawić się w okolicach 1 kwietnia (:</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
PS. Szczęśliwego pierwszego dnia wiosny! Choć jedyne stwierdzenie, które nasuwa mi się teraz na myśl to, że ładną zimę mamy tej wiosny :D</div>
</div>
<br />
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com43tag:blogger.com,1999:blog-3294774217476224161.post-22176681876918194992013-02-24T10:53:00.001+01:002013-12-01T10:39:47.504+01:00Rozdział V<br />
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Choć Viator próbował protestować, na niewiele się to zdało. Może i miał wpływ na Maię i Treya, ale Nereus pozostał niewzruszony i pewny swojej decyzji. Moim instruktorem miał zostać Viator, osoba, która moim zdaniem, kompletnie się nie nadawała do tej roli. Jako że nigdy wcześniej nie walczyłam, potrzebny mi był cierpliwy, wytrwały i niełatwo wpadający w złość nauczyciel. Viator nie posiadał żadnej z tych cech. Ich kłótnia trwała dobre dziesięć minut i choć skrycie trzymałam stronę Viatora, nie odezwałam się ani słowem. Gdy Nereus postawił na swoim (ku niezadowoleniu i moim i mojego nowego instruktora) skierowałam się z powrotem do mojego pokoju. Był wielki, jak większość pomieszczeń w Siedzibie i pomalowany na błękitny, uspokajający kolor. Pod jedną ścianą stało akwarium z masą rybek, a na środku pokoju stało ogromne łóżko. Choć wczoraj, gdy tu weszłam, panował ogólny porządek, dzisiaj z tego pokoju zrobił się śmietnik.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Porozwalałam swoje rzeczy wszędzie, głównie na łóżku, szukając rano czystej podkoszulki. Pech chciał, że była na samym dnie plecaka, więc musiałam wyjąć wszystko, zanim się do niej dostałam. Rzuciłam się z jękiem na łóżko, pragnąc by to wszystko okazało się tylko złym snem. Choć łóżko było bardzo wygodne, poczułam, że coś kłuje mnie w brzuch. Sięgnęłam po tajemniczy przedmiot, a gdy go wyjęłam wpatrywałam się w niego osłupiała przez kilka sekund. Komórka! Moja kochana, stara komórka. Byłam przekonana, że zostawiłam ją w moim dawnym mieszkaniu. Pewnie mama musiała mi ją schować do plecaka, jeszcze zanim przyszli Viator i pozostali... A to znaczyło, że musiała wiedzieć, iż się zjawią. Ale tym faktem nie zawracałam sobie zbytnio głowy, gdyż znaczyło to również, że jestem w stanie się z nią skontaktować. Drżącymi palcami wybrałam ostatni aktualny numer mamy. W ciągu ostatnich paru miesięcy zmieniała je kilkakrotnie, więc modliłam się, by był dalej aktualny. Odetchnęłam głęboko, gdy usłyszałam sygnał. To znaczyło, że jeszcze nie skasowała tego numeru. Wątpliwości jednak powróciły, gdy usłyszałam polecenie "Zostaw wiadomość po sygnale". Chciałam się rozłączyć, ale się powstrzymałam. Może istniała możliwość, że odsłucha wiadomość, którą jej zostawię? Chwyciłam się tej myśli i gdy rozległo się krótkie "bip", zaczęłam mówić:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Cześć, mamo, to ja, Beatrice. Nie wiem, czy w ogóle odsłuchasz tą wiadomość, ale musiałam spróbować. Jestem już w Siedzibie Herosów... Szalenie to brzmi, co? Jestem heroską. Heroską! Nie mogę uwierzyć, że mi o tym nie powiedziałaś i choć jedna część mnie chciałaby cię za to udusić, druga część dusi się z tęsknoty do ciebie. Chciałabym, byś tu była i zobaczyła na własne oczy, jak to wszystko jest pogmatwane. Ludzie tutaj są dziwni, choć nie powiem, mili... Wszyscy z wyjątkiem, o ironio, mojego nowego trenera. Muszę się nauczyć, jak walczyć, a to Viator, jeden z mężczyzn którzy po mnie przyszli - na pewno go kojarzysz (ten najwyższy)- ma mnie uczyć. Nie jest do mnie zbyt przyjaźnie nastawiony, choć nie mam pojęcia, dlaczego. Chciałabym, byś tu była. Czy myślisz... czy istnieje choćby cień szansy, że mogłabyś kiedyś przyjechać? - gdy do oczu zaczęły napływać mi łzy, zadecydowałam, że pora się rozłączyć- Zapewne ten numer nie jest nawet aktualny, ale jeśli jest inaczej, to wiedz, że za tobą tęsknie. I potrzebuję cię. Bardziej, niż kiedykolwiek.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Gdy odłożyłam telefon, leżałam kilka minut na łóżku, wpatrując się w sufit, dopóki moich rozmyślań nie przerwał głośny stukot do drzwi. Chciałam pójść otworzyć, ale mój gość zrobił to samodzielnie. Do pokoju weszła wysoka, troszkę tęga dziewczyna, trzymając się pod boki. Popatrzyła na mnie, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Nie była zbyt ładna, a efekt ten potęgowała wielka blizna na policzku. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Beatrice, tak?- spytała, dalej się uśmiechając- Mam polecenie służbowe, by zaprowadzić cię na obiad- przewróciła oczami, widząc moją minę- Trey jest bardzo opiekuńczy w stosunku do herosów. Zwłaszcza herosek. Martwił się, że się zagłodzisz- zlustrowała mnie wzrokiem- Może jego obawy nie były nieuzasadnione. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Posłałam jej niezbyt miłe spojrzenie, ale posłusznie wstałam z łóżka, jednocześnie chowając telefon pod poduszkę. Nie wiedziałam, czy posiadanie komórki jest tu zabronione, ale wolałam nie ryzykować. Dziewczyna wyszła na korytarz, a ja podążyłam za nią. Jej kroki były głośne, a podłoga lekko od nich wibrowała, lecz starałam się nie zwracać na to uwagi.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Słyszałam, że mieliście wczoraj przygodę? -zagadnęła- Wieszak został ranny?-gdy zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, o kim mówi, dodała- Mike, znaczy się. Po prostu mówimy na niego Wieszak, ponieważ często się zawiesza. Też to zauważyłaś?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Myślę, że on nie jest w tym momencie dobrym tematem do żartów- powiedziałam twardo, przypominając sobie, ile krwi wczoraj stracił i jakich poważnych obrażeń musiał przez to doznać. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jasne, przepraszam - zreflektowała się szybko dziewczyna, a minę miała naprawdę skruszoną, więc pomyślałam, że to ja tym razem przerwę niezręczną ciszę:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Wieszak, co? Macie pseudonimy dla wszystkich, czy tylko dla niektórych?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tylko dla tych, którzy są warci pseudonimów- powiedziała, skręcając w jeden z wielu korytarzy. Gdybym szła sama, już dawno bym się zgubiła- Dla tych, którzy wybijają się z tłumu.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Pokiwałam głową, a chwilę potem doszłyśmy do stołówki. Była wielka i elegancko urządzona, zewsząd oświetlona, choć nie widziałam ani jednej lampy. W środku mieściło się około dwudziestu stolików, a wszystkie były zastawione w kolorowe talerze i sztućce. Gdy tylko weszłyśmy, sala powoli ucichła, a kilkadziesiąt par oczu spojrzało w moim kierunku. Jak powiedział mi Nereus, herosi byli szkoleni przez okrągły rok, który zaczynał się we wrześniu i kończył we wrześniu następnego roku. Ja przybyłam do Siedziby trzy miesiące później, niż inni i dlatego musiałam mieć indywidualne treningi. Dlatego też stałam się główną atrakcją dzisiejszego dnia. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna, która wcześniej mnie tu zaprowadziła, najwyraźniej nieświadoma tego, że wszyscy się na nas patrzą, wskazała mi drogę do stolika, przy którym zwykle siedziała. Podziękowałam jej uśmiechem i udałam we wskazane miejsce, czując na sobie spojrzenia wszystkich zebranych. Wiedziałam, że jutro moje pojawienie się nie będzie już taką sensacją, ale na razie było to irytujące. Usiadłyśmy na miejscu, a ja zauważyłam, że przerwane rozmowy zaczynają być kontynuowane, a sala zaczyna zapełniać się gwarem głosów.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Więc kogo córką jesteś?- spytała heroska, pochylając się w moją stronę i patrząc z zaciekawieniem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Posejdona. Tak przynajmniej mi się wydaje- wzruszyłam ramionami- Nie jestem zbyt dobra z mitologii. Czy są jacyś inni bogowie władający wodą? </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna popatrzyła na mnie, jakbym spadła z księżyca. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Bogów morskich są dziesiątki- powiedziała tonem znawcy- Weźmy na przykład Nereusa.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nereus jest bogiem morskim?!- wytrzeszczyłam oczy, nie wierząc w to, co słyszę. Wydawał się być zwykłym człowiekiem, co najwięcej herosem. Był zbyt zakręcony, by być bogiem. A może właśnie dlatego, że był bogiem, był trochę stuknięty. W końcu stulecia życia muszą coś robić z człowiekiem. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Trudno uwierzyć, co?- zaśmiała się dziewczyna, co pogłębiło jej bliznę na policzku. Nurtowało mnie, skąd ją miała, ale pytanie o to raczej nie było dobrym sposobem na rozpoczęcie znajomości- Pomyśleć, że powinien mieszkać w morzu, nie? Ale podobno nie mogli z nim tam wytrzymać, więc bogowie zesłali go tutaj. Wracając do tematu, gdybym była tobą, nie byłabym taka pewna, że Posejdon to twój ojciec. Mamy tu w Siedzibie kilku jego synów i wszyscy mają podobne cechy wyglądu... Ty za to zupełnie ich nie przypominasz. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Może odziedziczyłam wygląd po matce?- spytałam, ale wiedziałam, że to nieprawda. Byłyśmy tak różne, że gdyby okazało się, iż byłam adoptowana, nie zdziwiłoby mnie to zbytnio.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Herosi zawsze dziedziczą większość cech wyglądu po boskim rodzicu- powiedziała, patrząc na nasze puste talerze i po chwili dodała głośno- Naleśniki z jagodami. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Kilka sekund później danie pojawiło się na jej talerzu, a ja otworzyłam szerzej oczy. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Fajne, co? Nereus wpadł na taki sposób dostarczania jedzenia. Nie pytaj mnie, jak to możliwe, bo jako córka Hefajstosa znam się tylko na technice, a to raczej prędzej można zaliczyć pod magię. Ale Nereus to bóg, więc co się dziwić?- wzruszyła ramionami i dodała- No dalej, powiedz na co masz ochotę, a to się pojawi. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Rozejrzałam się po sali. Wszyscy mieli talerze pełne jedzenia. Skoro im się udało, to mi też, prawda? Zrobiłam głęboki wdech i powiedziałam:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Tortilla wegetariańska oraz frytki. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Po chwili pojawiły się one na moim talerzu. Popatrzyłam na nie z uwielbieniem i wzięłam się do jedzenia.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Jadłyśmy kilka minut w milczeniu, a ja, choć raz na jakiś czas zauważałam kilka spojrzeń skierowanych w moją stronę, ignorowałam je. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Nagle ktoś dotknął mojego ramienia, powodując, że podskoczyłam na krześle. Do naszego stolika przysiadł się uśmiechnięty Trey. Podkradł frytkę z mojego talerza i powiedział:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Witam, drogie panie. Beatrice, Viator kazał mi przekazać, że po lunchu masz się zjawić w sali treningowej.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Nie "Viator poprosił mnie, bym przekazał", tylko "Viator kazał mi przekazać". Nie mogłam uwierzyć, że mógł on od tak wydawać polecenia kolegom. A jeszcze bardziej nie mogłam uwierzyć, że oni go słuchają. Mimo tego, co myślałam, powiedziałam tylko:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jasne, wprost nie mogę się doczekać treningów z nim. Mam tylko nadzieję, że wyjdę z nich żywa. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Roześmiał się, a ja kątem oka zauważyłam, że córka Hefajstosa przygląda mu się z uśmiechem igrającym na ustach. Trey podkradł kolejną frytkę, nie zważając na moje oburzone spojrzenie i wstając, posłał w moją stronę jeszcze jeden szeroki uśmiech, po czym oddalił się od naszego stolika. Dziewczyna obserwowała go, póki nie zniknął za drzwiami i dopiero wtedy powróciła do jedzenia. Cień uśmiechu jednak wciąż błąkał się po jej ustach. Napotykając moje spojrzenie, spytała:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Co? </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś zakochana w Trey'u- stwierdziłam, zaplatając ręce na piersi i odchylając się na krześle. Jej policzki lekko się zaróżowiły, ale spojrzenie pozostało twarde.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Co?! Ja go nawet nie znam! Nie jestem w nim zakochana! Jaki durny pomysł. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- To widać na odległość- stwierdziłam- Nie oszukasz mnie. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Przez kilkanaście sekund nic nie mówiła, jakby toczyła wewnętrzną walkę, lecz w końcu się poddała i spojrzała na mnie:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Dobra, masz rację. Jestem w nim beznadziejnie zakochana, choć nawet go nie znam. Jak szalona muszę być, by czuć coś do mężczyzny, z którym nigdy nawet naprawdę nie rozmawiałam?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie rozumiem- powiedziałam powoli, przyglądając jej się- Skoro on ci się podoba, czemu z nim nie porozmawiasz? O czymkolwiek? Czemu nie poznasz go bliżej?</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Roześmiała się, ale śmiech ten przepełniała gorycz.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, jak wyglądam, Beatrice. Spójrz na mnie, a potem spójrz na niego. Jesteśmy dwoma kawałkami układanki, które zupełnie do siebie nie pasują. I nie chcę z nim rozmawiać, bo wiem, że sprawiłoby to, iż polubiłabym go jeszcze bardziej... A nie chcę się w to angażować, wiedząc, że nic nigdy z tego nie wyjdzie.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nie rozumiem- powtórzyłam- Znam Trey'a od kilkunastu godzin, ale już mogę ci powiedzieć, że on nie jest typem faceta, który leci na wygląd. Porozmawiaj z nim. Daj temu szansę. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- On nie da szansy mi- powiedziała cicho i pokręciła szybko głową- Nie rozmawiajmy o tym, dobra? Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie wiesz, jak mam na imię. Jestem Algida, córka Hefajstosa, miłośniczka mechaniki oraz jedzenia. I tak, moja matka uwielbia lody.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Roześmiałam się. Jeśli chciała odwrócić moją uwagę, to się jej udało. Jeszcze nigdy nie słyszałam, by ktoś został nazwany na cześć lodów. Jej mama musiała być ich prawdziwą miłośniczką. Algida pochyliła się nad stołem, a w jej oczach zobaczyłam iskierki podekscytowania:</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- W ogóle o co chodzi z tymi treningami? Nie gadaj, że będziesz miała szkolenie indywidualne z Bogiem!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Z kim?- uniosłam brwi. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Pamiętasz, jak mówiłam ci o tym, że tylko specjalnym osobom nadajemy pseudonimy? Cóż, jeśli Viator nie jest specjalny, to nie wiem, kto jest. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- I nazwaliście go Bogiem? </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Jasne -wzruszyła imionami- Nie wmówisz mi, że do niego nie pasuje. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Wcale nie miałam zamiaru się z nią kłócić. Co więcej, uważałam, że pseudonim był jak najbardziej trafiony. W Viatorze było coś boskiego, choć nie umiałam wyjaśnić, co dokładnie. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Dokończyłyśmy jedzenie, a Algida zaoferowała, że odprowadzi mnie do sali treningowej. Z miejsca się zgodziłam, wiedząc, że sama bym się zgubiła w tutejszej plątaninie korytarzy. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
- Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę tych lekcji!- powiedziała, gdy wychodziłyśmy ze stołówki pod ostrzałem spojrzeń- Dziewczyno, gdybyś ty widziała, jak on walczy! Jeśli nauczy cię połowy tego, co sam umie, to gwarantuję ci, że będziesz najlepiej wyszkoloną heroską na świecie!</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Kierując się do sali treningowej, myślałam tylko o tym, że jej entuzjazm był tysiąc razy większy od mojego.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
_____________________</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Wiem, wiem, znowu nie dotrzymałam terminu. Przepraszam! Wprowadziłam za to nową bohaterkę, która będzie jedną z ważniejszych postaci. Może na razie nie ma akcji, ale gwarantuję, że pojawi się w przyszłym rozdziale. W końcu trening z Hermesem nie może być nudny! :D </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
No dobra, a teraz ogłoszenia parafialne: stworzyłyśmy razem z koleżanką Tristezzą stronę dotyczącą Akademii Wampirów. Jestem pewna, że niektórzy z Was czytali, więc zapraszam! <a href="http://www.facebook.com/akademiawampirow"><b>Świat morojów, dampirów oraz strzyg</b></a> (:</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com40